Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Alt­sin rzad­ko by­wał w Wy­so­kim Mie­ście. Praw­da wy­glą­da­ła tak, że nie było to zbyt do­bre miej­sce na kra­dzież. Nie­wie­le ży­wej go­tów­ki, mnó­stwo straż­ni­ków i służ­by oraz cała masa nie­przy­jem­nych nie­spo­dzia­nek dla nie­pro­szo­nych go­ści. Ży­jąc w cią­głym stra­chu, za­nu­rze­ni w pa­ra­no­icz­nym wi­rze wza­jem­nych po­dej­rzeń i wal­ki o wła­dzę, miesz­kań­cy dziel­ni­cy bo­ga­czy nie szczę­dzi­li zło­ta na pu­łap­ki, alar­my i za­bez­pie­cze­nia. Po­cząw­szy od psów, a skoń­czyw­szy na de­mo­nach uwal­nia­nych za­klę­ciem. Przy czym, wbrew po­wszech­ne­mu prze­ko­na­niu, pod każ­dą re­zy­den­cją nie znaj­do­wał się skarb­czyk wy­peł­nio­ny zło­tem i klej­no­ta­mi. Moż­ni trzy­ma­li więk­szość ma­jąt­ku w tym, co trud­no wy­nieść w wor­ku – zie­mi, bu­dyn­kach, kosz­tow­nych me­blach i dy­wa­nach, udzia­łach w stocz­niach, ma­ga­zy­nach i stat­kach. Alt­sin po­dej­rze­wał, że nie­któ­rzy z nich od lat nie wi­dzie­li na oczy więk­szej ilo­ści go­tów­ki, ob­ra­ca­jąc swo­im bo­gac­twem na pa­pie­rze.

Znacz­nie wię­cej brzę­czą­cych mo­net było w por­cie i niż­szych dziel­ni­cach, więc więk­szość zło­dziej­skich gil­dii i sama Liga Czap­ki tam wła­śnie kon­cen­tro­wa­ły dzia­łal­ność.

Re­zy­den­cja ba­ro­no­wej Le­wen­der wy­róż­nia­ła się mur­kiem z bla­do­ró­żo­we­go mar­mu­ru i ogro­dem peł­nym ró­żo­wych kwia­tów. Alt­sin na­wet nie pró­bo­wał ich roz­po­zna­wać. Wszedł na wą­ską, wy­ło­żo­ną bia­ły­mi ka­mie­nia­mi ścież­kę i skie­ro­wał się wprost do drzwi. Nikt go nie za­trzy­my­wał, jak­by krę­cą­cy się pośród kwia­tów ogrod­nik i straż­nik, któ­ry mi­gnął mu gdzieś z boku, mil­czą­co za­ło­ży­li, że sko­ro wcho­dzi jak do sie­bie, ma do tego pra­wo. Zło­dziej pod­szedł do drzwi i uniósł rękę, żeby za­pu­kać.

– Pani cze­ka, pro­szę wejść.

Za­marł na mgnie­nie oka, ale słu­żą­ca, ubra­na w su­kien­kę z mo­no­gramem ba­ro­no­wej, dy­gnę­ła wła­śnie przed nim. Prze­łknął przy­go­to­wa­ne kłam­stew­ka i uśmiech­nął się do dziew­czy­ny.

– W ja­kim jest hu­mo­rze?

Nie zmie­ni­ła wy­ra­zu twa­rzy, nie od­po­wie­dzia­ła po­ro­zu­mie­waw­czym uśmiesz­kiem ani nie mru­gnę­ła wy­mow­nie. Peł­ny pro­fe­sjo­na­lizm po­ko­jów­ki wy­wo­dzą­cej się z ro­dzi­ny słu­żą­cej tu od kil­ku po­ko­leń.

– Pro­szę za mną.

