Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop
Здесь есть возможность читать онлайн «Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kat poszedł na urlop
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kat poszedł na urlop: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kat poszedł na urlop»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kat poszedł na urlop — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kat poszedł na urlop», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Pan Egg otarł sobie czoło chustką; nie podobały mu się własne myśli. Ale ich nie mógł zatrzymać, patrzył dalej, jak o świcie morderca wchodzi przez uchylone drzwi – żeby czym prędzej zgarnąć swych niewinnych współuczestników zbrodni, zanim pojawi się pani Crabbe – wiedząc, że trzeba się z tym śpieszyć i zwłoki też doprowadzić do porządku – i że gdy ludzie przyjdą, nie może ich zdziwić jakieś tajemnicze miauczenie. Nie wystarczy tych kotów wypuścić – mogłyby się pętać w pobliżu domu. Nie – cysterna z deszczówką i grób zbiorowy w ogródku. Tylko że Maher Szalał Chaszbaz – wspaniały Maher Szalał Chaszbaz podjął walkę o swoje życie. Jego nie utopią w byle cysternie! Potrafił tak wierzgać, aż się wyrwał (i mam nadzieję – pomyślał pan Egg – że poharatał go przy tym, jak się patrzy!) i dotarł przez cały Londyn aż do swego domu. Gdyby jeszcze Maher Szalał Chaszbaz mógł zeznać, czego był świadkiem! Ale pan Montague Egg też wie coś niecoś i może to zeznać.
– I zrobię to – obiecał sobie Monty, zapisując nazwisko i adres adwokata pana Proctora. Wydawało mu się, że przestraszyć starego człowieka na śmierć to również morderstwo; nie był pewien, ale postanowił sprawdzić. Zaczął szukać w myśli jakiejś krzepiącej dewizy z Poradnika Sprzedawcy, ale pierwszy raz w życiu nic stosownego nie mógł znaleźć.
– Widać tym razem naprawdę wychyliłem się poza obszar mego zawodu – pomyślał ze smutkiem. – A jednak… z obywatelskiego punktu widzenia…
I tutaj się uśmiechnął, bo przypomniał mu się aforyzm widniejący na początku i na końcu jego ulubionej książki: Służenie społeczeństwu jest rolą uznaną tego, kto zasługuje na sprzedawcy miano.
Cypryjska kocica
Nadzwyczaj porządny z ciebie chłop, Harringay, że przyszedłeś mnie tu odwiedzić. Doceniam to, naprawdę! Nie każdy tak znakomity adwokat zrobiłby tyle dla klienta w beznadziejnej sprawie. Chciałbym ci zaprezentować jakąś bardziej obiecującą wersję, ale słowo honoru, że mogę ci opowiedzieć tylko i dokładnie to samo, co słyszał już ode mnie Peabody. Rozumiem, oczywiście, że w ani jedno słowo nie uwierzył, i nie mam mu tego za złe. On sądzi, że powinienem wymyślić coś bardziej prawdopodobnego: i chyba umiałbym to zrobić, ale po co? Kiedy człowiek próbuje pod przysięgą zeznawać kłamstwa, i tak prawie na pewno się na czymś potknie. A ja powiem ci wyłącznie prawdę. Strzeliłem raz i tylko jeden raz, do kota! Czy to nie zabawne: wisieć za to, że zastrzeliło się kota?
Merridew i ja byliśmy zawsze najbliższymi z przyjaciół: w szkole, na uczelni i tym podobne. Nie widywaliśmy się dużo od czasu wojny, bo mieszkaliśmy na przeciwległych końcach kraju; ale spotykaliśmy się czasami w stolicy, pisywaliśmy do siebie od czasu do czasu i każdy z nas – że tak powiem – był świadom, że ten drugi gdzieś jest. Przed dwoma laty napisał, że się niedługo żeni. Właśnie mu stuknęła czterdziestka i dziewczyna była o piętnaście lat młodsza, a on strasznie w niej zakochany. Trochę mnie to rąbnęło: wiesz, jak to bywa, kiedy przyjaciele się żenią. Czuje się, że już nie będą tacy jak przedtem; a zdążyłem się przyzwyczaić do myśli, że Merridew i ja stworzeni jesteśmy na starych kawalerów. Ale oczywiście posłałem mu gratulacje i prezent ślubny, i miałem szczerą nadzieję, że będzie szczęśliwy. A wpadł najwyraźniej po uszy: wydawało mi się, biorąc wszystkie okoliczności pod uwagę, że aż niebezpiecznie. Wprawdzie – poza różnicą wieku – mariaż był w zasadzie jak znalazł! Napisał mi, że ją poznał – wyobraź sobie – na przyjęciu w ogrodzie parafialnym gdzieś w Norfolk i że ona w życiu nie wyjrzała ze swojej wsi. Dosłownie! nawet tyle, co pojechać do najbliższego miasta. Nie chcę przez to powiedzieć, żeby pochodziła z nieodpowiednich sfer, nic podobnego! Z jej ojca
był jakiś dziwny odludek – specjalista od średniowiecza, coś w tym rodzaju – żyjący w okropnej biedzie. Umarł niedługo potem, jak się pobrali.
