Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop
Здесь есть возможность читать онлайн «Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kat poszedł na urlop
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kat poszedł na urlop: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kat poszedł na urlop»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kat poszedł na urlop — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kat poszedł na urlop», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Niedbale nakręcony – podsunął inspektor.
– Albo to – rzekł Monty – albo ktoś ustawił zegar na jedenastą. Nie ma innego sposobu, żeby cofnąć bijący zegar, chyba że ktoś pójdzie po rozum do głowy i w ogóle zdejmie ten ciężarek od młotka, ale na to ludzie zwykle nie są wystarczająco sprytni.
– Oho! – powiedział pan Birch. – No, ciekawe, kto by to mógł wiedzieć? Kto nakręca ten zegar? Rudd nam to wyjaśni.
– Może jego lepiej nie pytać, jeśli pan wybaczy mi, że się wtrącam – przemówił w zadumie pan Egg.
– Ach! – rzekł inspektor. – No tak. – Pociągnął wąsa. – Momencik. Już wiem.
Wypadł za drzwi i wrócił po chwili z chłopcem lat około czternastu.
– Synku – powiedział – kto nakręca ten zegar?
– Tato, w niedzielę rano.
– A widziałeś, jak nakręcał go zeszłej niedzieli?
– No pewnie!
– Mógłbyś sobie przypomnieć, czy oba ciężarki były podciągnięte na tę samą wysokość, czy jeden niżej a drugi wyżej, jak teraz?
– Zawsze je naciąga do końca, czternaście obrotów klucza, po dwa na każdy dzień, jak ciężarek już podszedł do końca, to słychać stuknięcie.
Inspektor skinął głową.
– To wszystko… biegnij. Panie Egg, zdaje się, że pan faktycznie trafił w dziesiątkę. Sierżancie!
Sierżant skinął mu porozumiewawczo i wyszedł. Minęło pół godziny, zaznaczając się tylko prawie niedostrzegalnym obniżaniem się ciężarka napędowego i uroczystym tykaniem zegara. Potem sierżant wrócił z walizką w ręku.
– Rzeczywiście, panie inspektorze. W kurniku pod kupą worków. Albo Rudd, albo też barman George.
– Obaj musieli w tym maczać palce – rzekł inspektor. – Ale który z nich go załatwił? Niech mnie. licho weźmie, jeżeli wiem! Trzeba będzie poczekać na te odciski.
– Może spytać ich o klucz do zegara? – wtrącił pan Egg.
– A po co?
– Przyszedł mi taki pomysł.
– Dobrze. Proszę zawołać Rudda. Rudd, potrzebny jest nam klucz do tego zegara.
– Tak? – powiedział gospodarz. – A skąd ja go wezmę? Cholera wie, gdzie się podział! zakarbujcie to sobie. Ładna historia, żeby tak w przyzwoitym domu…
– Dobrze – powiedział inspektor – spytamy barmana. George, gdzie jest klucz od zegara?
George przejechał sobie dłonią po wyschniętych ustach. – W tym garnku na kominku – powiedział.
– Nie ma go tutaj – rzekł inspektor, zajrzawszy do garnka.
– Oczywiście – rzekł Monty. – A skąd mógłby Rudd wiedzieć, że go nie ma, gdyby tej nocy nie szukał go, żeby podkręcić ten ciężarek na odpowiednią wysokość, kiedy już posunął zegar o jedenaście godzin do przodu? Nic dziwnego, że wszystko tu jest wywrócone do góry nogami.
Twarz gospodarza przybrała kolor brudnozielonkawy, a George zasko-wyczał.
– Proszę pana, ja o tym nic nie wiedziałem, aż było po wszystkim. Ja tego nie zrobiłem.
– Proszę im obu założyć kajdanki, sierżancie – rzekł inspektor Birch.
– A pan, Slater, zechce pamiętać, że będzie nam potrzebne pańskie zeznanie. Panie Egg, jestem panu ogromnie zobowiązany. Ale ciekawe, gdzie się podział ten klucz?
– Proszę o to spytać juniora – poradził pan Egg. – To zadziwiające, jak człowiek może potknąć się na takim drobiazgu. Jak mówi Poradnik Sprzedawcy: Dbaj o szczegóły w toku sprzedaży! Czasem i drobny ciężar przeważy.
Maher Szalał Chaszbaz
Żaden londyńczyk nie potrafi się oprzeć pokusie, jaką wywiera zbiegowisko. Pan Montague Egg, jadący w górę Kingsway, zauważył gromadę ludzi, wypatrujących czegoś w gałęziach jednego ze smukłych platanów, zdobiących tę arterię, i zatrzymał się przy krawężniku, by zobaczyć, co ich tak podnieca.
– Biedna kocina! – wołali widzowie, zachęcająco prztykając w palce. – Biedactwo! Kici, kici, kici, chodź tutaj!
– Popatrz, kochanie, jaki ładny kotek!
– Trzeba jej dać mięsa.
– Jak się zmęczy, to sama zejdzie,
– Przyłóż jej kamieniem!
