Paweł Jaszczuk - Plan Sary

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Gdzie był? – przerwał zniecierpliwiony Stern. – Czy nie możesz choć raz gadać po ludzku?

– Nigdy byś nie zgadł! Czarny fiat Kanclerza stał przed domem Róży Winkler, a w środku...

– Nie uwierzę!

– Sic! Wydawałoby się to niemożliwe, a jednak skorzystał z okazji, gdy jej rodzice wyjechalina wakacje do Wenecji. – Zięba zgasił niedopałek na podstawce, potem grubym, ruchliwym językiem zlizał pianę z brzegu kufla. – Twój doktorek siedział dziś rano za kratkami i płakał jak bóbr. Był w szoku i się jąkał. Wzięliśmy go w obroty i nie uwierzysz, ale zaczął szczerze gadać.

Przyznał się do kontaktów z Sarą, więc wychodzi na to, że nie byłeś pierwszy.

Stern zacisnął zęby, mając nadzieję, że inspektor nie zauważy, jakie wrażenie zrobiła na nim ta osobista wycieczka.

– Czemu powiedziałeś: siedział? – zapytał podejrzliwie dziennikarz.

– Spokojnie, nie poganiaj mnie. Zabrałem Kanclerza i pojechaliśmy do jego domu na Akacjową.Trząsł się jak galareta i płakał przy żonie, że jest niewinny. Poprosił grzecznie, czy może skorzystać z toalety, więc postawiłem pod drzwiami stójkowego, a sam udałem się do jego gabinetu. Czego tam nie było! W jego biurku znalazłem szkic Rynku z zaznaczonymi fontannami i interesującymi komentarzami, wycinki z gazet i niewypełnione blankiety zaproszeń. Pakowałem je akurat do teczki, gdy stójkowy z korytarza zaczął walić w drzwi i drzeć gębę. Poleciałem, lecz okazało się, że wystraszony mężulek dał już gdzieś dyla przez ogród. Rozbiegliśmy się, szukaliśmy, ale facet jakby się pod ziemię zapadł. I to jest ta zła wiadomość!

Inspektor nie dał dojść Sternowi do głosu i aby pokryć zmieszanie, przystąpił do dalszej opowieści.

– Dostałem od jego żony adres, ten sam, który dała Wildze. Byłem na Starozakonnej, gdziemieszkał majster prowadzący budowę jego kancelarii. Po majstrze ani widu, ani słychu. Zajrzałem do szafy, znalazłem kartkę z terminarza z datą, która dała mi wiele do myślenia. Przepytałem sąsiadów. Potwierdzili, że dwa, a może trzy razy parkował tam czarny fiat. Kobiety, niestety, nie widzieli, zapamiętali za to mężczyznę, wypisz wymaluj jak nasz prawnik. Do roboty wziął się nasz technik kryminalny, pan Tomasz, znasz go. Znalazł jakieś ślady. W południe zameldował mi, że nie ma ich w naszym rejestrze, ale potwierdził, że pokrywają się one z odciskami zebranymi w willi pana doktora, a to oznacza, że po nitce do kłębka wreszcie doszedłem do...

– Nie chrzań – przerwał mu Jakub. – Wypuściłeś go z rąk. Chyba wiesz, co to znaczy?

Miał ochotę wyrżnąć inspektora w szczękę, co doskonale pasowałoby nie tylko do miejsca, lecz także do przebywających tu i wydzierających się niemiłosiernie typów, ale się opanował.

Przypomniał sobie, że i on nie jest bez winy.

Za jego plecami jakiś pijany batiar zaintonował drżącym głosem rzewną piosenkę o koniu i pół knajpy odpowiedziało mu: „Oj, koniu, koniu, wracaj do domu, dla ciebie nima tu siana”. Do tego śpiewu niespodziewanie przyłączył się Zięba, wydzierając się na całe gardło i myląc zwrotki:

„pociąg nadjechał, Frankę rozjechał, osobno głowa, a osobno Franka”.

– A widzisz, nie wierzyłeś mi, że będzie miło! – powiedział inspektor i poszedł do baru po dwanastępne kufle i po słone sztangle z wędzonym serem pokrojonym w kostkę.

Gdy wrócił, miał już gotowy plan na następny dzień.

– Nie wiem, dlaczego to robię, ale zrobię to dla ciebie! Ustawię tam swoich ludzi, tylko nie liczna wiele, bo się przeliczysz!

Przesunął talerzyk z zakąską na środek okrągłego blatu, kufle zaś blisko siebie z boku.

