Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Plan Sary
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– No, jeśli na godzinkę, to czemu nie! – powiedział dziennikarz z uwodzicielskim uśmiechem. –
Ale gdyby coś się działo, proszę mu zaśpiewać piosenkę o...
– Damy sobie radę, prawda, maleńki, ti-ti! – usłyszał pieszczotliwy głos Kazi.
Kazia wzięła Piotrusia na ręce i poszła z nim do Długolaty, po drodze opowiadając mu jakąś bajeczkę, a Stern zbiegł po schodach i pędem skierował się w stronę Rynku.
Zdążył w ostatniej chwili i Zięba ze swego okna pogroził mu palcem. Było trzydzieści siedem po jedenastej, gdy zajął swoje strategiczne miejsce w kamienicy Bernatowiczowskiej pod numerem ósmym, obok pałacu arcybiskupiego. Z piwiarni, którą sam wybrał na punkt obserwacyjny, miał doskonały widok na fontannę Diany. Zięba był mniej zapobiegliwy i krył się w klatce schodowej w narożnym budynku numer jedenaście od strony Serbskiej. Dwaj jego tajniacy filowali z okien magistratu, a trzeci „anioł”, którego Stern odkrył natychmiast, stał niedaleko przystanku tramwajowego i udawał, że czyta gazetę.
Czekali w napięciu, lecz właściwie nic się nie działo. Królewskie miasto Lwów żyło zwykłym codziennym rytmem. Mieszkańcy załatwiali swoje sprawy, a turyści rozglądali się wokół i robili sobie pamiątkowe zdjęcia. Przejeżdżały coraz to nowe dorożki i automobile, a spłoszone gołębie zataczały koła nad placem, radośnie trzepocząc skrzydłami.
Pod klonem na stołeczku siedział jak zwykle niewidomy grajek i wygrywał na akordeonie stare wojskowe melodie. Ta sama zgarbiona żebraczka o dziwacznym przezwisku Rosita jak co dzień szła wolniutko do katedry, modląc się o wsparcie.
W piwiarni prócz dziennikarza było jeszcze trzech wiekowych mężczyzn, demonstracyjnie tytułujących się „nadradcami”, którzy nad rozpostartymi gazetami dyskutowali o ostatnim meczu Pogoni i strzale z woleja Matyasa-Myszki. Na kontuarze stał radioodbiornik. Po prognozie pogody nadano pięciominutowy program „Lwów pozdrawia”, po nim zaś smętną „melodię samobójców” śpiewaną przez Mieczysława Fogga.
Zniechęcony Jakub podniósł rękę i bez przekonania zamówił zimne piwo, doskonale wiedząc, że prawdziwy aromatyczny smak i ciemny złoty kolor jego ulubiony napój uzyska dopiero w październiku.
W tym samym czasie inspektor Zięba, stojący na półpiętrze klatki schodowej pod jedenastką, miał inne zajęcie. Metodycznie gryzł pestki słonecznika i łupinkami zdążył już zapełnić całą lewą kieszeń marynarki. Z samego rana podprażył je zapobiegliwie na patelni i teraz były doprawdy wyborne. On też nic ciekawego nie widział. Przy fontannie Diany kręcił się tylko wygłodniały kundel, który zlizywał coś z bruku, dokładnie tam, gdzie wcześniej mały chłopczyk potknął się i wypuścił z rąk loda.
Inspektor był zdenerwowany. Irytowała go zielona mucha spacerująca po szybie, bez wahania rozdusił ją więc dłonią. Akurat wtedy, gdy wycierał wybrudzoną rękę o spodnie, minęła go młoda, śliczna kobieta z parasolką w jednej ręce i z wiklinowym koszykiem z zakupami w drugiej. Na jego widok przeraziła się nie na żarty i Zięba musiał jej pokazać legitymację. Uspokojona weszła na drugie piętro, zostawiając w powietrzu zapach modnych w tym sezonie perfum Coty.
Zięba spojrzał na zegarek. Do dwunastej brakowało jeszcze minuty i szesnastu sekund. Z Serbskiej wyszła grupka nowicjuszek z książeczkami do nabożeństwa i karnie skierowała się za siostrą przełożoną w stronę Grodzickich. Za nimi przemknęło na rowerach dwóch roześmianych kominiarzy ze szczotkami i kulami na plecach, a potem przejechał przez plac żółty automobil z reklamą palarni kawy „HAG”, należącej do restauratora Jakuba Masełki, i zniknął za winklem.
