Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop

Здесь есть возможность читать онлайн «Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kat poszedł na urlop: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kat poszedł na urlop»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zbiór opowiadań

Kat poszedł na urlop — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kat poszedł na urlop», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Merridew jakby uważał za konieczne jakieś wyjaśnienia. Zaczął coś bełkotać o upale – że ona może znieść tylko jedwabną koszulę nocną, nic ponadto – że prosiła go, aby spał osobno – że spał jak zabity – nawet grzmotów nie słyszał. Obudził go deszcz siekący po twarzy. Wstał i zamknął okno. Potem odezwał się do Felice, czy dobrze się czuje, czy burza jej nie przestraszyła? Nie było odpowiedzi. Zapalił światło. Przeraził się widząc jej stan… i tak dalej.

Powiedziałem mu, żeby się wziął w garść i że trzeba spróbować, czy nie przywrócimy krążenia rozcierając jej dłonie i stopy. Byłem przekonany, że to wpływ jakichś środków nasennych. Wzięliśmy się do niej energicznie, nacierając, szczypiąc i klepiąc ją wilgotnym ręcznikiem, wykrzykując jej imię do ucha. Jakbyśmy się zajmowali umarłą! z tą jedynie różnicą, że wciąż unosiła się i opadała leciutko, ale najzupełniej regularnie, jej pierś, na której – jakby ze zdziwieniem, że na tej magnoliowej bieli może być jakaś skaza – spostrzegłem tuż nad sercem duże brązowe znamię. Dla mej roztrzęsionej wyobraźni była to jakby rana i pogróżka. Tak męczyliśmy się przy niej jakiś czas, aż spostrzegliśmy, że coś dzieje się za oknem, jakieś ukradkowe tłuczenie się i skrobanie po szybach.

Złapałem świecę i wyjrzałem.

Na parapecie siedziała cypryjska kocica, pazurami drapiąc po framudze. Oblepiało ją przemokłe, ociekające futro, ślepia wbijała w moje oczy, pysk rozdziawiał się z furią. Usiłowała wściekle dobrać się do zamknięcia, tylne łapy jej obsuwały się, orząc po drewnie. Zakołatałem w szybę i krzyknąłem na nią, a ona uderzyła w szkło z tamtej strony, jak opętana. Gdy zakląłem i odwróciłem się, wydała rozpaczliwy, przeciągły jęk.

Merridew zawołał, że potrzebuje świecy i żebym dał spokój zwierzęciu. Wróciłem do łóżka, ale jej posępny wrzask rozlegał się i rozlegał bez ustanku. Podsunąłem mu, żeby obudził gospodarza i kazał przynieść butelki z gorącą wodą, brandy z baru na dole, wyprawić kogoś po lekarza. Merridew poszedł to załatwiać, a ja dalej stosowałem masaż. Wydawało mi się, że tętno słabnie. Wtem przypomniałem sobie, że mam buteleczkę brandy w walizce. Pobiegłem po nią i w tej samej chwili kot przestał wyć.

Kiedy wszedłem do swego pokoju, uderzył mnie odświeżający podmuch z otwartego okna. Znalazłem po ciemku walizkę i szukałem w niej butelki, grzebiąc w koszulach i skarpetkach, gdy nagle dobiegło mnie głośne, triumfalne miauknięcie i odwróciłem się w porę, by ujrzeć, jak cypryjska kocica przysiadła do skoku na parapecie, po czym buchnęła obok mnie w drzwi i na korytarz. Znalazłem flaszkę i wróciłem z nią w momencie, gdy Merridew i gospodarz wbiegali po schodach.

Razem wpadliśmy do pokoju. Na to pani Merridew poruszyła się, usiadła i spytała, co takiego się stało?

Chyba nigdy jeszcze nie czułem się tak głupio.

Nazajutrz ochłodziło się; burza odświeżyła powietrze. Nie wiem, co Merridew powiedział swojej żonie. Nikt z nas nie wspomniał przy innych

0 nocnym rejwachu, pani Merridew zaś wydawała się być w jak najlepszym zdrowiu i nastroju. Merridew zwolnił się na jeden dzień z pracy i pojechaliśmy we trójkę na daleki piknik. Stosunki między nami były wyśmienite: spytaj Merridew, on to potwierdzi. Nie powiedziałby – nie mógłby powiedzieć – nic innego. Nie wierzę, Harringay, po prostu nie wierzę, aby mógł sobie coś wyobrażać czy podejrzewać mnie. Mówię, że nie było czego podejrzewać! Nic a nic.

Tak – data jest tu ważna – 24 czerwca. Nie potrafię ci podać innych szczegółów; nie ma czego. Wróciliśmy i siedli do obiadu jak zwykle. Wszyscy troje byliśmy razem, cały czas, aż do położenia się. Słowo honoru, że nie miałem tego dnia żadnej rozmowy w cztery oczy, z nim ani też z nią. Pierwszy poszedłem do łóżka i w pół godziny potem usłyszałem, że oni też wchodzą na górę. Rozmawiali sobie wesoło.

