Paweł Jaszczuk - Plan Sary

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jej skowyt przeszedł w płacz. Nie wiedziała, kim są ci „oni”, i wcale nie była tego ciekawa.

Po kilku minutach podniosła się z podłogi, zabrała torebkę i pochlipując, wolno podeszła do drzwi. Obserwował ją i w ostatniej chwili zdążył zastąpić jej drogę. Przygotowana na cios zasłoniła się ręką, lecz on podał jej zmoczoną ścierkę i błagał, żeby mu wybaczyła, żeby natychmiast, zanim wyjdzie, przyrzekła mu, że znowu będą razem.

– I przyjdziesz do mnie?

– Tak, tylko...

– Tylko co?

– Ja zawsze będę dla ciebie gorsza, ty masz przecież swój uniwersytet, a ja nie mam nic –powiedziała drżącym głosem.

– Ty, Chajka, nigdy...

– Akurat! – wyszeptała, masując bolący policzek.

– Bądź cierpliwa, niedługo sama się przekonasz.

– Kiedy? – zapytała, udając zainteresowanie.

Spojrzał na nią rozmarzony i uśmiechnął się. Teatralnym gestem zerwał z wiszącego przy drzwiach kalendarza dwie kartki.

– Pojutrze causa finita , we wtorek moją śtukę zobaczą zwykli ludzie.

– O której godzinie? – rzuciła, próbując zyskać na czasie.

Wycelował palcem w zegar ścienny wiszący obok kalendarza i w milczeniu pokazał zakurzone rzymskie cyfry.

– Przedwczoraj wynająłem nowy gabinet prób i tylko ja wiem, gdzie się znajduje. Wszystkozrobiłem sam – zaakcentował, idąc w stronę okna. – Sam przyczepiłem karnisze. Kurtynę uszyłem u bazylianek i przywiozłem tramwajem w walizce. Trochę światła wpada między podłogą i kratą, ale to nie jest duży feler. Nie będziesz się śmiać, Chaju? – ciągnął, zerkając przez starą, pożółkłą firankę na podwórko, na którym leżały arkusze zerwanej papy i sterta desek.

– Nie będę się śmiać – odpowiedziała jak automat, powoli zmierzając w stronę drzwi.

– To dobrze, bo chcę ci powiedzieć, że czerwony plusz jakoś dziwnie mnie podnieca. Wysłałemjuż zaproszenia, więc najważniejsza publika mnie nie zawiedzie.

– O wszystkim pomyślałeś, bo jesteś wielki! – powiedziała, łapiąc za klamkę.

– Tak! No i mam już nową aktorkę – oznajmił, zbliżając się do niej. – Ale nie musisz byćzazdrosna: to bardzo grzeczna dziewczynka, która zrobi to, o co ją poproszę. Wszystko dokładnie zaplanowałem. Zresztą, ja widowni nie oszukuję. – Patrzył jej w oczy. – Pierwszy otworzę dla niej przestrzeń. I teraz wiem, że przez kilka dni kurtyna musi być nieruchoma – mówił, dotykając gorącym językiem jej szyi. – Potem trzeba przygotować aktorów do ich nowej roli. Czasem są oporni, jak ty, i nieświadomi nie potrafią sami zrozumieć meritum kreacji, a wtedy, jak prawdziwy reżyser, staram się im dyskretnie podpowiedzieć.

Dziewczyna jakimś cudem wywinęła się pod jego ramieniem, otworzyła drzwi i znalazła się na korytarzu.

– Myszogene! Wariaaat! – wrzeszczała, zbiegając szybko po schodach. – Gówno mnie obchodzitwoja zasrana kreacja. Wiesz? Możesz se puszczać w ruch te swoje pieprzone pacynki.

– Chaja, Chajka! – wołał za nią. – Wracaj natychmiast, bo pożałujesz! Dałem ci pieniądze,suko, masz mi to w zębach przynieść. Słyszysz, gówniaro? Bez tego mi nie wracaj!

Nie odezwała się. Kiedy ucichły jej kroki na klatce schodowej, zamknął drzwi i przekręcił klucz. Nie mógł się opanować, drżały mu dłonie. Przeklinając, wymierzył sobie policzek. To poskutkowało. Podszedł do stołu i łyżką nabrał ze słoika kupionego u Teliczkowej połyskujący kawior. Oblizał łyżkę i wypił wprost z butelki resztkę szampana, aż pociekło mu po brodzie. Otarł się chusteczką, potem klęknął przy łóżku, jakby miał odmawiać pacierz, pochylił się i wyciągnął małą skórzaną walizkę. Rzucił ją na materac, nacisnął zamek i wyjął pakunek z napisem: „Oddział Hipoteczny Banku Galicyjskiego”. Odwinął szary papier i położył ręce na lekko pożółkłych kartkach. Zamknął oczy. Wiedział, że się zmienił, że zmieniła go ta porywająca powieść i teraz jest już inny, lepszy. Po sekundzie uznał ten gest za trywialny i zawstydził się go.

