Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Foresta Umbra
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Foresta Umbra: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Foresta Umbra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Foresta Umbra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Foresta Umbra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Zdyszany, wypatrując chmur, podniósł wzrok. Zamiast nich dostrzegł na czystym firmamencie sokoła. Ptak kołował ospale w nieruchomym powietrzu, jakby żar był jego sprzymierzeńcem. Właśnie wtedy, gdy śledził go wzrokiem, zrobił nierozważny krok. Oślepiony potknął się o wystający kamień i instynktownie zwinął w kłębek. Spadał niczym biała czaszka bawołu w pełną cienia, wilgotną przepaść, zostawiając na górze uparte kozy, sokoła i wpatrującą się weń zawzięcie Bellę. Stern leciał w dół.
Gdyby nie powiedziała tego jednego słowa, wszystko mogłoby być inaczej. Sprowokowany, z maską na twarzy zagrodził jej drogę, gdy chciała go ominąć. Zdziwienie w jej oczach rozwścieczyło go. Potem przypomniał sobie, że chwycił ją za włosy i brutalnie uderzył pięścią w skroń. Zatoczyła się i upadła jak szmaciana lalka. Kiedy zaczęła wzywać pomocy, zaskoczony własną reakcją, kopnął ją w brzuch, zmieniając krzyk w urywany skowyt. Dalej - niczym w wyuczonej na pamięć roli - pokazał jej, co znaczą ból, poniżenie i rozpacz. Zmaltretowana, z rozbitym czołem Anna leżała na dywanie, czekając na najgorsze. Milczała, a więc przyznawała się do winy i gotowa była za nią odpokutować.
Czyżby, zastanawiał się Stern, pogodziła się z myślą, że w najdrobniejszych szczegółach powtórzy za chwilę opisywaną na łamach „Kuriera” makabrę? Na jego twarzy pod maską gościł przez sekundę uśmiech satysfakcji. Nic już nie mogło mu przeszkodzić. Magda - postarał się o to - zabrała Kasię do kina, a gdyby nawet ktoś zapukał do drzwi, uda, że go nie ma, i nie otworzy
Teraz czekała na niego praca. Wyobraził sobie, że nowe cierpienia, które za chwilę zada żonie, dostarczą mu ostatecznego motywu, jaki przyświecał nauczycielowi. To skojarzenie sprawiło, że poczuł do niego sympatię. Wydało mu się to zupełnie naturalne, a zarazem niewiarygodne. Gdyby w tej chwili poszedł do przedpokoju obejrzeć w lustrze swoją twarz, zobaczyłby maskę rogatego daniela, którą podarował mu Murof. I ważny szczegół: cętki jasnej sierści po bokach rozwartych szeroko nozdrzy Nie, nie miał zamiaru tracić czasu na jakieś sentymenty. Odruchowo wsunął prawą dłoń do kieszeni marynarki. Nie spiesząc się, wyjął z niej pięć gwoździ i ułożył na dywanie w połyskujący płotek. Z blatu biurka podniósł żelazny młotek. „Płotek- -młotek”, powtarzał jak dziecko banalne skojarzenie.
Zajęty rymowanką, wbił w jej piętę pierwszy gwóźdź. Tak jak przypuszczał, ocknęła się na moment, a potem znowu zapadła w ciemność. To nie był film w kinie Uciecha, to nie był wesoły sen, który znika z otwarciem oczu. Anna zemdlała raz jeszcze i poddała nierówną walkę.
Kiedy zegar w kuchni wybił osiemnastą, Stern uświadomił sobie, że „jego Anna” - cóż za absurdalny zwrot! - leży od kwadransa bez czucia w swoim pokoju. Przypomniał sobie, że już niedługo rozlegną się na ganku znajome kroki bony i dotrze do jego uszu wesoły szczebiot Kasi. To go zdopingowało. Przemógł się i podszedł do zlewu. Odkręcił kran i nalał wody do kubka. Nachylony nad porcelanową wylew- ką, oglądał sączącą się spod paznokcia krew, która tworzyła na bieli emalii zawiły wzór. Z obrazem czerwonej rozgwiazdy, która przysiadła na jego palcu, wszedł za parawan. Za tą kurtyną, był tego pewien, rozbierali się „pacjenci” Anny: elegancki porucznik Walh; szpakowaty, wyszczekany adwokat, któremu przyrzekł wybić zęby; a także nagi od pasa w górę, spocony ogrodnik, który przyszedł do niej wieczorem skopać kwietnik. Szczeniak. Tego przestraszył, odbezpieczając pistolet i każąc mu stać pod ścianą z uniesionymi rękami. Upokarzające fantazje przemknęły w jednej sekundzie przez jego głowę. Gdyby nie widział jej w ramionach innych, gdyby zechciał wreszcie pokazać, że jest mężczyzną (bo na to czekała), wszystko mogłoby się potoczyć inaczej.
