Paweł Jaszczuk - Plan Sary

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Tak.

– To na pewno jakaś pomyłka. Jestem przyjacielem pani syna i przyszedłem z nim porozmawiać – usprawiedliwiał się dziennikarz.

Kobieta z niepokojem popatrzyła na wiszący na ścianie zegar.

– On powinien już być. W soboty przychodzi wcześnie ze swoich treningów.

– Wiem – nie przestawał kłamać Stern – i właśnie dlatego tu jestem.

– Czy chwalił się już panu, że oni chcą nas powiesić na gałęziach? – zapytała z rozbieganymwzrokiem.

– Kto?

– Oni. Robert mówił, że skręcili już na nas sznur.

Stern pomyślał, że jeszcze niedawno musiała być piękną kobietą, na której brutalnie odcisnęło się piętno rodzinnej tragedii. Na jej szyi wisiał sznur bursztynów, a usta były przesadnie wymalowane tanią kredką, zachowała jednak zgrabną sylwetkę, a jej złotobrązowe oczy miały w sobie jakiś ciepły blask.

Nagle na ganku rozległy się kroki. Stern wstał z krzesła i w tym momencie zobaczył rozgorączkowanego, wściekłego Roberta.

– Ostrzegałem cię, żebyś z nikim nie rozmawiała! – wyrzucił z siebie tamten, zwracając siędo matki. – Wracaj do pokoju, słyszysz? Tam jest twoje miejsce! Gdyby nie ty, ojciec dalej miałby kolegów i pracę.

– Wiem, synku, i przepraszam cię za wszystko – powiedziała, przypadając do jego kolan. Potemchwyciła go za rękę, próbując ją ucałować.

Chłopak wyszarpnął dłoń.

– Idź i nie rób mi wstydu! – Speszony podniósł ją z podłogi i pchnął w kierunku pokoju. –

Później sobie porozmawiamy, a teraz już idź.

Kiedy kobieta wyszła, Robert spiorunował wzrokiem gościa, jakby odkrycie tej domowej prawdy odebrało mu resztki godności.

– Po co pan przyszedł, panie Stern? Chyba nie po to, by dokończyć ze mną swoje paskudnećwiczenia?

– Czy możemy porozmawiać? – zapytał Jakub, nie zważając na gniewne słowa. – Mam do panakilka pytań.

Robert Barecki zdjął z ramienia sportowy worek z ubraniem i rzucił go niedbale na podłogę. – Pan wykładowca raczy pójść przodem! – I wskazał ręką salon.

Pomieszczenie, do którego weszli, było jasne i obszerne. Na środku stał okrągły stół z blatem z włoskiego orzecha wspartym na rzeźbionej nodze. Wokół stało sześć krzeseł w stylu Ludwika XVI o miodowych welurowych obiciach. Z prawej strony pod ścianą Jakub dostrzegł biurko, na którym leżały w nieładzie jakieś podręczniki, zeszyty, kartki i obsadki. Na ścianach naprzeciw okien wisiały grafiki przedstawiające scenki z powstania listopadowego i jedno zdjęcie Marszałka z sumiastym wąsem, w srebrnej ramce. W kącie salonu, między dwoma fotelami leżała na drewnianej skrzyni szpicruta, a obok terminarz, taki sam, jaki miał w swoim gabinecie Emilian Kanclerz.

Student rozsiadł się w fotelu i patrzył spode łba na gościa.

– Może pan wreszcie powie, czemu zawdzięczam tę niespodziewaną wizytę?

Stern nie przejął się tonem chłopaka.

– To pana mama? – zapytał, wskazując wiszącą na ścianie fotografię ślicznej dziewczynyz warkoczem.

– Nie pańska sprawa!

– Nie moja, wiele spraw nie jest moich, a jednak zajmuję się nimi, szukając ostatecznegowyjaśnienia. A to, czy to pana? – zapytał Stern, podnosząc terminarz ze skrzyni.

– Każdy student i wykładowca może sobie to kupić w uczelnianym kiosku. Wystarczy już moichwyjaśnień?

Stern odłożył kalendarz na miejsce, ale zdążył go przekartkować i zauważył, że w środku brakowało kilku kartek.

– Jak pan wie, po przygodzie na uniwersytecie wróciłem do „Kuriera” i zajmuję się, jakdawniej, dziennikarstwem śledczym. Pracuję z asystentką, panną Wilgą de Brie. W środę spotkała się z panem i odniosła wrażenie, że nie był pan szczery. Jestem oczywiście zaniepokojony tym bezzasadnym posądzeniem. Bo to jest posądzenie, prawda?

– O co wam chodzi?

