Gdy Czarownica kończyła swe słowa, wśród otaczających je drzew rozległ się długi, przenikliwy, choć cichy chichot, który brzmiał i brzmiał, jak brzęczenie roju pszczół, by wreszcie z nagła ucichnąć.
– Widziałam je przed chwilą – powiedziało Dziecko z uciechą. – Słuchały naszej rozmowy i chyba się im podobała. To strzygi, bo były zielonoszare, prawda? Nie upiory…
– Upiory same z siebie pojawiają się niezwykle rzadko zakończyła Czarownica. – No, ruszamy dalej.
Między drugą i trzecią lesistą górą nie było już ani jednej Wsi czy Miasteczka. Czarownica z Dzieckiem dotarły teraz do dzikich i nigdy nie zamieszkanych terenów Wielkiego Królestwa. Krajobraz zmienił się. Nie było już szerokich, uprawnych pól ani sadów. Nie było dróg ani ścieżek. Co jakiś czas przejście tarasowały olbrzymie, obalone przez upływ czasu i wiatry drzewa. Niekiedy drogi trzeba było nadkładać, gdyż gdzieś hen z wysoka, ze szczytu gór spływał wątły strumyczek, który jednak rychło przeobrażał się w rwące kaskady wodospadów. Pod stopami podróżniczek nagle rozwierały się głębokie przepaście, które także trzeba było omijać, wydłużając o wiele setek metrów drogę do celu. Mieszkańcom Wsi i Miast, nie wspominając już Najeźdźców, okolica ta wydawałaby się dzika i ponura, ale Dziecko dostrzegło w niej jedynie piękno – piękno niezależnej, swobodnej przyrody. Taką była sama z siebie i taką winna pozostać, gdyż ludzie nie mieli szczęśliwej ręki do przeobrażania Matki Natury.
Wspinały się teraz mozolnie pod trzecią i ostatnią górę. To już nie była jednak łagodna, porośnięta lasami góra – ale opustoszałe z pozoru, skaliste królestwo wielkich głazów. Wysokie drzewa, na ogół iglaste, wyrastały jedynie na wąskich skrawkach ziemi, którym udało się przycupnąć wśród ostrych, wysokich skał i wielkich obłych kamieni. Ku swej radości Dziecko ujrzało jednak Życie: swobodne i rozbuchane wiosenną euforią stado dzikich kozic pięło się bez trudu po największych stromiznach coraz wyżej i wyżej. Spod ich kopyt leciały kamienie i obijając się o skały spadały hen, głęboko, gdzieś w dół i tylko echo jeszcze długo niosło dźwięki tej kamiennej lawiny.
– Tam ktoś jest – rzekło w pewnej chwili Dziecko, patrząc w górę.
– Czeka na nas – odparła Czarownica spokojnie, choć z pewnym ledwie uchwytnym w głosie wzruszeniem.
Wśród wielkich głazów, u stóp najwyższej, sięgającej niemal w niebo swym wierzchołkiem skały – stała Kobieta. Była ubrana podobnie jak Czarownica, w nie rzucający się w oczy żebraczy, bury płaszcz. I tak jak ona – w miarę jak się zbliżały – na przemian wydawała się Dziecku to staruszką, to znowu smukłą, zwinną kobietą w sile wieku. Jej oczy, szare i chłodne, nieruchomo patrzyły na zbliżające się podróżniczki.
– Jesteście – powiedziała spokojnie. – Zaczęłam się już niepokoić, choć nie wyczuwałam nic bardzo złego.
– O tak, nasze przygody nie należały do najstraszniejszych – uśmiechnęła się Czarownica. – W sumie nawet nam się udało. Tylko dwa razy musiałyśmy uciekać się do niewielkich magicznych sztuczek we własnej obronie.
– Więc została ci w zapasie jeszcze jedna? – spytała Kobieta.
– Tak, Siostro. Mogę ci ją ofiarować. Twoja misja jest teraz ważniejsza od mojej, która się skończyła.
– Dziękuję, zachowaj jadła siebie. Chciałabym jeszcze cię spotkać i wiesz dobrze kiedy – odparła Kobieta. Mówiąc, cały czas nie spuszczała z Dziecka ciężkiego, nieruchomego wzroku.
– A zatem to jest Dziewczynka – powiedziała po chwili z powagą. – Uważasz, że naprawdę ona? Mimo, że jest dziewczynką?
– Tak – kiwnęła głową Czarownica. – Można by rzec, że nawet bardziej, niż należało oczekiwać. W każdym razie ja już niczego więcej nie mogłabym jej nauczyć. Teraz twoja kolej, Siostro. Czy mogę już odejść, czy też jestem ci jeszcze potrzebna?
