Robert Wegner - Niebo ze stali

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Teraz pled leżał obok niej, a ona wpatrywała się w korony drzew i słuchała lasu. To, co chciała zrobić, było głupie, zrozumiała to już po pierwszej godzinie. Las jest wszędzie taki sam, nieskończona liczba drzew porastająca zbocze góry. Poprzednim razem uciekała z obozu niemal na oślep, byle dalej od siostry, dławiąc się własnym gniewem, a wracała z głową wypełnioną pustką, wciąż czując na plecach oddech tego bandyty. A teraz nie potrafiła znaleźć miejsca, w którym je napadnięto. Nie wiedziała nawet, czy znajduje się we właściwej okolicy. Jeszcze chwilę, a będzie musiała wracać, zanim ojciec wyśle połowę obozu na poszukiwania. Co prawda ostatnio od świtu do nocy kręcił się przy wozach bojowych, bez przerwy coś poprawiając i uzgadniając z woźnicami, więc istniała szansa, że nie zauważył jeszcze zniknięcia najmłodszej córki, ale lepiej nie kusić losu. Zresztą Ana’we i Nee’wa też nie zwracały na nią uwagi, a o braciach to już lepiej nie wspominać. Der’eko, Fen’doryn i Gen’doryn dniami i nocami ćwiczyli jazdę na rydwanach, Eso’bar i Mer’danar spinanie i rozpinanie wozów bojowych oraz obronę obozu, Ruk’hert i Det’mon stawianie muru z tarcz i odpieranie ataków konnicy. Spali poza rodowymi wozami, jedli nie wiadomo co i pojawiali się z rzadka, i żaden nawet się nie uśmiechnął na jej widok. Wojownicy, niech ich kulawy koń ugryzie!

Czasem miała wrażenie, że gdyby nagle znikła, nikt by tego nie zauważył.

Przez to całe łażenie po lesie i szukanie kłopotów zrobiła się głodna. Oderwała kęs placka, przegryzła kawałkiem boczku i od razu zrobiło jej się głupio. To tak próbuje spłacić dług? Robiąc sobie wycieczkę i unikając pracy? Uniosła głowę i rozejrzała się po okolicy – drzewa, paprocie, jakieś badyle, zwalony, Biała Klacz wie kiedy, pień. Tutaj zostawi pled i jedzenie. Jeśli jedyny pożytek z tego podarunku będą miały okoliczne zwierzęta, trudno, las to nie jej dom. Nie potrafi znaleźć nawet miejsca, które odwiedziła wczoraj, nie mówiąc już o pojedynczym człowieku. Przynajmniej spróbowała.

Wstała, położyła pled i zawiniątko z jedzeniem na pniu, chwilę zastanawiała się, czy nie krzyknąć, żeby dać znać, co zrobiła. Jednak wtedy poinformowałaby o tym nie tylko nieznajomego, prawda? Źli ludzie też mogli ją usłyszeć.

Ruszyła w dół, mając nadzieję, że wyjdzie w pobliżu własnego obozu i że nikt jej nie zauważy.

Rozdział 4

Wydał rozkaz, by Velergorf obudził go, gdy słońce zacznie różowić niebo, ale kierowany jakimś szóstym zmysłem otworzył oczy sam, zanim ten się zjawił. Zresztą wytatuowanemu dziesiętnikowi zdarzyło się już raz czy dwa uznać, że słońce wystarczająco różowi niebo dopiero wtedy, gdy stoi im nad głową, więc Kenneth wolał zdać się na instynkt.

Początek nocy był normalny, rozbijanie namiotów dla nowych, rozstawianie wart. Szósta niemal podwoiła liczebność, pozwolił więc sobie na małą modyfikację – dwie linie wartowników, jedna głośna, chodząca wokół obozu i okrzykująca się w ciemności, druga przyczajona. Jeśli Czarny miał obiekcje co do sposobu, w jaki kompania pilnowała okolicy, to teraz powinien być zadowolony. Jeżeli jego zwiadowcy zdążą się wszystkiemu przyjrzeć po tym, co wymyślił dla nich Bergh.

Kenneth wziął pierwszą wartę, tę cichą, po czym położył się spać. Kawer Monel miał w jednym rację – porucznik był przemęczony, a najbliższe dni zapowiadały się wyczerpująco.

Przebudzony, chwilę wsłuchiwał się w odgłosy wewnątrz szałasu. Spał ze swoją dziesiątką, większość stanowili żołnierze, z którymi służył jeszcze, kiedy był podoficerem. Wszyscy oddychali spokojnie, głęboko. Kiedyś, tuż po tym, jak dostał awans, ale jeszcze nie objął Szóstej Kompanii, jego były porucznik podzielił się z nim życiową mądrością. Jeśli żołnierze śpią jak kamień, to albo są śmiertelnie zmęczeni, albo ufają swojemu dowódcy. Te spokojne oddechy przed świtem powinny dobrze o nim świadczyć.

