Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Plan Sary
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jakub spał kamiennym snem. Śniło mu się, że tej wiosny do ogrodu nie przyleciały kwiczoły, bo zima była tak ostra, że wiszące na głogu owoce opadły na śnieg, tworząc na nim kostropaty, krwawy dywan. Ten niepojęty sen zamienił się nagle w inne przywidzenie o podróży służbowej do jakiejś zapadłej wioski, w której nieznany sprawca zamordował na pasterce uwielbianego przez wiernych księdza. Jakub dostał od naczelnego enigmatyczną wskazówkę – miał dojechać do B. za Lubaczów, gdzie czekała na niego na plebanii Wilga. Właśnie stał przy okienku dworcowej kasy, płacąc za bilet do Lubaczowa, gdy poczuł nieznośne swędzenie lewej powieki. Nerwowo potarł oko. Natychmiast zniknął hol dworca i pasażerowie, za to pokazał się zupełnie inny obraz: uśmiechnięta Kasia, chowająca za plecami wielkanocną palmę. Jakub szybko otworzył prawe oko i zobaczył pochlipującego Piotrusia, trzymającego się oburącz krzesła.
Wyskoczył z łóżka jak oparzony i nadepnął bosą stopą na leżące na podłodze, pozostawione przez siebie ubranie. Ze złości kopnął skarpetę, która wylądowała na żyrandolu, czym rozbawił synka.
– Gdzie mama? – zapytał, odkrywając z przerażeniem, że zegar ścienny wskazuje już kwadranspo dziesiątej.
– Mama wyszła i zostawiła ci ten list – odpowiedziała Kasia, nie odrywając wzroku od ojca,który w ekwilibrystycznych podskokach starał się sięgnąć do skarpety wiszącej na lampie.
Jakub wziął z jej rąk kopertę i wyjął zapisaną gorączkowym pismem kartkę: „W kuchni znajdziesz jedzenie. Magda ma do południa wychodne. Zajmij się dziećmi. Wracam (chyba) wieczorem. Anna”. Nic więcej, żadnego słowa wyjaśnienia. I jeszcze to „chyba”.
Chorobliwa ambicja kazała Annie natychmiast wyrównać rachunki, bez liczenia się z konsekwencjami. Ten postępek poruszył go. Był przecież lojalny, próbował jej wszystko wytłumaczyć. Przyszedł spokojnie i nie zrobił karczemnej awantury, jak wielu facetów z bokserskim zacięciem, którzy wracają do żon nad ranem. Był dla Anny za dobry i teraz odpłacała mu za to.
Zamknął się w łazience i z ulgą oddał mocz. Potem, prychając jak koń, przemył twarz i przejrzał się w lustrze. Z dumą stwierdził, że ma jeszcze to „coś”, na co lecą kobiety. Dalszą toaletę przerwało dudnienie chłopięcych rączek w zamknięte drzwi.
– Tata jeść! Ta-ta jeść! – darł się mały.
Kuba otworzył drzwi i nachylił się nad synem. Ucałował go w policzek, zdjął mu śpiochy i pieluchę, a potem, zatykając nos, wymył pod kranem zabrudzone pośladki. Mały darł się niemiłosiernie, zaskoczony tak grubiańskim traktowaniem. Ojciec szybko go ubrał i uczesał.
– No, w porządku – powiedział. – Teraz tata da ci w nagrodę coś do zjedzenia...
Wszedł do kuchni i ujrzał leżące na talerzu kanapki z szynką, złoty rogalik z piekarni Hessa posmarowany masłem i dżemem i śnieżnobiały twarożek. Na kredensie w porcelanowym dzbanku stała zimna kawa z mlekiem, na której pływał gruby kożuch. Jakub z obrzydzeniem wrzucił kożuch do zlewu, nalał kawę do kubeczków i położył przed Kasią i Piotrusiem kanapki na talerzykach. Z przyjemnością obserwował, jak szybko trafiały one do pustych brzuszków.
– Ze mną nie zginiecie – powiedział buńczucznie. – Grunt to nie tracić głowy, jasne?
– Jasne, tato – odpowiedziała uśmiechnięta Kasia i zapytała przymilnie, z ustami pełnymijedzenia, czy ją odprowadzi.
– Dokąd?
– Jak to dokąd, do szkoły! – Spojrzała zdziwiona. – Rano nie było lekcji, bo w południe odbędziesię w auli uroczysty koncert. Magda wzięła dziś wolne, a sama nie pójdę, bo chłopaki ze starszych klas...
– Obowiązkowo! – zgodził się Stern i natychmiast zaczął się zastanawiać, gdzie można by choćna godzinę zostawić Piotrusia, żeby nie spóźnić się na umówione spotkanie z Ziębą. W pierwszej chwili pomyślał o rodzicach, ale szybko z tego planu zrezygnował. W końcu matka i ojciec sami potrzebowali pomocy.
