Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Plan Sary
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wciągnął powietrze i znowu poczuł woń ulatniającego się gazu i pleśni, jakby w tym mieście nie było innych zapachów. Ta mieszanina odorów wprawiła go nie wiedzieć dlaczego w dziwne podniecenie. Zastukał do drzwi, a gdy nie było odzewu, zdecydowanym ruchem nacisnął klamkę.
W pracowni perukarza panował półmrok. Pod oknem siedział obrócony plecami mężczyzna i majstrował coś przy drewnianej główce kobiety.
– Chwileczkę – powiedział. – Jeszcze tylko... o! Słucham uprzejmie! – Obrócił się na ruchomymtaborecie. – A, to pan? – Udał zaskoczenie. – Strasznieś pan prędki! Niech pan se gdzieś przysiędzie. Może tu? – Zdjął z fotela drewnianą męską główkę i postawił ją na okrągłym stoliku wspartym na rzeźbionej nodze.
Perukarz patrzył na Sterna zaciekawiony, ale i ostrożny.
– Przepraszam szanownego pana za wczesny telefon – zaczął niepewnie – ale sam pan zapisałna parapecie numer i powiedział, że w razie co, mam do niego dzwonić.
Jakub siadł w fotelu, nie spuszczając oczu z gospodarza. Przez chwilę milczeli, słuchając, jak wiszący na ścianie zegar tyka leniwie.
– Dowiedziałem się od Moszego Salmanna, że na Krakidałach na straganach była jakaś dziwnaksiążka bez okładek i bez zszycia, ale on sam nie zdążył jej przeczytać. Widział za to te pobrudzone kartki Wasyl Ołówko. „Hebel” twierdzi, że kupił je przy nim od rzeźnika Krochmala jakiś ważny pan z miasta.
– Jak wyglądał ten ważny pan?
– Wasyl nie pamięta twarzy. Gada, że nosił czarny kapelusz i był pańskiego wzrostu.
Dziennikarz roześmiał się.
– Skąd pański Wasyl...
– Tu każdy o każdym wie – przerwał mu perukarz. – Mosze i Wasyl znają pana od lat i chwaląza bandycką kronikę.
Jakub nie wiedział, czy Basil kpi z niego, czy też umiejętnie próbuje go podejść.
– Mogę się teraz o coś grzecznie zapytać? – zaczął ostrożnie perukarz, przeciągając pasemkowłosów przez kościany grzebień ze szpikulcem.
– Niech pan pyta.
– Na co panu te... no, te wszystkie śmierdzące gówna, w których ja się babram?
Po co szanownemu panu te ohydne rzeczy?
Stern zaniemówił, jakby usłyszał własne łajające go sumienie.
– Gadają, że z pana najlepszy we lwowskich gazetach pismak. Ma pan elegancką połowicęi parkę szkrabów. Po co panu ta chryja? – pytał dalej. – Pchać się samemu do cuchnącego kibla jak jakaś zielona mucha?
Jakub nie był przygotowany na takie pytania. Przyszedł tu zgodnie z wcześniejszą umową i czekał na wiadomość.
– Przepraszam, ale ja już mam taką wredną naturę. Niektórzy mówią, że przynoszę pecha.
A wie pan, dlaczego?
– Nie mam bladego pojęcia – odpowiedział Stern, rozglądając się po pracowni. Na sekundę jegowzrok padł na oderwaną, wyblakłą tapetę przy drewnianym wieszaku, za którą idealną kryjówkę mogły mieć pluskwy i pająki.
– Bo ja wyczuwam ludzkie nieszczęścia!
Stern nie przejął się tym wstępem.
– Co to ma wspólnego...
– Otóż ma, bardzo ma, niech mi pan tylko pozwoli skończyć. Kiedyś, jeszcze za Franciszka,mieszkałem z moimi rodzicami pod Tarnopolem. Tylko my z całej wsi byli katolickie, a reszta, szkodyn-gadyn, same Żydy i Ukraińce!
Mówiąc to, perukarz odłożył grzebień i wprawnie przecisnął przez tiulowy czepek igłę z pasemkiem włosów. Potem zręcznie zawiązał węzełek, poślinił go i malutkimi nożyczkami obciął odstające końce.
– W dwa dni po moim urodzeniu do naszej chałupy przyszedł batiuszka. Matka mówiła,że kiedy pijany dobijał się do drzwi, szmyrgnęła mnie do chlibowego pieca, żeby mnie na ich wiarę nie ochrzcił. Nie zajmuji to pana?
– Nie, dlaczego. To naprawdę bardzo interesujące – skłamał Stern.
– A wie pan, co jest w tym najciekawsze?
– Co?
– Że ten piec, a właściwie tylko jego czarny środek, przyśnił mi się dzisiaj w nocy i nawetsłyszałem czyjeś kroki. I zawsze, kiedy mam taki trefny sen, wtedy...
