– Borderline? Z pogranicza? – wyrwała się Ilonka.
– Coś w tym rodzaju. Granica. Skrajność. Skrajna niestabilność. Facet nie miewa uczuć umiarkowanych. Jak kocha, to do ubóstwienia…
– A jak nie lubi, to do zabicia – nie wytrzymała Wika. – Tak?
Z grubsza tak. Potwornie nieufny. Ale dlaczego miałby zabijać jakiegoś człowieka, którego widział może dwa razy w życiu, a nie rozmawiał z nim ani razu? Mówię o tym dzisiejszym biedaku, a nie o pani Proszkowskiej. Nawiasem mówiąc, kobietki, czy uważacie, że popełnił oba morderstwa?
– Tak. – Lalka miała ton stanowczy. – Słuchaj, Grzesiu, my nie jesteśmy policja i możemy sobie uważać, co chcemy. Założyłyśmy, że Paproszkowską załatwił ktoś obecny w czasie naszej słynnej próby w telewizji. Nie żaden duch święty. Znamy tych wszystkich ludzi na pamięć od lat. Z gośćmi programu włącznie. Uruchomiłyśmy naszą znajomość duszy ludzkiej, którą to znajomość posiadamy i rozwijamy dzięki naszej pracy w zawodzie dziennikarskim. Boże, czy zauważyliście, jak ja pięknie mówię?
– Brawo – pochwaliła ją Wika. – Mów dalej.
– Naszym zdaniem mógłby to być Żożo, który jest menda…
– Teraz już nie mówisz ładnie – pisnęła Ilonka.
– Ale nie kłamię. Albo Paproch, który jest druga. Naszych kolegów operatorów i realizatorów wykluczamy stanowczo. Marka i Rocha również. To wszystko fajni ludzie i nawet jeśli im Proszkowska krwi napsuła, to mają swoją pracę, swoje życie i nie zależeli od niej w takim stopniu, żeby ją usuwać. Bulwę zabił ten sam ktoś, co szefową. Wszystko odbyło się identycznie i nie wyobrażamy sobie, żeby mógł to zrobić ktoś z gości programu, którzy prawdopodobnie w ogóle faceta nie znali. Żożo siedzi. Więc musiał to być Proch i do nas teraz należy udowodnienie mu tego.
– A nie do policji?
– Policja się rozprasza na te wszystkie poboczne osoby, a my nie. Nam jest łatwiej.
– Dlaczego zabił żonę?
– Na przykład z zazdrości o Bucka. Wszyscy wiedzieli, że ona go z Buckiem zdradza. Pasuje ci taka motywacja? Do twojego borderline’a?
– Taka motywacja pasuje do każdego. A Bulwieć? Tu zabrała głos Ilonka.
– Moim zdaniem Bulwa coś wiedział, może go podpatrzył. I prawdopodobnie go szantażował. Może wykorzystał okazję i zażądał podwyżki chwilę przed programem. Tak musiało być.
– No, jest to prawdopodobne…
– A teraz zrobimy tak – ciągnęła Ilonka. – Wika i Lalka mają obowiązki żon i matek, muszą siedzieć w domu i robić obiady… to znaczy Wice pani Tosia robi, ale ogólnie ja i tak jestem bardziej wolna od nich obydwu z powodu, że nie mam męża, który by mi perswadował, żebym się nie zabierała do wyręczania policji. Wika, dasz mi namiary na tę twoją koleżankę z Rzeszowa? Pojechałabym sobie z nią pogadać. Nie przez telefon, tylko bezpośrednio, jak kobieta z kobietą. Wszystkie plotki, jak wiecie, mają w sobie trochę prawdy. Jadę do Rzeszowa na ploty.
Grzegorz spojrzał na nią z podziwem. – I chce ci się jechać tysiąc kilometrów przy takiej niepewnej pogodzie?
– Góra osiemset. W samochodzie mam ogrzewanie. Koło umiem zmienić. Czego mi jeszcze potrzeba?
Lalka spojrzała na nią domyślnie.
– Zaproponujesz komisarzowi, żeby z tobą jechał na teploty?
– Ty naprawdę znasz duszę ludzką, Lala… Udzieliło ci się od Grzegorza czy co?
– A propos duszy ludzkiej – odezwał się z namysłem lekarz. – Jakbyś dokumentowała Proszkowskiego, to spróbuj sprawdzić, czy nie przeżył jakiejś dużej traumy w dzieciństwie. Może nam to coś da?
– Fajnie, że jesteś, Donat.
Ilonka wpuściła swego rzekomego wielbiciela do mieszkania. Tym razem miał dla niej spory kawałek pieczeni schabowej ze śliwkami.
– Jak tam Marieta?
