Robert Wegner - Niebo ze stali

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Tak jest, panie generale.

– Dobrze. – Czarny Kapitan niespodziewanie zrobił zafrasowaną minę. – Jeszcze jedno. Kilku moich zwiadowców nabawiło się zeszłej nocy dziwnej przypadłości. Mają swędzące plamy na brzuchach, piersiach, kolanach i dłoniach. Niektórzy też na twarzach. Czy w Szóstej były takie przypadki?

Kenneth wsunął mapy pod pachę, demonstracyjnie podrapał się po głowie.

– Nie słyszałem, ale jeden z moich dziesiętników ma doświadczenie w leczeniu. Bergh!

Podoficer przytruchtał szybko, zasalutował. Z beznamiętną miną wysłuchał opisu dolegliwości.

– Wygląda to jak podrażnienie po wilkomleczu, panie generale.

– Wilkomlecz rośnie dopiero późną wiosną i może podrażnić tylko wtedy, gdy puszcza sok, dziesiętniku. – Dowódca Górskiej Straży patrzył na Bergha z kamienną twarzą. – Mało prawdopodobne, by trafili na tę roślinę.

– Nic innego nie przychodzi mi do głowy, panie generale. Dwie, trzy wizyty w łaźni powinny pomóc. Albo w saunie, pot pomaga oczyścić skórę z trucizny. No i oczywiście powinni wyprać rzeczy, w których leżeli na ziemi, tak na wszelki wypadek.

– Rozumiem, przekażę im te sugestie, dziesiętniku. – Czarny pokiwał głową, nie spuszczając z Bergha oka. – Byli nieostrożni, prawda? Używali tych samych miejsc do obserwacji?

Żaden z nich nawet nie mrugnął. Generał czekał chwilę, po czym machnął ręką.

– W południe macie spotkanie ze starszyzną. Mogą wam się wydać dzikusami niepotrafiącymi budować normalnych domostw, ale większość z nich walczyła z koczownikami, gdy wy jeszcze sikaliście pod siebie. I Se-kohlandczycy nie wspominają tej wojny jako łatwego zwycięstwa. Niech pan o tym pamięta, poruczniku. Oni idą na wojnę ze znienawidzonym wrogiem, więc lepiej nie okazywać im lekceważenia. Dlaczego pan się uśmiecha?

Kenneth zaklął w myślach, ten stary skurczybyk zauważał każdy grymas.

– Ostatnią noc spędziłem na klepisku w szałasie, skąd najpierw musieliśmy uprzątnąć owcze bobki, panie generale. Nie będę okazywał lekceważenia ludziom, którzy mają normalne domy, zwłaszcza że jeżdżą one na kołach, i mogą je ze sobą wszędzie zabrać. Gdyby mnie pytano, powiedziałbym raczej, że to dość roztropne, a nie głupie. Ale mam jeszcze jedną prośbę.

– Słucham?

– Potrzebuję czterech patentów podoficerskich. Muszę mieć pełnowartościowe dziesiątki.

– Nowi czy starzy?

– Nowi, panie generale.

Czarny zmrużył oczy, skrzywił się.

– Na pewno ma to sens, tylko że oni – machnął ręką w stronę namiotów – przedwczoraj siedzieli w stajni, wczoraj rozwalili pół magazynu, a dzisiaj mieliby dostać awans? O tym gadaliby w całych górach. Proponuję więc czterech młodszych dziesiętników na czas potrzebny na wykonanie zadania. Po waszym powrocie rozważę przyznanie pełnych stopni na wniosek dowódcy kompanii. Brąz z czernią na razie powinny wystarczyć. Coś jeszcze?

Kenneth i tak zamierzał prosić właśnie o to, więc tylko zasalutował.

– To wszystko, panie generale.

– Aha. I pamiętaj, chłopcze. Trzy słowa.

– Rozumiem, panie generale.

Kawer Monel oddał honory, odwrócił się i pomaszerował w stronę lasu. Jego Pierwsza Kompania wyraźnie się rozluźniła, z oczu żołnierzy znikło napięcie, dłonie przestały nerwowo szukać zajęcia w pobliżu rękojeści broni.

– Oni naprawdę spodziewali się, że trzeba będzie użyć siły, panie poruczniku. – Velergorf wyrósł gdzieś z boku. – Czym sobie zasłużyliśmy na taką opinię?

– Nie mam pojęcia, Varhenn, najmniejszego. – Kenneth wzruszył ramionami. – Bergh, czy gdzieś w pobliżu jest miejsce, którego powinienem unikać? Na przykład takie z pogniecionymi na miazgę korzeniami wilkomlecza?

– Znaleźliśmy trochę takich korzeni, panie poruczniku. Wyglądało to tak, jakby ktoś je zmiażdżył i moczył w wodzie, żeby puściły sok. Ale już je zakopaliśmy, dla bezpieczeństwa.