– Co się tu dzieje, proszę państwa?
Szczupła i ubożuchno ubrana dziewczynka, stojąca żałośnie z pustym koszykiem w rękach, zwróciła się błagalnie do podchodzącego policjanta:
– Och, proszę, niech pan każe odejść tym ludziom! Jak on może zejść, kiedy wszyscy na niego tak krzyczą? On się boi, biedaczek.
Spośród chwiejnych gałęzi dwoje bursztynowych oczu gniewnie łyskało w dół. Policjant się podrapał po głowie.
– A to dopiero kłopot, panienko. Jakże on się tam dostał?
– Koszyk się otworzył i on wyskoczył, jak wysiadaliśmy z autobusu. Och, proszę coś poradzić!
Pan Montague Egg, rzuciwszy okiem na tłum, dostrzegł na jego peryferiach czyściciela okien z drabinami na samochodzie. Przywołał go.
– Dałbyś tę drabinę, synu, to zaraz byśmy go zdjęli, jeśli panienka mi pozwoli spróbować. Jeżeli go tak zostawimy, będzie tam tkwił nie wiadomo jak długo. „Trudno przekonać, mową choćby miłą, klienta, gdy go raz coś odstraszyło". Tak… ostrożnie. No… to jedziemy.
– Och, bardzo panu dziękuję! Tylko proszę łagodnie. On nie lubi, żeby coś z nim robić.
– Dobrze, panienko, proszę się nie obawiać. Monty Egg wszystko robi w rękawiczkach. W domu łagodny i dba o dzieci. A teraz bomba w górę.
I pan Egg, nacisnąwszy swój elegancki, miękki kapelusz i wydając kojące odgłosy, uniósł się w listowie. Na widzów spadła istna eksplozja wściekłego fukania i ulewa drobnych gałązek, a po nich znów opuścił się pan Egg, trochę niezręcznie, z szamocącym się kłębkiem rudego futra w garści. Dziewczynka podsunęła koszyk, wpakowano jakoś do niego cztery wściekle miotające się łapy, chłopak od dostawcy sprokurował kawałek sznurka, przywiązano nim wieczko, młody czyściciel okien dostał coś i spakował drabinę, po czym tłum się rozproszył. Pan Egg, owinąwszy pokaleczony przegub chustką do nosa, wybrał sobie liście zza kołnierza i poprawił krawat.
– Och, jak on pana strasznie podrapał! – użalała się głośno dziewczynka, a jej błękitne oczy zrobiły się wielkie i tragiczne.
– Ależ nic podobnego – odpowiedział pan Egg. – Bardzo mi przyjemnie, że mogłem pomóc. Czy mogę cię gdzieś podwieźć? Jemu będzie się jechało przyjemniej niż w autobusie, a jeżeli zamkniemy okna, to stąd nie wyskoczy, gdyby nawet udało mu się znowu otworzyć koszyk.
Dziewczynka się wymawiała, ale pan Egg stanowczo zapakował ją do samochodu i spytał, dokąd jedzie.
– Pod ten adres – odpowiedziała, wyjmując ze zniszczonej torebki wycinek z gazety. – Chyba to gdzieś na Soho?
Zaskoczony pan Egg przeczytał ogłoszenie:
POSZUKIWANY: pracowity i zdolny KOT (płci dowolnej), do łapania myszy w przyjemnej rezydencji willowej i do towarzystwa dla małżeństwa w średnim wieku. Odpowiedni kandydat uzyska 10 szylingów i porządny dom. Osobiste zgłoszenia przyjmuje pan John Doe, La Cigale Bienheureuse, Frith Street, we wtorek od 11 do 1.
– Jakaś dziwna sprawa – pan Egg ściągnął brwi.
– Ojej! pan myśli, że coś nie tak? Po prostu żart?
– No cóż – powiedział pan Egg – nie bardzo rozumiem, dlaczego ktoś miałby płacić pół funta za zwyczajnego kota? Na ogół dostaje się je gratis
i jeszcze z dostawą od takich, co nie lubią topić swoich kociąt. Także i pan John Doe nie brzmi zbyt wiarygodnie: raczej jakby tak zwana fikcja prawna.
– Och jej! – zawołała dziewczynka, a w błękitnych oczach jej pojawiły się łzy. – A tak się spodziewałam, że coś z tego będzie. Bo widzi pan, nam jest okropnie ciężko, bo tatuś nie pracuje, a Maggie – to znaczy moja macocha – powiedziała, że ma tego dość i Maher Szalał Chaszbaz ma się wynosić, bo obdrapuje nogi u stołu i żre tyle, t człowiek, biedactwo! – chociaż to nieprawda – najwyżej troszkę mleka i tego mięsa dla kotów – i świetnie łowi myszy, tylko że u nas ich prawie nie ma – więc pomyślałam, że gdyby znalazł się dla niego porządny dom – i dziesięć szylingów na buty dla tatusia, on ich tak potrzebuje…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kat poszedł na urlop»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kat poszedł na urlop» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kat poszedł na urlop» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.