– Spieraliśmy się. Pani Wilga nie chciała się ze mną zgodzić. Twierdziła, że nie działał pan sami musiał mieć wspólnika. Może pan oczywiście zaprzeczyć.

– Nic panu nie powiem. Proszę stąd wyjść!

– A jeżeli chcę panu pomóc?

– Sam sobie dam radę. Niedługo wyprowadzimy się stąd i wszystko się skończy.

– Nie ucieknie pan od wspomnień.

Barecki wstał i rozkołysanym krokiem podszedł do Sterna. Zatrzymał się przed fotelem, w którym siedział dziennikarz.

– Zaczynam pana podziwiać – powiedział, nachylając się nad Jakubem. – Martwi się pano moje wspomnienia? Co pan w ogóle wie?

– Wiem, że pan tego nie chciał, i wierzę, że to był wypadek.

Barecki obrócił się i z całej siły uderzył pięścią w stół, omal go nie przewracając.

– A może naprawdę miałem chęć skręcić temu skurczybykowi kark? Przefasonować jego ślicznycyferblacik, żeby go nie poznała rodzona mamusia? Pan nie znał tego drania! Stał pan sobie wygodnie za katedrą i czekał, aż dziewczyny polecą na pańskie bzdety.

– Więc pańska historia też jest bzdetem?

– Co pan ma na myśli? – Barecki podniósł szpicrutę i zaczął nią uderzać o udo.

– To, że...

– Teraz boi się pan, że załatwię pana tak samo jak jego?

– Obawiam się, że nie starczy panu odwagi – zaczął bezczelnie dziennikarz.

– Spróbujemy?

– Musiałby mnie pan zanieść aż na Rynek, a to wymaga trochę zachodu.

Barecki odrzucił szpicrutę w kąt i zrezygnowany siadł naprzeciw Sterna w fotelu. Przez chwilę milczał, patrząc smętnie na swoje zakurzone buty, wreszcie się przełamał.

– Tego dnia byłem wściekły, bo drugi raz zawaliłem egzamin – powiedział. – Kiedy w czwarteko wpół do ósmej wieczorem stałem pod tablicą ogłoszeń na naszym wydziale, niespodziewanie napatoczył się Zimmer. Był na lekkim rauszu, ja zresztą też co nieco wypiłem. Nie miałem zamiaru się z nim bić, ale on wyraźnie szukał zwady.

Dziennikarz nie odzywał się, wbił tylko wzrok w chłopaka.

– Mówiłem mu, żeby się odczepił, on dalej mi wymyślał. Powiedział, że jestem złamany... nowie pan, bo słabo pilnowałem Róży, kiedy odbił mi ją Maska.

– Kto?

– Kanclerz, zna go pan. Przed panem prowadził z nami ćwiczenia.

– Z tą odbitą dziewczyną to prawda? – rzucił Stern, przypominając sobie, że posądzał

Bareckiego o smalenie cholewek do Sary.

– To nie ma nic do rzeczy! – powiedział Barecki podniesio-nym głosem.

– Co było potem?

– Nie mogłem puścić mu tego płazem. Poszliśmy z uczelni do parku Kościuszki. Jest tam takimały skwerek, chyba pan wie, otoczony wysokim żywopłotem, i z zewnątrz nie widać, co dzieje się w środku. Zmierzchało, o tej porze mało kto chodzi po parku, więc nie było świadków.

Na początku walka była honorowa. Przepisowy czysty boks, tak jak się umawialiśmy, bez żadnej kopaniny. Przyjąłem kilka ciosów na gardę, a wreszcie, gdy się głupio odsłonił, strzeliłem go w mostek i poprawiłem w szczękę lewym sierpowym. Wtedy zaczął mnie przeklinać i niespodziewanie wyjął z kieszeni nóż. Wyobraża pan sobie? Machał przede mną kosą jak bandyta. Nie miałem wyboru, zrobiłem unik, jak na treningu, potem wycelowałem mu pięścią w grdykę i było po sprawie. Leżał i przebierał nogami jak baba. Czołgał się, ledwie łapał powietrze i dalej plótł bzdury o mnie i o Róży! Odszedłem, ale po kwadransie, gdy ochłonąłem, zrobiło mi się go żal, więc wróciłem sprawdzić, co z nim, ale...

– Ale?

– Już go tam nie było.

– I pomyślał pan, że jest po sprawie, że Paweł Zimmer otrzepał się i wrócił do domu.Tymczasem następnego dnia dowiedział się pan, że ktoś nadział pańskiego sparingpartnera na trójząb Neptuna.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Plan Sary»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Plan Sary»

Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x