Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przyj­rzał się jej uważ­nie. Wła­ści­wie się nie zmie­ni­ła, mia­ła tyl­ko lek­ko pod­krą­żo­ne oczy, na któ­rych dnie go­ścił te­raz ma­leń­ki pło­myk. Nie chciał­by roz­pa­lić go w praw­dzi­wy po­żar.

– Tak, pani. Co więc pro­po­nu­jesz?

* * *

Ka­pi­tan stat­ku. Alt­sin sta­nął przed lu­strem i jesz­cze raz przyj­rzał się swo­je­mu od­bi­ciu. Ka­za­ła mu przy­strzyc wło­sy, tak, jak­by mia­ły się cho­wać pod ma­ry­nar­skim skó­rza­nym czep­cem. Za­bro­ni­ła się go­lić, bo w Ar-Mit­tar pa­no­wa­ła obec­nie moda na kil­ku­dnio­wy za­rost, po­sma­ro­wa­ła twarz i przed­ra­mio­na ja­kąś ma­ścią, któ­ra po wy­schnię­ciu przy­ciem­ni­ła skó­rę, su­ge­ru­jąc opa­le­ni­znę ko­goś, kto całe dnie spę­dza na po­kła­dzie ża­glow­ca.

– Nie mo­żesz pójść na przy­ję­cie jako ku­piec, mistrz ce­chu czy cza­ro­dziej z Ni­skie­go Mia­sta, bo ci bar­dziej zna­czą­cy są tu zna­ni, a po­dej­rza­ne by­ło­by, gdy­bym za­pro­si­ła ko­goś mało waż­ne­go. Nic nie zro­bi­my z two­im ak­cen­tem, więc nie mo­żesz też pójść jako szlach­cic z pro­win­cji. Roz­po­zna­no by cię, jak­byś tyl­ko otwo­rzył usta. Więc zo­sta­je nam ka­pi­tan ża­glow­ca spo­za mia­sta – wszy­scy że­gla­rze mó­wią po­dob­nie, por­to­wy ak­cent ni­ko­go nie zdzi­wi. Jako or­ga­ni­za­tor­ka mogę do­brać kil­ka osób spo­za li­sty, za­zwy­czaj to do­bra oka­zja, by wpro­wa­dzić w to­wa­rzy­stwo nowe twa­rze i czę­sto się tak robi, więc nikt nie po­wi­nien się dzi­wić.

Wy­ja­śnia­ła to, ka­żąc mu przy­mie­rzać co­raz to inne wer­sje stro­jów, w koń­cu wy­bra­ła taki skła­da­ją­cy się z cięż­kich bu­tów, spodni z suk­na spię­tych sze­ro­kim pa­sem, ko­szu­li i skó­rza­ne­go ku­bra­ka, im­pre­gno­wa­ne­go ole­jem i ozdo­bio­ne­go taką ilo­ścią srebr­nych ćwie­ków i kó­łek, że wy­glą­dał nie­mal jak kol­czu­ga. Wszyst­ko, łącz­nie z me­ta­lo­wy­mi ele­men­ta­mi, bar­wio­ne było na głę­bo­ką czerń. Tyl­ko na le­wym nad­garst­ku ka­za­ła mu za­ło­żyć bran­so­le­tę z po­le­ro­wa­nej sta­li, z dwo­ma skrzy­żo­wa­ny­mi wio­sła­mi. Sym­bol ka­pi­ta­na ga­le­ry – jak wy­ja­śni­ła.

