– Nie. Przewertowałam w pamięci wszystkie Księgi Magiczne, z których ongiś pobierałam nauki, ale nie znalazłam niczego. Jest jedna, ale bardzo ryzykowna możliwość. Uratuje ci na pewno życie, ale kto wie, czy nie przekreśli tego co ważniejsze… Mimo wszystko w ostatniej chwili, gdy już nie będzie czasu na nic, tylko na śmierć, przemienię cię w tak małego ptaszka, który prześliźnie się przez te kraty. Jako ptaszek pofruniesz wysoko w góry, gdzie pożegnałaś moją Siostrę Drugą. Tam musiałabyś poczekać kilka dni, aż pojawi się Siostra Czwarta i ufać Najwyższym Bogom, że uda się jej ciebie odczarować. Ale kogo w ptaka przemieniono i oderwał się od ziemi, najczęściej już na zawsze pozostaje w chmurach i na ziemię nie wraca. Gdyby mojej Siostrze Czwartej przydarzyło się jakieś nieszczęście i nie stawiła się na umówione spotkanie, zostałabyś jako ptak, do końca swego życia. O ile wiem, nie znasz zaklęcia przemiany z ptaka w człowieka. Moje siostry miały zakaz uczenia cię zaklęć związanych z ptakami, gdyż są one niebezpieczne i wolno je używać jedynie Czarownicom. A i to tylko raz w całym życiu. Dlatego na ogół zostawiamy je na Godzinę Stosu…
– Godzinę Stosu…? – spytała Panienka.
– Tak. W Godzinie Stosu, jeżeli nie uda się nam jej ominąć w swym życiu, w chwili gdy pierwsze płomienie ognia ogarną nasze ciało, przemieniamy się w ptaka i wyfruwamy z płomieni lecąc w Wysokie Góry. Tam pozostajemy do końca swego życia wiodąc życie wolnych, ale niemych ptaków. Nawet najbieglejsza z Czarownic nie jest w stanie porozumieć się z Siostrą Ptakiem. Niemota jest zapłatą wobec Losu za Dar Życia. I to jest właśnie Wielka Tajemnica Czarownic.
… a jednak twoja Siostra Druga przemieniła się w orła! Sama to widziałam na własne oczy – odparła Panienka. – To prawda, miała potem kłopoty, nie mogła wrócić do własnej postaci i ja musiałam j ej trochę pomóc, ale udało siei wróciła do ludzkiej skóry.
– Och, biedna Siostra… – oczy Czarownicy Trzeciej niepokojąco zamgliły się. – A zatem w Godzinie Stosu nic nie ustrzeże jej przed straszliwą męką. Biedna, widać chciała w ten ostateczny sposób ratować ciebie, ryzykując bezpowrotną utratą najcenniejszego daru. Tak, mogła to uczynić jedynie dla ciebie, choć groziło jej, że pozostanie już na zawsze tam, w nieboskłonie, blisko Wysokich Gór i Gwiazd…
Panienka nagle drgnęła:
– Powiedziałaś Gwiazd? Gwiazdy… o Bogowie…
Podbiegła szybko do malutkiego, zakratowanego gęsto okienka. Szarzejące już niebo było zeń ledwie widoczne, ale jeszcze mrugały na nim ostatnie złotosrebrzyste Gwiazdy.
– … Gwiazdy! Jeszcze tam są, ale wkrótce znikną. Tylko one mogłyby nam pomóc1.
– Co mówisz?
– Zamilcz na chwilę – mruknęła Panienka, wspinając się ku okienku. – Chodź tu bliżej i spoglądaj na tę dużą, mrugającą Gwiazdę, błagając ją w myślach o pomoc. Nie ustawaj ani na chwilę…
– … ach tak – szepnęła Czarownica Trzecia. – Siostra Druga wspominała mi o twojej przyjaźni z Gwiazdami. Więc wystarczą moje myśli?
– Wystarczą, byle skupiły się na tej jednej, jedynej: myśli o ratunku. Twoja i moja myśl pomkną w przestrzeni daleko, daleko, aż dotrą do tej Gwiazdy. Gwiazda, jeśli zechce, zrozumie je. Jeśli będzie miała taki kaprys, to spełni prośbę dwóch Ziemianek, lub też zlekceważy ją, uda, że wcale jej nie słyszała. A teraz myśl. Myśl całą sobą…
I w lochu zapadło ciężkie, pełne napięcia milczenie. Oczy dwóch więźniarek utkwione były w złotym, migocącym punkcie na coraz to bardziej szarzejącym niebie. Ich pełne intensywnej rozpaczy myśli gęstniały, skupiały się w niewidoczną falę powietrzną i szybowały w przestrzeń. Były szybsze niż dźwięk i światło, gdyż tylko myśl może w paru sekundach pokonać niezmierzone obszary i nic nie będzie dla niej przeszkodą – chyba że trafi na inną myśl, silniejszą od siebie. Ale w tym akurat czasie nikt na ziemi nie próbował przesyłać swych myśli Gwiazdom i Niebieska Droga była wolna.
