Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop
Здесь есть возможность читать онлайн «Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kat poszedł na urlop
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kat poszedł na urlop: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kat poszedł na urlop»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kat poszedł na urlop — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kat poszedł na urlop», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kiedy w miłym rozmarzeniu otwierał frontowe drzwi swego domu, trafił na Mastersa.
– Gdzie się wszyscy podziali, Masters?
– Pan Proudfoot wyszedł pięć albo dziesięć minut temu, a panna Elizabeth się położyła, proszę pana.
– O! – pan Spiller był nieco zaskoczony. Młode pokolenie, pomyślał ze smutkiem, nie uprawia zalotów jak niegdyś. Miał nadzieję, że się nie pokłócili. Z irytacją pomyślał jeszcze o czymś.
– Czy pan Gooch wrócił?
– Nie wiem, proszę pana. Czy mam zobaczyć?
– Mniejsza o to. – Jeśli Gooch zalewał się whisky od samego obiadu, lepiej, żeby Masters się do niego nie zbliżał. Nigdy nic nie wiadomo. Masters to cicha woda, ale mógłby wykorzystać okazję. Służbie lepiej nie dowierzać.
– Kładź się spać. Ja sam pozamykam.
– Tak jest.
– A, nawiasem mówiąc, fontanna wyłączona?
– Tak jest, proszę pana. Sam ją wyłączyłem o wpół do jedenastej, ponieważ pan był zajęty.
– To świetnie. Dobranoc, Masters.
– Dobranoc panu.
Usłyszał, jak służący wychodzi tylnymi drzwiami i przez brukowane podwórze do garażu. Zaryglował w zadumie oba wejścia i wrócił do biblioteki. Karafka z whisky nie stała na zwykłym miejscu – z pewnością Gooch raczył się z niej w ogrodzie – ale zmieszał sobie trochę brandy z wodą sodową i wypił. Teraz pewnie czeka go ten przykry wysiłek, żeby Goocha zataszczyć do łóżka. Potem nagle uświadomił sobie, że ich spotkanie odbędzie się tu, a nie w ogrodzie. Gooch wynurzył się z drzwi balkonowych. Był pijany, ale nie w sztok, jak zauważył z ulgą pan Spiller.
– No? – odezwał się Gooch?
– Co no? – odpowiedział pan Spiller.
– Zabawiłeś się z ciepłą wdówką, co? Fajnie było? Ty stary szczęściarzu! Miękniesz na stare lata, co?
– No, dość tego – powiedział pan Spiller.
– Tak? A to dobre. Co ty mnie nie powiesz. Dość, powiadasz? Zdaje ci się, że będziesz do mnie gadał jak do tego fagasa, jak do Mastersa? – Pan Gooch grubo'zarechotał. – Aleja nie jestem tu za fagasa. Ja tu jestem pan! Wbij to sobie do głupiego łba. Ja tu rządzę i masz o tym pamiętać.
– W porządku – rzekł potulnie pan Spiller – ale teraz do łóżka, no! i bądź grzeczny. Robi się późno i ja jestem zmęczony.
– Ja ci zrobię, że będziesz mocniej zmęczony! – Pan Gooch wbił ręce w kieszenie i stał, zwalista i groźna postać, chwiejąc się dość ryzykownie. – Forsy mi zabrakło – dorzucił. – Miałem niedobry tydzień. Spłukałem się. Odpalisz mi trochę.
– Bzdura – ożywił się nieco pan Spiller. – Wypłacam ci regularnie, tak jak była umowa, i jak ci potrzeba, zawsze możesz się tu zatrzymać. Na więcej nie licz.
– Ach, to tak? Nie za bardzo się przypadkiem nadymasz, ty, dziobany numerku 413-2, co?
– Pst! – szepnął pan Spiller, rozglądając się prędko, jakby meble posiadały uszy i język.
– Pst! pst! – przedrzeźnił go pan Gooch. – Akurat jesteś w sytuacji, żeby dyktować warunki, co, 413-2? Pst! bo służba może usłyszeć! Betty może usłyszeć! Narzeczony Betty może usłyszeć. Ha! Jej narzeczony – on by się najbardziej ucieszył, że tatuś ukochanej Betty uciekł z więzienia – co? Że w każdej chwili można go zgarnąć, żeby odsiedział swoje dziesięć lat za fałszerstwo? A jak sobie pomyślę – dodał pan Gooch – że taki jak ja, co niedużo dostał i uczciwie swoje odsiedział, jest na łaskawym chlebie – ha ha! – u takiego jak mój kochany przyjaciel 413-2, który się tarza w bogactwie…
– Wcale się nie tarzam w bogactwie, Sam – rzekł pan Spiller – i ty doskonale wiesz o tym. Ale nie chcę kłopotów. Zrobię, co będę mógł, tylko mi uczciwie obiecaj, że nie będziesz mnie więcej prosił o te wygórowane sumy, bo moich dochodów na to nie starczy.