Upłynęły kolejne sekundy. Stern tak jak inspektor uważnie obserwował swój sektor. Nagle w jego polu widzenia znalazł się mężczyzna, którego twarzy nie było widać, gdyż zakrywało ją lustro oprawione w grubą rzeźbioną ramę. Gość, którego redaktor nie spuszczał z oka, skierował się sprężystym krokiem w stronę Ruskiej i po chwili zniknął. Jakub Stern odetchnął z ulgą.
Popijając piwo, kolejny raz przypominał sobie fakty. Paskudne zaproszenie, które na początku roku przyniósł mu naczelny, a potem, pod koniec stycznia, śmierć Szymona Lacha pod rzeźbą Amfitryty. I następny dramat, po którym nie mógł się otrząsnąć. Śmierć Sary Reddig przy fontannie Adonisa. Wtedy, pod koniec lutego, stracił pracę na uczelni i po rozmowie z Mańkiewiczem postanowił wrócić do redakcji. Miesiąc później, w piątek dwudziestego marca, na fontannie Neptuna znaleziony został przeciwnik Sary, Paweł Zimmer. Cholerny plan Sary. Do jego spełnienia brakowało jeszcze... Jakub zabobonnie przerwał swe rozważania i skierował wzrok w stronę fontanny Diany.
Nastało południe. Rozdzwoniły się dzwony kościołów i ich głośne echo, zamknięte w kwadracie kamienic, wprawiło w drżenie szyby. Któryś z nadradców musiał chyba opowiedzieć dowcip, bo rozległy się drażniące śmiechy. Dziennikarz spojrzał w lewo. Od strony Wałów Hetmańskich wynurzył się, kołysząc na boki, niebieski tramwaj, który zmierzał w kierunku Wysokiego Zamku i w pewnym momencie zasłonił południową pierzeję Rynku. Po niecałej minucie, gdy tramwaj zabrał pasażerów i odjechał z przystanku, Jakub dostrzegł pod fontanną Diany zgarbioną kobietę w białej chustce na głowie, sprzedającą kwiaty, a obok niej wózek inwalidzki z okrytą kocem postacią w słomkowym kapeluszu.
Nie było to nic niezwykłego. Na prawo przy fontannie Adonisa kręcił się od pół godziny brodaty handełes, sprzedający z przenośnego kramu precle, a pod ścianą ratusza jakiś młodzieniec z zacięciem podbijał piętą szmacianą zośkę.
Stern podniósł kufel i wypił łyk zimnego piwa, po czym jeszcze raz skupił wzrok na rzeźbie bogini łowów. Akurat wtedy kobieta sprzedająca kwiaty odstawiła wiaderko na bruk, rozejrzała się na boki i kulejąc, wolno ruszyła w stronę Dominikańskiej. Stern beznamiętnie patrzył na tę scenkę, coraz bardziej przekonany, że Kanclerz już się nie pojawi. Zadowolony sięgnął ręką po kufel, wypił kolejny łyk i w tym momencie doznał olśnienia. Przypomniał sobie słowa starej służącej, pani Eulalii Eweliny Stelze. Kiedy z Wilgą odwiedzili ją w zeszły piątek, usłyszeli, że osoba, która przyciągnęła na sankach pakunek pod Adonisa, dziwnie się poruszała. Dziennikarz cierpliwie czekał, że może kobieta wróci, lecz po minucie rzucił się ku wyjściu, przewracając stolik i wprawiając w osłupienie nobliwe towarzystwo.
Przebiegł kilkanaście metrów i stanął, bezradnie rozglądając się po Rynku. Po lewej widział wózek stojący przy rzeźbie, bardziej w prawo parę turystów, którym fotograf robił zdjęcie, lecz po kobiecie w chustce nie było śladu. W tej samej chwili obok dziennikarza pojawili się zdyszany
Zięba i barczysty agent ze zrolowaną gazetą.
– Co się stało? – dopytywał się inspektor.
– On tu był. Przechytrzył nas!
– Kto, Kanclerz? – wysapał tajniak.
– Sam już nie wiem. Może mi się tylko tak, kurwa, wydawało! – rzucił Stern i pobiegłw kierunku handełesa z preclami, który stał przy fontannie Adonisa.
– Czy przechodziła tędy kobieta? – zapytał. – W białej chustce na głowie, lekko utykała!
– A dlaczego miałaby nie iść? – odpowiedział flegmatycznie handlarz.
– Człowieku, nie denerwuj mnie! Nie mam czasu!
– Ja, ja dukładnie widziałem! – przyszedł mu z pomocą chudy kindrus w wyszmelcowanychspodniach, ten sam, który odbijał piętą zośkę.
– Powiedz mi, dokąd poszła? – Stern nachylił się, przyjaciel-sko się do niego uśmiechając.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Plan Sary»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.