Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2011, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Uwiklanie
- Автор:
- Жанр:
- Год:2011
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Uwiklanie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Uwiklanie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Uwiklanie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Uwiklanie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
To wszystko, co mam do zeznania w tej sprawie, pomyślał. Nie licząc licealnych i wczesnostudenckich przygód. I dwóch krótkich romansów z czasów wczesnomałżeńskich, o których starał się nie pamiętać. I jednej nieskonsumowanej, niestety, znajomości z panią prokurator z Piaseczna. Do tej pory pocieszał się, że bardzo dobrze się stało, przecież ma żonę i dziecko i powinien być grzeczny, ale prawda była inna - żałował jak jasna cholera. Jak idzie to powiedzenie? Lepiej grzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie grzeszyło. Kolejna idiotyczna mądrość ludowa, która dobrze wygląda tylko na papierze. Poznali się przy sprawie zabójstwa jednego dewelopera. Trup był śródmiejski, ale rodzina, znajomi, firma i wszystko inne - piaseczyńskie. Pracowali razem. Długo i intensywnie. Pracowali i rozmawiali, rozmawiali i pracowali, rozmawiali i rozmawiali. Którejś nocy odwiózł ją do domu, pocałował w samochodzie. Zdziwił się, że pocałunek może smakować tak inaczej. Że wszystko może być tak nowe. Że wargi mogą mieć tak inny kształt, język tak inną fakturę, oddech tak inny zapach.
- Nie możemy się tak całować w nieskończoność - powiedziała i wiedział, że nie było to proste stwierdzenie faktu, lecz propozycja. Zrobiła wszystko, wymagała od niego jedynie potwierdzenia. A on i tak stchórzył. Trząsł się ze strachu.
- Nie możemy też posunąć się dalej - wydusił w końcu. Uśmiechnęła się tylko, pocałowała go jeszcze raz i wysiadła. Pomachała mu ze schodków klatki schodowej. Potem widział, jak na drugim piętrze zapala się światło. Sam siedział w samochodzie jeszcze przez godzinę, walcząc ze sobą. W końcu odjechał. Pędził Puławską z powrotem do Weroniki, pocieszając się, że postąpił właściwie. Ale w gruncie rzeczy wiedział, że nie powstrzymała go wierność - obojętne, jak rozumiana - ani miłość - obojętne, jak rozumiana. Powstrzymał go strach. Upokarzające wspomnienie nerwowych drgawek towarzyszyło mu jeszcze długo po tym, jak z ulgą położył się obok swojej żony i wtulił w znajomą krzywiznę jej ciała.
To było kiedyś. A teraz? Miał trzydzieści pięć lat, za chwilę trzydzieści sześć. Jak długo ma jeszcze czekać, żeby przekonać się, jak to jest, kiedy każdy centymetr kwadratowy czyjegoś ciała jest niespodzianką? Teraz albo nigdy, pomyślał.
Wykręcił numer.
- Dzień dobry, mówi Szacki.
- Och, cześć... to znaczy, dzień dobry, panie prokuratorze.
Wziął głęboki oddech.
- Proszę mi mówić Teo.
- Monika. Szkoda, że nie zaproponowałeś tego wczoraj, moglibyśmy się pocałować z tej okazji.
Znajome drgawki wróciły. Cieszył się, że rozmawiali przez telefon.
- Mam nadzieję, że to nadrobimy - odezwał się obcy głos, który zdaniem Szackiego wcale nie był jego własnym.
- Hmm, to zupełnie tak jak ja - powiedziała. - A kiedy?
Myślał gorączkowo. Chryste Panie, musi mieć jakiś pretekst, inaczej jego zamiary będą oczywiste.
- Może w piątek? - zaproponował. - Będę miał dla ciebie ten akt oskarżenia - ostatnie zdanie było tak głupie, że gdyby wstyd miał temperaturę, Szacki pewnie by spłonął. Jakie masz jeszcze dobre pomysły, Teodorze? - zapytał sam siebie. Randka w prosektorium?
- Ach, oczywiście, akt oskarżenia - teraz już nie mógł mieć wątpliwości, co ona o tym myśli. - O osiemnastej w Szpilce? To niedaleko twojego biura. - Słowo „biura” wypowiedziała w taki sposób, jakby był urzędnikiem niższej rangi w prowincjonalnym urzędzie pocztowym.
- Świetny pomysł - powiedział, myśląc jednocześnie, że musi zadzwonić do banku i sprawdzić stan konta. Czy Weronika czyta te wyciągi? Nie pamiętał.
- No to do zobaczenia w piątek - rzuciła.
- Pa - odpowiedział, zyskując od razu przekonanie, że ze wszystkich bzdur tej rozmowy właśnie końcowe „pa” zasługiwało na złoty medal.
