Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Foresta Umbra: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Foresta Umbra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Foresta Umbra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Foresta Umbra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Ja przestanę o panu pisać, a pan zgłosi się na policję - powiedział Stern, szykując się do wyjścia.

Nauczyciel uśmiechnął się cierpko.

- Pan szuka we mnie potwierdzenia, ale nie jest to część prowadzonego w imieniu prasy śledztwa. To pańska ciekawość, pańska przymiarka do mnie, „kowala z lasu”, w obliczu własnego nieszczęścia. Współczuję panu, choć pan nie chce mi oszczędzić przykrości. I, tak na dobrą sprawę, nie chciałbym być w pańskiej skórze.

Lekcja dobiegła końca. Stern, jak niecierpliwy uczeń, złapał klamkę i wtedy Murof podarował mu na pożegnanie płócienny worek.

- Co to? - Jakub zapytał bez entuzjazmu.

- Jestem pewien, że to się panu jeszcze przyda - oznajmił gospodarz. - Proszę, niech pan tego na razie nie otwiera.

Zapadał wieczór i rubinowa tarcza tonęła za horyzontem jak rozżarzona moneta. Cały świat barwiła diabelska czerwień, zamieniając Rowy w przedsionek piekieł. Stern wrzucił płócienny worek pod tylne siedzenie. Przez ten dantejski landszaft nie mógł sobie przypomnieć, czy podał nauczycielowi dłoń na pożegnanie. Niepewność zmroziła go. Miał przed oczami ruchliwe palce Murofa upaćkane rozgniecioną na szybie muchą.

Obrzydliwa egzekucja owada przywołała wspomnienie sprzed kilkunastu lat. Stern był wtedy stażystą posyłanym, jak Brodacki, na pierwszą linię dziennikarskiego frontu. Pisał sensacyjne teksty, penetrując środowisko lwowskich kurew i złodziei. Jego czytelnicy wręcz uwielbiali takie klo- aczne smaczki. Seks i krew łykali jak hostię, a Jakub starał się sprostać ich oczekiwaniom. Szybko się uczył - niekiedy zmyślał, czasem epatował szczerością aż do bólu - wyzbywając złudzeń, że w pojedynkę można zbawić świat. Pewnego razu po wywiadzie z ospowatym alfonsem, w zakamuflowanym burdelu przy Strzeleckiej, zadowolony uścisnął mu rękę. Wierzył, że w ten sposób dotyka sedna sprawy. Rozpierała go duma, więc na imieninach u ojca pochwalił się swoją odwagą. Zamiast słów podziwu usłyszał bolesną połajankę:

- Zapomniałeś już, że nosisz moje nazwisko? Miałem cię za mądrzejszego, synu, aż do dziś!

- Tato, ja przecież...

- Nie jesteś smarkaczem, nie mów do mnie „tato” - przerwał ojciec wzburzony. - Obaj z Edkiem jesteście diabła warci!

Zawstydzony wspomnieniem, pamiętając sekundującą ojcu matkę, uruchomił silnik. Celowo nie obracał głowy. Był pewien, że Murof wciąż tkwi w drzwiach gorejącej szkoły, by pomachać mu na pożegnanie.

Dostrzegł przed sobą rudą kurę rozgrzebującą leżące na środku drogi łajno. Wdusił sprzęgło i wrzucił bieg. Nacisnął gaz i ruszył z impetem, omal nie rozjeżdżając oszalałego ze strachu ptaka.

Za bagnistym strumieniem, na grobli usypanej przez chłopów, zakurzona tatra wbiła się w gęstą mgłę i Stern włączył światła. W mlecznych oparach bez punktów odniesienia zgubił nagle drogę i czas, jakby nieproszony, wtargnął do nieba. Rozejrzał się, a kiedy jego oczy przywykły do białej waty, między złotymi bukietami żarnowca dostrzegł samotnego żurawia. Ptak wyglądał jak tajemniczy anioł. Jego głowa i tułów same płynęły nad mgłą, jak gdyby pozbawiony był nóg. Przez sekundę ślepia ptaka jarzyły się odbitym światłem reflektorów, a potem zgasły niczym zdmuchnięte przez wiatr świeczki.

Stern wyłączył bieg. Samochód toczył się coraz wolniej, aż w końcu się zatrzymał. Dziennikarz nie wysiadał. Szukał w myślach właściwego słowa. Pustkowie, nicość, odludzie? Po tym ostatnim określeniu, nie gasząc silnika, wyszedł z szoferki. A więc był na odludziu. Zapomniany przez świat. Ruszył naprzód i trafił w lepką, mokrą pajęczynę. Z przekleństwem zrywał ją z twarzy, wycierał nos i usta. W mglistej, niebiańskiej scenerii rozpiął rozporek. Niecierpliwie, gdzieś na skraju lasu, oddawał mocz. Kiedy skończył, zapiął guziki i z zadowolenia splunął. W oddali, niby w domowym teatrzyku cieni, widział powieloną przez reflektory postać. Wyglądał jak zły duch, który na tym odludziu zaprowadza własny porządek.