Noc była księżycowa. Raz wreszcie bez kociej muzyki. Nawet nie zamknąłem drzwi ani okna. Rewolwer położyłem przy łóżku na krześle. Owszem, nabity. Kładąc go tam nie miałem nic specjalnego na myśli, chyba to, żeby go wypróbować na kotach, gdyby znów zaczęły swoje igraszki.

Byłem okropnie zmęczony i myślałem, że zasnę od razu; ale nie. Widocznie tak bywa z przemęczenia. Leżałem zapatrzony w światło księżyca. Aż koło północy usłyszałem to, czego na wpół się spodziewałem: skryty szmer w glicynii i cichy miauk.

Siadłem w łóżku i sięgnąłem po rewolwer. Usłyszałem: plop! gdy ogromna kocica skoczyła na parapet; dostrzegłem jej czarnosrebrzyste boki, okrągły zarys głowy, sterczące uszy i postawiony do góry ogon. Wymierzyłem w nią i dałem ognia; bestia wydała przeraźliwy wrzask i wskoczyła mi do pokoju.

Zerwałem się z łóżka. Wystrzał rozległ się straszliwie po cichym domu i usłyszałem, jak w oddaleniu ktoś krzyknął. Wybiegłem za kociskiem na korytarz, z rewolwerem w dłoni, pewnie w odruchu, żeby to bydlę wykończyć.

1 wtedy – u drzwi sypialni państwa Merridew – ją zobaczyłem. Pani

Merridew stała, trzymając się framugi po dwóch stronach i chwiejąc się w przód i do tyłu. Potem upadła u moich stóp. Krew zbroczyła jej nagie piersi. I kiedy tak stałem, wpatrzony w nią, ściskając rewolwer, Merridew wyszedł i tak nas zastał.

No i widzisz, Harringay, to cała moja historia! ta sarna, którą słyszał ode mnie Peabody. Obawiam się, że w sądzie to nie zabrzmi: ale co mam powiedzieć? Ślady krwi prowadziły od mojego do jej pokoju; tak jak kot przebiegł; ja wiem, że strzeliłem do kota. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie wiem, kto zastrzelił panią Merridew i dlaczego. Nic na to nie poradzę, jeżeli ci w gospodzie twierdzą, że nigdy nie widziano tam cypryjskiej kocicy! Merridew widział ją poprzedniej nocy, on przynajmniej nie skłamie. Przeszukajcie dom, Harringay! nic innego nie można zrobić. Rozbierajcie go na kawałki, aż znajdziecie w nim trupa cypryjskiej kocicy. Będzie w niej kula z mego rewolweru.

Fontanna nuci w basenie

Owszem – stwierdził z zadowoleniem pan Spiller – przyznam, że lubię ozdobne wodotryski. To daje ten ostateczny szlif porządnej rezydencji.

– Coś z Wersalu – zgodził się Ronald Proudfoot.

Pan Spiller zerknął na niego bacznie, jakby go podejrzewał o sarkazm, ale szczupła twarz tamtego była pozbawiona wyrazu. Pan Spiller nigdy nie czuł się swobodnie przy narzeczonym swej córki, chociaż dumny był z jej podboju. Niezależnie od swych niemiłych (dla pana Spillera) cech Ronald Proudfoot stanowił wzór dżentelmena. Betty zaś wpadła w niego po uszy.

– Jedyne, czego mu brakuje – podjął pan Spiller – na mój gust, to jakiegoś Podejścia. Żeby zaistniała Perspektywa, że się tak wyrażę. Bo w tych krzakach ze wszystkich czterech stron ginie cały Efekt.

– Och, nie powiedziałabym, panie Spiller – sprzeciwiła się łagodnym głosem pani Digby. – Nie uważa pan, że to fascynujące zaskoczenie? Idzie się po tej ścieżce, nie wyobrażając sobie, że coś będzie za tymi bzami, wychodzi się zza rogu i nagle… proszę! Kiedy pan mnie tu dzisiaj po południu przyprowadził, żebym to zobaczyła, doprawdy! aż dech rni zaparło.

– Pewnie, że coś w tym jest – zgodził się pan Spiller. Nie pierwszy raz pomyślał sobie, że w srebrzystej osobowości pani Digby jest coś bardzo atrakcyjnego. I ta jej dystynkcja. Wdowiec i wdowa w rozsądnym wieku, oboje nie bez grosza, może by nie najgorzej zrobili, osiadając dogodnie w przyjemnym domostwie, mającym pół akra ogrodu i ozdobny wodotrysk.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kat poszedł na urlop»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kat poszedł na urlop» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dorothy Sayers - Whose Body?
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Diskrete Zeugen
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Los secretos de Oxford
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Five Red Herrings
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - The Nine Tailors
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Have His Carcass
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Murder Must Advertise
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Clouds of Witness
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Unnatural Death
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Busman’s Honeymoon
Dorothy Sayers
Отзывы о книге «Kat poszedł na urlop»

Обсуждение, отзывы о книге «Kat poszedł na urlop» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x