Odłożył słuchawkę i zdjął marynarkę. Trząsł się i był spocony jak Szwed na wakacjach w Tunezji. Wypił duszkiem dwie szklanki wody mineralnej i pomyślał, że dzięki Bogu napisał wcześniej ten pieprzony plan śledztwa, bo teraz bez wątpienia nie potrafił dłużej usiedzieć na miejscu. Wstał z zamiarem pójścia na spacer do spożywczaka koło księgarni w Alejach po colę, kiedy zadzwonił telefon. Zamarł na myśl, że to może być Monika, i odebrał dopiero po trzecim dzwonku.
Kuzniecow.
Policjant opowiedział mu o wynikach przesłuchań w Polgrafeksie, firmie Telaka. A raczej braku wyników. Przyjemny człowiek, spokojny, bezkonfliktowy, nieźle zarządzający firmą. Nikt się nie skarżył, nikt nie mówił o nim źle. Co prawda jednemu z kierowników się wymsknęło, że teraz może uda się pchnąć firmę na nowe tory, ale to było tylko typowe gadanie karierowicza.
- No i powinieneś przesłuchać koniecznie sekretarkę - powiedział Kuzniecow.
- Dlaczego? Mieli romans? - Szacki był sceptyczny.
- Nie. Ale to niesamowita dupa, mógłbym ją przesłuchiwać codziennie. Najchętniej w mundurze i w pokoju przesłuchań w pałacu Mostowskich. Wiesz, tym na dole...
- Oleg, litości, mdli mnie od twoich fantazji. Boję się, że wkrótce zaczniesz mi pokazywać zdjęcia owczarków skutych kajdankami.
- Co ci zależy - obruszył się policjant. - Wezwiesz ją, popatrzysz sobie, napiszesz jakieś bzdury w protokole. Piętnaście minut wszystkiego, więcej czasu ci zajmie wyprawa po świerszczyk do empiku.
- Pierdol się. Powiedziała coś?
- Że Telak nie rozstawał się z cyfrowym dyktafonem, na który wszystko nagrywał. Służbowe spotkania, pomysły, notatki, rozmowy, terminy. Niektórzy po prostu pamiętają, niektórzy zapisują, niektórzy robią notatki w komórce. A on nagrywał. Zadzwoniłem do żony, ale twierdzi, że nigdzie w domu tego dyktafonu nie ma.
- Czyli jednak coś zginęło - stwierdził Szacki.
- Na to wygląda. Dziwne, że akurat to.
- Tak, to nam trochę rozwala wygodną teorię o włamywaczu w panice, czyż nie? Zostawić portfel pełen kart kredytowych, a zabrać dyktafon - dość dziwne.
- Myślisz, że powinniśmy przeszukać im wszystkim mieszkania? - zapytał Kuzniecow.
- Nie mam pojęcia. Właśnie się zastanawiam - odparł Szacki, masując sobie kciukiem nasadę nosa. Potrzebował coli. - Nie, jeszcze nie. Wstrzymajmy się do poniedziałku. Muszę coś sprawdzić.
Kuzniecow nie nalegał, ale Szacki wiedział, że ma inne zdanie. I kto wie, może miał rację. Nie chciał zdecydować teraz o nalocie na mieszkania wszystkich podejrzanych. Czuł, że nie byłoby to właściwe.
W końcu zrezygnował z coli i poświęcił następne trzy godziny na znalezienie biegłego, który byłby specjalistą od terapii ustawień. Przy okazji dowiedział się, że nazwisko samego Cezarego Rudzkiego figurowało na liście biegłych. Zresztą właśnie jego najpierw mu zaproponowano. Dopiero po kilku telefonach do znajomych z instytutu na Sobieskiego dostał inne nazwisko.
- Facet dość dziwaczny, ale jak już się z tym pogodzisz, to niesłychanie interesujący - powiedział mu znajomy psychiatra. Naciskany przez Szackiego, nie chciał zdradzić, na czym ta „dziwaczność” polega, powtarzając w kółko, że Szacki musi się sam o tym przekonać.
- Chciałbym tylko zobaczyć protokół z tego spotkania - powiedział na koniec rozmowy i zaczął chichotać jak szalony.
Lekarzu, lecz się sam, pomyślał Szacki. Jak zwykle, kiedy miał do czynienia z psychologami i psychiatrami.
Terapeuta nazywał się Jeremiasz Wróbel. Szacki zadzwonił, przedstawił pokrótce sprawę i umówił się na piątek.
Rozmowa była, co prawda krótka, ale nie odniósł wrażenia, że obcuje ze szczególnym świrem.
7
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Uwiklanie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Uwiklanie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Uwiklanie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.