Miał w zanadrzu jeszcze jeden ryzykowny pomysł i trzymał kciuki, żeby się udał. Kiedy robił w myślach te pobieżne kalkulacje, Kasia recytowała Piotrusiowi wierszyk, będący dewizą szkoły:
Nie pomogą próżne żale, ból swój niebu trza polecić, a samemu wciąż wytrwale trzeba naprzód iść i świecić.
– Rozumiesz, mały, trzeba świecić.
– Siecić – powtórzył wesoło brat, waląc łyżką w stół.
– Zapamiętaj to sobie do końca życia! – powiedziała, odebrała mu łyżkę i mocno go przytuliła.
Najedzeni i ubrani (tylko Jakub nie zabrał w pośpiechu płaszcza) wyszli na Pohulankę, kierując się w stronę szkoły imienia Henryka Jordana. Kasia była dumna ze swego szkolnego mundurka, lecz jeszcze bardziej imponowała jej nowa czapka z amarantowym otokiem i z okrągłą odznaką szkoły, zastrzeżona do tej pory tylko dla chłopców. Siedzący w wózku Piotruś za wszelką cenę chciał ją chociaż przez chwilę potrzymać, lecz siostra zrobiła taką minę, że mało się nie rozpłakał.
Przeszli wzdłuż Zielonej. Mijając dom Hillela, Jakub spojrzał w okna jego mieszkania, ale dojrzał tylko zaciągnięte story. Zakłopotany przyspieszył kroku i skręcił w Zyblikiewicza, by po kilkunastu minutach dotrzeć do dwupiętrowego budynku przy Herburtów, w którym mieściła się szkoła prowadzona przez Mieczysława Kistryna. Profos wpuścił Kasię do środka i uśmiechnął się porozumiewawczo do Sterna.
Kiedy Jakub został już tylko z synem, jeszcze raz wróciła do niego wieczorna sprzeczka z Anną i natychmiast przypomniał sobie inną, o wiele bardziej przykrą scenę, kiedy to na początku swej dziennikarskiej kariery zasiedział się w redakcji.
Kończył wtedy artykuł o zwyrodnialcu, którego ochrzcił mianem Szpila. Tego dnia nie miał twórczej weny. Na próżno próbował przemycić do tekstu odczucia konających ofiar. Dotknął nawet gardła, wyobrażając sobie, że leży związany w jakiejś obskurnej piwnicy i sadysta wbija mu w szyję długie krawieckie szpile zakończone kolorowymi główkami.
Potrzebował jakiejś podniety. Bez zastanowienia wyjął z szuflady szpilkę i wbił ją sobie nad grdyką. Z bólu omal nie spadł z krzesła. Kwadrans przed dziewiętnastą, trzymając się za opuchniętą szyję, zaniósł wreszcie wymęczony tekst do sekretarza redakcji. Potem, przeczuwając kłopoty, postanowił zrobić Annie niespodziankę. Wstąpił do sklepu Masełki i kupił prawdziwy delikates: dwa kilogramy świeżych flaków jelenia upolowanego przez myśliwych księcia
Sanguszki.
Myśląc już o pieprzu i majeranku, zmierzał żwawym krokiem do domu. Kiedy zziajany przekroczył próg, zamiast kwiatów wręczył Annie starannie zapakowaną paczkę. Jej reakcja była natychmiastowa: bez słowa wyrżnęła flakami o ścianę.
Na wspomnienie o tym Jakub uśmiechnął się cierpko. Zamyślony szedł coraz szybciej, zwracając na siebie uwagę przechodniów. Wyglądało to tak, jakby przed kimś uciekał. Dla
Piotrusia jednak była to najwspanialsza na świecie zabawa, dlatego pokrzykiwał:
– Pata-taj, tata, pata-taj!
Jakub z bijącym sercem podjechał wózkiem pod drzwi redakcji „Kuriera”. Miał zamiar oddać synka w ręce jakiejś troskliwej cioci. Kiedy zastanawiał się, jak zacząć podchody, prawie natychmiast pojawiły się przed nim: sekretarka Kazia, Halinka z dużym, ciężkim biustem, milcząca korektorka Stopka i przewracająca oczami Andrea, i każda próbowała przeciągnąć malca na swoją stronę. Najbardziej matkowała mu Kazia i nie wiadomo dlaczego, Piotruś od razu wyciągnął do niej rączki.
– No i co, kobitki? Która się naszemu juniorowi najbardziej podoba? Panie Jakubie – zwróciłasię do niego z dumą – pozwoli mi go pan zaadoptować? Tylko na godzinkę, błagam!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Plan Sary»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.