Po­pro­wa­dzi­ła go krót­kim ho­lem. Alt­sin dys­kret­nie roz­glą­dał się. Biel, róż, pa­ste­lo­wy błę­kit, jed­no lu­stro. Żad­nych zło­ceń, cięż­kich świecz­ni­ków, krysz­ta­ło­wych kan­de­la­brów. Ostat­nio z Im­pe­rium do­tar­ła moda na mi­ni­ma­lizm i dys­kre­cję. Chwal się bo­gac­twem, ale tak, żeby tyl­ko wta­jem­ni­cze­ni mo­gli je uj­rzeć. Więc lu­stro na ścia­nie wi­sia­ło tyl­ko jed­no, w pro­stej ra­mie, za to o roz­mia­rach ma­łe­go go­be­li­nu. Czte­ry sto­py wy­so­ko­ści, dzie­sięć dłu­go­ści, krysz­ta­ło­wa płasz­czy­zna bez naj­mniej­szej ska­zy. Mu­sia­ło kosz­to­wać tyle, ile rocz­ny do­chód ze spo­rej ga­le­ry.

Za­trzy­mał się przed nim na chwi­lę, spraw­dza­jąc prze­bra­nie. Je­dwab­na, błę­kit­na ko­szu­la, atła­so­wa ka­mi­zel­ka wy­szy­wa­na srebr­ną i zło­tą ni­cią, atła­so­wa pe­le­ry­na, pas na­bi­ja­ny sre­brem i cyr­ko­na­mi. Za­in­we­sto­wał w ten strój spo­ro oszczęd­no­ści, zwra­ca­jąc uwa­gę na każ­dy szcze­gół. Łącz­nie z tym, że na koł­nie­rzu i man­kie­tach nie wy­szy­to mo­no­gra­mu. To też był nowy styl, szlach­cic nie­no­szą­cy pu­blicz­nie mo­no­gra­mu oznaj­miał, że jest mie­czem do wy­na­ję­cia, szu­ka pro­tek­to­ra i ofia­ru­je swo­ją lo­jal­ność temu, kto le­piej za­pła­ci. Naj­wi­docz­niej nie kłó­ci­ło się to z po­wszech­nie gło­szo­ny­mi ha­sła­mi o du­mie i ho­no­rze.

Słu­żą­ca cze­ka­ła cier­pli­wie, aż skoń­czy się prze­glą­dać, po czym bez sło­wa, sze­lesz­cząc suk­nią, po­pro­wa­dzi­ła go do skrom­nie urzą­dzo­ne­go po­ko­iku. Gołe ścia­ny, nie­wiel­kie biur­ko z jed­nym tyl­ko fo­te­lem, mała szaf­ka za­wa­lo­na pa­pie­ra­mi, drzwi do są­sied­nie­go po­miesz­cze­nia i po­je­dyn­cze okno wy­cho­dzą­ce na ogród. Wszyst­ko, łącz­nie z me­bla­mi, w ko­lo­rach bie­li i różu. Alt­sin nie znał ak­tu­al­nej mody wy­star­cza­ją­co, żeby stwier­dzić, czy to obo­wią­zu­ją­ca we wszyst­kich do­mach ary­sto­kra­cji ko­lo­ry­sty­ka, czy też oso­bi­ste upodo­ba­nie ba­ro­no­wej. Po­dob­no lu­dzie lu­bią­cy ja­sne ko­lo­ry są ra­do­śni i szczę­śli­wi.

– Pro­szę cze­kać, pani za­raz przyj­dzie. – Słu­żą­ca dy­gnę­ła raz jesz­cze i zo­stał sam.

Pod­szedł do okna. Ogród wy­glą­dał wspa­nia­le, a co naj­waż­niej­sze, wy­so­kie krze­wy sku­tecz­nie za­sła­nia­ły naj­bliż­sze bu­dyn­ki. Ten po­ko­ik za­pew­niał spo­kój i nada­wał się ide­al­nie do za­ła­twia­nia in­te­re­sów, o któ­rych nikt nie po­wi­nien wie­dzieć.

– Wi­dok jest ład­niej­szy, gdy krze­wy kwit­ną – usły­szał zza ple­ców.

– Na ró­żo­wo?

– Oczy­wi­ście. Czy on ka­zał mnie do­dat­ko­wo ob­ra­żać? Sta­nie ty­łem do go­spo­dy­ni na­wet wśród pod­miej­skiej szlach­ty po­win­no ucho­dzić za nie­takt. Chy­ba że na pro­win­cji oby­cza­je cał­kiem już pod­upa­dły.

