Robert Wegner - Niebo ze stali
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niebo ze stali
- Автор:
- Издательство:satan
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Tak jest, panie generale.
– Dobrze. – Czarny Kapitan niespodziewanie zrobił zafrasowaną minę. – Jeszcze jedno. Kilku moich zwiadowców nabawiło się zeszłej nocy dziwnej przypadłości. Mają swędzące plamy na brzuchach, piersiach, kolanach i dłoniach. Niektórzy też na twarzach. Czy w Szóstej były takie przypadki?
Kenneth wsunął mapy pod pachę, demonstracyjnie podrapał się po głowie.
– Nie słyszałem, ale jeden z moich dziesiętników ma doświadczenie w leczeniu. Bergh!
Podoficer przytruchtał szybko, zasalutował. Z beznamiętną miną wysłuchał opisu dolegliwości.
– Wygląda to jak podrażnienie po wilkomleczu, panie generale.
– Wilkomlecz rośnie dopiero późną wiosną i może podrażnić tylko wtedy, gdy puszcza sok, dziesiętniku. – Dowódca Górskiej Straży patrzył na Bergha z kamienną twarzą. – Mało prawdopodobne, by trafili na tę roślinę.
– Nic innego nie przychodzi mi do głowy, panie generale. Dwie, trzy wizyty w łaźni powinny pomóc. Albo w saunie, pot pomaga oczyścić skórę z trucizny. No i oczywiście powinni wyprać rzeczy, w których leżeli na ziemi, tak na wszelki wypadek.
– Rozumiem, przekażę im te sugestie, dziesiętniku. – Czarny pokiwał głową, nie spuszczając z Bergha oka. – Byli nieostrożni, prawda? Używali tych samych miejsc do obserwacji?
Żaden z nich nawet nie mrugnął. Generał czekał chwilę, po czym machnął ręką.
– W południe macie spotkanie ze starszyzną. Mogą wam się wydać dzikusami niepotrafiącymi budować normalnych domostw, ale większość z nich walczyła z koczownikami, gdy wy jeszcze sikaliście pod siebie. I Se-kohlandczycy nie wspominają tej wojny jako łatwego zwycięstwa. Niech pan o tym pamięta, poruczniku. Oni idą na wojnę ze znienawidzonym wrogiem, więc lepiej nie okazywać im lekceważenia. Dlaczego pan się uśmiecha?
Kenneth zaklął w myślach, ten stary skurczybyk zauważał każdy grymas.
– Ostatnią noc spędziłem na klepisku w szałasie, skąd najpierw musieliśmy uprzątnąć owcze bobki, panie generale. Nie będę okazywał lekceważenia ludziom, którzy mają normalne domy, zwłaszcza że jeżdżą one na kołach, i mogą je ze sobą wszędzie zabrać. Gdyby mnie pytano, powiedziałbym raczej, że to dość roztropne, a nie głupie. Ale mam jeszcze jedną prośbę.
– Słucham?
– Potrzebuję czterech patentów podoficerskich. Muszę mieć pełnowartościowe dziesiątki.
– Nowi czy starzy?
– Nowi, panie generale.
Czarny zmrużył oczy, skrzywił się.
– Na pewno ma to sens, tylko że oni – machnął ręką w stronę namiotów – przedwczoraj siedzieli w stajni, wczoraj rozwalili pół magazynu, a dzisiaj mieliby dostać awans? O tym gadaliby w całych górach. Proponuję więc czterech młodszych dziesiętników na czas potrzebny na wykonanie zadania. Po waszym powrocie rozważę przyznanie pełnych stopni na wniosek dowódcy kompanii. Brąz z czernią na razie powinny wystarczyć. Coś jeszcze?
Kenneth i tak zamierzał prosić właśnie o to, więc tylko zasalutował.
– To wszystko, panie generale.
– Aha. I pamiętaj, chłopcze. Trzy słowa.
– Rozumiem, panie generale.
Kawer Monel oddał honory, odwrócił się i pomaszerował w stronę lasu. Jego Pierwsza Kompania wyraźnie się rozluźniła, z oczu żołnierzy znikło napięcie, dłonie przestały nerwowo szukać zajęcia w pobliżu rękojeści broni.
– Oni naprawdę spodziewali się, że trzeba będzie użyć siły, panie poruczniku. – Velergorf wyrósł gdzieś z boku. – Czym sobie zasłużyliśmy na taką opinię?
– Nie mam pojęcia, Varhenn, najmniejszego. – Kenneth wzruszył ramionami. – Bergh, czy gdzieś w pobliżu jest miejsce, którego powinienem unikać? Na przykład takie z pogniecionymi na miazgę korzeniami wilkomlecza?
