Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Plan Sary
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Po tym zdarzeniu Jakub obiecywał Kasi, że kupi godnego następcę, lecz Anna kategorycznie zapowiedziała, że wobec takiego zrządzenia losu absolutnie nie zgodzi się ponownie trzymać w domu czworonoga.
Na poniedziałkowe kolegium Stern spóźnił się ponad pół godziny. Zanim jednak wszedł do sali narad, zajrzał do sekretariatu i zapytał o Wilgę. Kazia pokręciła głową. Poszedł więc do swego pokoju, by zadzwonić do Zięby. Chciał usłyszeć najnowsze wiadomości o Wildze, lecz sekretarka z komendy wojewódzkiej sucho go poinformowała, że pan inspektor jest zajęty, bo ma odprawę, i oddzwoni. Zdenerwowany Jakub wszedł do sali. Czekał na stosowny moment, by podzielić się z naczelnym informacją o de Brie.
Kolegium zmierzało już powoli do końca. Wzmiankowano o strzelaninie na granicy polskosowieckiej i o Klotyldzie Gawrońskiej, dawnej stołecznej królowej piękności, która zmarła na ulicy jak pospolita żebraczka. Kiedy Mańkiewicz przeszedł do spraw miejskich, nikomu nie było już do śmiechu.
– O czym my tu gadamy? O autostradzie w Wenecji albo o pogryzionej przez psy duńskiejkrólowej? Kogo to interesuje? W naszym mieście narasta cholerna panika. Ludzie pogłupieli i boją się wyjść z domu nie tylko z powodu wariata, który robi jatkę na Rynku, ale z powodu idiotycznej chmury. Rozhisteryzowani czytelnicy błagają, byśmy wreszcie coś zrobili! Możemy to wykorzystać i podwyższyć sprzedaż, a my co?
– Więc zróbmy coś! – odpowiedziała Andrea, wydymając wargi i patrząc z uwielbieniem na Mania.
– Mam dla ciebie propozycję! – powiedział Stern z podejrzaną pokorą w głosie.
– No to wal!
Korektorka Stopka i Halinka, która od wieków zajmowała się kulturą, przerwały rozmowę i zaciekawione obróciły głowy w stronę Jakuba.
– Możemy zapalić znicz.
– Jaki, kurwa, znicz? – Mańkiewicz nie przebierał już w słowach.
– Chyba nie olimpijski? – zażartował Długolato, poprawiając okulary.
– Czwarty znicz! Mam nawet już dla niego miejsce, na Rynku, pod fontanną Diany!
– Porąbało cię? – Andrea wzięła szefa w obronę.
– Andrea, proszę, wyjdź. – Mańkiewicz surowo spojrzał na dziewczynę. – Kobitki, bardzoproszę, wy także wyjdźcie! – dodał i jak byk przed szarżą nabrał ciężko powietrza.
Kochanka Mania podniosła swój zgrabny tyłeczek i przecisnęła się ku drzwiom, ostentacyjnie łapiąc się za głowę, że niby trafiła do domu wariatów. Halinka ze Stopką zniknęły błyskawicznie, jakby ich w ogóle na kolegium nie było.
– Możesz sobie kpić ze mnie – zaczął tyradę Mańkiewicz – ale błagam cię, nie tym tonem i nieprzy niej. Dziewczyna jest wrażliwa i... Ja nie pozwolę, byś w jej obecności podrywał mój autorytet!
– A Wilgę mamy w dupie, tak? Ona według ciebie nie jest dość wrażliwa? Przynajmniej nie tak,jakbyś to sobie wyobrażał! Więc nie obchodzi cię, że nie ma jej w pracy, za to martwią cię jakieś idiotyczne konwenanse?
– Posłuchaj, Stern! – Mańkiewicz wstał i wsadził ręce do kieszeni. – Czasami żałuję, że wtedydo ciebie przyszedłem. Nic a nic się nie zmieniłeś, włazisz w konszachty z jakimiś czubkami, babrzesz się w samych ohydztwach, mając naszą redakcję w...
– Dokończ!
– Kuba, do jasnej cholery! Jeśli wiesz coś więcej, powiedz, a ja daję ci uroczyste słowo, że niezobaczysz tego w gazecie. Jeszcze nie wszystko jest na sprzedaż. Rozumiemy się?
– Rozumiemy, jeśli tylko mi, Marek, pomożesz.
– O co chodzi?
– O jutrzejszy dzień.
– Chodzi ci o wtorek?
– Chodzi mi o to, co stanie się jutro i czemu ani ty, ani ja nie możemy zapobiec.
– A co ma się stać? – Mańkiewicz spojrzał na niego przenikliwie. – Jeśli coś wiesz, gadaj!
– Wczoraj wieczorem dzwoniła do mnie Wilga. To był bardzo dziwny telefon. Powiedziała tylkojedno zdanie.
– Jakie?
