Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Akuszer śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Akuszer śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Akuszer śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Akuszer śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Akuszer śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Akuszer śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Słyszałeś nowinę?
– Jaką?
– O Żeleźniku?
– Co znowu?
– Na mieście mówią, że podobno nie żyje. To już trzeci facet z twojej listy – spojrzała dociekliwie – który żegna się z życiem.
Jakub nie miał jej nic do powiedzenia. Chciał już wyjść. Musiał się przespać z tą zaskakującą wiadomością i poukładać myśli.
W drodze do domu zaszedł na Zieloną do Hillela, wierząc, że usłyszy od adwokata co nieco na ten temat. I nie pomylił się, bo szkolny kolega zdradził mu tego popołudnia wiele tajemnic. Zaczął od tego, że w palestrze aż huczy od plotek.
– Podobno sekretarka Wiktora Żeleźnika, Joanna Lipka, wyszła z pracy jak zwykle po odprawieniu ostatniego interesanta. Dochodziła szósta, gdy mecenas został sam w kancelarii przy Długosza. Najpewniej wtedy pojawił się niezapowiedziany klient, który pozbawił go życia.
– Klient czy klienci? – dopytywał się Stern.
– Masz rację, nie wyprzedzajmy faktów, śledztwo trwa.
– A motyw? Co o tym myślisz? – Jakub obrócił się do Hillela.
– Casus nie jest już tak oczywisty. Podobno sekretarka twierdzi, że z kancelarii nic nie zginęło. Kasa pancerna, która stała przy szafie, była nietknięta. Klucze, czeki i gotówka pozostały w szufladzie. Nawet wypchany portfel ze skóry węża tkwił w marynarce denata. Była też jakaś płytka metalowa. Rzekomo odbijak do cymbergaja, co z pewnością niewiele wnosi do całej sprawy. Dodam tylko, że trup trzymał go w zaciśniętej kurczowo pięści. Nasuwają się za to pewne podejrzenia.
– Jakie?
– Mecenas Żeleźnik starał się być niezależny. W niektórych kwestiach luźno współpracowaliśmy. Prowadził multum kontrowersyjnych spraw na styku biznesu i polityki. Naraził się wielu mocodawcom. Mówiono, że po przegranym procesie działaczy OUN otrzymywał od Ukraińców pogróżki. Dwóch jego klientów, których rodziny zapłaciły krocie za obronę, zamiast na wolność trafiło do Berezy. Były też inne kwiatki. Mecenas rozszedł się jesienią z żoną i smalił cholewki do młodszej o kilkanaście lat Lipkowej. Swojej dawnej połowicy zostawił w prezencie dwójkę szkolnych dzieci na wychowanie. Z majątku nie dostała złamanego grosza. Żyła nędznie, podczas gdy kancelaria świetnie prosperowała. Jest więc solidny motyw.
– Zazdrość? Nie śpiesz się z tą oceną, Lipkowa musiałaby mieć wspólnika.
Na prośbę Jakuba Samuel opisał wnętrze kancelarii Żeleźnika, w której bywał od czasu do czasu.
– Solidny mieszczański gust. Mahoń, mosiądz, porcelana. Kolonialny angielski styl. Szeroka skórzana kanapa i owalny stół dla klientów. Przy wielkim mahoniowym biurku marmurowa rzeźba Temidy, wielkości człowieka, dłuta samego Hartmana Witwera. Podziwu godna biblioteka, z kompletem najnowszych dzienników ustaw i prawniczych ksiąg oprawionych w skórę koloru ochry. Wytłaczane, złote litery, na każdym tomie owalny ekslibris, akwaforta z wagą i mieczem.
– Jakim był partnerem?
– No cóż, de mortuis nihil nisi bonum.
– Jak skończył? – Jakub zadał wreszcie to najważniejsze pytanie, spacerując nerwowo po salonie.
Hillel wciągnął powietrze i głośno odetchnął.
– Podobno ktoś złamał mu kark, a potem dokończył dzieła, wbijając w mózg kopiowy ołówek z przybornika stojącego na biurku. Kiedy siedział w fotelu z okularami na nosie, wyglądał, jakby odpoczywał, gdyby nie krew ściekająca z przebitego oka na rozpięty kołnierzyk.
– Kto znalazł ciało? Lipkowa? Adwokat uśmiechnął się dwuznacznie.
– Dlaczego mężczyzna w sile wieku poddaje się bez walki? – nie odpuszczał Jakub.
– Zabójca mógł działać z zaskoczenia. Pistolet lub nóż przemawiają do rozumu skuteczniej niż słowa.
– A może kat znał swoją ofiarę, a nawet się z nią przyjaźnił?
– To by tłumaczyło porządek w gabinecie. Możliwe też, że udawał kogoś innego.
