Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Foresta Umbra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Foresta Umbra
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Foresta Umbra: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Foresta Umbra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Foresta Umbra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Foresta Umbra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ogłuszający dźwięk dzwonu na nieszpory wyrwał go z zamyślenia. Odsunął zardzewiały skobel, pchnął furtę i przeszedł przez wypielęgnowany warzywniak. Był wolny, wystarczyło wsiąść do samochodu. W tatrze Lena i Brodacki wdzięczyli się do siebie, on tymczasem stał niezdecydowany kilka metrów dalej, pamiętając wypłowiały habit Przeoryszy, pergaminową skórę jej dłoni i stary, znoszony trzewik.
A może było inaczej? Może stojąc bezradnie jak Bella, nie potrafił przeciąć łączącej go z nią niewidocznej pępowiny? Wahał się, mówił coś zmieszany, pocieszał się bez przekonania i usprawiedliwiał.
- Poradzimy sobie, proszę już iść! - wyszeptała siostra. - Pan Murof przysłał nam list i pieniądze. Obiecuję, że Bella będzie bezpieczna. No, niech pan już idzie. Teraz!
Nie znoszący sprzeciwu ton przeoryszy. Przypomniał sobie ten dziwny głos, dobiegający jakby nie z krtani, lecz ze studni. I tak samo kategoryczne spojrzenie osoby, która wie lepiej, bo jest bliżej Boga.
Teraz, po nieprawdopodobnych przeżyciach, wyobrażał sobie u boku Anny początek jutrzejszego dnia. Kolejny powszedni dzień przed wyjściem do redakcji. Poranna toaleta w łazience: mycie, nabożne golenie brzytwą, szorowanie zębów proszkiem, lecz nadal paniczny lęk przed spojrzeniem sobie w oczy. Po tym, co zrobił, czuł dziwne dławienie w gardle. Najchętniej obarczyłby kogoś winą.
Potworny ból głowy nie pozwalał mu zasnąć. Wciąż badał i analizował, analizował i badał, uklepując wypełnioną kaczym puchem poduszkę. Wreszcie, kiedy zamierzał się już poddać, znalazł prawdziwą przyczynę - bez wątpienia był do tej pory ślepcem. Stara, wytarta karta. To ona nie dawała mu spokoju! Już dawno powinien ją wyrzucić, lecz to oznaczałoby, oczywiście, kapitulację.
Setki razy patrzył na ten obrazek. Znał każdy szczegół wykrzywionej twarzy. Przerażone oczy, garbaty nos i mięsiste, przylegające uszy. Inny detal to wysunięty z ust czerwony, prześmiewczy język. Ktoś, kto malował tę kartę, musiał stać przed lustrem. Trzymać cienki pędzel i – jak on - szukać ukrytej odpowiedzi. Stroić głupie miny? A może wprost przeciwnie. Może chciał zapisać na niej bardzo ważną wiadomość dla niego.
Jeszcze niedawno twarz Wisielca wydawała mu się obrzydliwa. Teraz odkrył, że rysuje się na niej błogi spokój, jakby śmierć poprzedziła niezrozumiała przyjemność.
Stern słyszał od Zięby o działającej w Warszawie głęboko zakonspirowanej grupie zboczeńców. Rozpracowano ją po serii zagadkowych samobójstw na podstawie zapisków znalezionych u jednego z wisielców. „Oni” byli inni niż inni, jeśli można użyć takiego myślowego skrótu. Nie obnażali się w parkach, nie biczowali do krwi i nie podglądali przez dziurkę od klucza. Czerpali przyjemność z prawdziwego spotkania ze śmiercią - z duszenia się lub wieszania. Ich ryzykowny wybór opierał się na prymitywnej kalkulacji. Zięba nie chciał zdradzać szczegółów. Dał tylko do zrozumienia, że w tej hermetycznej grupie znaleźli się szanowani politycy, ważni przedsiębiorcy, a także zakochani w Tanatosie aktorzy. Do elitarnego grona należał również pułkownik z twierdzy Modlin, który tak dalece padł ofiarą własnego uzależnienia, że wciąż przeszywał haftki u stójki munduru. Od tej upiornej regulacji dostał podobno wytrzeszczu, a twarde wojskowe sukno przetarło mu do krwi skórę na szyi.
Stern nie miał zamiaru usprawiedliwiać ich szaleństwa, a jednak, jak nurek schodzący pod wodę, czując ciepło Anny, nabrał pokaźny haust powietrza. Wstrzymał na próbę oddech i dotknął językiem podniebienia. Z głową na poduszce, czując biodrem ciepłe biodro żony, przywoływał sen. Obrócony plecami do lustra, które coraz wyraźniej widział w swoim śnie, powoli wysuwał pasek ze spodni, zaczynając własny eksperyment. Był sam w łazience, skupiony i poważny. Przełożył koniec paska przez stalową sprzączkę, formując łatwo zaciskającą się pętlę. Jak Wisielec z karty Hillela umieścił stryczek na szyi i delikatnie dociągnął. Teraz wyglądał, wypisz wymaluj, jak karciana karykatura.