– Czemu nie, mogę ci obiecać – zgodził się radośnie pan Gooch. – Dasz mi pięć tysięcy gotówką…
Pan Spiller wydał zdławiony okrzyk.
– Pięć tysięcy? A jak ty sobie wyobrażasz, skąd ja wezmę nagle pięć tysięcy? Nie bądź idiotą, Sam! Dostaniesz ode mnie czek na pięćset funtów…
– Pięć tysięcy – uparł się pan Gooch – albo idzie bomba w górę i koniec.
– Kiedy ja ich nie mam – zaprostestował pan Spiller.
– No to je, do ciężkiej cholery, weźmiesz i znajdziesz – zareplikował pan Gooch.
– A gdzie według ciebie mam je znaleźć?
– Twoja sprawa. Nie bądź taki rozrzutny. Żeby porządną forsę, co się mnie należy, wyrzucać na jakieś fontanny i różne takie duperele! Nie, szanowny panie 413-2, ty mi nie podskakuj! Ja tu rządzę, a ty leżysz, pętaku, jak nie będziesz się o mnie należycie troszczył. Zrozumiano?
Pan Spiller aż za dobrze zrozumiał. Że jego przyjaciel Gooch, co zresztą już od dawna rozumiał, trzyma go za gardło. Jeszcze raz próbował się z nim słabo wykłócać, na co pan Gooch odpowiedział rechotem i plugawą aluzją do pani Digby.
Pan Spiller nie był świadom siły swojego ciosu. Nawet nie bardzo sobie uświadamiał, że uderzył. Wydawało mu się, że chciał uderzyć, a Gooch się uchylił i potknął o nogę jakiegoś stołu. Zresztą w ogóle nie uświadamiał sobie jasno niczego, z jednym wyjątkiem. Że Gooch nie żyje.
Nie zemdlał. Nie był ogłuszony. Był trupem. Widocznie padając uderzył się o krawędź mosiężnej osłony kominka. Nie było krwi, ale obmacując bezwładną głowę trwożnymi palcami pan Spiller znalazł miejsce ponad skronią, gdzie kość ustępowała pod naciskiem jak rozbita skorupka od jajka. Hałas upadku rozległ się jak grzmot. Klęcząc na podłodze w bibliotece, pan Spiller czekał na nieunikniony okrzyk i kroki zbiegające po schodach.
Nic takiego nie nastąpiło. Przypomniał sobie – z trudem, bo umysł jego pracował powoli i drętwo – że nad biblioteką jest tylko długi salon, a za nim pokój zapasowy i łazienki. Żadna używana sypialnia nie wychodziła na tę stronę domu.
Wzdrygnął się na powolny, ochrypły, zgrzytliwy odgłos. Aż go odwróciło w popłochu. Staroświecki zegar szafkowy, rzężąc, ilekroć młoteczek się wznosił do uderzenia, wybił jedenastą. Pan Spiller otarł pot z czoła, wstał i nalał sobie drugi, mniej rozwodniony kieliszek brandy.
To mu pomogło. Jakby odhamowało umysł i kółka w nim zaczęły się żwawo obracać. W miejsce poprzedniego zamętu pojawiła się niezwykła jasność myślenia.
Zamordował Goocha. Właściwie nie miał takiego zamiaru, ale zrobił to. Osobiście nie miał poczucia, że to morderstwo, ale nie było cienia wątpliwości, jak to potraktuje policja. A gdyby się tylko znalazł w rękach policji… pan Spiller zadrżał. Prawie na pewno wzięliby mu odciski palców i ze zdziwieniem rozpoznaliby w nich garstkę starych znajomków.
Mastersowi powiedział, że zaczeka na Goocha. Masters wiedział, że oprócz niego wszyscy już poszli spać. Masters się na pewno czegoś domyśli… Zaraz!
A czy Masters może udowodnić, że poszedł do łóżka? Owszem, chyba mógłby. Okazałoby się, że ktoś go słyszał idącego przez podwórze i widział, jak nad garażem się zapala światło. Nie sposób liczyć, że udałoby się skierować podejrzenie na Mastersa… zresztą człowiek na to nie zasługuje. Ale sam pomysł naprowadził mózg pana Spillera na inny i kuszący tok myślenia.
W gruncie rzeczy potrzebuje tylko alibi. Wystarczyłoby zmylić policję co do czasu, kiedy Gooch umarł. Gdyby się udało sprawić… jakimś sposobem… wrażenie, że Gooch jeszcze żył, kiedy faktycznie był martwy.
Powrócił myślami do powieści, czytywanych podczas świąt i obracających się wokół tego właśnie tematu. Można przebrać się za nieboszczyka i udawać go. Można zatelefonować w jego imieniu. Można, kiedy lokaj to słyszy, rozmawiać ze zmarłym, jak gdyby żył. Albo nagrać jego głos na płycie i odtworzyć. Albo ukryć zwłoki, a potem wysłać z odległej miejscowości sfałszowany list z jego podpisem…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kat poszedł na urlop»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kat poszedł na urlop» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kat poszedł na urlop» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.