Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Usia­dła przy biur­ku, wzię­ła do ręki plik kar­tek i za­czę­ła się wa­chlo­wać.

– Nie jest ci cięż­ko? Kła­niać się do­rob­kie­wi­czom? Ukry­wać wła­sne na­zwi­sko? Na­cho­dzić sa­mot­ne ko­bie­ty, by je pod­le szan­ta­żo­wać? – Uśmiech­nę­ła się, a w tym uśmie­chu był szty­let. – Praw­dę po­wie­dziaw­szy, gdy­bym mia­ła wy­bie­rać mię­dzy ta­kim po­zba­wio­nym za­sad ka­rie­ro­wi­czem a ulicz­nym rze­zi­miesz­kiem, wy­bra­ła­bym zło­dzie­ja. Są uczciw­si i mają wię­cej ho­no­ru.

Po­now­nie spoj­rzał jej pro­sto w oczy.

– Ale prze­cież tak wła­śnie zro­bi­łaś – prze­rwał na ude­rze­nie ser­ca – pani.

Pa­pie­ry wy­pa­dły jej z rąk, uśmiech znikł. Pie­gi uwy­dat­ni­ły się na po­kry­tej śmier­tel­ną bla­do­ścią skó­rze.

– Skąd...? – wy­szep­ta­ła. – Nie... nie­waż­ne... Hra­bia ma dość lu­dzi i środ­ków. Cze­go więc chce te­raz? Nie, nie mów, sama zgad­nę. Mam dla nie­go szpie­go­wać? Przy­jąć pro­po­zy­cję Gla­we­rii-gur-Do­res i po­przeć stron­nic­two jej męża? Do tej pory nie mie­sza­łam się do po­li­ty­ki, ale może już naj­wyż­szy czas?

Wsta­ła gwał­tow­nie i ru­szy­ła w stro­nę okna.

– Ale całe Wy­so­kie Mia­sto żyje so­ju­szem mię­dzy stron­nic­twem hra­bie­go a Wy­sse­ry­na­mi, lu­dzie mó­wią o wiel­kich zmia­nach – kon­ty­nu­owa­ła, sta­jąc ple­ca­mi do nie­go i wpa­tru­jąc się w ogród. – Ce­chy i gil­die z Ni­skie­go Mia­sta ślą pe­ty­cje i skar­gi, do­ma­ga­jąc się za­przy­się­że­nia do Rady swo­ich lu­dzi, lecz na za­przy­się­że­nie musi wy­ra­zić zgo­dę więk­szość. A te­raz jest sześć do pię­ciu, hra­bia i jego nowi so­jusz­ni­cy sku­tecz­nie blo­ku­ją od­po­wied­nią uchwa­łę. I wszy­scy spo­dzie­wa­ją się, że wy­ko­rzy­sta­ją sy­tu­ację do za­pro­wa­dze­nia wła­snych po­rząd­ków. Zgod­nie z pra­wem...

Zer­k­nę­ła na nie­go, jak­by spraw­dza­jąc, czy słu­cha, i wró­ci­ła do kon­tem­plo­wa­nia wi­do­ku za oknem.

– Wszy­scy wie­dzą, że hra­bia Ter­le­ach i ba­ron Arolh Wy­sse­ryn mu­sie­li zde­mon­to­wać drzwi do swo­ich re­zy­den­cji, bo i tak się nie za­my­ka­ły. Tylu klien­tów, pe­ten­tów i na­gle od­na­le­zio­nych przy­ja­ciół nie mie­li od lat. Ci, któ­rzy jak ja trzy­ma­li się z da­le­ka od po­li­ty­ki, tacy, co ni­czym cho­rą­giew­ki na wie­trze po­pie­ra­li raz to, raz inne stron­nic­two, a na­wet nie­któ­rzy zwo­len­ni­cy gur-Do­re­sów, na­gle stwier­dzi­li, że chcą... nie, że mu­szą po­pły­nąć tym sa­mym stat­kiem, co nasi nowi wład­cy. Choć, je­śli mnie pa­mięć nie myli, dziad ba­ro­na był zwy­kłym pi­ra­tem, któ­ry za zra­bo­wa­ne zło­to ku­pił na sta­rość ty­tuł. Ot, ludz­kie losy. Ale ja nie o tym mia­łam mó­wić. Za­da­ję so­bie py­ta­nie – za­wa­ha­ła się, zer­ka­jąc na nie­go te­atral­nie – czy to nie bę­dzie dziw­ne, je­śli te­raz po­pły­nę pod prąd? Jak za­re­agu­je stron­nic­two gur-Do­re­sów, gdy za­ofe­ru­ję im przy­jaźń i po­par­cie w chwi­li, gdy wszy­scy, na­wet najnędz­niej­sze ka­na­lie, ła­szą się u stóp hra­bie­go Ter­le­acha i Wy­sse­ry­nów? Hm?

Ba­ro­no­wa od­wró­ci­ła się od okna i spoj­rza­ła na nie­go wprost, znów prze­krzy­wia­jąc gło­wę i uśmie­cha­jąc się dziew­czę­co. Przy­ła­pał się na tym, że pró­bu­je osza­co­wać jej wiek. Wy­glą­da­ła na dwa­dzie­ścia pięć, dwa­dzie­ścia sześć lat. Z tego, co wie­dział, mia­ła trzy­dzie­ści pięć. Stać ją było na naj­lep­sze usłu­gi od­mła­dza­ją­ce, na­wet ma­gicz­ne, ale oczy nie kła­ma­ły. Były dużo star­sze niż twarz. Gdzieś pod czasz­ką roz­legł mu się ci­chy, upo­mi­na­ją­cy gło­sik. Pa­mię­taj, że roz­ma­wiasz z ko­bie­tą, któ­ra mo­gła­by być two­ją mat­ką.