– Dobra robota, dziesiętniku, bezpieczeństwo przede wszystkim. Varhenn, zrób zbiórkę nowych. Chcę zobaczyć, jak im idzie wyszywanie numerów kompanii.

Po chwili stał przed byłymi Stajennymi. Trzydziestu czterech ludzi, wszyscy w płaszczach z nowymi numerami wyszytymi na lewej piersi. Kenneth uznał, że kilku z nich powinno przejść przyspieszony kurs posługiwania się igłą i nicią.

– Mieliśmy wizytę generała, jak zapewne zauważyliście. Dostaliśmy nowe rozkazy i bynajmniej nie wracacie do stajni. Trzecia Dziesiątka z Ósmej wystąp!

Nikt nawet nie drgnął. Kenneth przymknął oczy i zgrzytnął zębami.

– Była Trzecia Dziesiątka z Ósmej wystąp!

Dziewięciu żołnierzy zrobiło dwa kroki do przodu.

– Dobrze. Od dziś jesteście Piątą Dziesiątką z Szóstej. Reszta ustawić się w trójszeregu.

Dwudziestu pięciu żołnierzy zakotłowało się, po chwili trzy szeregi stały jeden za drugim. Ośmiu, ośmiu i dziewięciu. Kenneth pokiwał głową.

– Szósta, Siódma i Ósma dziesiątka. Tak jak stoicie. – Porucznik przeszedł przed pierwszym szeregiem. – Ty.

Przed drugim.

– Ty.

I przed trzecim.

– I ty. Za mną.

Po chwili stał z boku, w towarzystwie trzech strażników.

– Imię i nazwisko – zwrócił się do pierwszego, chudego jak patyk draba w skórzanym hełmie i skórzanym pancerzu nabijanym żelaznymi płytkami.

– Cerwes Fenl, panie poruczniku.

Drugi miał twarz kogoś, kto był już weteranem, gdy koczownicy najechali Imperium. Nosił lekką kolczugę i – co od razu rzucało się w oczy – łuk. Podobna broń była rzadkością w Górskiej Straży, ale wyświecony skórzany ochraniacz sugerował, że żołnierz potrafił się nim posługiwać.

– Versen-hon-Lawons, panie poruczniku.

– Omne Wenk, panie poruczniku. – Ostatni nie czekał na zaproszenie. Miał zwykłą kolczugę, standardowy hełm i miecz. Gdyby dodać mu tarczę, można by go wziąć za regularnego piechura. Stojąc przed dowódcą, nerwowo przestępował z nogi na nogę i drapał się po jasnej brodzie. Kenneth przez chwilę zastanawiał się, czy źle nie wybrał.

– Od teraz jesteście młodszymi dziesiętnikami – zaczął wreszcie. – Tak jak staliście – w szóstej, siódmej i ósmej dziesiątce. Zanim wyjdziemy z obozu, chcę widzieć brąz z czernią na waszych lamówkach.

Versen-hon-Lawons podniósł rękę.

– Słucham, młodszy dziesiętniku?

– Dlaczego my?

– W waszych dokumentach nie było wprawdzie nic na temat degradacji, ale przy płaszczach macie świeżą biel. Więc albo wam trzem odpruły się lamówki, albo już kiedyś dowodziliście dziesiątkami.

Spojrzał łucznikowi w oczy, szare, ukryte pod siwymi brwiami i spokojne.

– Jeśli jednak nas zdegradowano, to czy warto ryzykować, panie poruczniku?

– Nie wiem. – Kenneth w ostatniej chwili powstrzymał się od lekceważącego wzruszenia ramionami. – Ale potrzebuję podoficerów. Nawet takich, którzy znów odbijają się od dna. Coś jeszcze?

Cholera, zaczynam gadać jak Czarny.

– Nie, panie poruczniku.

– Dobrze, zbierzcie dziesiątki i przygotujcie ludzi do wymarszu. Mamy jakieś dwie godziny na spakowanie się i lepiej, żeby nikt niczego nie zapomniał, bo coś mi mówi, że nieprędko tu wrócimy. Odmaszerować.

Patrzył przez chwilę, jak odchodzą, i ruszył w kierunku, gdzie wciąż wyprężona stała jego nowa piąta dziesiątka. Uśmiechnął się do nich zachęcająco.

– Spocznij!

Szereg rozluźnił się. Kenneth powiódł spojrzeniem po strażnikach, usiłując przypisać imiona, na które natknął się w dokumentach, do konkretnych twarzy. Z mizernym skutkiem. Za kilka dni będzie ich rozpoznawał, na razie jednak byli tylko szeregiem mężczyzn unikających jego wzroku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Niebo ze stali»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Północ-Południe
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Tamara Zwierzyńska-Matzke - Czasami wołam w niebo
Tamara Zwierzyńska-Matzke
Robert Sheckley - Beside Still Waters
Robert Sheckley
Robert Harris - El hijo de Stalin
Robert Harris
Anna Brzezińska - Wody głębokie jak niebo
Anna Brzezińska
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Отзывы о книге «Niebo ze stali»

Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x