Paweł Jaszczuk - Plan Sary

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dostrzegł ją w ostatniej chwili na przystanku między Furmańską i Kazimierza Wielkiego, gdy wsiadała do pierwszego wagonu tramwaju. Wskoczył na tylny pomost, niemal skręcając sobie kark.

– Ali kindurs! Zy świata chcy zyjść? – rzuciła w jego stronę jakaś kobieta z pretensją. – Dla jakijśdziuni?

– To moja sprawa – powiedział bezczelnie.

– Ta, pana, pana, a czy ja mówi, ży ni pana?! – komentowała na głos niewiasta, gdy zacząłprzepychać się do przodu.

Nie spuszczał Wilgi z oczu, a kiedy wysiadła, odczekał moment i znowu wyskoczył, by przeciąć jej drogę na Wałach Hetmańskich.

– Nie musisz się mnie bać! – zawołał, podnosząc ręce.

– Kuba! Jeśli jeszcze raz do mnie podejdziesz, będę krzyczeć! – zagroziła.

– Wszystko będzie dobrze – starał się ją uspokoić.

– Chcę tylko z tobą porozmawiać, jest umowa, tak?

– Przecież ty nie dotrzymujesz umów! – krzyknęła wściekle, omijając go i kierując się w stronęulicy Kopernika.

– Ustaliliśmy kiedyś zasady: pracujemy razem. Nie zaprzeczysz, że wczoraj udał nam sięwywiad z panią Stelze!

– I co z tego! Cholernie przejąłeś się moją rolą – powiedziała już łagodniej, zwalniając nieco.

– Możemy usiąść? – zapytał przebiegle, wskazując ławkę pod okazałym klonem, niedalekożeliwnej pompy.

– Coś słabo u pana redaktora z kondycją – zakpiła, rozglądając się czujnie na boki. Usiadłana skraju ławki, gotowa natychmiast się poderwać.

– Nie musiałaś uciekać – powiedział, zajmując miejsce obok.

– A ty nie musiałeś...

Zamilkli, dysząc ciężko.

– Masz rację – spróbował uśpić jej czujność. – Oboje popełniliśmy błąd. Najwyraźniej bawi gonasza sytuacja. To nie jest przyjemniaczek, to nie jest zwykły przeciwnik, tylko niebezpieczny czubek. Facet potrzebuje widzów, by kreować przed nimi swój absurdalny świat! Z taką wiedzą nie masz prawa nawet myśleć o tym spotkaniu.

Wilga przełknęła uwagę.

– On chce, żebym była jego widzem.

– To wykluczone.

– Wybrał mnie, bo chce mnie do czegoś przekonać. Zrozum, to nasza jedyna szansa!

– Masz chęć trafić pod jego skalpel jak Sara? Chcesz, by przeprowadził na tobie swój dowóddo końca?

Wilga zatkała uszy. Korciło ją, by się przyznać, że nie przyjechała do Lwowa dla przyjemności, lecz uciekła z Łodzi, bo naraziła się swoimi tekstami miejscowej żulii i groziła jej dintojra.

Milczała przez chwilę, a potem niespodziewanie wstała.

– Zostaw mnie teraz! – poprosiła cicho. – Muszę to przemyśleć. Później porozmawiamy, lecz teraz, błagam, zostaw mnie w spokoju.

Ruszyła w stronę placu Mariackiego. Pomyślał, że nie jest zwykłą babą, która tęskni za mężem, domem i dziećmi, że drzemie w niej jakaś szalona, męska determinacja. No i idealnie nadawałaby się na nasłaną przez Ziębę agentkę. Była poukładana jak facet. Kto wie, czy szczwany Manio nie dogadał się za jego plecami z inspektorem? Od pewnego czasu byli w dobrej komitywie, świadcząc sobie uprzejmości. Naczelny puszczał teksty, które dostawał od inspektora, i kółko kręciło się, aż miło.

Kiedy podniósł się z ławki, dostrzegł jej sylwetkę przed wejściem na plac. Odwrócona do niego tyłem, wyniosła, wyglądała jak stojąca na postumencie Matka Boska.

Dwie godziny później wrócił od Mania po zdaniu mu relacji z poprzedniego dnia, a Wilgi nadal nie było w pokoju. Zastanawiał się, czy nie powinien zawiadomić naczelnego o szalonym pomyśle pani redaktor, lecz uznał, że nigdy by mu tego nie wybaczyła. Na jej posprzątanym biurku stała maszyna do pisania z rozpoczętym tekstem o oszustach, którzy siedmiu rodzinom wynajęli tę samą willę na Sygniówce, a obok maszyny unosił trąbę porcelanowy słonik.