– Ten talerzyk to twoja wiekowa damulka z kundlami – powiedział, przyciszając głos – a naszekufle to narożne kamienice Rynku, w których ty i ja zajmiemy swoje miejsca. Moi ludzie będą dyskretnie obserwować teren i czekać na rozkaz. Każdy dostał zdjęcie pana doktora w uczelnianym birecie i todze. Mają zakodowaną w pamięci tę bezczelną buźkę.

– Czy mogę zainstalować się tutaj? – Jakub pokazał palcem obok kufla, w miejscu, w którymteoretycznie znajdowała się jego ulubiona piwiarnia przylegająca do kamienicy

Bernatowiczowskiej pod numerem ósmym.

– Jasne. Bądź w swojej knajpie trzydzieści po jedenastej i o nic się nie martw. Kiedy zobaczysztego frajera, masz grzecznie do niego podejść i przywitać się.

– Co dalej?

– Bez paniki! Koleś nawet nie zauważy, jak będzie leżał na glebie.

– A ty?

– Co ja? Ja zrobię, co do mnie należy!

– A co z nią?

– Ty dalej swoje? Czego ty ode mnie, do kurwy nędzy, chcesz!? – ryknął wściekle Zięba.

Po kilku sekundach opanował się jednak. – Podzieliliśmy role i jeszcze ci mało? Przepytujesz mnie, cwaniaczku, z mojej profesji? Ja nie pcham się do twojej uczonej wierszówki!

– Nie słyszałeś jej głosu! – powiedział spokojnie Jakub.

– Panie Stern, sentymenty na bok!– odparł Zięba i uśmiechnął się do dziennikarza, jakbyrozmawiał z dzieckiem, ale Jakub nie miał już ochoty na żarty. Patrząc na czerwoną, zapijaczoną gębę, szukał wyjaśnienia dla tego fenomenu. Inspektor się zmienił. Tak jakby świadomość upokorzenia Sterna dodała mu cudownej mocy. Nie był to już ten lękliwy Zięba, który niedawno ciągnął za sobą na konferencję prasową najładniejszą protokolantkę z komendy. Stał się cyniczny i bezczelny.

– No już dobrze, dobrze! – Inspektor spuścił z tonu i wbił wzrok w dziennikarza. – Mamy,Kuba, jeden procent szansy, że nasz doktorek się pojawi i że uda nam się go na nowo przyskrzynić.

Zadowolony?

Stern milczał.

– A teraz miła niespodzianka. Pojechałem na stancję przy Świętego Jacka i dowiedziałem się,że twoja Wilga nie pierwszy raz nie wróciła na noc. Tak pewnie już ma. Musi gdzieś pójść, dać ostro w gaz i po swej robocie odreagować. Właścicielka przybytku karmiła małe persiaki.

Spodobałem się jej i jednego liliowego obiecała mi podarować, jak troszeczkę podrośnie.

Stern nadal milczał.

– Obraził się, jak Bozię kocham, ten hryć nie zna się na żartach! Pani Genia! Pani Genia! –zaryczał Zięba nad głowami. – Dajże pani jeszcze jedno gielajze dla tego smutasa!

Stern nie reagował.

– Chryste Panie. Myślisz sobie, Kuba, że ja nie mam po dziurki w nosie tej sprawy? – Popatrzyłna przybitego dziennikarza. – Wiesz, co sobie przysiągłem? Że kiedy ją wreszcie zakończę, pojadę do Juraty, wykopię sobie dołek pod dupę i przez trzy dni będę leżeć na plaży, a jeśli wyciągnę rękę, to do jakiejś ślicznej loli albo po zimne piwo.

Popołudnie niepostrzeżenie zamieniło się w wieczór. Kiedy śmierdzący dymem i piwem wracał do domu na Pohulankę, naszła go niespodziewanie myśl, by choć na chwilę wstąpić do Samuela.

Zobaczyć tę jedyną na świecie buźkę zafrasowanego świątka i wysłuchać jego pokrętnych rad.

W jakiejś bramie, nie mogąc się już powstrzymać, oddał mocz, potem automatycznie zapalił papierosa i prędkim krokiem ruszył do szkolnego przyjaciela.

Przy Rybackiej skręcił w lewo, w Zieloną, i po kilku minutach stał pod znajomymi rzeźbionymi drzwiami ozdobionymi ornamentem akantu.

Nacisnął dzwonek i czekał. Minuty mu się dłużyły. Obok niego przeszła jakaś para, ściskając się i szepcząc czułe słówka. Stern wyszedł na jezdnię i podniósł głowę. Wydawało mu się, że widzi przez firanki na piętrze słabe, migoczące światełko. Kiedy zrezygnowany chciał już odejść, usłyszał chrobot klucza w zamku i zza masywnych drzwi wyszła drobna, ubrana na czarno kobieta. Skinęła głową i bez słowa poprowadziła Sterna na górę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Plan Sary»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Plan Sary»

Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x