– Żebym jej więcej nie szukał. Zadzwoniłem więc do Zięby, powtórzyłem naszą rozmowę, ale onpowiedział, żebym zostawił te sprawy policji.
– O co tu chodzi? I po cholerę zamieszana jest w to policja? Twoja koleżanka poinformowałamnie wczoraj, że bierze kilka dni wolnego! Nie wiedziałeś?
Jakub Stern stał zmieszany.
– Sam nie jestem już pewien – powiedział wreszcie cicho. – Dostała, jak ja, dziwne zaproszenie.
Była zdenerwowana. Nigdy nie dzwoniła do mnie do domu. Mam niejasne przeczucie...
– Nie zawracaj mi głowy żadnymi przeczuciami! – powiedział naczelny i wyszedł, trzaskającdrzwiami.
– Nie da się mieć ciastko i zjeść ciastko – stwierdził filozoficznie Długolato – a ponieważ
Wilga...
– Nie mów mi o niej! Przynajmniej nie ty i nie w tej chwili.
– Nie skojarzyłeś sobie, że gdyby nie twoje uniwersyteckie nauki – rudzielec od sportu zawiesiłgłos, jak ksiądz na kazaniu – nie wpakowałabyś siebie i innych w tarapaty?
– Dość! – wrzasnął Stern i pomyślał, że skoro Manio i Długi już wiedzą, że to „coś” ma nastąpićjutro, to niegłupim pomysłem byłoby ogłosić tę rewelację na pierwszej stronie dziennika. Już widział tłum czytelników żądnych krwi, którzy idą pod ratusz obejrzeć ekscytujący spektakl.
Tak samo szybko, jak zapalił się do tego pomysłu, porzucił go i patrząc na rudzielca, skonstatował, że każdy z nich, bez względu na konsekwencje, musi robić swoje.
Długi poczuł się winny i próbował załagodzić niepotrzebny spór.
– Sam gadałeś, że Wilga ma ciężarną kotkę. Skoro wzięła wolne, jak mówił Manio, pewnie terazniańczy ślepe potomstwo. Idziemy sprawdzić, co robi kocia mama?
– Odwal się – powiedział Stern.
Nawet Kazia próbowała go wyprowadzić z minorowego nastroju. Odwołała go na bok i w tajemnicy pokazała przesyłkę, która nadeszła rano z Boliwii, od Krezusa, dawnego naczelnego.
W blaszanym pudełku po herbacie leżał wysuszony liść bananowca, przycięty równo, niczym okładka książeczki do nabożeństwa. Po obu jego stronach były naczelny opisał własną ceremonię ślubną. Inicjację, śpiewy i ofiarę z upolowanego tapira. Pod spodem leżało zdjęcie jego drugiej małżonki. Niska i gruba Nynoe z plemienia Kallauja ściskała w zębach ogromnego, połyskującego chrząszcza, a Krezus klęczał u jej stóp, trzymając nad głową wijącą się anakondę.
Niespodziewanie dołączył do nich Maczała.
– Co wy się tu zmawiacie? – zapytał i wyrwał Kazi fotografię. – O Boże, mój Boże! – zaczął z nostalgią. – To był jedyny porządny facet w naszej redakcji. Jak ja go, moi mili, kochałem, jak podziwiałem jego ambicję, której dziś nie uświadczysz. Dobrze pamiętam, jak nie dojadał i roznosił rano gazety, potem porządkował kaszty... Zawsze mi się nisko kłaniał i nazywał szanownym panem Fredem.
Kilka minut po drugiej Jakub Stern nadal siedział w pracy. Nie ruszał się z miejsca i wciąż czekał na telefon od Zięby. Z nudów poprawił artykuł o niemowlęciu, które ugotowało się żywcem w kotle na bieliznę, następnie skorygował plan tygodnia. Cały czas jednak myślał o porannej rozmowie z perukarzem. Próbował sobie wyobrazić wnętrze chlebowego pieca, o którym opowiadał mu rzemieślnik, a potem przypomniał sobie zawiniętą w gazetę perukę. Jasne, śliczne pukle, jak u...
Rozgorączkowany wstał i by odegnać czarne myśli, wziął się za porządki. Na jego biurku panował koszmarny bałagan. Spojrzał na schludne biurko Wilgi. Jak ona to robi? Dlaczego nie gniecie i nie kreśli kartek, tylko od razu pisze dokładnie to co trzeba?
Kiedy ułożył skoroszyty, powpinał stare pisma do segregatorów i wytarł plamy od atramentu, znowu spojrzał na biurko Wilgi. Na sterylnie czystym blacie przy połyskującej maszynie do pisania stał jej porcelanowy słonik cierpliwie czekający na właścicielkę. Stern po raz pierwszy wziął go do ręki i w tym momencie dostrzegł wyrwaną z notesika karteczkę: „Pozdrowienia, Kuba, módl się za mnie!”.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Plan Sary»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.