Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Plan Sary
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kiedy o dwunastej trzydzieści sześć ciało woźnego, zawinięte w brezentową płachtę, ruszyło z Rynku policyjnym fiatem do prosektorium przy Pijarów, Zięba ze Sternem udali się pod fontannę Diany, do nieruchomej postaci siedzącej w inwalidzkim wózku, której strzegło dwóch tajniaków. Gdy inspektor podniósł rondo słomkowego kapelusza, Stern zobaczył śpiącą Wilgę. Dziewczyna miała mizerną twarz i podpuchnięte oczy. Ubrana była w ten sam beżowy żakiet, który nosiła w dniu, gdy wyszła z redakcji, wezwana na spotkanie przez tajemniczego gońca.
– Nie zatrzymałeś lekarza? – zapytał Jakub z wyrzutem.
– Pijana jak bela! Daj jej trochę czasu, niech wytrzeźwieje. – Zięba spojrzał na Sterna. – Chceszmnie jeszcze o coś zapytać?
– A ty?
Inspektor przeniósł wzrok na niebo, na czarną chmurę.
– Nic tu po nas – powiedział chłodno. – Niedługo zacznie padać.
Odesłał tajniaków na komendę, sam zaś chwycił wózek za rączki i ruszył ze Sternem w stronę redakcji „Kuriera”.
Wyjechali z Rynku i skierowali się w stronę placu Kapitulnego. Kiedy mijali kaplicę Boimów, Stern przejął wózek od Zięby, który chciał mu coś pokazać. Inspektor wyjął z kieszeni marynarki przepiękny budzik ozdobiony lwowskim lwem.
– Co to jest? – zapytał Jakub.
– Budzik, a tak naprawdę detonator! To coś, połączone z patronem dynamitu, zapalnikiemgórniczym i baterią, miało zrobić na Rynku głośne „bum” i posłać Wilgę spod fontanny Diany w powietrze. Kiedy ty uganiałeś się za facetem w kiecce, mnie udało się w ostatniej chwili ten wybuchowy geszeft rozbroić.
– A to ciekawe! – Stern przypomniał sobie relację dziennikarskiego „małżeństwa” z wyprawydo willi na Kleparowie i opisany przez nich czasomierz.
Przyspieszyli, uciekając przed nasilającym się deszczem. Wpadli na Wały Hetmańskie
i zatrzymali się pod gęstą koroną klonu, gdzie postanowili przeczekać ulewę. Lało jak z cebra i niebo raz po raz rozdzierały oślepiające błyskawice, po których słychać było piekielne grzmoty.
Stern postawił kołnierz marynarki i sięgnął do kieszeni po papierośnicę. Poczęstował Ziębę. Inspektor wyjął z kieszeni płaszcza nowiutką zapalniczkę w mosiężnej obudowie. Odchylił wieczko i przypalił.
Obaj zaciągnęli się kojącym dymem i spojrzeli na chmurę, która majestatycznie odpływała w stronę Wzgórz Zniesieńskich.
– Skąd wiedziałeś, że to on? – rzucił niedbale Zięba.
– Dzięki pani Stelze, starej służącej, która mieszkała kiedyś pod czterdziestym drugim, przyAdonisie. Zadzwoniła do redakcji po radiowym komunikacie Andrei. Byliśmy u niej z Wilgą w zeszły piątek. To pani Stelze pierwsza zwróciła uwagę na jego chód.
– A więc to jej należy się za to nagroda od Mańkiewicza?
Stern przytaknął i wolno wypuścił dym.
– Słyszałem złośliwe plotki, że woźny był synem jakiegoś naukowca, to prawda? – zapytał.Zięba spojrzał na Jakuba.
– Zgadza się, był synem pewnego profesora, który lubił nie tylko wykłady, ale i wyszukanerozrywki i mocne trunki. Zdarzyło się kiedyś, że ów profesorek poszedł w rejs i podłapał prawdziwą łyczakowską kurwę, niejaką Genię Smoczek. Upodobał ją sobie, i kwita! Wic w tym, że nie była to już ta dawna, olśniewająca królowa Łyczakowa. Miała żylaki i siwe włosy, a jednak coś go do niej ciągnęło. Dlaczego nie poszedł, jak jego szanowni koledzy, na girlaski do „Bagateli”, czort jeden wie. Faktem jest, że owocem ich szalonej miłości był mały Zyga, który urodził się, gdy Genia powinna była już myśleć o wnukach. Matka z synem zamieszkali w kupionym przez profesorka mieszkaniu na Krakidałach. – Zięba z zadowoleniem wypuścił pod niebo kółeczko. – Oczywiście profesor, jak przystało na człowieka honoru, za wszystko płacił. Zawarł z Genią układ, że będzie łożył na syna do pełnoletności, pod warunkiem jednak, że nigdy, ale to przenigdy syn się o nim nie dowie. Kiedy Zyga wyrósł na przystojnego faceta, stary dyskretnie załatwił mu posadę woźnego na swoim wydziale. Chłopak po ojcu był nieprzeciętnie zdolny, ale po matce nieobliczalny. Miewał zagrania, które kosztowały ojczulka sporo grosza.