Jeszcze raz spojrzał i litera po literze smakował podniecający tytuł – „Nieśmiertelność”.

Znał treść maszynopisu na pamięć i żałował, że nie jest on kompletny. Brakowało kilkunastu końcowych kartek, za które oddałby wszystkie pieniądze. Niektóre strony nosiły na sobie ślady deszczu, inne odciski niemytych rąk, tytoniu i wydłubanych z nosa smarków. Nie przeszkadzało mu to jednak. Mógł wskazać słowa, które wyrwały go z okrutnej, przygotowanej przez los matni. I to najważniejsze zdanie, z którym budził się i zasypiał, że oddech śmierci pozwala odkryć nieśmiertelność. Pomyślał, że on i autor – Stefan O., są sobie równi, i postanowił, że następnego dnia pójdzie na pocztę i wspaniałomyślnie odeśle mu maszynopis.

Zadowolony wszedł do kuchni i uniósł przyczepioną do okna zazdrostkę. Patrzył na chmurę nieruchomo wiszącą nad dachami domów, a potem przez chwilę zastanawiał się nad aktorką i czekającą ją próbą. Powtórzył w myśli swoje zdanie i uśmiechnął się.

W kawiarni Raucha panował miły niedzielny gwar. Goście delektowali się znakomitymi ciastkami: murzynkami, kartofelkami i serniczkami, popijając je musującą oranżadą, kawą lub zimnym karmelowym piwem. Wokół stolików uwijały się młodziutkie kelnerki ubrane w szykowne brązowe żakiety i białe fartuszki z falbankami. Każda z nich miała wpiętą we włosy białą różyczkę, wykonaną z marszczonego jedwabiu.

Jakub wyjął Piotrusia z wózka, postawił go na podłodze, potem zdjął kapelusz. Anna wybrała stolik przy oknie. Powiesiła płaszcz na wieszaku i siadła tak, by obserwować ulicę i przechodniów, Kasia zaś wprowadziła wózek, co spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem kelnerki. Po krótkiej naradzie zamówili trzy wiedeńskie serniki z rodzynkami i czekoladową polewą, jeden kartofelek z migdałami, dwie malinowe oranżady, a dla Jakuba gorzką kawę z kardamonem.

Anna wzięła Piotrusia na kolana i z namaszczeniem karmiła go, nabierając łyżeczką małe kawałeczki ciasta. Kasia zjadła kartofelek i z zadowoleniem popiła go oranżadą.

Przy sąsiednim stoliku jakieś starsze małżeństwo dyskutowało o przepowiedni węgierskiej wróżki.

– Boriska Silbiger nigdy się nie pomyliła! – powiedział siwy jak gołąbek mężczyzna w czarnymsurducie z białą muszką i z cwikierem na nosie. – Poniosą klęskę przy trzeciej próbie rozszerzenia granic! Sama się, Stefanio, przekonasz!

– O ile, Wiktorze, do tego czasu na śmierć mnie nie zanudzisz! – odparła kobieta w staromodnejsukience, uczesana w kok, z lornionem na srebrnym łańcuszku.

Nim wyszli, Jakub kupił jeszcze na wynos osiem serniczków i pół kilograma słodkich sztolwerków w rożku z papieru. Tak zaopatrzeni ruszyli odwiedzić rodziców.

Przez cały czas myślami był nieobecny. Wciąż wracał do tego, co powiedział mu Robert Barecki, i do nieuchwytnego Emiliana Kanclerza, który jakby się pod ziemię zapadł. Zawsze, ilekroć był u teściów, roztrząsał w myślach swoje sprawy, zamiast włączyć się do nudnej dyskusji.

Przyzwyczaił się do tego. Od kilku lat stosunki z rodzicami Anny przypominały wyrafinowaną grę. Teraz również uznał, że nie ma sensu kibicować żonie. To ona za nich dwoje prowadziła rozmowę, to ona chwaliła się domem, on zaś tylko niekiedy potakiwał albo zaprzeczał. Dlatego kiedy Piotruś zasnął, bez skrupułów przeprosił Annę i teściów, a potem na pół godziny wyrwał się do swoich rodziców, którzy mieszkali niedaleko, by „przekazać im ważną wiadomość”.

Po wejściu do mieszkania Jakub przeżył wstrząs. Matka go nie poznała. Nie pomogło tłumaczenie ojca. Łagodnie i dobrotliwie uśmiechała się do młodego, obcego pana, który przyszedł pogawędzić z jej przyjacielem-mężem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Plan Sary»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Plan Sary»

Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x