Nachylony nad skrępowanym ciałem wylał na usta cienki strumyk chłodnej wody, który wsiąkł w dywan. Anna nie zareagowała, sprytnie udając omdlenie. Pochylił się mocniej i dotknął palcami szyi. Nic. Nie wyczuł tętna. Dla pewności uniósł palcem powiekę. Nie chciał wierzyć, że to już. Szarpnął jej rękę i raz jeszcze próbował zbadać puls. Był zawiedziony. Więc tak wygląda śmierć, która z niego zakpiła? Nie miał odwagi spojrzeć w bok, na okaleczoną stopę Anny, którą zmienił w krwawą miazgę. Wróciły słowa Murofa, wypowiedziane z jakąś obłędną pewnością: „Już za pierwszym razem, panie redaktorze, odkryłem zdumiony, że pisk tych niewinnych kobiet, ich nieludzkie wycie, przypomina mi śmierć mojej żony na stole operacyjnym. Tak jakby to ona, a nie te przypadkowe kobiety, chciała mi o czymś powiedzieć, wijąc się z bólu. Musiałem, niech mi pan wierzy, panie redaktorze, dowiedzieć się, cóż to za tajemnica...”
Stern wstał powoli i podszedł do leżanki, na której Anna ucinała sobie poobiednią drzemkę. Jednym ruchem ściągnął prześcieradło i narzucił je na ciało żony. Potem wyszedł do przedpokoju. Oparty o boazerię, z zamkniętymi oczami, starał się przypomnieć sobie znaną kombinację cyfr. Wreszcie podniósł słuchawkę i wykręcił numer redakcji.
- Haluoo! Tu sekretariat „Kuriera” - odezwał się wyzywający głos Kazi. - Z kim mam przyjemność?
- Przestań picować i daj mi Krezusa!
- Ach to pan, panie Jakubie. Co pan taki w gorącej wodzie kąpany? - Poznała go. - Przestraszyłam się, ma pan taki zmieniony głos.
- Łącz i nie gadaj! - szczeknął wściekle Stern. Kiedy usłyszał w słuchawce znajome chrząknięcie, bez wahania powiedział: - Mam dla pana nowinę, szefie.
- A to strasznie ciekawe, panie Stern. Bo powiadają, że rzucił pan pracę. Ja w takie bzdury nie wierzę, ale... Halo?
- Mam dla pana wiadomość - rzekł Jakub zmienionym głosem.
- Mówił pan to przed chwilą - pastwił się nad nim Kre- zus. - Znowu mały poślizg.
- Zabiłem żonę - oświadczył Stern i te słowa dla niego samego zabrzmiały jak głupi żart.
- Niezły cyrk! Własną czy cudzą? - kpił naczelny. - Bo to zasadnicza różnica.
- Własną - powiedział spokojnie Stern.
- To by znaczyło, że pan naprawdę oszalał.
- Tak, oszalałem! - krzyknął Jakub. - Na pierwszej stronie może pan dać swoje nazwisko!
Rzucił słuchawkę, a potem jednym ruchem zdarł z głowy maskę daniela i cisnął ją pod nogi. Jeszcze przed chwilą biegł przez las, przeskakując z rozbiegu niskie pnie i krzaki. Niosła go niewypowiedziana wściekłość na samego siebie, więc cały czas przyspieszał kroku. Przewracał się i wstawał, czepiając trawy. Zasłaniał twarz przed atakującymi go gałęziami. Las wchłonął go niepostrzeżenie, nakrywając zielonym dachem, którego strop ginął w gęstej wieczornej mgle. Rozwarte nozdrza i jasne plamy po bokach pyska upodabniały go do prawdziwego daniela. Wydawało mu się, że gładka sierść faluje jak trawa w podmuchach wiatru. Przez wilgotne nozdrza przebiegały dreszcze. A potem - tylko tak Jakub mógł opisać czas - wszystko zamarło, kiedy zaś ożyło na nowo, już w innym miejscu, spostrzegł, że stąpa po świeżych, skopanych trocinach i że publika, o której zapomniał, czeka w milczeniu, aż się ukłoni. Tysiące spojrzeń lwowskiej publiczności przejętej jego występem. Orkiestra daje tusz, na jego ukłon czeka Gizella, woltyżerka w kostiumie z węża, Żelazny Maks łamiący podkowy, a nawet wystraszony autentyczny australijski struś Paola, który dźwiga na grzbiecie żółtodziobego Pierre’a- słowem, wszyscy podziwiający z zachwytem jego niespodziewany powrót.
Jest, a przecież go nie było. Zniknął na kilka dni, godzin, minut - kto to wie? - za sprawą starej Ariel, która powtarza od wieków ten sam mrożący krew w żyłach numer. Gdzieś był, coś robił, lecz co? Jego nagłe zjawienie się rozgrzewa do czerwoności publikę, która widziała i musi uwierzyć, że Ariel rwie czas niczym cienką jedwabną nitkę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Foresta Umbra»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Foresta Umbra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Foresta Umbra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.