Uniósł dla zabawy ręce. Kreślił nimi koła. Jak żuraw bujał się, szedł do przodu i cofał się, parodiując quigong- tajemną chińską gimnastykę. Miał ochotę krzyknąć, lecz wtedy naszła go zaskakująca myśl, że Bella stała się dla Murofa wygodną wymówką. Dzięki niej, jak dociekliwy naukowiec, badał w leśnych ostępach własne sumienie. Sondował jego ciemne zakamarki, by skończyć wyrafinowaną grę, którą toczył za plecami naukowców w Szkockiej.

„Dobrzy odchodzą w zapomnienie”, powróciło do niego wyszeptane na ucho zdanie. Kogo Murof miał na myśli? Siebie czy też inne wałęsające się po bezdrożach historii bestie? Czy to przypadek, że zadawał ból w ten sam sposób, w jaki odczuwała go przed śmiercią jego żona? Z pewnością był szubrawcem, który - jak de Sade - rozsmakowy- wał się w zbrodni, podnosząc ją do rangi sztuki. Ostatnie stwierdzenie przeraziło go. Nie chciał być czyimkolwiek wspólnikiem. Nie chciał też rozumieć cynicznego żartu, który padł, gdy zapytał nauczyciela o Bellę.

„Zamknąłem ją w skrzyni na strychu”, rzekł Murof.

Po tej odpowiedzi Stern nie zadał już innego pytania, by całkiem się nie ośmieszyć, choć odnosił wrażenie, że ktoś jeszcze przysłuchuje się ich rozmowie.

Dochodziła dwunasta, gdy skonany znalazł się wreszcie przed hotelem. Nie pamiętał, jak i kiedy zgubił aż trzy godziny. Spał, zabłądził, a może naprawdę wykonywał we mgle taniec żurawia?

Ciepła sierpniowa noc mrowiła się nad jego głową milionem gwiazd. Jaskrawe konstelacje wabiły go odwieczną tajemnicą. Tuż obok w bladym świetle księżyca stara, pochylona grusza wcinała się w dach budynku niczym tytaniczny topór.

Jakub Stern zamknął samochód i, omijając rozbite na chodniku klapsy, wszedł do hotelu. Jego właściciel - wysoki, czarny jak diabeł Ormianin Zefir-jeszcze nie spał. Wyjrzał z recepcji, ziewając szeroko. Przepraszał i bił się w pierś, że pomyłkowo dał „panu redaktoru” ostatni pokój, chociaż z elektryką.

- Widoczek na fabryczkę wody sodowej i drewutnię - powiedział jakimś zbolałym głosem. - Jedną noc idzie wytrzymać, ale... Nawet pan nie wie, co się tu wyrabiało - gadał jak nakręcony. - Po pana wyjeździe zjechała tu kupa gości i wielmożny Jehuda Grinbaum, co rok w rok jeździ do cadyka do Biłgoraja. Wszyscy do Kurojada! Pchajo się do tej zarazy jak po relikwie! - Natychmiast się jednak zreflektował i zmienił temat: - Szukał pana jakiś cwaniak z pałacu. Bożył się, że jest pańskim przyjacielem.

- Powiedział mu pan, gdzie mnie szukać?

- Czy to coś złego? Sam pan zaznaczył, że jakby co, to mówić, że pojechał do szkoły, do Rowów.

Stern zamierzał odejść, lecz Zefir przytrzymał go za ramię.

- Ten gość wszedł na górę, do panny Leny.

- Więc i to pan wygadał?

- Sam tam wlazł, ale ten drugi pan, co został jej pilnować, spuścił mu manto. Na moich oczach zaczęli się obaj napier... O co, ja ich nie pytał! Krzyk był, Matko Boska, i płacz. Chciałem biec po policję, ale ten drań wskoczył na motor i dał w rurę. Teraz przycichli i śpią jak owieczki. Czy pan da wiarę, że on...

Jakub nie słuchał. Zaniepokojony zajrzał do numeru, w którym zostawił Lenę pod opieką stażysty. Zefir nie kłamał. Lena ciężko wzdychała przez sen za przepierzeniem, Brodacki zaś bujał się na taborecie, przyciskając do rozbitego czoła zmoczony ręcznik, i nie chciał nikogo widzieć.

Stern wyszedł na korytarz. Zdawało mu się, że pod „szóstką” słyszy chóralną modlitwę. Nocna pokuta, myślał, a może różaniec? Cicho podszedł do swoich drzwi, przekręcił klucz i zniknął w czeluści pokoju.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Foresta Umbra»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Foresta Umbra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Foresta Umbra»

Обсуждение, отзывы о книге «Foresta Umbra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x