Robert Wegner - Niebo ze stali

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jest Nee’wa, wrzeszcząca dziko i ściągająca lejce.

Są ludzie, zeskakujący z rydwanów i pośrodku chaosu bitwy tworzący pancerny czworobok. Są kusze szyjące z bliska, tarcze wyrastające murem tam, gdzie jeszcze przed chwilą otwierało się wolne przejście.

Rydwany ruszają do walki, dając czas piechocie na ustawienie się i połączenie tarcz łańcuchami.

Jest zamieszanie i bolesna jak świeża rana świadomość, że to za mało.

Jest widok z drugiego końca bitwy i haki zarzucane na burty. Mimo strat koczownicy zawracają konie i rozrywają linię wozów.

Jest pancerny klin zmierzający ku tej wyrwie i Ana’we strzelająca raz za razem w stronę jeźdźców.

Jest linia pawęży obalona na ziemię, tym razem naprawdę, i setki konnych uciekających na zewnątrz.

Jest dźwięk koczowniczych piszczałek i srebrna fala jeźdźców odskakująca od Verdanno.

Jest widok stosów trupów ludzkich i końskich, wypełniających wnętrze chronionej wozami formacji.

Jest prośba.

Obojętna odmowa.

Nie.

Musisz patrzeć.

* * *

– Następnego ataku nie przetrzymają.

Velergorf mówił spokojnie, obojętnym tonem. Tylko dłoń oparta na trzonku topora drżała wyraźnie.

– Chciałbyś tam być?

– Jestem tu, panie poruczniku, i tylko to się liczy. Nie będę się zastanawiał jak byle dureń, co by było gdyby.

– Ja też bym chciał. Chłopcy wiedzą, co robić?

– Tak.

Tak.

Gdyby wszystko poszło źle, nie dać się wziąć żywcem. Proste.

Kailean i Daghena stały nieco z boku i patrzyły na pole bitwy. Twarze miały kamienne, ale Kenneth nie dał się nabrać.

– Nie dotrzecie do nich. Ale jest jeszcze szansa, że walka nas nie minie.

Kailean spojrzała na niego i zdumiał się, widząc, że oczy ma pełne łez.

– Ty nie rozumiesz, poruczniku. – Uśmiech dziewczyny przypomina pękającą ranę. – Zapytaj jego, o czym śpiewają duchy.

Fenlo Nur oparł się o najbliższy wóz i wyglądał, jakby miał zwymiotować.

– Jadą – wystękał.

Do obozu koczowników galopem zbliżało się trzech jeźdźców pod sztandarem z czarnym ptakiem.

* * *

Verdanno szli naprzód. Olbrzymi ruchomy tabor podniósł się z ziemi i zostawiając za sobą tysiące trupów, parł przed siebie. W jego stronę.

Yawenyr siedział spokojnie w siodle, a każdy, kto spojrzałby na niego z boku, zobaczyłby tylko lekkie skrzywienie warg i dziki błysk w oku. Prawdziwy Ojciec Wojny, stalową wolą miażdżący wrogów Wolnych Plemion.

Musiał zacisnąć dłonie na łęku siodła, by ukryć ich drżenie. Gdzie ona jest? Gdzie jest?! Uświadomił sobie, że opuściła go na tak długo po raz pierwszy od co najmniej kilku lat. Czuł, jak słabnie, jak umysł zasnuwa mu mgła, początkowe podniecenie bitwą zmieniło się w rodzaj podszytego lękiem zdumienia. Dlaczego oni wciąż idą? Każda inna armia na świecie próbowałaby się wycofać w głąb okopanego obozu. Każda inna armia, która doświadczyła na własnej skórze potęgi Jeźdźców Burzy, drżałaby na sam dźwięk kopyt łomoczących o ziemię. Oni nie. Szli naprzód, z prawej strony osłaniani przez mniejszy czworobok piechoty, z lewej przez rydwany, które właśnie zmieniły pozycję.

Skrzywił się i splunął na ziemię, przyciągając kilka zgorszonych spojrzeń. Niedobrze jest kalać śliną grunt, w który wsiąka krew bohaterów. Ich duchy mogą się poczuć obrażone.

Nieważne. Wysłał już rozkazy do Sahrendey, niech Amanewe udowodni, jak bardzo jego ludzie gardzą wozackim ścierwem. Tamten rozkaz, sprzed lat, był dobry, potem wystarczyło kilka słów, by jego wrogowie nigdy nie stanęli razem do walki. A teraz nadszedł czas kończyć tę zabawę.

Wskazał dłonią, Skrzydła Jeźdźców Burzy z pierwszej i drugiej linii ruszyły naprzód. Zmiażdżą piechotę na prawym skrzydle Wozaków, wbiją się klinem w ich centrum i rozerwą linię wojska. Nic nie powstrzyma ośmiu tysięcy pancernych jeźdźców.

Z drugiej strony – tam, gdzie teraz jadą rydwany – uderzą Sahrendey. Niech ich Wilki pokażą czy zasłużyli na swoją sławę.

