Hrabianka, tuląc swe rozczulenie, odezwała się: „moi mili ludzie, gdy was tak mówiących słyszę, muszę w prawdzie wierzyć, że pierścionka nie macie; wszakże wziąwszy z drugiej strony na uwagę okoliczności towarzyszące zgubie, nie inaczej się zdaje, jak że go mieć musicie! – Matka moja przypomina sobie z pewnością, że przed przyjściem moim z Marianną do jej pokoju pierścień leżał na stoliku, wie nawet dokładnie oznaczyć miejsce, na którym go w ten moment widziała. Żywa dusza prócz nas nie była w tym pokoju; Marianna sobie przypomni, że przy tym stoliczku nie byłam nawet. Gdyśmy z matką poszły do drugiego pokoju, sama Marianna została tam, gdzie leżał pierścień, przed naszym przyjściem i potem aż do spostrzeżenia zguby, nikt tam nie był. Skorośmy się oddaliły, zamknęła matka na zamek drzwi pierwszego, a udała się do drugiego pokoju, aby się tam ubrać. Gdy ubrawszy się wróciła, i chciała wsadzić sygnet na palec; już go nie znalazła. Przerzuciła wszystko w pokoju, – nie pozwoliła nikomu, nawet mnie, wejść do niego, aż przetrząsnęła wszystko szukając; to przecież było bezskutecznie. – Powiedzcież teraz sami, któż ten pierścień mógł wziąć?” —
„Ja tego nie pojmuję! – pojmuję to tylko, że nas Bóg wielce doświadcza! – Wszakże bądź co bądź, – rzekł ojciec z wzniesionymi w niebo oczyma i rękoma, – Boże! oto tu jestem, rób ze mną, co święta wola Twoja rozporządzi! Nie usuwaj mi tylko Twej łaski, a na tym dosyć mi będzie!” —
„Wierzcie mi, rzekła hrabianka, ja wracam z ciężkim sercem do domu! Smutna to mnie rocznica urodzin! – Już widzę jak okropna stąd powstanie historia! – Jeszcze matka, chroniąc Mariannę, nikomu o zgubie nie powiedziała; ale na długo nie da się to zataić. Matka ten pierścień musi dziś mieć u stołu; bo ojciec, którego się dziś na obiad ze stolicy spodziewamy, spostrzegłby łatwo, że go nie ma, ile że jej go w dzień moich urodzin ofiarował i ona go odtąd w każdą nosi rocznicę, oczekuje więc, że jej go niezawodnie przyniosę. – Bądźcie zdrowi! rada bym powiedziała, że jesteście niewinni, ale któż mi uwierzy?”
Wyszła Emilia, ucierając zapłakane oczy; ojciec wraz z córką zanadto odurzeni byli smutkiem, żeby ją odprowadzić. – Ojciec siadł na ławce, wsparłszy głowę na ręku, patrzał zamyślony w ziemię, łzy toczyły się po licach jego. Marianna uklękła przed nim, spojrzała mu w oczy i rzekła: „Ojcze kochany! wierz mi, że w tym zdarzeniu na włos nie zawiniłam.”
Jakub podniósł ją, popatrzył się w jej niebieskie oczy i odrzekł: „tak Marianno, ty jesteś niewinna! – bo tak śmiało i poufnie winowajca nie spojrzy!” —
„O ojcze! Jakiż to koniec weźmie nasze utrapienie! Jaki nas los czeka! O gdyby ta smutna przyszłość mię samą dotknęła, zniosłabym ją cierpliwie; ale że ty dla mnie masz cierpieć, to mi jest najokropniejsza!”
„Ufaj Bogu i nie rozpaczaj. – Bez jego woli włosek nam z głowy nie spadnie. – Wszystko, co nas czeka, jest z dopuszczenia bożego – i na dobro nasze, bo od ojca naszego pochodzi, i cóż możesz chcieć więcej na naszą pociechę? – Niech cię przyszłość nie trwoży; stój zawsze przy prawdzie. Czy ci grozić będą, czy łudzić cię obietnicami, nie zbaczaj na włos od prawdy, nie obrażaj sumienia. Czyste sumienie jest najlepszą pociechą nawet we więzieniu. Pewnie nas zechcą rozłączyć; ojciec twój, Marianno, nie będzie ci mógł nieść pociechy, szukajże więc takowej u Ojca Niebieskiego, który zawsze jest bliski ciebie; tego potężnego obrońcy nie zdołają ci zabrać.”
Wtem z trzaskiem roztworzono drzwi, a na progu pokazał się urzędnik sprawiedliwości, jego pisarz i kilka sług sądowych. Marianna przelękniona, krzyknęła i rzuciła się w objęcia ojca. —
„Rozłączcie ich!” zawołał sędzia, a oczy jego iskrzyły się gniewem. – „Córkę okujcie w kajdany i zaprowadźcie do więzienia; a ojca osadźcie takoż pod strażą. – Dom i ogród weźcie tymczasem w dozór, żeby tu nikt nie wszedł, aż wszystko z pisarzem przejrzymy.”