– Morderca przyszedł po poradę prawną? Samuel rozłożył ręce.
– Wbicie ołówka nie było początkiem zejścia, lecz końcowym aktem niespotykanej desperacji. No, a teraz prawdziwa rewelacja, która z pewnością przybliży cię do rozwiązania zagadki.
– Jaka?
Hillel zawiesił spojrzenie na przyjacielu.
– Nasz adwokat bronił... Charewicza. Stern obrócił się gwałtownie.
– Szaleniec nie mógł mu wybaczyć, że poszedł przez niego siedzieć?
– Całkiem prawdopodobne, że Charewicz, stary wyga, przyszedł wyrównać zaległe rachunki. Być może to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego policja w gabinecie mecenasa nie znalazła śladów jego linii papilarnych.
Przez chwilę Stern się zastanawiał. Patrzył przez okno na ulicę. Przechodnie uwijali się jak mrówki, a dorożki i automobile przesuwały się w dziwnym rytmie niczym towary na pasie transmisyjnym w gigantycznej puszczonej w ruch fabryce. Mnogość detali, które znał jego przyjaciel, zastanawiała go.
– Skąd masz te informacje? Tylko mi nie opowiadaj, że...
– Wybacz, ale nie dostaniesz nazwiska – przerwał mu Hillel, uśmiechając się dwuznacznie. – Lekarz sądowy, który uczestniczył w badaniach, straciłby do mnie zaufanie, a co gorsza, stanowisko. Jest moim klientem, prowadzę jego sprawę spadkową.
Samuel nie dokończył myśli, bo do salonu zajrzał Izaak. Przywitał się zdziwiony, że przyjaciele rozmawiają na sucho i na dodatek gość nie zdjął płaszcza, jakby zaraz wychodził. Samuel przeprosił kolegę i wyszedł z synem do kuchni. Dyskutowali o czymś z ożywieniem. Stern usłyszał tylko fragment rozmowy.
– Spotkałem się dziś z dawnymi kolegami z klasy – mówił głośno Izaak. – Abraham i Eliasz studiują na uniwersytecie medycynę. Są przerażeni.
– Czym? Bo dostali, synu, od katolików pałą przez plecy? – zapytał kąśliwie ojciec.
– Nową wiarą, która podstępem szerzy się jak zaraza.
– A jak nazywa się ta ich nowa wiara?
– Eugenika. Dowiedziałem się, że w instytucie zwolniono asystenta i wykładowcę, bo zdradzili Hipokratesa. Eliasz twierdzi, że ta idea zaraża umysły i jest tak samo groźna jak dżuma lub cholera.
– Słyszałem coś o tym – powiedział Samuel. – Naukowcy za zachodnią granicą dali się jej uwieść, idąc z duchem fałszywego postępu.
– Chcą reprodukować niebieskookich blondynów i szerokie w zadzie Niemry.
– Porozmawiamy później. Przepraszam cię, ale Jakub czeka.
Gdy Hillel pojawił się w salonie, Stern dopinał płaszcz i z kapeluszem w ręku szykował się do wyjścia. Obiecali sobie, że przy okazji dokończą rozmowę i wtedy naruszą ukryte w barku płynne zapasy.
Anna stała w kwietniku przy róży „Marechal Niel”, którą Jakub podarował jej przed rokiem na imieniny. W obcisłych ogrodniczkach podkreślających jej kobiecą sylwetkę wyglądała podniecająco. Była młoda, wyzwolona, uśmiechnięta.
Podszedł do niej. Objął mocno i pocałował. Znienacka zapytał o eugenikę, przypominając sobie burzliwą rozmowę Izaaka z Samuelem. Anna spojrzała mu w oczy zalotnie, aż przeszły go ciarki. Potem dwoma palcami schwyciła zeschniętą kolczastą gałązkę i szybkim ruchem sekatora obcięła ją i rzuciła na ścieżkę.
– Co pana tak szokuje, panie redaktorze? Zrobiłam to wyłącznie dla jej dobra. Na tym to mniej więcej polega – dodała, biorąc go za rękę i prowadząc do domu. – Chociaż mi jej troszeczkę żal – dokończyła, zamykając drzwi do sypialni na klucz. Ściągnęła spodnie, a potem zerwała z siebie bluzkę, majtki i biustonosz. Rozebrała go zniecierpliwiona i przewróciła na łóżko. Nie zasłaniała okien. Patrzyła na jego męskość, nabrzmiewającą szybko w jej gorących dłoniach, a potem dosiadła go z jakąś dziką namiętnością i zaczęła obłędny taniec bioder. Wpierw powolne tango, potem dzikiego fokstrota, a na koniec szalonego lambeth walka, zakończonego bezwstydnym śmiechem, przeradzającym się w stłumiony krzyk.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Akuszer śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Akuszer śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Akuszer śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.