Tył zostawił nieatakowany. Niech wróg ma gdzie uciekać... Nie ma piękniejszego widoku niż lekka jazda w pościgu.

* * *

Jest płacz i bezgłośna prośba.

Jest stalowy pazur, nieruchomo spoczywający na wysokości serca.

Jest wahanie brata, jego oczy naprawdę wydają się świecić w ciemnościach.

Jest obóz Sahrendey.

Jest mężczyzna pod czerwonym buńczukiem, który mówi coś do Amureha Womreysa, po czym obejmuje go i poklepuje po plecach.

Jest obraz kilkunastu tysięcy lekkozbrojnych konnych zawracających i znikających między namiotami.

Jest obraz ciężkich koni wyrównujących szyk, sześć, siedem tysięcy Wilków stających w karnych oddziałach. Jest myśl – oto my, gdybyśmy jeździli w siodłach.

Jest trzech posłańców, nad nimi chorągiew z czarnym ptakiem, jest pokrzykiwanie i są rzucane szybkim głosem rozkazy.

Jest skinięcie głową wodza Wilków, który z pętli przy siodle wyjmuje topór. Jest wzrok błądzący po szeregach i ogień w oczach, które jeszcze przed chwilą wypełniały łzy i szaleństwo.

Jest cios, zadany z góry, wzmocniony całym ciężarem ciała, i hełm pękający jak arbuz.

Jest ruch.

Wilki jadą do bitwy.

* * *

Kenneth – chociaż, do cholery, nic z tego nie rozumie – szczerzy się do Velergorfa, gdy posłańcy Yawenyra giną, a jazda rusza. A dziewczyny śmieją się i krzyczą. Tulą się i płaczą. Jak to dziewczyny.

* * *

Niewolnica pojawia się przy nim w chwili, gdy Jeźdźcy Burzy uderzają na Wozaków.

– Musimy uciekać, panie.

Uciekać? Teraz? Gdy zwycięstwo ma już w ręku? Gdy wozaccy pawężnicy położyli się pokotem, a piechota przyjęła na piersi setki lanc? Gdy Sahrendey ruszyli do ataku?

Uderza ją w twarz. Lekko, żeby nie rozciąć skóry, ale żeby przypomnieć, gdzie jest jej miejsce.

* * *

Jest obraz – pancerny klin wgryza się w żywe ciało wozackiej armii.

Jest obraz – czworobok piechoty otoczony szczelnie, chwiejący się i ginący pod setką ciosów.

Jest obraz – dowódca Skrzydła Błyskawic rozpędzający się do ataku obraca głowę w prawo i wytrzeszcza oczy.

Jest obraz.

Tysiąc, może więcej jeźdźców na wielkich jak góry wierzchowcach w pełnym cwale wpada na rozciągnięty oddział Błyskawic i tratuje go, przewraca konie, kłuje i rąbie, bez litości. W kilka chwil doborowe Skrzydło zamienia się w rozproszoną gromadę wojowników walczących o życie.

Nie mają szans.

Jest obraz – na wdzierających między piechotę koczowników spada atak od tyłu, i nagle wszystko się zmienia. Tarcze, hełmy, ciała, miecze, topory, szable, noże, wszystko miesza się ze sobą, tworząc jeden wielki, zabójczy wir, młyn mielący na strzępy schwytanych w pułapkę Se-kohlandczyków. Jest ściąganie z siodeł, podrzynanie gardeł, palce wbijane w oczy, jest szał i gniew.

Jest obraz – starzec na wzgórzu. Ma otwarte oczy i roztrzęsione dłonie.

Jest obraz – duży oddział Wilków szarżuje w jego stronę, wpada na Skrzydło Błyskawic, rozbija je, pędzi przed sobą i wpada na jego straż przyboczną.

Jest rzeź.

Ostatnie Skrzydła Jeźdźców Burzy stoją, nie wiedząc, co robić.

Lekka jazda idzie w rozsypkę i ucieka.

Jest obraz – między namioty koczowników Kyh Danu Kredo wpadają konni łucznicy. Pochodnie obdarowują tkaniny i drewno pocałunkami ognia, łuki napinają się raz po raz, opróżniając kołczany wprost w plecy uciekających kobiet i starców. Szable tną ręce osłaniające w daremnych gestach głowy, włócznie kłują plecy. Mężczyzna pod czerwonym buńczukiem uśmiecha się, zadowolony.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Niebo ze stali»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Wegner - Północ-Południe
Robert Wegner
Robert Wegner - Wschód - Zachód
Robert Wegner
Tamara Zwierzyńska-Matzke - Czasami wołam w niebo
Tamara Zwierzyńska-Matzke
Robert Sheckley - Beside Still Waters
Robert Sheckley
Robert Harris - El hijo de Stalin
Robert Harris
Anna Brzezińska - Wody głębokie jak niebo
Anna Brzezińska
Robert Wagner - Die Grump-Affäre
Robert Wagner
Olaf Wegner - Eleonora
Olaf Wegner
Jennifer Wegner - SOKO Mord-Netz
Jennifer Wegner
Отзывы о книге «Niebo ze stali»

Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x