– To naj­now­sza moda bo­ga­tych mit­tar­skich że­gla­rzy, ra­czej tan­det­na, moim zda­niem. Ale jest do nich dość da­le­ko, więc nikt nie bę­dzie za­sko­czo­ny, że nie masz w oko­li­cy krew­nych czy zna­jo­mych. Ar-Mit­tar na­ło­żył ostat­nio pa­skud­ne po­dat­ki na na­szych kup­ców, pró­bu­ją­cych na­by­wać u ich płat­ne­rzy broń. W ogó­le na stal i że­la­zo. W od­we­cie na­sza Rada na­ło­ży­ła rów­nie po­tęż­ne cła na ich stat­ki z wy­ro­ba­mi że­la­zny­mi, więc han­del bro­nią i in­ny­mi rze­cza­mi za­marł. Lecz nie­daw­no po­ja­wi­ła się plot­ka, że gru­pa rzut­kich i ener­gicz­nych mit­tar­skich ka­pi­ta­nów by­ła­by go­to­wa wspo­móc na­szych kup­ców, wy­pły­wa­jąc z Ar-Mit­tar z ła­dow­nia­mi peł­ny­mi bro­ni i in­ne­go że­la­za i do­ko­nu­jąc prze­ła­dun­ku z dala od por­tu. Hra­bia wy­ra­ził kie­dyś za­in­te­re­so­wa­nie tym po­my­słem. Bę­dziesz jed­nym z ka­pi­ta­nów, chcą­cych za­pro­po­no­wać usłu­gi w imie­niu tej gru­py.

Po­tem mó­wi­ła ci­cho, nie­mal szep­tem, po­wta­rza­jąc bez prze­rwy kil­ka­na­ście naj­waż­niej­szych na­zwisk, któ­re po­wi­nien znać, i wszyst­kie in­for­ma­cje na te­mat Ar-Mit­tar, ja­kie jej zda­niem mogą mu się przy­dać. Wy­glą­da­ło to tak, jak­by pró­bo­wa­ła sama sie­bie prze­ko­nać, że cały ten plan to coś wię­cej niż tyl­ko de­spe­rac­ka im­pro­wi­za­cja. Słu­chał jed­nym uchem.

– To tro­chę jak wsko­czyć do oce­anu z po­łciem mię­sa na szyi i uwa­żać, że to świet­ny spo­sób na ło­wie­nie re­ki­nów – sko­men­to­wał wresz­cie. – Je­śli ktoś za­cznie mnie bar­dziej wy­py­ty­wać...

– Za­słoń się ta­jem­ni­cą. Po­wiedz, że nie mo­żesz o tym roz­ma­wiać albo że na ten te­mat mo­żesz roz­ma­wiać tyl­ko z hra­bią.

Po­pra­wi­ła mu pas, strzep­nę­ła nie­wi­docz­ny py­łek z ra­mie­nia i cof­nąw­szy się o krok, zmie­rzy­ła go kry­tycz­nym spoj­rze­niem.

– Uj­dzie. Tak na­praw­dę li­czę na to, że nikt nie bę­dzie cię o nic wy­py­ty­wał. To sta­ra szlach­ta i spo­ro nu­wo­ry­szy, pra­gną­cych za taką ucho­dzić. Ża­den z nich nie zni­ży się do roz­mo­wy z nie­zna­nym ma­ry­na­rzem, choć­by ten do­wo­dził całą flo­tą ga­ler. Stój gdzieś pod ścia­ną, nie rzu­caj się w oczy, schodź in­nym z dro­gi. I tym ra­zem – za­ci­snę­ła usta – za­bierz ze sobą sa­kiew­kę. Je­śli nie da się ina­czej, pod­rzu­ci­my ją hra­bie­mu z od­po­wied­nim li­ści­kiem. Nie, nic nie mów. I tak już spo­ro ry­zy­ku­ję. Nie każ mi na­ra­żać się bar­dziej, je­śli sam nie po­tra­fisz wy­my­ślić lep­sze­go pla­nu zbli­że­nia się do sek-Gre­sa. Chy­ba że już ja­kiś masz?

Nie miał. Po­zo­sta­wa­ło wziąć głę­bo­ki wdech i wsko­czyć mię­dzy re­ki­ny.