Nie dokończył, bo do pomieszczenia weszła czarnowłosa Żydóweczka, ubrana w ciemnozieloną spódnicę i brązowy sweterek. Miała posiniaczoną twarz, najpewniej ktoś dał jej tęgą nauczkę. Basil zwrócił się do niej w jidysz i dziennikarz wyraźnie usłyszał imię: Chaja. Dziewczyna nachyliła się nad perukarzem i wyszeptała mu coś do ucha, zerkając badawczo na Sterna. W odpowiedzi rzemieślnik kiwnął głową. Potem zdjął z manekina pod oknem przepiękną blond perukę i troskliwie zawinął ją w starą gazetę. Następnie odebrał należność, uważnie licząc monety.
Dokładnie w tym momencie, gdy posiniaczona na twarzy czarnulka z peruką w ręku kierowała się do wyjścia, Stern przypomniał sobie wiadomość, która do tej pory nie miała dla niego żadnego znaczenia. Tego samego dnia, gdy przyszedł na uczelnię, jeden z „życzliwych” asystentów, a może to był profos, uprzedził go, że pan Emilian Kanclerz jest cięty z powodu rodzinnych kłopotów. Podobno jego żona wyłysiała, gdyż zachorowała na rzadki rodzaj egzemy wywołanej tym, że nie mogła mieć dzieci.
Ta myśl prześlizgnęła się przez jego mózg tak lekko, jak pasem-ko włosów przewlekanych przez perukarza przez oczko igły.
Kiedy dziewczyna ulotniła się już z pakunkiem, zostawiając w powietrzu zapach tanich perfum, perukarz wbił igłę w czoło drewnianej głowy na znak, że skończył robotę, i leniwie obrócił się do Sterna.
– To stanie się jutro – powiedział bez żadnych wstępów.
– Co?
– Sam pan lepiej wie ode mnie, panie dziennikarzu. Wszystko zdarzy się jutro. W samopołudnie. Nie mogę powiedzieć gdzie, ale pan jest przecież uczony chojrak, panie Stern. Pan wykładał na uniwersytecie same mądrości o ludzkim bagnie i wszystkiego się domyśla.
– Kto to jest, muszę znać jego nazwisko.
Perukarz milczał.
– Czy to ma związek z tym...
– Nic już więcej nie powiem.
– Perukarz podał Sternowi siedem złotych.
– Spłaciłem dług i proszę już nigdy do mnie nie przychodzić!
Kiedy Jakub znalazł się na ulicy, po jej drugiej stronie, w narożniku ceglanych kamienic rozgrywał się inny dramat. Dwóch rosłych rakarzy z wędzidłami zamocowanymi do drągów osaczyło starego łaciatego kundla. Skradali się do niego ostrożnie, aż pies ze strachu przysiadł i zrobił pod siebie kałużę. Z otwartego okna na piętrze jakiś podchmielony młodzieniec przeklinał ich, ile wlezie. Dołączyła do niego kobieta ze zmierzwionymi włosami, która wylała na chodnik wiadro pomyj. Zrobił się rwetes. Z podwórka wybiegła gromadka dzieci, bosych i zapłakanych.
Stanęły opodal i patrzyły lękliwie, lecz hycle dalej robili swoje.
Pies nie bronił się już, tylko dygotał ze strachu. Z zadzierzgniętą na szyi pętlą łatwo dał się wprowadzić do drewnianej klatki stojącej na wozie, pełnej osowiałych psów i kotów. Po chwili koń smagnięty batem ruszył po bruku i za hyclami posypały się niekończące się przekleństwa.
Jakiś chłopczyk stojący z boku pouczał w jidysz niewiele starszą od siebie pochlipującą koleżankę. Stern zrozumiał, że po swojemu komentuje zajście.
– Tatko mówili, żeby nigdy nie patrzeć im w oczy.
– A to czemu, Boruch?
– A bo ich straszny wzrok może ci wypalić ślepia, głupia!
– O Boże, i co ja teraz zrobię? – powiedziała dziewczynka i z płaczem pobiegła gdzieś przedsiebie.
– Zaczekaj! – wołał mały. – Stój, Rewka, ja tylko żartowałem!
Jakub Stern przyspieszył kroku. Był już spóźniony. Okrutna scenka przypomniała mu los jego ulubionego psa, Dega. Jego pupil zniknął nagle spod domu na Pohulance. Stało się to w połowie lutego, wieczorem, gdy spadł ciężki, lepki śnieg. Kiedy Jakub wyszedł zawołać go do domu, znalazł na śniegu przy furtce odciski czyichś butów i porzuconą wołową kość. Poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Dziennikarz dawał nawet przez kilka dni ogłoszenie w „Kurierze”, lecz bez efektu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Plan Sary»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.