Robert Wegner - Niebo ze stali
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niebo ze stali
- Автор:
- Издательство:satan
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Pojedziecie?
Jest spojrzenie w oczy siostry i zdumienie, że tak można się zmienić w ciągu kilku tylko dni.
– Gdzie rydwany?
Jest ruch wokół, ale ludzie nie wracają na swoje miejsca, tylko wychodzą przed Martwy Kwiat. Coraz więcej i więcej, płatki pustoszeją i wydaje się, że ta ludzka rzeka nigdy się nie skończy. Jest wiedza, że wieść o starej kobiecie idącej z nożem pomścić syna rozeszła się już po obozie i ludzie ruszyli jej śladem. Jest wiedza, że nikt i nic ich teraz nie powstrzyma.
– Podziw, mówisz...
Jest zdziwienie, że ojciec może mieć taki głos. Czarny, czarny głos.
Jest dotknięcie i zdejmowanie jej z konia. Jest przytulenie do szerokiej piersi.
– Położę ją w bezpiecznym miejscu, a potem pokażemy ci, dziecko, co znaczy nasz podziw. Powiesz mi, jak nazwali cię rodzice?
– Sae’wa Maweronh.
– Znałem twoją matkę. Masz jej oczy. Czy zaczekasz tu na mnie, bym mógł z tobą pojechać do waszego obozu?
– Tak.
A potem ojciec odnosi ją na rękach.
Obok nich jest on, na którego prawie nikt nie zwraca uwagi, jej brat, opiekun, strzecha ciemnych włosów i chude ramiona. Jest wóz mieszkalny i wąskie łóżko. Jest dotknięcie twarzy.
Uśmiech, jak skrzywienie warg po wyrwaniu zęba.
Szept.
– Przepraszam, córeczko.
Jest rozbawienie, że dziś wszyscy dorośli chcą ją przepraszać.
– Będziesz tu bezpieczna, dopóki nie zakończymy... tego. Zostawię ci lampkę.
Jest trzaśnięcie drzwiami i małe światełko rozjaśniające mrok wozu.
Są duchy.
Rozdział 11
W obozie koczowników panowało zamieszanie. Kenneth miał wrażenie, że jego żołnierze są jedynymi ludźmi, którzy nie biegają w koło, nie krzyczą, nie modlą się i nie przeklinają. Stali na skraju potężnego miasta namiotów, grupka zmęczonych żołnierzy i psów, wysepka spokoju w morzu chaosu. Najwyraźniej ta dziwna kobieta, która zabrała ranną dziewczynkę, miała sporą władzę, bo kilka jej słów wystarczyło, by nikt nie próbował naszpikować ich strzałami.
Przed nimi rozciągało się pole bitwy. Zryta kopytami ziemia, kręgi po spalonych wozach, olbrzymi obóz na wzniesieniu.
Wozacy.
Porucznik przestał się już czemukolwiek dziwić.
Spojrzał na Kailean. Mogli już ją puścić, choć nadal nie dostała broni. Daghena stała obok z miną sugerującą, że nie jest jeszcze do końca pewna, kogo trzeba lać, ale lepiej nie wchodzić jej w drogę. Ich jasnowłosa towarzyszka wyglądała jak trup.
Szósta Kompania trzymała się trochę lepiej. To byli wessyrscy górale, których trudno złamać i którzy służąc w Górskiej Straży, widzieli już na oczy naprawdę różne rzeczy.
Znaleźliśmy się w miejscu, gdzie słońce nigdy nie wschodzi ani nie zachodzi? Trudno, to był po prostu bardzo długi dzień.
Widzieliśmy rzeczy, które zwykłych ludzi wpędziły w obłęd? Bez przesady. Zobaczyłbyś, co potrafią zrobić aherscy szamani, kiedy się wkurzą.
Wyszliśmy stamtąd wprost na pole bitwy między Wozakami a Se-kohlandczykami, bogowie wiedzą jak daleko od gór?
No to co? Jeszcze mamy broń w ręku, prawda?
Jeśli bogowie kiedykolwiek będą szukać czegoś twardszego niż diament, niech użyją wessyrskiego ducha.
Tylko Fenlo Nur miał taką minę, jakby nie wiedział, czy spróbować uciekać, czy udawać, że nic się nie stało. Postanowił na razie go zostawić. Dziesiętnik będzie musiał sam sobie poradzić z tym, co zrobili, oraz podjąć decyzję, czy zostaje z kompanią. Gdyby znikł, wpisanie go na listę strat będzie drobnostką.