– Czy to prawda, że po jakiejś awanturze z batiarami wyrzucili go z tramwaju?
– To też się zgadza. Ojciec opłacił w sekrecie najlepszych chirurgów. Zszyli go i poskładali, leczmimo starań od tamtej pory kulał. Głośnym jego wyczynem było rzucenie butelki zapalającej na scenę Teatru Wielkiego. Chłopak chciał dodać ognia nudnemu przedstawieniu „Żądzy”. Na szczęście butelka nie wybuchła, ale aktorzy uciekli przerażeni. Za takie „cóś” idzie się siedzieć na Brygidki do furdygarni, a on jak piskorz się wywinął! Uprzedzę teraz twoje pytanie o samochód. Przyznaję, że ten szczegół nie dawał mi spać przez całą noc. Dziś rano przepytałem na tę okoliczność pannę Winkler. Ze łzami w oczach powiedziała, że tamto poniedziałkowe popołudnie i noc, gdy zginął Zimmer, spędziła z Kanclerzem w jakimś hoteliku. Zarzekała się, że profos miał odstawić samochód spod uczelni do domu, więc faktycznie auto miał aż do rana do swej dyspozycji.
– Wciąż zastanawiam się, dlaczego to wszystko zrobił? – zapytał zamyślony Stern.
– To proste! Nie mógł być naukowcem jak jego przyrodni brat.
– O czym ty bredzisz?
– To jest właśnie ta ostatnia, najważniejsza tajemnica! Zenon Smoczek przez wiele lat żył obokswego brata z piętnem, jakie zafundował mu ojciec. Nasz profos powinien nazywać się Kanclerz, a nie Smoczek! Nie zauważyłeś, że byli do siebie trochę podobni?
– Chryste, teraz zaczynam rozumieć jego słowa. Powiedział przed śmiercią, że chciał cośudowodnić bratu i pokazać nam wszystkim, że... Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wczoraj?
Zięba napuszył się jak paw.
– Powiedzmy, że z tą informacją czekałem na stosowny moment.
– Masz jeszcze jakieś inne rewelacje?
– Dowiedziałem się od pewnej damy z Łyczakowa, której pożałowałeś niedawno dwóch stówek,że Genia, tuż przed śmiercią, za jej właśnie namową zdradziła synowi swój sekret. Nie przypuszczała chyba, jak wielką rozpali tym wyznaniem nienawiść.
– Na uniwersytecie opowiadano, że nasz profesor, który uczył innych, jak poznaje się dobro,powiesił się ze zgryzoty za Domem Inwalidów. Przeżył podobno załamanie nerwowe. Ominęła go jakaś ministerialna nagroda?
– To urzędowa wersja. Nieoficjalna jest taka, że ktoś mu w tym pomógł.
– Kto?
– Teraz możesz sam to sobie dopowiedzieć. Czy słyszałeś kiedyś, żeby desperat powiesił sięnogami do góry?
Stern zaniemówił. Rzucił pod nogi niedopałek, dociskając go ze złością do chodnikowej płytki obcasem.
– Znalazły go dwie uczennice zbierające czereśnie...
Zięba wsadził niedopałek papierosa do ust i zagryzł ustnik.
– Dzierlatki opisały z detalami, że kiedy poszły sobie na wagary, natknęły się w krzakachczerechy na wiszącego na sznurze stracha. Pod jego głową, a mówiąc uczciwie, pod tym, co zostawiły z niej głodne ptaszki i lisy, leżały porozrzucane notatki do wykładów z etyki prawniczej.
Znowu zagrzmiało. Spojrzeli na chmurę, która niespodziewanie zmieniła kierunek i powoli zaczęła się przesuwać nad Sygniówkę. Deszcz zelżał i na kałużach zaznaczały się teraz pojedyncze, ospowate kręgi spadających kropli.
– Widzę po twojej minie, że aż się rwiesz, by to opisać – powiedział Zięba i z fantazją strzeliłniedopałkiem w kierunku rynsztoka.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu – podchwycił Stern, przypominając sobie w końcuo zostawionym na pastwę losu Piotrusiu. – Cholera! Muszę natychmiast zobaczyć się z moim synkiem!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Plan Sary»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.