Przez pierwszy rok, czy coś koło tego, nie spotkałem się z nimi. Bo widzisz, Merridew jest inżynierem, i po upływie miodowego miesiąca zabrał żonę do Liverpoolu, gdzie budował coś w porcie. Dla niej to musiała być wielka zmiana w porównaniu do dzikiego Norfolku. Ja przebywałem w Birmingham, po uszy w robocie, więc pisywaliśmy do siebie tylko czasami. W jego listach aż się przelewało – tak bym to nazwał – od nieprzytomnego szczęścia, zwłaszcza z początku. Potem jakby zaczął niepokoić go z lekka stan jej zdrowia. Nie może sobie znaleźć miejsca; życie w mieście jej nie odpowiada; więc on się nie może doczekać, kiedy skończy tę pracę w Liverpoolu i wywiezie ją z powrotem na wieś. Nie ulegało wątpliwości – rozumiesz – że są szczęśliwi; on był jej oddany duszą i ciałem, jak to mówią, i wszystko mi wskazywało na to, że z pełną wzajemnością. Chciałbym, żeby co do tego nie było cienia wątpliwości.
Żeby nie przedłużać tej opowieści – Merridew napisał do mnie z początkiem ubiegłego miesiąca, że właśnie się przenosi na nowe stanowisko;- rozbudowa urządzeń wodnych gdzieś w Somerset – i pytał, czy nie mógłbym się wyrwać i wpaść do nich na parę tygodni. Chce się ze mną nagadać, a Felice też chciałaby mnie poznać. Wynajęli mieszkanie w wiejskiej gospodzie. Że miejsce jest oddalone od świata, ale są ryby i krajobraz, i tym podobne, a Felice miałaby dzięki mnie towarzystwo, kiedy on pracuje przy zaporze. A ponieważ mnie obrzydło już Birmingham, jego zaduch i to, i owo – a nieźle mi to wyglądał* – zresztą i tak należał mi się urlop – więc postanowiłem się tam wybrać. Miałem coś do załatwienia w stolicy, liczyłem, że mi to zajmie jakiś tydzień, więc ustaliłem, że przyjadę do Little Hexham 20 czerwca.
Moje sprawy w Londynie trwały niespodziewanie krótko, tak iż szesnastego nic już nie miałem do roboty, za to pod oknami hotelu młoty pneumatyczne i w dodatku maszynę, która bryzgała smołą, żeby było zabawniej. Pamiętasz, jaki to był upalny miesiąc? pożar czerwca i tyle! Nie miałem na co czekać, więc wysłałem do Merridew telegram, spakowałem walizkę i tegoż wieczora udałem się na pociąg do Somerset. Nie dostałem osobnego przedziału, ale trafił mi się przedział I klasy dla palących, w którym zajęte były tylko trzy miejsca, tak że z przyjemnością usadowiłem się w czwartym rogu. Jechał ze mną starszy pan o wojskowym wyglądzie, też niemłoda kobieta z mnóstwem torb i koszyków oraz młoda dziewczyna. Myślałem, że będę miał przyjemną, spokojną podróż.
I miałbym, gdyby nie jeden niefortunny szczegół w mojej naturze. Jakiś czas wszystko było w porządku – nawet zdaje się, że na wpół zasnąłem i rozbudziłem się dopiero o wpół do siódmej – kiedy przeszedł kelner z obwieszczeniem, że już podają obiad. Inni pasażerowie go nie jedli, a wróciwszy z wagonu restauracyjnego stwierdziłem, że starszego pana już nie ma i zostały tylko dwie panie. Znów usadowiłem się w moim kącie i po trochu, gdy tak jechaliśmy, zaczęło mnie prześladować okropne uczucie, że w przedziale znajduje się kot. Należę bowiem do tych nieszczęśników, co nie mogą znieść kotów. Nie to, żebym po prostu wolał psy! chodzi o to, że od samej obecności kota w pokoju zaczynam chodzić po ścianach. Nie umiem tego opisać, ale wydaje mi się, że sporo ludzi na to cierpi. Ktoś mi chyba mówił, że to się wiąże z elektrycznością. Czytałem, że ta niechęć bywa często wzajemna, ale nie ze mną. Do mnie te ścierwa jakby odczuwały jakieś obrzydliwe ciągoty – od razu, jak po sznureczku, prosto do moich nóg! To dziwna przypadłość, która wcale nie przysparza mi popularności u przemiłych staruszek.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kat poszedł na urlop»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kat poszedł na urlop» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kat poszedł na urlop» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.