Stern był wściekły na siebie, najbardziej za to, że to Wilga rozdawała teraz karty, że nie przejęła się jego gadaniem i że idiotyczny scenariusz, który sobie wymyśliła, może się spełnić.

Jakby miał tego dnia za mało problemów, pojawiła się przysłana przez Kazię stara łyczakowska panienka do towarzystwa, która, powołując się na radiowy komunikat, zaoferowała mu pomoc w rozwiązaniu sprawy. Powiedziała, że dużo wie, „bardzo duzio, mój ty przystojniaku, ale wpierw na stole muszą leżeć dwie stówki, bo ja za darmo nie lubiem pracować”.

Była zawiana. Z wyskubanych brwi odpadały jej drobinki henny, a bezzębny uśmiech przesadnie podkreślała karminowa szminka. Stern szybko pozbył się interesownej panienki i zszedł do sekretariatu zapytać o Wilgę. Kazia uspokoiła go, że zguba się znalazła, że rozmawiała z nią przed chwilą i że pani redaktor dopiero co znowu wyszła do miasta.

– Wybierała się do Ruckera opisać mięsną aferę, ale w ostatniej chwili zmieniła plany. Kiedy była w sekretariacie, przybiegł do niej jakiś goniec z ważną wiadomością. Wilga powiedziała, że niedługo wróci. A coś nie tak, panie Jakubie?

Stern burknął coś pod nosem i Kazia zrozumiała, że lepiej nie wchodzić mu teraz w drogę.

W tej sytuacji Jakub również zmienił swoje plany. Zamiast produkować letnie felietoniki, postanowił sprawdzić niedokończony wątek śledztwa i odwiedzić swojego dawnego studenta Roberta Bareckiego w jego domu przy Długosza. Miał nadzieję, że przy odrobinie szczęścia zastanie go i odnajdzie brakujący fragment układanej przez Wilgę łamigłówki.

Kiedy dotarł na miejsce, zobaczył niedużą willę w ciepłym piaskowym kolorze. Otaczał ją gęsty żywopłot z irgi, domagający się pilnego przycięcia. Za żywopłotem widać było zapuszczony ogród, w którym spomiędzy bujnych traw wychylały się irysy i konwalie. Na wprost wejścia, po obu stronach szutrowego chodnika, rósł szpaler tui wyglądających jak smukłe wrzeciona.

Pchnął furtkę i wszedł do środka.

Willa wyglądała na niezamieszkaną. Na drewnianym ganku stały wiklinowe krzesła i stół ze szklanym blatem pokrytym martwymi, zaschłymi już muchami.

Stern wszedł po schodach i zastukał mosiężną kołatką do drzwi. Nie było odpowiedzi, więc ponowił próbę, tym razem o wiele głośniej. Wydawało mu się, że ktoś go ostrożnie obserwuje zza firanki.

Chwycił za klamkę i mocno pchnął drzwi. Musiał wyglądać na przestępcę, bo stojąca za nimi stara kobieta aż podskoczyła z przerażenia. Była bosa i dziwacznie ubrana. Na sukienkę w kwiaty nałożyła czarną halkę, a w siwe włosy wpięła kolorowe kokardy jak mała dziewczynka.

– Proszę się mnie nie bać – powiedział najspokojniej, jak tylko potrafił. – Nie mam złychzamiarów. Nazywam się Jakub Stern i jestem przyjacielem pana Roberta. Mieszka tu, prawda?

Kobieta skinęła głową, w dalszym ciągu niepewna, jak ma się zachować wobec niespodziewanego gościa.

– Mam dla niego wiadomość z uczelni – wymyślił naprędce kłamstwo.

Gospodyni zaprosiła go do środka, a kiedy znaleźli się w przedpokoju, wskazała krzesło, z którego zdjęła brudną szmatę. Potem kaszlnęła i podrapała się w czubek nosa, jakby dając do zrozumienia, że już nie boi się intruza.

– I nie jest pan tym nowym lokatorem, o którym mówił Robert? – zapytała ledwie słyszalnymgłosem.

– Skądże znowu. Mam własny dom z ogrodem i mieszkam na Pohulance.

– Chwała Bogu Najwyższemu, amen – przeżegnała się. – Już myślałam, że będzie pan tu z namimieszkał. Zresztą – spojrzała na Sterna – może pan tu sobie mieszkać, ja i tak niedługo trafię na ulicę.

– Kto to pani powiedział?

– Mój syn. On mówi, że tam jest moje miejsce.

– Pan Robert?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Plan Sary»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Plan Sary»

Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x