– Znaleźliśmy trochę takich korzeni, panie poruczniku. Wyglądało to tak, jakby ktoś je zmiażdżył i moczył w wodzie, żeby puściły sok. Ale już je zakopaliśmy, dla bezpieczeństwa.
– Dobra robota, dziesiętniku, bezpieczeństwo przede wszystkim. Varhenn, zrób zbiórkę nowych. Chcę zobaczyć, jak im idzie wyszywanie numerów kompanii.
Po chwili stał przed byłymi Stajennymi. Trzydziestu czterech ludzi, wszyscy w płaszczach z nowymi numerami wyszytymi na lewej piersi. Kenneth uznał, że kilku z nich powinno przejść przyspieszony kurs posługiwania się igłą i nicią.
– Mieliśmy wizytę generała, jak zapewne zauważyliście. Dostaliśmy nowe rozkazy i bynajmniej nie wracacie do stajni. Trzecia Dziesiątka z Ósmej wystąp!
Nikt nawet nie drgnął. Kenneth przymknął oczy i zgrzytnął zębami.
– Była Trzecia Dziesiątka z Ósmej wystąp!
Dziewięciu żołnierzy zrobiło dwa kroki do przodu.
– Dobrze. Od dziś jesteście Piątą Dziesiątką z Szóstej. Reszta ustawić się w trójszeregu.
Dwudziestu pięciu żołnierzy zakotłowało się, po chwili trzy szeregi stały jeden za drugim. Ośmiu, ośmiu i dziewięciu. Kenneth pokiwał głową.
– Szósta, Siódma i Ósma dziesiątka. Tak jak stoicie. – Porucznik przeszedł przed pierwszym szeregiem. – Ty.
Przed drugim.
– Ty.
I przed trzecim.
– I ty. Za mną.
Po chwili stał z boku, w towarzystwie trzech strażników.
– Imię i nazwisko – zwrócił się do pierwszego, chudego jak patyk draba w skórzanym hełmie i skórzanym pancerzu nabijanym żelaznymi płytkami.
– Cerwes Fenl, panie poruczniku.
Drugi miał twarz kogoś, kto był już weteranem, gdy koczownicy najechali Imperium. Nosił lekką kolczugę i – co od razu rzucało się w oczy – łuk. Podobna broń była rzadkością w Górskiej Straży, ale wyświecony skórzany ochraniacz sugerował, że żołnierz potrafił się nim posługiwać.
– Versen-hon-Lawons, panie poruczniku.
– Omne Wenk, panie poruczniku. – Ostatni nie czekał na zaproszenie. Miał zwykłą kolczugę, standardowy hełm i miecz. Gdyby dodać mu tarczę, można by go wziąć za regularnego piechura. Stojąc przed dowódcą, nerwowo przestępował z nogi na nogę i drapał się po jasnej brodzie. Kenneth przez chwilę zastanawiał się, czy źle nie wybrał.
– Od teraz jesteście młodszymi dziesiętnikami – zaczął wreszcie. – Tak jak staliście – w szóstej, siódmej i ósmej dziesiątce. Zanim wyjdziemy z obozu, chcę widzieć brąz z czernią na waszych lamówkach.
Versen-hon-Lawons podniósł rękę.
– Słucham, młodszy dziesiętniku?
– Dlaczego my?
– W waszych dokumentach nie było wprawdzie nic na temat degradacji, ale przy płaszczach macie świeżą biel. Więc albo wam trzem odpruły się lamówki, albo już kiedyś dowodziliście dziesiątkami.
Spojrzał łucznikowi w oczy, szare, ukryte pod siwymi brwiami i spokojne.
– Jeśli jednak nas zdegradowano, to czy warto ryzykować, panie poruczniku?
– Nie wiem. – Kenneth w ostatniej chwili powstrzymał się od lekceważącego wzruszenia ramionami. – Ale potrzebuję podoficerów. Nawet takich, którzy znów odbijają się od dna. Coś jeszcze?
Cholera, zaczynam gadać jak Czarny.
– Nie, panie poruczniku.
– Dobrze, zbierzcie dziesiątki i przygotujcie ludzi do wymarszu. Mamy jakieś dwie godziny na spakowanie się i lepiej, żeby nikt niczego nie zapomniał, bo coś mi mówi, że nieprędko tu wrócimy. Odmaszerować.
Patrzył przez chwilę, jak odchodzą, i ruszył w kierunku, gdzie wciąż wyprężona stała jego nowa piąta dziesiątka. Uśmiechnął się do nich zachęcająco.
– Spocznij!
Szereg rozluźnił się. Kenneth powiódł spojrzeniem po strażnikach, usiłując przypisać imiona, na które natknął się w dokumentach, do konkretnych twarzy. Z mizernym skutkiem. Za kilka dni będzie ich rozpoznawał, na razie jednak byli tylko szeregiem mężczyzn unikających jego wzroku.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niebo ze stali»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.