Młody Karachulski uśmiechnął się szeroko i błogo.
– Marieta w porzo, dziękuję. Zaraz będę do niej leciał, a gdyby cię moja matka dopadła jutro na korytarzu, to możesz jej powiedzieć…
Tu speszył się i – coś podobnego – zaczerwienił. Upodobniło to jego twarz do buraka ćwikłowego. Może miał zbyt wysokie ciśnienie.
Ilonka zaczęła się domyślać, co powinna powiedzieć mamie Karachulskiej. Nie była jednak całkiem pewna, czy jej to odpowiada.
Donat miał jednak taki wyraz twarzy, że zmiękła. Oto człowiek prawdziwie zakochany, trzeba mu pomóc. Paniczowi Montecchi i pannie Capuletti nikt rozsądny nie pomógł (mnich skleroza się nie liczy) i skutek był wiadomy.
– Wybierasz się na całą noc?
Burak stał się jeszcze dorodniejszym burakiem. Młody Karachulski nie wiedział, gdzie oczy podziać.
– Ja bym chciał… Ale chyba nie mam prawa cię prosić, żebyś udawała przed moją matką, że byłem całą noc u ciebie…
– Wiesz co, mnie to w zasadzie rybka, ale skąd mam mieć pewność, że twoja mama tej wiadomości nie rozpowszechni na całą kamienicę? Albo i na całą ulicę?
– Ja jej powiem, że jeśli puści parę z ust, to ty się wycofasz… rozumiesz? Ilona, ja z Marietą już prawie jesteśmy po słowie. Ty nie masz pojęcia, jaki ja ci będę wdzięczny!
– Doniu, ale jeśli twoja mama piśnie coś na zewnątrz…
– Nie piśnie, moja w tym głowa. Ilona, ty się zgadzasz?
– Zgadzam się.
– O kurna… jesteś kochana dziewczyna, naprawdę. Ty mi na pewno nie masz za złe, że nie chciałem z tobą?
– Nie mam ci za złe. Na pewno. Możesz być spokojny. Leć sobie teraz do tej swojej Mariety, ona na ciebie na pewno czeka.
Nie mogłem wcześniej do niej iść, bo ciebie nie było – powiedział jakby z wyrzutem. – O kurna – dodał jeszcze na przydechu i na paluszkach wycofał się na klatkę schodową, uważając, żeby jakimś niebacznym hałasem nie zwrócić uwagi mamy, która miała oczy dookoła głowy i cała była jednym uchem.
Ilonka spojrzała na zegarek. Za osiem jedenasta. Nie jest to najlepsza pora na telefonowanie, ale może SMS…
Napisała: „Śpisz?” i wysłała to lakoniczne zapytanie na numer telefonu komisarza Ogińskiego.
Piętnaście sekund później oddzwonił.
– Co się stało, Ilonko?
Z dużą przyjemnością usłyszała leciutką nutkę zaniepokojenia w jego głosie.
– Nic. To znaczy nic, o czym byś już nie wiedział. Słuchaj, Tomek, rozumiem, że ja jestem tym razem poza podejrzeniem?
– Pamiętam, oczywiście, zwłaszcza że to ja jestem twoim alibi…
– Bo wiesz co… chciałabym wyjechać na kilka dni i mam nadzieję, że policja nie będzie miała nic przeciwko temu…
– Myślę, że nie. Nie, oczywiście, że nie. Jakieś zdjęcia?
– Nie. Chcę jechać do Rzeszowa. Jak się domyślasz, na ploty w sprawie naszej nieodżałowanej byłej szefowej. Wy możecie sobie prowadzić śledztwo własnymi metodami, a my z Lalką i Wiką chcemy do prawdy dojść psychologicznie. Umówiłam się z Alusią Mierzyńską na te ploty. Ona z Proszycą pracowała kilka lat. Może jeszcze z kimś pogadamy. Zobaczę.
– Nosi cię? Nie możesz usiedzieć na miejscu?
– Zgadłeś. Nie mogę. A powiedz, komisarzu, tobie by się takie plotki nie przydały?
– Zapraszasz mnie na pokład swojego fioletowego pojazdu?
– Zapraszam. Tylko tobie pewnie nie wolno robić takich rzeczy…
– Jakich rzeczy?
– Wałęsać się nie wiadomo gdzie ze świadkiem zbrodni i jeszcze może zdradzać temu świadkowi tajemnice służbowe…
Żadnych tajemnic nie będę ci zdradzał. A tak w ogóle, to muszę ci się przyznać, że też wpadłem na taki pomysł, to znaczy żeby się wybrać do Rzeszowa i chciałem cię namówić, żebyś pojechała i mnie zabrała, tylko miałem zamiar zadzwonić do ciebie rano.
Читать дальше