Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Akuszer śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jakub zamarł. Anna leżała na nim, przykrywając go drgającym ciałem. Było mu dobrze jak nigdy w życiu. Całym sobą czuł łopot jej serca. Jej nabrzmiałe piersi i biodra uspokajały się wolno, gubiąc szalony rytm. Teraz była nasyconą kotką, spragnioną delikatnych pieszczot. Schwyciła jego dłonie i położyła je na swoich szczupłych pośladkach, a kiedy jego palce zaczęły delikatną wędrówkę od bioder w stronę obojczyków, wygięła się w łuk. Niespodziewanie obróciła go. Chciała być pod nim. Z zamkniętymi oczami czekała, aż znowu stężeje i na nowo w nią wejdzie, i wtedy usłyszeli zza drzwi głośny śmiech dzieci wracających z Magdą ze spaceru.
Czwartek, 6 kwietnia 1939
Skończył jajecznicę z trymbulką i zabrał ze stolika „Gazetę Polską”, którą odłożyła Anna. Przerzucał kartki, by na trzeciej stronie znaleźć podkreślenia ołówkiem. Anna zaznaczyła fragmenty tekstu podpisanego przez jakiegoś doktora o inicjałach S.S., który znalazł oryginalny sposób na ochronę polskich rodzin. Autor artykułu Higiena polskiej rasy zachęcał do walki ze zwyrodnieniem polskiego narodu. Padały w nim stwierdzenia powtarzane za Karolem Stojanowskim: „Nie wystarczy mieć po dwoje dzieci, aby naród był silnym narodem. Musi ich być dużo, aby słabe mogły wymierać, aby przy życiu pozostawały dzieci silne i odporne. Natura chce ostrej selekcji. Tylko narody podlegające ostrej selekcji są narodami dzielnemi”.
Zniesmaczony odłożył prasę i podszedł do półki włączyć radio. Zniecierpliwiony czekał, aż lampy się rozgrzeją, a potem przesunął pokrętłem zieloną wskazówkę na Warszawę. Pogłośnił i siadł w fotelu. Komentator podkreślił wyjątkowość historycznej chwili: „Halo, halo, nadajemy ważny komunikat. Dziś minister Józef Beck podpisał w Londynie protokół o dwustronnych gwarancjach polsko-brytyjskich”.
Annę również zaciekawiła audycja. Stanęła przy Jakubie, trzymając za rączkę dokazującego Piotrusia.
„Podpisany dokument zobowiązuje obie strony do udzielenia wzajemnej pomocy militarnej w przypadku agresji” – wyjaśnił spiker. Kiedy przebrzmiały jego słowa, wojskowa orkiestra odegrała hymn państwowy.
Jakub ostentacyjnie wyłączył radio, lecz Anna nie przejęła się tą demonstracją.
– Zapamiętaj, to wielka historyczna chwila, Piotrusiu!
– Bo rząd polski nie ugiął się przed niemieckim ultimatum? – zapytał Jakub.
– Brytyjczycy nie mieli wyjścia – odpowiedziała, nachylając się nad synkiem.
– Jesteśmy jak... – Próbował znaleźć właściwe słowo, lecz Anna była szybsza.
– Jesteśmy i dziękuj za to Bogu! – Wzięła małego na ręce. – Po osiemnastym wszystko musieliśmy sobie wywalczyć. Na zachodzie, wschodzie i południu. Nikt nie dał nam nic za darmo, zwłaszcza tu, we Lwowie.
Nie chciał wdawać się z nią w polityczne dysputy. Wiedział, że i tak jej nie przekona. Kiedy pojawiła się Kasia, Anna demonstracyjnie powiedziała na głos: – Czy tego chcemy, czy nie, Kasiu, musimy być silni.
– Po co tresujesz dzieci?
– Mają żyć, jak ty, panie redaktorze, mrzonkami?
Awantura wisiała na włosku. Na szczęście zegar z kukułką przerwał wymianę zdań, przypominając, że do wieczornej mszy Wieczerzy Pańskiej zostało już tylko pół godziny. Nachmurzeni rozeszli się po pokojach, by się przebrać.
Szybko zapomnieli o sprzeczce. Jakub zamknął furtkę, a kiedy dzieci odeszły kilka metrów przed nich, opowiedział Annie o niebezpiecznym zbiegu z Kulparkowa.
– Niedawno byłem na konferencji prasowej. Policja przekazała nam list gończy za Wiesławem Charewiczem. Gość ma na sumieniu wiele istnień – wyszeptał.
– Jak to się mogło stać? – Spojrzała na niego trwożnie.
– Ogłuszył pielęgniarza, a potem zabrał jego ubranie i się ulotnił.
– Złapali go?
– Na razie nie!
– Boże! I dopiero teraz mi o tym mówisz? – spytała z wyrzutem.
Anna zawołała Piotrusia i Kasię i przez całą drogę trzymała ich za ręce, rozglądając się trwożnie.
