Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop
Здесь есть возможность читать онлайн «Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kat poszedł na urlop
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kat poszedł na urlop: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kat poszedł na urlop»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kat poszedł na urlop — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kat poszedł na urlop», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– No, głowa do góry! – rzekł pan Egg. – Może chcą zainwestować w dorosłego już i sprawdzonego myszobójcę. Albo… wiesz… to może być coś do filmu! No cóż, pojedziemy tam i zobaczymy. Tylko wiesz, może lepiej będzie, jeśli ja się z tobą wybiorę i porozmawiam z tym panem Doe. Jestem człowiekiem na stanowisku – wyjaśnił z pośpiechem. – Proszę, oto moja wizytówka. Montague Egg, wojażujący przedstawiciel firmy Plummett & Rosę, sprzedaż win i wódek, Piccadilly. Przeprowadzanie rozmów z klientami to moja specjalność. „Sprzedawco, masz pamiętać o utargu! Nie wychodź za drzwi, aż dobijesz targu". Oto moja dewiza.
– A ja się nazywam Jean Maitland. Mój tatuś zajmuje się tym samym, co i pan: to znaczy zajmował się, do ubiegłej zimy, bo zachorował na bronchit i już nie ma siły podróżować.
– A to pech! – rzekł współczująco Monty i skręcił w High Holborn. Spodobała mu się ta dziewczynka, może szesnastoletnia, i obiecał sobie, że spróbuje coś na to poradzić.
Wyglądało na to, że dla mnóstwa innych ludzi też dziesięć szylingów to jest niezła cena za kota. Na chodniku przed obskurną restauracyjką na Soho było aż gęsto od kociarzy, niektórych z koszykami, innych ze zwierzętami w objęciach. Powietrze aż się trzęsło od lamentu tych uwięzionych.
– Duża konkurencja – rzekł Monty. – Ale i to dobre, że stanowisko jeszcze, jak widać, nie obsadzone. Trzymajcie się mnie, a ja zobaczę, co się da zrobić.
Poczekali przez jakiś czas. Wyglądało na to, że interesanci wypuszczani są tylnymi drzwiami, bo choć wielu wchodziło, nikt nie wyszedł. Wreszcie zajęli miejsce w ogonku, pnącym się po obdrapanych schodach, i znów odczekawszy na nich całą wieczność, stanęli u ciemnych i niezbyt atrakcyjnych drzwi. Niebawem otworzył je tęgi mężczyzna o workowatej twarzy i nader bystrych oczkach, który z ożywieniem powiedział: – Proszę, następny! – i weszli do środka.
– Pan John Doe? – zapytał Monty.
– Tak. Czy przynieśli państwo kota? Ach, to panienki kotek! No jasne. Proszę usiąść. Nazwisko i adres panienki?
Dziewczynka podała adres na południowym brzegu Tamizy i mężczyzna go zanotował: – Na wypadek – wyjaśnił – gdyby wybrany kandydat okazał się nieodpowiedni i chciałbym do państwa napisać. A teraz proszę mi go pokazać.
Otwarto koszyk i wyjrzała nieżyczliwie ruda głowa.
– Istotnie. Piękny okaz… Oho… biedna kocina! Nie zachowuje się zbyt przyjaźnie.
– To dlatego, że podróż go wystraszyła, ale jak już pozna człowieka, to jest taki milutki, a przy tym świetnie łapie myszy. I taki z niego czyścioszek.
– A, to bardzo ważne. Musi przestrzegać czystości, no i zapracować na życie, rozumie się.
– Och, na pewno! Poradzi sobie nawet ze szczurami i z każdym. Nazywamy go Maher Szalał Chaszbaz, że taki „prędki do łupu", jak napisano w Biblii. Ale wabi się Masz… prawda, kochanie?
– Rozumiem. No cóż, jest chyba w niezłej formie. Nie ma pcheł? Ani żadnych chorób? Moja żona by tego nie zniosła.
– Och, nie! to wspaniały i zdrowy kot. Pchły… ależ proszę pana!
– Proszę się nie gniewać, ale do tego przywiązuję ogromną wagę, skoro to ma być nasz ulubieniec. Tylko jego kolor mi się niezbyt podoba. Dziesięć szylingów za takiego rudzielca to trochę za dużo. Nie wiem, czy…
– O, przepraszam! – odezwał się Monty. – Na temat koloru nic nie było w pańskim ogłoszeniu. Ta panienka jechała kawał drogi, żeby dostarczyć panu tego kota, i nie może pan oczekiwać, że się zgodzi na cenę niższą od zaoferowanej. Nie znajdzie pan lepszego kota niż ten – powszechnie wiadomo, że rude są najlepsze do łapania myszy – mają w sobie więcej zajadłości. I niechże pan spojrzy na ten ładny, biały krawacik: po tym można od razu poznać, jaki z niego czyścioszek. A proszę wziąć pod uwagę jeszcze jedną zaletę: jego widać! Pan i szanowna małżonka nie będziecie się o niego potykać w ciemnym kącie, jak o te czarne i bure. Właściwie powinniśmy sobie doliczyć za jego piękny kolor.Rude koty są rzadsze i bardziej eleganckie od zwykłych.