Wstał i wyszedł na zewnątrz, a żaden z jego ludzi nawet nie otworzył oka. Chyba jednak Bergh po prostu dał im wczoraj porządnie w kość, Kenneth uśmiechnął się pod nosem, wciągając pełną piersią lodowate powietrze. Było zimno, o tej porze roku zdarzało się jeszcze, że młoda trawa skrzyła się nad ranem szronem, a obłoki pary z ust zdradzały pozycje wartowników. Ci, na przyczajonych pozycjach, oddychali przez zwoje materiału założone na twarze, za to pozostałych sześciu zlokalizował w kilka chwil. Pozdrowili go uniesieniem ręki i dalej maszerowali wokół obozu, przytupując i wymachując ramionami. Z sąsiedniego szałasu wyszedł Velergorf, skinął głową i spokojnie odszedł w stronę linii wart.

Kenneth sam wprowadził zakaz salutowania w czasie, gdy kompania spodziewa się ataku. To zwiększało jego szanse na przeżycie, zwłaszcza gdy nie nosił płaszcza. Podszedł do stojącego przy drzwiach cebrzyka, przebił palcem cienką jak włos taflę lodu, zacisnął zęby i szybko obmył twarz i szyję. Lodowate krople ściekające wzdłuż pleców przegnały resztki senności. Nie wycierając się, zaczekał na Velergorfa.

– Słońce jeszcze nie różowi nieba, panie poruczniku.

– Jak dla mnie – stoi niemal w zenicie, Varhenn. Co z nowymi?

– Nie rozumiem.

– Widzę tylko starych, Patyka, Malawe, Serha...

– Stali, panie poruczniku, ale tak się złożyło, że warta przed świtem przypadła naszym. Ale dwóch ukrytych to nowi.

– Kto?

– Ten Nur i jeszcze jeden, Myiwe Dyrt się nazywa.

Kenneth zmrużył oczy.

– Fenlo Nur, słyszałeś coś o nim?

– Nie, panie poruczniku, ale wiem, dlaczego pan pyta. Kandydat do brązu.

– Być może. Trzyma Ósmą w kupie i jeśli ktoś zna prawdę o tym, gdzie się podział ich dowódca, to tylko on. Ale nie będę tego drążył. Muszę jednak podzielić ich na dziesiątki i wyznaczyć podoficerów, i to szybko, bo nie da się sprawnie dowodzić taką kupą.

– Może któryś z naszych ich przejmie? Kilku chłopakom należałby się awans.

Oficer uniósł wymownie brwi.

– A to mi akurat nie przyszło do głowy – stwierdził z przekąsem. – To kogo oddasz z własnej dziesiątki? Zdaje się, że Azger jest twoim zastępcą, co? Pozbędziesz się go? Każdy chce mieć dobrego tropiciela w oddziale, prawda? – Po chwili milczenia westchnął przeciągle. – Nie, Varhenn, oni już są krnąbrni. Jeśli wyznaczę im dziesiętników spoza własnego grona, to tak, jakbym im powiedział, że im nie ufam i nie są nic warci. Pójdziesz wtedy z nimi na patrol?

Uśmiechnął się, widząc minę dziesiętnika.

– Zrób pobudkę i szykuj się na wizytę u Czarnego. Chcę, żebyś poszedł ze mną.

– Jeszcze nas nie wezwał.

Kenneth machnął ręką w stronę twierdzy.

– Zakład, że gdy tylko otworzą bramy, wypadnie z nich posłaniec?

– Dziękuję, panie poruczniku, wczoraj przegrałem do Bergha większość miesięcznego żołdu.

Oficer spojrzał na niego, mrużąc oczy.

– A o co się założyliście?

– Że nie uda się panu pobrać wyposażenia, zanim zamkną magazyn.

– Czyli że nie ośmielę się zadrzeć z Kwatermistrzostwem? Przykro mi, dziesiętniku. – Kenneth poklepał się po zarośniętym policzku. – Ten kolor zobowiązuje.

Velergorf uśmiechnął się kwaśno i pomaszerował do pozostałych szałasów. Kenneth otworzył drzwi do swojego, podparł je drewnianym klinem.

– Pobudka!

* * *

Posłaniec przybył dwie godziny po wschodzie słońca, choć nie taki, jakiego się spodziewali.

Z lasu zaczęli wyłaniać się strażnicy, wszyscy w płaszczach, z psim łbem przekreślonym czarnym krzyżem. Nie zaskoczyli ich, bo najwyraźniej nie mieli takiego zamiaru, hałasując po drodze jak stado pędzonych krów. Kenneth rzucił tylko okiem na dwie czarne jedynki, Pierwsza Kompania Pierwszego Pułku, przyboczny oddział dowódcy Regimentu Wschodniego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Niebo ze stali»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Północ-Południe
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Tamara Zwierzyńska-Matzke - Czasami wołam w niebo
Tamara Zwierzyńska-Matzke
Robert Sheckley - Beside Still Waters
Robert Sheckley
Robert Harris - El hijo de Stalin
Robert Harris
Anna Brzezińska - Wody głębokie jak niebo
Anna Brzezińska
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Отзывы о книге «Niebo ze stali»

Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x