Od­wró­cił się i ukło­nił. Lek­ko, ale wyraźnie. Plan, któ­ry so­bie uło­żył – przed­sta­wić się jako przy­bysz z od­le­głej czę­ści księ­stwa, szu­ka­ją­cy za­gi­nio­ne­go krew­ne­go – mu­siał ulec zmia­nie. Ba­ro­no­wa wy­raź­nie po­my­li­ła go z kimś, kogo za­mie­rza­ła przy­jąć dys­kret­nie i... są­dząc po po­brzmie­wa­ją­cym w gło­sie gnie­wie, kogo uwa­ża­ła za wy­jąt­ko­wo nie­mi­łe­go go­ścia.

Była ni­ska, ra­czej pulch­na, ru­da­wa. Na spo­tka­nie za­ło­ży­ła zwy­kłą, pro­stą suk­nię, ozdo­bio­ną je­dy­nie de­li­kat­nym ha­ftem przy man­kie­tach i koł­nie­rzu. Suk­nia mia­ła, zgod­nie z naj­now­szą modą, spo­ry de­kolt, więc Alt­sin mógł od razu stwier­dzić, dla­cze­go San­wes na­zy­wał ją Bie­dron­ką. Pie­gi mia­ła wszę­dzie i nie ro­bi­ła nic, żeby je za­ma­sko­wać. Przez mgnie­nie oka za­sta­na­wiał się, czy to ja­kaś for­ma obe­lgi, byle jaki strój, brak ma­ki­ja­żu, wło­sy le­d­wo co spię­te. I oczy, w któ­rych ki­pia­ła po­gar­da i ab­so­lut­na, po­wstrzy­my­wa­na całą siłą woli wście­kłość. Gdy­by mo­gła, naj­pew­niej ka­za­ła­by go po pro­stu obić i wy­rzu­cić za drzwi.

– Ja­kie­kol­wiek oby­cza­je czło­wiek przy­nie­sie z pro­win­cji – za­czął, nie spusz­cza­jąc z niej wzro­ku – mu­szą ustą­pić tym na­ukom, któ­re po­bie­ra się w wiel­kim świe­cie.

Przez kil­ka ude­rzeń ser­ca pa­trzy­ła mu pro­sto w oczy.

– Tak – rzu­ci­ła ci­cho. – Oczy­wi­ście. Mieć pre­ten­sje do po­słań­ca, to jak ża­lić się na wiatr, że wie­je, albo deszcz, że pada.

Prze­chy­li­ła gło­wę na lewą stro­nę, wdzięcz­nym, dziew­czę­cym ru­chem od­gar­nę­ła wło­sy za ucho.

– Pra­wie mogę so­bie to wy­obra­zić: mło­dy, szla­chet­ny i głu­pi wy­ro­stek, wy­sła­ny do Pon­kee-Laa, bo w ro­dzin­nym ma­jąt­ku le­d­wo wy­star­cza na chleb. Trze­ci albo pią­ty syn, bez szans na odzie­dzi­cze­nie ka­wał­ka zie­mi, szu­ka­ją­cy zna­jo­mych albo krew­nych, któ­rzy po­le­cą go ko­muś z Wy­so­kie­go Mia­sta. I pró­bu­ją­cy trzy­mać się za­sad, po­stę­po­wać ho­no­ro­wo i uczci­wie. Gdy­by wciąż wła­dał tu Me­ekhan, pew­nie tra­fił­by do ar­mii albo zo­stał wy­so­kim urzęd­ni­kiem, ale te­raz te dro­gi są za­mknię­te. Więc trze­ba zna­leźć pro­tek­to­ra. Po­chy­lić kark, po­ca­ło­wać upier­ście­nio­ną dłoń ja­kie­goś nu­wo­ry­sza, co to ku­pił so­bie ty­tuł le­d­wo po­ko­le­nie temu, do­ra­bia­jąc się na han­dlu fo­czym sa­dłem czy in­nym pa­skudz­twem. Sta­ra szlach­ta par­szy­wie­je, a nowi wład­cy mia­sta mają mnó­stwo ucie­chy, wi­dząc sy­nów zna­ko­mi­tych ro­dów wy­cie­ra­ją­cych krze­sła w przed­sion­kach.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x