– Ma pan trochę racji – przyznał pan Doe. – My się z panią tak umówimy, panno Maitland. Może pani zechce przywieźć Mahera – i jak mu tam dalej – do naszego domu dziś wieczór: i jeśli się spodoba mojej żonie, to go weźmiemy. Tu jest nasz adres. Ale proszę być punktualnie o szóstej, bo potem wychodzimy.
Monty spojrzał na adres i stwierdził, że to na północnym krańcu linii z Morden do Edgware.
– To za daleko, żeby jechać tak na ryzyko – rzekł stanowczo. – Chyba że pan zwróci pannie Maitland za przejazd.
– Naturalnie – zgodził się pan Doe. – To się należy. Proszę, oto pół korony. Resztę zwróci mi pani'wieczorem. Cóż, dziękuję bardzo. Pani kot będzie u nas bardzo szczęśliwy, jeśli go zatrzymamy. Teraz proszę go wsadzić do koszyka. Wyjście tamtędy. Uwaga na stopień. Do widzenia.
Pan Egg i jego świeża przyjaciółka, potykając się na wyjątkowo ciasnych i dusznych schodach, prowadzących w dół i na cuchnącą uliczkę, popatrzyli na siebie.
– Ten pan wygląda raczej na oschłego – zauważyła panna Maitland. – Żeby tylko był dobry dla Maher Szalał Chaszbaza! Jak pan cudownie mówił o tej rudości! Obawiałam się, że w tej kwestii okaże się staroświecki. Mój ty aniołku, Masz! jak może komuś nie podobać się taki piękny kolor!
– Yhm – powiedział pan Egg. – Może pan Doe jest najzupełniej w porządku, ale ja uwierzę w te dziesięć szylingów, kiedy je zobaczę. W każdym razie sama tam nie pojedziesz. O piątej po ciebie wstąpię.
– Ależ, panie Egg! Ja się na to nie mogę zgodzić. Zresztą wydusił pan z niego pół korony dla mnie na metro.
– To zwykły interes – rzekł pan Egg. – Punkt o piątej zajeżdżam po ciebie.
– To już lepiej o czwartej, żebyśmy chociaż mogli poczęstować pana herbatą. Przynajmniej tyle.
– Z przyjemnością – odpowiedział pan Egg.
Pan John Doe mieszkał w nowej, osobno stojącej willi na samym końcu nowej, nie wybrukowanej dotąd arterii przelotowej na przedmieściach. Na dzwonek otworzyła im pani Doe^ drobna, jakby zastraszona kobiecina
0 wodnistych oczach, mająca nerwowy odruch skubania palcami swych bladych warg. Maher Szalał Chaszbaz wypuszczony został z koszyka w salonie, gdzie pan Doe, usadowiony w fotelu, czytał popołudniową gazetę. Kot obwąchał go podejrzliwie, ale na nieśmiałe zaloty pani Doe przynajmniej tyle złagodniał, że dał się połechtać za ucho.
– No i co, kochanie – przemówił pan Doe – nadaje się? Kolor cię nie odstrasza?
– Och, nie! to piękny kot. Bardzo mi się podoba.
– Dobrze. W takim razie bierzemy go. Panno Maitland, proszę, oto dziesięć szylingów. Pani będzie łaskawa tu pokwitować. Dziękuję. Z tej półkoronówki nie będziemy się rozliczać. No to masz, kochanie, swojego kota i spodziewam się, że to już koniec z myszami. No – spojrzał na zegarek – obawiam się, panno Maitland, że zostało pani bardzo niewiele czasu na pożegnanie się z ulubieńcem, bo już musimy wychodzić. U nas będzie mu na pewno dobrze.
Przy tych ostatnich słowach Monty, jakby od niechcenia, wyszedł taktownie do holu. Z pewnością to samo poczucie taktu sprawiło, że od drzwi salonu skierował się ku tylnej części domu. Ale już po paru minutach Jean Maitland wyszła, dzielnie siąkając w chusteczkę, odprowadzana przez panią Doe.
– Lubisz swojego kota, kochanie, prawda? Żebyś tylko się nie czuła zbyt…
– No, no, Flossie! – odezwał się mąż, pojawiając się nagle zza jej ramienia. – Panna Maitland wie, że zaopiekujemy się nim, jak należy. – i odprowadziwszy ich do wyjścia, szybko zamknął za nimi drzwi.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kat poszedł na urlop»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kat poszedł na urlop» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kat poszedł na urlop» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.