Oczy obu więźniarek nie odrywały się od złotego punktu na niebie, które szarzało, szarzało, szarzało… a potem zaczęło niebieszczeć. I wówczas złocisty punkt zniknął sprzed ich oczu.
Spojrzały na siebie.
– Usłyszałaś odpowiedź Gwiazdy? – spytała z napięciem Czarownica.
Panienka pokręciła głową.
– Nie. Za mało czasu miała na odpowiedź.
– Ona zniknęła. Wszystkie zniknęły. Niebo rozjaśniło się – powiedziała Czarownica. – A skoro ich tam nie ma, to nie mogą nam pomóc. Zaraz wzejdzie słońce.
– One są tam cały czas – powiedziała Panienka. – Tylko nie widzimy ich za dnia. Jeśli nas usłyszały…
– Jeśli zechcą… szepnęła Czarownica. – Są przepełnione poczuciem swej ważności?
– Nie. Są równie potężne i zarazem równie biedne jak Ziemia. Może znając swój bezmiar kłopotów, zechcą pojąć nasze…?
Słońca jeszcze nie było widać zza murów Ratusza, ale jego pierwsze promienie już padały na Rynek, rozświetlając go i ujmując nieco smutnej brzydoty i śladów zniszczeń.
– Mówiłem, że jeszcze tu będziecie! – usłyszały za sobą pisk szczurzycy. Stała na tylnych łapkach razem ze swym towarzyszem. – Wiedziałam, że nie ma dla was ratunku. Nikt stąd nie wyjdzie, może tylko ptak…
– … malutki ptaszek – poprawił szczur. – Kraty w oknie są gęste. A przemiany w szczura lub myszkę jednak nie radzę, bo moi bracia i siostry nie lubią obcych.
W lochu panowało milczenie. Szczury wyczuwając swą zbędność zniknęły. Czarownica i Panienka siedziały nieruchomo i w ciszy. Niebo za wąskim okienkiem błękitniało i rozświetlało się złociście od ciągle niewidocznego z lochu słońca.
– Jeszcze poczekamy – szepnęła Czarownica. – Ale gdy już nie będzie innego wyjścia, przemienię cię w ptaka. Uczynię to jednak w ostatniej chwili. Do samego końca dam szansę Losowi.
– A ty? Co z tobą?
– Mnie nic nie pomoże. Mówiłam ci, że wykorzystałam już prawo do trzech sztuk magicznych we własnej obronie. Zostało mi jedynie prawo przemiany w ptaka w Godzinie Stosu. Dziękuję Bogom i za tę łaskę.
Czas mijał. Znowu zapadło milczenie. Obie więźniarki odczuły daremność swych starań i przygnębione oparły się o ścianę lochu. Czarownica bezsilnie przymknęła oczy, zaś Panienka z ponurym żalem wpatrywała się w snop coraz jaskrawszego światła, spływający do ich celi z małego okienka. W promieniach słonecznego blasku wyraźnie widać było drobinki kurzu, wirujące w powietrzu i wielką, gęstą pajęczynę rozsnutą w jednym z kątów. Pająk jednak – zamiast siedzieć przycupnięty w jej sieci – gnał szybko w stronę krat okienka na swych długich, zgiętych nogach.
– On ucieka, a my… – wyszeptała Panienka ze smutkiem. Pająk właśnie znikał z drugiej strony gęstej kraty. Czarownica otwarła oczy i spytała z zaciekawieniem:
– Dlaczego ucieka? Jego pajęczyna jest mocna, bezpieczna, więc czemu ją porzuca? I czemu robi wrażenie oszalałego ze strachu?
Nagle znowu zjawiły się szczury. Stały na tylnych łapkach a ich długie wąsy drżały nerwowo:
– Żegnamy was – powiedziała szybko szczurzyca. – Nasze przednie straże już wyryły wyjście na zewnątrz ratusza. Tu zaczyna być niebezpiecznie. Więc uciekamy wszyscy, cały nasz tutejszy szczurzy ród.
– Niebezpiecznie? Co masz na myśli? – spytała Czarownica.
– Nie wiem, ale wszyscy, ilu nas jest, wyczuwamy coś groźnego, co zbliża się coraz szybciej i szybciej. Jedyne co wiemy, to że musimy stąd jak najszybciej uciec. Wiesz chyba, że szczurzy ród wyczuwa niebezpieczeństwo już na długo przedtem, zanim ono się stanie i na przykład opuszcza statek na oceanie przed jego zatonięciem? Teraz właśnie mamy przeczucie, że tutaj i to szybko stanie się coś bardzo groźnego dla naszego życia. Żegnajcie!
Читать дальше