Modulowany głos księdza podziałał na niego usypiająco jak mak. Jakub ziewał ukradkiem, a gdy przymknął oczy, przypomniał sobie pewne zdarzenie sprzed roku. Wracał wtedy do Lwowa służbową tatrą. Była czwarta nad ranem. Jesienna mgła ścieliła się na drodze jak dym ze zgaszonego ogniska. Przekroczył rogatkę Sichowską, otworzył okno i wystawił rękę, by nie zasnąć. Brakowało już niecałych stu metrów do domu na Pohulance, gdy obezwładnił go ołowiany sen. Ostatkiem sił zjechał pod grupę klonów, za skrzyżowanie z ulicą Kopcia. Zamknął okno, wyjął kluczyk ze stacyjki i natychmiast zasnął.
Potem wiele razy próbował przypomnieć sobie trasę, jaką przejechał, lecz nie pamiętał drogi ani mijanych wsi i miasteczek. Wszystko zlało mu się w jeden koszmar i nic nie było wiarygodne: ani stacja paliw, w której tankował, ani czarny fiat, który zatrzymał się na moment, by odjechać z piskiem opon, ani stara kobieta w kwiaciastej chustce, z wiklinowym koszem, którą podwiózł na krzyżówkę. To właśnie ona opowiedziała mu, że pod lasem, za stawami rybnymi chłopi ukraińscy zamęczyli polską rodzinę katolicką i podpalili zabudowania.
Kiedy tam dojechał, rozjuszona gawiedź przeszukiwała pogorzelisko. Dwóch policjantów stało w bezpiecznej odległości z przygotowaną do strzału bronią, czekając na wątpliwe posiłki. Zrelacjonowali mu, że pijani oprawcy wrzucili dzieci leśniczego do gnojówki, żonę przepiłowali piłą, a starego rzucili świniom na pożarcie. Stern uchylił okno, wyjął aparat z futerału i szybko pstryknął zdjęcie. Chciał jeszcze zadać parę pytań mundurowym, lecz w jego stronę posypały się przekleństwa i kamienie.
Na dźwięk dzwonów koszmarne wspomnienie prysło jak bańka mydlana. Sternowie podnieśli się z ławek i razem z innymi zaśpiewali Chwałę na wysokości. Kiedy zapadła cisza, przeraźliwie zaklekotały kołatki i Jakub poczuł na plecach dreszcze.
Miękki puch z ptaka, którego niedawno pożarł, przylepił mu się do żółtego dzioba. Próbował go sczyścić szponem. Nakrapiane piórko bujało się jak delikatne skrzydło ważki, łaskocząc go w nozdrza. Rozkosz się skończyła, gdy zza starego lasu nadpłynęła skłębiona chmura. Deszcz smagał go, jakby chciał wypędzić z gniazda. Nie przejął się. Czekał cierpliwie. Rozłożył skrzydła jak namiot i z dumą spoglądał na jaja. Wieczorem wiatr ucichł i oślepiające słońce wysuszyło gniazdo, wtedy poleciał nad rzekę i upolował tłustego zaskrońca, wygrzewającego się na piaskowej łasze. Kiedy wrócił do gniazda, zapadła noc i pokazał się złoty księżyc. Wtedy stało się coś dziwnego: jaja zaczęły drżeć i na skorupkach pojawiły się pęknięcia. Do świtu zakrywał skrzydłami dwa małe ciałka, które nie wiedziały jeszcze, co je czeka.
Piątek, 7 kwietnia 1939
Miniony tydzień zleciał Sternowi jak jeden dzień, a przedświąteczna gorączka ostudziła zapał do pracy. W Wielki Piątek siedział sam w pokoju redakcyjnym, bo Wilga wyjechała w środę do Warszawy, by odwiedzić chorą ciotkę. Do południa nic nadzwyczajnego w redakcji się nie działo. Odebrał kilkanaście telefonów, przeczytał plik depesz, przekartkował stos gazet zabranych z sekretariatu. W ferworze pracy popełnił artykuł o radiofonizacji. Przypomniał, że Lwów jest pierwszym miastem w kraju, w którym na tysiąc mieszkańców zamontowano już sto sześćdziesiąt aparatów radiowych. Wszystko dlatego, że na kilka dni przed Wielkanocą zbrodnia lwowska dyskretnie wycofywała się ze szpalt „Kuriera”, robiąc miejsce dla najobrzydliwszej ze zbrodni – ukrzyżowania Chrystusa. Zgodnie z wolą Mania pojawił się na rozkładówce wywiad z metropolitą lwowskim, dalej opis całunu turyńskiego, potem zajączki, jajeczka i przepisy kulinarne na pierogi z kaszą gryczaną i twarogiem. Była też loteria świąteczna, która przynosiła radosną nowinę pomnażania pieniążków, z czego najbardziej cieszył się księgowy Lea.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Akuszer śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.