– Możesz iść w swoją stronę, byłeś wróciła o Czasie odparła Kobieta i wyciągnęła rękę do Dziewczynki. Ta ręka, podobnie jak jej poprzedniczki, była również duża i ciepła. Dziewczynka z wahaniem spoglądała to na jedną, to znowu na drugą Siostrę.
– Mam od ciebie odejść? – spytała wreszcie Czarownicy Pierwszej.
– Tak. Musimy się rozstać… Dziewczynko. Dziewczynka bez słowa kiwnęła głową i nie oglądając się ruszyła za nową Opiekunką. Czarownica Pierwsza pomyślała, z rzadkim u siebie smutkiem, że jej podopieczna nie obejrzała się ani razu za siebie. Gdy Dziewczynka już nieodwołalnie zniknęła jej z oczu wśród skał, stojąca nadal na ścieżce Czarownica wyszeptała do siebie perswadujące:
– No cóż, miałam jej także nauczyć sztuki opanowania… Tymczasem Dziewczynka szła lekko, skacząc z kamienia na kamień za nową Opiekunką. Droga powoli zaczynała opadać. Dziewczynka pomyślała, że pewnie z powrotem schodzą w doliny. Gdy zostawiły już za sobą dzikie Wysokie Góry i okolica zaczęła się stawać bardziej przyjazna dla człowieka, Dziewczynka po raz pierwszy spytała:
– Jesteś również Czarownicą, tak?
– Tak – odparła jej nowa Opiekunka. – A ja?
– Ty? Ty jesteś teraz Dziewczynką. Ukończyłaś siedem lat, wkraczasz w rok ósmy. Dziś właśnie są twoje urodziny. Urodziłaś się, o dziwo, w samo Święto Zakopywania Broni. Co prawda dziś nikt go już nie czci, a wszyscy przeklinają…
– Jak mam na imię?
– Jeszcze nie masz imienia. Musisz poczekać.
– Nie mam, czy też nie chcesz mi go powiedzieć? – spytała z uporem Dziewczynka.
– Może masz, a może nie masz. Nie wiadomo, czy na nie zasłużyłaś – odparła wymijająco Czarownica Druga.
– Czy zobaczę jeszcze kiedyś tamtą Czarownicę, twoją Siostrę?
– Być może. Jeżeli i ty, i ona będziecie mieć trochę szczęścia. Jeżeli ona uniknie stosu i dotrze do nas na Czas, i jeżeli będzie się wypełniał Czar. Więcej nie mam nic do powiedzenia. I nie musisz aż tyle mówić – odparła niedbale Czarownica Druga, a Dziewczynka zrozumiała, że zadaje pytania, na które jej nowa Opiekunka nie chce odpowiadać, choć prawdopodobnie zna odpowiedzi na wszystkie.
W ten oto sposób Dziewczynka, mając skończone siedem lat, znalazła nową Opiekunkę. Odkryła też po raz pierwszy, co to jest smutek rozstania, lecz nie okazała go, bowiem nikt nigdy nie uczył jej, by ujawniała swoje uczucia. Wręcz przeciwnie. Zatem cichy żal po utracie Czarownicy Pierwszej, z którą była tak długo, Dziewczynka stłumiła w sobie szybko i skutecznie, nie dając swojej pierwszej Opiekunce choćby satysfakcji w formie odwrócenia głowy i nikłego uśmiechu.
Długą drogę odbyła Dziewczynka z Czarownicą Drugą, nim zatrzymały się na zboczu jednej z gór, porośniętej ogromnym Lasem. Był to Las jeszcze nie znany Dziewczynce, w innej niż do tej pory części dawnego Wielkiego Królestwa.
– Tam zaczynają się znowu ludzkie siedziby – powiedziała Czarownica, wskazując ręką rozłożystą dolinę. – My jednak pozostaniemy na razie tu. W Lesie. Tak będzie bezpieczniej. Znam pewną suchą i głęboką Pieczarę, doskonale nadającą się na tymczasowe zamieszkanie.
Po chwili, wędrując cały czas zboczem gęsto zalesionej góry, znalazły się koło potężnej skały. Wejście do jaskini było ukryte wśród gęstych kłujących krzewów i bez pomocy Czarownicy Dziewczynka nie dojrzałaby go. Pieczara była rzeczywiście sucha, wygodna, z dnem wysypanym miękkim, żółtym piaskiem. Już po chwili, ledwo Czarownica zakrzątnęła się, w jednym z załomów skalnych znalazły się dwa szerokie leża z suchych liści, przykryte czystym lnem; duży, owalny kamień jął pełnić rolę stołu, a od płonącego małego ogniska bił ciepły blask, rozjaśniając wnętrze różowawym światłem.
Читать дальше