Rozejrzał się. To nie był zwykły chaos. W miarę jak się przyglądał, z bezwładnego ruchu w obozie wyłaniał się pewien porządek. Z głębokich szeregów jazdy, stojących przodem do pola bitwy, wypadali koczownicy, czasem pojedynczo, częściej w całych grupach, i znikali między namiotami. Widział, jak wchodzą do środka i po chwili wychodzą. Już inni, odmienieni, z twarzami bladymi jak płótno, pokrytymi potem, niektórzy z dłońmi trzymającymi broń tak, jakby nie wiedzieli, co z nią zrobić. Podchodzili chwiejnie do swoich koni i zajmowali miejsce w szyku. W pewnej chwili przed frontem przejechał oddział kawalerii pod barwionym na czerwono buńczukiem. Jego dowódca wrzeszczał coś i wymachiwał rękami, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
– Coś się tam dzieje, panie poruczniku. – Velergorf wskazał obóz Verdanno.
Rzeczywiście, działo się. Spomiędzy wozów wyłaniała się armia, jeśli można to tak nazwać, bo na pierwszy rzut oka Wozacy wyglądali jak zwykła tłuszcza, przemieszana bez ładu i składu. Szli linią szeroką na jakieś ćwierć mili, coraz głębszą i głębszą, w miarę jak kolejne grupy opuszczały swoje pozycje. Nie, Kenneth musiał oddać im sprawiedliwość, jednak był w tym jakiś ład, z zewnętrznych linii obrony wyciągano wozy i ustawiano je na flankach, tym razem najwyraźniej ludzie mieli je pchać, przód obrósł murem tarcz, najwyraźniej ktoś tam jednak dowodził.
Ale to i tak było głupie. Rezygnować z obrony za wieloma barykadami i wychodzić w pole przeciw jeździe?
Na spotkanie Wozaków stawała armia konna. Prawdziwa armia, podzielona na wyraźne oddziały, w kilku głębokich liniach, z centrum błyszczącym stalą i bokami chronionymi przez masę szaroburej lekkiej jazdy.
– Błyskawice. – Starszy dziesiętnik prawie wypluł to słowo.
Tak. Wozacy wychodzili przeciw jeździe w tym, do cholery, przeciwko co najmniej dziesięciu tysiącom Jeźdźców Burzy. Czy oni całkiem oszaleli?
* * *
Siedzący w siodle starzec uśmiechnął się szeroko.
To było to! Tego właśnie szukał w czasie bitwy. Jeszcze godzinę temu spodziewał się, że czeka go mozolne zdobywanie jednej linii wozów za drugą, krwawe szturmy, czary wstrząsające niebem, a wszystko równie ekscytujące, jak próba zapłodnienia brzydkiej i niekochanej żony. Zamykasz oczy i robisz swoje, bo tak trzeba. Nie było w tym piękna ani lekkości, tylko ciężka robota, jak rozwalanie kamiennego muru dwudziestofuntowym młotem. Ale teraz? Te wozackie kundle opuszczały swój obóz i, na Pana Burz, szykowały się do ataku!
Gdzieś z boku ich olbrzymiej formacji turkotały rydwany – nic więcej niż kielich wina na zakończenie wspaniałej uczty. Na to czekał: coś, co złamie rutynę przewidywalnych poczynań na polu bitwy, co zamieni ją w szybki, pełen finezji pojedynek, jak taniec dwóch uzbrojonych w szable wojowników w Kręgu Młodych. Yawenyr czuł się prawie jak sześćdziesiąt lat temu, gdy na czele tysiąca jeźdźców stawiał czoła trzy-, czterokrotnie liczniejszym oddziałom. Już szukał wzrokiem słabych punktów w formacji wroga, szerokiej na ćwierć mili i przez to podatnej na frontalny atak. Boki chroniły wozy toczone przez ludzi, ale jeśli zdołają zarzucić na nie liny i wyrwać je z szyku, wnętrze wrogiej armii otworzy się na szarże Jeźdźców Burzy jak rozbity ul na atak głodnych szerszeni. Rydwany na prawym skrzydle zostaną zatrzymane przez konnych łuczników, którzy właśnie szykowali się do walki. Wojownicy Danu Kreda będą mogli zdobyć jeszcze więcej sławy.
Sahrendey stali do tej pory spokojnie, Verdanno kierowali się wyraźnie na wojska Yawenyra. Dobrze. Wysłał już gońców do Amanewe, by gdy tylko pojawi się luka między wrogą armią a opustoszałym obozem, wjechał w nią i zaatakował Wozaków od tyłu.
A dowódcy Verdanno za ten pokaz głupiej odwagi da, czego chce. Oceniał jego siły na dwadzieścia, może dwadzieścia dwa tysiące ludzi, z czego zapewne połowę stanowiły kobiety. To będzie krótka bitwa, wspaniałe preludium do zwycięskiej wojny. Skrzydła Jeźdźców Burzy stały już gotowe na przedpolu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niebo ze stali»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.