Rozkaz ten słudzy natychmiast wykonali: Mariannę porwali z objęcia ojcowskiego i okuli w kajdany; zemdlała, i w takim stanie wynieśli ją z domu. Gdy ojca i córkę wyprowadzono na ulicę, przyjęła ich wielka liczba zgromadzonego ludu, bo historia o pierścieniu wnet rozeszła się po całej wsi i zwabiła dużo ciekawych. Jak zwykle różni różnie sądzili, byli tacy, co im się nie mogło pomieścić w głowie, jakby Marianna i Jakub, ta para poczciwych ludzi, mogli być tak wielkimi winowajcami; – Inni litowali się nad ich nieszczęściem, sąd Bogu zostawiając; – a najwięcej było takich, którzy łatwo uwierzyli, że są zbrodniami. Byli to ludzie albo lekkomyślni, co chcieliby wszystkich prócz siebie widzieć złymi, albo zazdrośni, co im ciężko było widzieć szczęśliwszych od siebie. „Teraz widzieć, mówili ci ostatni, skąd im tak przyrastało wszystkiego! – W taki sposób, o pojmujem, że jest łatwo zbogacić się, kiedy się sięga po to, czego się nie położyło;” i tak podobnie sądzili przed czasem. Przed czasem? A prawda, bo dopiero, gdy Bóg swój sąd ogłosi, pokaże się prawda; wprzód może się człek dużo omylić, osobliwie gdy namiętność jaka i brak miłości bliźniego wmiesza się do naszego sądu.
Wszakże nie wszyscy eichburszczanie byli tak nielitościwymi; wielu było z rzeczywistym politowaniem w dotyczeniu Jakuba i Marianny, a wielu mówiło sobie: „Mój Boże jak też to człowiek jest ułomnym! I najpoczciwszy nie jest wolen od upadku! Któż by był źle myślał o tych poczciwych ludziach. – Któż wie? Może to też i nie jest tak źle, jak powiadają; niechże Bóg wykryje ich niewinność! – albo doda im łaski nawrócenia, jeżli w samej rzeczy upadli! – a nas niech broni i zachowa od podobnego upadku!” Stało tam i wiele małych dziatek, które rzewnie płakały i mówiły sobie: „jeżli ich uwiężą, jakże nam będzie mógł dać Jakub owocu, a Marychna kwiatów?” – Niewinne samoluby! – Nie umieli źle sądzić o ludziach, bo sami wolni byli od występków; – kto im dobrze czynił, tego kochali.
Rozdział IV. Marianna w więzieniu
Wniesiono Mariannę omdlałą do więzienia; gdy się ocuciła, poczęła rzewnie płakać, załamywać ręce, wyrzekać i modlić się, aż tym wszystkim znurzona i osłabiona padła na posłanie ze słomy i zasnęła. Odeckła 33 33 odecknąć – obudzić się, ocknąć się. [przypis edytorski]
się głęboko w noc: w ciemności nie mogła pojąć, gdzie jest; zajście z owym pierścieniem, które jej przyszło na myśl, sądziła być snem, i zdawało się jej, że leży na swym łożu. Już poczęła się cieszyć, że znikł ten dręczący sen, gdy uczuła kajdany na ręku i nogach; przeląkłszy się, powstała z posłania, a klęnąwszy i wzniósłszy ręce swe tak się modliła: „Cóż tu innego czynić mogę, jak te niewinne, kajdanami ociążone 34 34 ociążony – dziś: obciążony. [przypis edytorski]
ręce, wznieść do ciebie Boże! – Spojrzyj na mię 35 35 mię – dziś popr. forma: mnie. [przypis edytorski]
łaskawie, wspomnij, że niewinną źle i fałszywie osądzili ludzie! Jesteś opieką i wybawicielem niewinnych, wybaw i mię z tej niedoli! – Zmiłuj się nade mną! Zmiłuj się i nad moim niewinnie cierpiącym ojcem! – Wlej pociechę w serce jego, ujmij jemu boleści, choćbyś mnie jego cząstkę nałożył!”
Na wspomnienie o ojcu potok łez skropił jej twarz: boleść i litość przytłumiły jej głos, długi czas słychać było łkanie i kwilenie. – Zajaśniał dotąd czarną okryty chmurą księżyc, zajrzał małym okienkiem do więzienia przez żelazną kratę, którą odznaczył na posadzce; przy świetle jego widziała Marianna cztery brudne i wilgotne ściany więzienia, – tę garść zbutwiałej słomy, na której spoczywała, – dzban z wodą i kawał czarnego chleba dane jej na posiłek; tak rozpoznawszy 36 36 rozpoznawszy swoje nieszczęśliwe położenie, odnowiła się zgryzota i żal – dziś popr.: rozpoznawszy swoje nieszczęśliwe położenie, odczuła na nowo zgryzotę i żal (wymagana tożsamość podmiotu imiesłowu i czasownika w formie osobowej). [przypis edytorski]
swoje nieszczęśliwe położenie, odnowiła się zgryzota i żal; lecz że widziała, iż smutkiem tylko pogorsza 37 37 pogorsza – dziś popr.: pogarsza. [przypis edytorski]
swoje położenie, przeto usiłowała rozerwać swe smętne myśli, i poczęła rozmawiać z księżycem jakby z przyjacielem, mówiła więc: „Ty dawny mój przyjacielu, odwiedzasz mię i chcesz wiedzieć, jak mi się powodzi? – O! dawniej, gdyś zaglądał do mojej komórki przez liściem pokryte okienko, świeciłeś przecież wesoło, dziś przez te kraty, posępne jest twoje światło, czy ty się smucisz nad moim obecnym położeniem? – Nigdy nie myślałam widzieć cię w tak bolesnej dobie! – Cóż tam robi mój biedny ojciec! – pewnie ucieka sen z oczu jego i narzeka nad dolę swoją. Ach! gdybym ja go też choć na moment widzieć mogła! – Pewnie ty, księżycu, także zaglądasz do jego więzienia! O, gdybyś ty mógł mówić i powiedzieć mu, jak córka ubolewa nad jego nieszczęściem.”
Читать дальше