Wy­krzy­wił się.

– Mia­łem się po­czuć ob­ra­żo­ny tą ka­na­lią, pani? Po­wi­nie­nem za­cząć się czer­wie­nić, ją­kać i prze­pra­szać? A może mam wyjść z two­je­go domu, trza­ska­jąc drzwia­mi? Za dużo cza­su spę­dzi­łem w Pon­kee-Laa...

Prze­rwa­ła mu mach­nię­ciem ręki.

– Te­raz sły­szę. Na­wet ak­cent masz nie taki. Nie z Wy­so­kie­go Mia­sta. – Zmru­ży­ła na­gle oczy, przy­ci­snę­ła dło­nie do pier­si. – Mó­wią, że hra­bia za­trud­nia za­bój­ców z Ligi Czap­ki, mor­der­ców, któ­rzy...

Po­bla­dła na­gle, za­chwia­ła się i opar­ła o biur­ko. Mi­mo­wol­nie zro­bił krok do przo­du, wy­cią­ga­jąc rękę, a jej po­zo­ro­wa­ny upa­dek za­mie­nił się w atak. Bły­snę­ła wy­do­by­tym zza gor­se­tu szty­le­tem, le­d­wo się uchy­lił, kop­nę­ła moc­no, chy­bia­jąc o włos, i mo­men­tal­nie, jed­nym ru­chem, ude­rzy­ła roz­ca­pie­rzo­ną dło­nią w oczy.

Zła­pał ją w ostat­niej chwi­li, szarp­nął z ca­łej siły, wy­bi­ja­jąc z ryt­mu, pod­ciął. Po­win­na się prze­wró­cić, ale od­bi­ła się tyl­ko od biur­ka i cię­ła szty­le­tem, po­zio­mo, trzy­ma­jąc broń w chwy­cie od­wrot­nym. Zro­bił unik, na­gle prze­rzu­ci­ła broń do dru­giej ręki i za­da­ła pchnię­cie, któ­re za­wsty­dzi­ło­by więk­szość por­to­wych no­żow­ni­ków.

Od­sko­czył, się­ga­jąc do po­chwy na przed­ra­mie­niu po wła­sny szty­let. Spoj­rzał jej w oczy i po raz ko­lej­ny usły­szał w gło­wie ci­chy gło­sik. Uwa­żaj. Nie wie­dział, co było bar­dziej nie­po­ko­ją­ce, wpra­wa, z jaką trzy­ma­ła broń, czy zim­ny spo­kój w jej wzro­ku. Nie bała się. Wie­dzia­ła, jak po­słu­gi­wać się szty­le­tem, a na do­da­tek naj­wy­raź­niej oce­ni­ła jego umie­jęt­no­ści na zbyt mi­zer­ne, żeby mógł jej za­gro­zić. Gdy­by było ina­czej, już daw­no wzy­wa­ła­by na całe gar­dło po­mo­cy.

Cof­nął się jesz­cze dwa kro­ki, pod­wi­nął bu­fia­sty rę­kaw i scho­wał broń.

– On ni­g­dy nie mó­wił, że uczysz się po­słu­gi­wać no­żem, Bie­dron­ko – po­wie­dział spo­koj­nie.

Za­mru­ga­ła, za­sko­czo­na i po raz pierw­szy wy­raź­nie zmie­sza­na.

– Co po­wie­dzia­łeś?

– Wy­bacz, pani, je­śli to zbyt oso­bi­ste prze­zwi­sko. – Skło­nił się, tym ra­zem ni­żej niż po­przed­nio. – Przy­ja­ciel zdra­dził mi je przez nie­uwa­gę. Nie są­dzi­łem, że będę zmu­szo­ny je wy­ko­rzy­stać.

Lo­do­wa­te opa­no­wa­nie zni­ka­ło z jej oczu. Jesz­cze mu nie ufa­ła, ale naj­wy­raź­niej po­sta­no­wi­ła, że do­wie się wię­cej, za­nim zde­cy­du­je, co z nim zro­bić.

– My­śla­łam, że Ro­ba­czek miał krót­szy ję­zyk... – Ob­ser­wo­wa­ła jego re­ak­cję.

– A ja my­śla­łem, że na­zy­wa­łaś go Żucz­kiem. Choć, na wszyst­kich bo­gów, nie wiem dla­cze­go.

Po­wo­li opu­ści­ła rękę ze szty­le­tem.

– Kim je­steś?

– Zna­łem San­we­sa. Od wie­lu lat. Wi­dzia­łem, jak umie­rał.

Scho­wa­ła szty­let za gor­set, usia­dła za biur­kiem.

– Zo­stań tam, gdzie je­steś – rzu­ci­ła. – Je­śli zro­bisz krok w moją stro­nę, we­zwę straż­ni­ków.

– Straż­ni­ków, pani? Sama so­bie po­ra­dzisz.

– To tyl­ko Mo­ty­li Ta­niec. Oj­ciec pil­no­wał, że­bym go opa­no­wa­ła. Na­uka wal­ki no­żem, lu­ster­kiem, świecz­ni­kiem, szpi­lą do wło­sów – wy­dę­ła war­gi w uda­wa­nym lek­ce­wa­że­niu. – Za­wsze po­wta­rzał, że gdy za­wio­dą straż­ni­cy i pu­łap­ki, zo­sta­jesz ty i to, co masz pod ręką. Tyl­ko sta­ra ary­sto­kra­cja kul­ty­wu­je jesz­cze tę sztu­kę. Nu­wo­ry­sze na­pa­wa­ją się ma­cha­niem mie­czem... Jak masz na imię? A może le­piej, jak się do cie­bie zwra­cać?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x