Paweł Jaszczuk - Plan Sary

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– A postawi pan precla? – targował się wyrostek.

Stern wysupłał z kieszeni drobniaki i podał je preclarzowi. Chłopak chwycił precla, podrapał się w głowę, jakby rozwiązywał skomplikowane zadanie z algebry, po czym powiedział, odgryzając duży kęs:

– Chiba poszła pod trójkę! Nie, tyraz sobi przypominam, posztajgowała pod piątkę, przy Czarnej Kamienicy!

Dziennikarz bez namysłu rzucił się we wskazanym kierunku. Dobiegł do masywnych drzwi, otworzył je z impetem i znalazł się w pustej, przestronnej sieni, której posadzkę zdobiła kamienna bordowo-czarna rozeta.

Rozejrzał się. Po lewej stronie był gabinet lekarski, o czym informowała mosiężna tabliczka: „Ignacy Wójcik – laryngolog”, po prawej zakład szklarski, za nim zaś widoczne były drewniane schody z wyślizganą poręczą. Stern zajrzał do zakładu szklarskiego – pełno ram i luster. Na widok pytających spojrzeń rudych bliźniaków w granatowych fartuchach przycinających listewki cofnął się na korytarz. Szybko zajrzał do lekarza, gdzie w poczekalni kobieta z kilkuletnią córeczką czekała cierpliwie na przyjęcie.

Zamknął drzwi i wbiegł po schodach na samą górę, by jeszcze szybciej zbiec i skierować się w głąb korytarza, do drzwi prowadzących na podwórko. Pchnął je z rozmachem, a kiedy spod nóg wyprysnął mu wystraszony kot śpiący na progu, zrozumiał, że zgubił ślad. Na podwórzu, na rozwieszonych sznurach suszyły się prześcieradła i kalesony, a wystraszony dachowiec wystawiał ogon spomiędzy jaskrawoczerwonych tulipanów.

Stern zawahał się. Miał nawet zamiar biec na Rynek i sprawić dowcipnemu batiarowi manto, lecz wtedy poczuł na plecach delikatny zimny powiew. Po jego lewej stronie, we wnęce, zobaczył drzwi zbite z nieheblowanych sosnowych desek – zejście do piwnicy. Już miał je minąć, lecz coś kazało mu się zatrzymać. Wydawało mu się, a może nawet był tego pewien, że ktoś stoi po drugiej stronie i czeka na jego fałszywy ruch.

Zrobił dwa kroki do przodu, jakby miał wyjść na Rynek, potem znienacka cofnął się i kopnął drzwi z rozmachem. Drewniana zapora z hukiem wyleciała z zawiasów i ukazała się czeluść niknących w dole kamiennych schodów.

Stern odnalazł włącznik i przekręcił go, lecz światło się nie zapaliło. Ostrożnie posuwał się w dół po przewróconych drzwiach, próbując coś zobaczyć w ciemności. Opierał się o chropowatą ścianę, powoli stawiając stopy, byle tylko nie stracić równowagi. Na przedostatnim stopniu jego prawy but poślizgnął się na czymś i wtedy dostrzegł białą plamę pognie-cionego materiału. Zaaferowany kucnął, a kiedy podniósł go, zdziwiony stwierdził, że trzyma w ręku białą chustę.

Teraz miał się już na baczności. Czując obecność przeciwnika, sięgnął do kieszeni po pudełko zapałek. Wyjął jedną, energicznie potarł o draskę i wysunął do przodu rękę. Światło otworzyło przed nim kilkumetrową przestrzeń. U podstawy schodów dostrzegł dwa ciemne, rozchodzące się na boki korytarze i stojącą pod ścianą szafę, na której leżały jakieś graty. Gasnąca zapałka oparzyła mu koniuszki palców. Stern rzucił ją i wtedy usłyszał cichy szmer. Wystarczyło wejść głębiej, by się przekonać, czy się nie myli, lecz strach przed czającym się gdzieś przeciwnikiem kazał mu zachować czujność. Zapalił kolejną zapałkę. Płonącą rzucił daleko przed siebie i wtedy, w załomie korytarza, przed ciemną wnęką, przebiegł z piskiem spasiony szczur.

Stern aż zaklął z obrzydzenia. Potem sięgnął po trzecią zapałkę i gdy zamierzał ją zapalić, poczuł niespodziewane uderzenie w skroń, a potem kolejne ciosy. Starał się zasłonić, lecz niewidoczny przeciwnik był od niego szybszy. Kopnął go w żebra i przycisnął do schodów. Jakub nadaremnie usiłował oderwać twarz od wrzynających się w policzek stopni. Tamten uderzył go w kark, a fala paraliżującego bólu spłynęła do stóp. Czuł, że traci siły. Ostatnim wysiłkiem woli zmusił się do nabrania powietrza do płuc. Kiedy otaczająca go ciemność zamieniała się w pulsującą bólem czerń, usłyszał nad sobą czyjś krzyk, a potem przekleństwa Zięby i pojedynczy, ogłuszający strzał.