* * *

Głów­na sie­dzi­ba hra­bie­go znaj­do­wa­ła się po­środ­ku Au­se­rii, naj­star­szej z dziel­nic Wy­so­kie­go Mia­sta i w ogó­le, jak uprzej­mie i mi­mo­cho­dem wy­ja­śni­ła mu ba­ro­no­wa, naj­star­szej dziel­ni­cy Pon­kee-Laa. Tu był rdzeń, ser­ce me­tro­po­lii, któ­ra wy­ro­sła nad brze­giem El­ha­ran po­nad ty­siąc lat temu.

– Nie­któ­re z tych mu­rów pa­mię­ta­ją cza­sy, gdy Me­ekhań­czy­cy miesz­ka­li w no­rach wy­ko­pa­nych w zie­mi, ży­wiąc się ro­ba­ka­mi i su­ro­wy­mi bul­wa­mi – rzu­ci­ła w dro­dze na miej­sce.

Zło­dzie­jo­wi tłu­kła się po gło­wie myśl, że Sta­ry Me­ekhan był rów­nie, je­śli nie bar­dziej wie­ko­wy, ale wo­lał się nie od­zy­wać. W ogó­le nie­mal nie zwra­cał uwa­gi na to, co Dar­we­nia Le­wen­der mówi do nie­go, czuł obo­jęt­ny, chłod­ny spo­kój, jaki za­wsze ogar­niał go w chwi­li, gdy za­czy­nał re­ali­zo­wać ja­ki­kol­wiek plan i nie było już od­wro­tu. Miał wra­że­nie, że sły­szy każ­dy dźwięk, że wi­dzi wszyst­ko z nie­zwy­kłą do­kład­no­ścią, że czu­je naj­de­li­kat­niej­szą woń. A mimo to znaj­do­wał się jak­by we wnę­trzu pu­ste­go ko­ko­nu, od­dzie­la­ją­ce­go go od świa­ta. Szy­ko­wał się na to, co miał przy­nieść wie­czór i noc.

Za­czę­ło się chy­ba zwy­czaj­nie. Chy­ba, bo Alt­sin nie miał bla­de­go po­ję­cia, jak ta­kie przy­ję­cia się za­czy­na­ją. Na po­cząt­ku zo­stał krót­ko i zwięź­le przed­sta­wio­ny hra­bie­mu, któ­ry w od­po­wie­dzi na wy­tre­no­wa­ny ukłon ski­nął mu uprzej­mie gło­wą, po czym ba­ro­no­wa po­sta­wi­ła go w ką­cie sali i za­ka­za­ła stam­tąd od­cho­dzić. Wy­stę­po­wał w cha­rak­te­rze pe­ten­ta, a tacy nie wi­ta­ją go­ści w drzwiach obok go­spo­da­rza i go­spo­dy­ni. Stał więc po­słusz­nie i ob­ser­wo­wał.

Hra­bia Ter­le­ach wy­glą­dał do­kład­nie tak, jak Alt­sin go so­bie wy­obra­żał. Wy­so­ki, szczu­pły, ze szpa­ko­wa­tą grzy­wą opa­da­ją­cą aż na ra­mio­na i po­sta­wą by­łe­go woj­sko­we­go. Krót­kie spoj­rze­nie, któ­rym ob­rzu­cił zło­dzie­ja, było uważ­ne i tak­su­ją­ce, a Alt­sin od razu na­brał pew­no­ści, że go­spo­darz od­no­to­wał jego obec­ność, za­in­te­re­so­wał się nim i bę­dzie chciał jesz­cze po­roz­ma­wiać. Po­wtó­rzył so­bie w my­ślach se­rię ba­na­łów i kłam­ste­wek, któ­rych się wy­uczył i któ­re na­gle wy­da­ły mu się wy­jąt­ko­wo kiep­skie. Hra­bia nie za­do­wo­li się byle czym, je­dy­na na­dzie­ja, że w ra­zie kło­po­tów ba­ro­no­wa po­spie­szy zło­dzie­jo­wi z od­sie­czą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x