Podniecony zdjął ze stołka blaszaną miednicę z krochmalem. Rozejrzał się. Nad żeliwną wanną dostrzegł solidny stalowy hak, na którym wieszał przemoczone palto. Wszedł na stołek i bez wahania zaczepił na haku koniec paska. Był gotów. Spojrzał na wysmukłą mosiężną kolumienkę i zamknął oczy. Nie mogąc już cofnąć pochopnie podjętej decyzji, z obrazem wypolerowanego metalu w oczach zrobił w swym śnie krok naprzód.
Był odzianym w skórę pasterzem, który po północnym zboczu góry wracał do San Giovanni Rotondo. Przed chwilą zdmuchnął z pasterskiego kija utrudzoną dziką pszczołę, która taszczyła do gniazda kwiatowy pyłek, gdy on pędził przed sobą stadko łaciatych kóz. Było południe. Upał nie do zniesienia. W oddali, na szczycie góry zasłaniającej widok na zatokę Manfredonia, leżało Monte San Angelo. W rozpalonym powietrzu biały zamek wybudowany przez krzyżowców zdawał się falować, a cienka wstążka drogi jak rzemień oplatała zbocze, wiodąc na zachód, do miasta, w którym mieszkał bandażujący stygmaty mnich.
Stern przystanął w upalnym słońcu, wypatrując cienia, w którym najłatwiej byłoby mu się schować. Uwielbiał cień. Był jego cichym wyznawcą. Cień pokonuje wszystkie przeszkody, zamieniając się pod koniec każdego dnia w przynoszącą ulgę noc. Kiedyś, gdy wyszedł o świcie z namiotu, zobaczył, jak monstrualny cień pojedynczej pinii, niczym ostry pal, na który wbijano skazańców, przebił kamienny stół, sunąc podstępnie aż po horyzont. Zachwycony postawił na nim stopę, a potem całe ciało i rozkoszował się zimną powietrzną kąpielą. Kiedy słońce zaszło za chmurę, katowski pal zniknął nagle, a on złożył namiot i zebrał rzeczy, by udać się w dalszą drogę. Zachował tę tajemnicę dla siebie. Wiedział, że cień przekracza wszystko. Pełznie w ciszy jak zwiadowca, by nagle, jak wezbrana rzeka, zawojować całą dolinę, zatrzymując ją niczym bezcenny łup.
Teraz szedł skrajem Foresta Umbra, pamiętając ostrzeżenia ojca, by się w nim nie chować. Właśnie tu miała być ukryta głęboka jaskinia, w której kiedyś składano ofiary.
Żyli w niej „ludzie ziemi” wychodzący na powierzchnię tylko nocą. Z łatwością czynili czary, przyspieszając i cofając czas, starzejąc się w kilka chwil i równie łatwo zmieniając się w dzieci. To oni zostawili po sobie ryty naskalne, dziwne symbole na kościach i naczyniach z gliny. Nikt nie wiedział, skąd przybyli, choć stary rybak z Vieste, co znał całe wybrzeże od Bari do wysp Tremiti, chwalił się, że w jednej z zatopionych grot odkrył starożytną łódź ozdobioną podobnymi znakami.
Obejrzał się trwożnie. Zwarta ściana drzew obiecywała wolny od słońca, ożywczy chłód. Przezornie omijając język lasu, skręcił na północ i doszedł do opuszczonego domostwa, którego granicę wyznaczał mur z ułożonych płasko wapiennych kamieni. Teraz porastał je mech i cienka gałązka powoju kładła się nieśmiało na poszarpanych załomach. Właśnie je mijał, gdy jeden ze skalnych odłamków wydał mu się inny. Zaciekawiony zatrzymał się, a potem, patrząc czujnie na kozy, szybko zawrócił. Podszedł do fundamentu, by stwierdzić ze zdumieniem, że to nie kamień, lecz pobielała na słońcu bawola czaszka. Była imponująca. W miejscu nosa otwierała się głęboka szczelina, prowokując grozą na podobieństwo weneckiej maski. Zabawne, ale zdawało mu się, że martwy bawół patrzy na niego posępnie. Osadzone po bokach oczodoły zionęły pustką, lecz przecież kiedyś w oczach zwierzęcia odbijały się kępy zielonych traw, lazur nieba i dające schronienie od słońca, pełne szeleszczących cykad oliwki. Zaintrygowany, płosząc chyżą jaszczurkę, podniósł czaszkę. Przystawił ją sobie do głowy, udając bawołu. Zgiął tułów. Teraz wyglądał groźnie, niczym Minotaur szykujący się, by kogoś znienacka zaatakować. Znudzony zabawą rzucił czaszkę pod stopy i jednym uderzeniem sandała odłamał zakrzywione ostrze. Róg był wspaniały. Na jego końcu widniał wyryty znak przypominający cień wysokiej, smukłej pinii. Zaciekawiony pochylił się i wyciągnął dłoń. Zamierzał schować go do płóciennego worka, lecz w porę się opamiętał. Patrzył ze wstrętem na wijącą się w środku tłustą larwę. Z obrazem żółtej larwy, którą niechcący zbudził, ze złością kopnął czaszkę, aż zatrzymała się opodal na karłowatej oliwce.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Foresta Umbra»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Foresta Umbra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Foresta Umbra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.