Z trudem otwierał oczy. Przez szparę w powiekach widział przed sobą postać kręcącą się w kółko niczym tańczący derwisz. Potem postać ta, jakby podcięta, runęła nagle na posadzkę i jej krzyk zamienił się w rzężenie. Czyjeś ciało leżało na wyciągnięcie ręki, podskakując w konwulsjach.

Z góry, od strony korytarza, dotarł do niego opanowany głos inspektora. Ktoś na jego polecenie przyniósł lampę naftową. Ktoś podsunął ją tak blisko, że Stern zmrużył oczy od oślepiającego światła. Tuż obok niego, pomiędzy jakimiś rozbitymi słojami, mosiężną konewką i zardzewiałą ramą od roweru leżał na ceglanej posadzce mężczyzna w blond peruce, przebrany za kobietę. Kula trafiła go w oko pod kątem. Z oczodołu i ze skroni sączyła się krew. Ranny, ku zaskoczeniu inspektora, był przytomny i starał się zakryć dłonią ranę, lecz ból nie pozwalał mu na to.

– Cymes strzał! Chryste, jaka to pewna reńka! – powiedział jeden ze szklarzy, plując przedsiebie z satysfakcją.

– To chłop czy szantrapa, Paszko? Nie umniem ja rozpoznać ryła!

– Chłop, mówię ci, Pieszka, że chłop, tyli że w babskiej peruce!

– Dostał, suka, w samą ślipie.

– No i zdechni jak suka! – wtórował mu rudy bliźniak, przyświecający lampą.

Zięba wziął od niego lampę i powiesił pod sufitem na żelaznym haku, do którego kiedyś przywiązywano za nogi świniaka przed ćwiartowaniem.

– Już i po wszystkim, amen! – powiedział Paszko.

– Pewni zaraz kitnie! – poparł go drugi zapalczywy rudzielec.

– Jaka uparta, jeszcze sijij letko graba rucha!

– Niech pan jo dobiji! – Brat spoglądał na inspektora prosząco. – Po co się ma, larwa, męczyć?

Zięba uciął dyskusję, nakazując braciom przyprowadzić doktora, a sam nachylił się nad leżącym. Stern, pokonując ból, podparł się na łokciu i spojrzał w tamtą stronę. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Przed nim w kałuży krwi leżał na plecach pan Zenon, uniwersytecki woźny. Jego prawe oko mrugało automatycznie, jak u zepsutej lalki, lecz napotykając wzrok redaktora, na sekundę znieruchomiało.

– Ja już, ja już, panie redaktorze, nie jestem... – bełkotał, rozmazując ręką krew po całej twarzy.

– Jasne – warknął Zięba. – Już cię prawie nie ma!

Przeżegnaj się, cwaniaczku, i w drogę!

– Pan... pan Jakubie, się... pomylił – powiedział ledwie słyszalnym głosem, zlizując językiemkrew. – Bo ja...

– To do ciebie! – Zięba zwrócił się do Sterna. – Ten kretyn chce ci coś powiedzieć do ucha.

– Słucham – powiedział Stern, ostrożnie podnosząc się na klęczkach i rozcierając rozciętą brew.

– Pan redaktor strasznie pomylił się – wycharczał woźny, próbując się podźwignąć. – Ja na-naprawdę, ja naprawdę tylko chciałem udowodnić bratu i pokazać wam wszystkim, że... Nieśmier... – nie dokończył i całym ciężarem, z dziwnym uśmiechem, przewrócił się na zachlapaną krwią posadzkę.

Na prośbę Zięby bliźniacy wnieśli ciało woźnego do zakładu szklarskiego i położyli na wielkim drewnianym stole do cięcia szyb. Wezwany lekarz, facet z wąsikami jak szczoteczka do zębów, który przyjmował po sąsiedzku, widząc zakrwawionego mężczyznę w babskich szmatach, z wrażenia aż się przeżegnał. Delikatnie uniósł głowę profosa i ściągnął z niej zachlapaną krwią perukę. Potem trzęsącą się ręką rozpiął sukienkę, odchylił koszulę i przyłożył stetoskop do owłosionej klatki piersiowej. Chwilę słuchał, następnie zbadał puls i stwierdził zgon.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Plan Sary»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Plan Sary»

Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x