– Na pewno słyszy? To dla mnie ważne…
– Na pewno. Założę się, że słyszy Bacha, choć nie wie, że to Bach.
Lekarz przygląda się Ewie z pewnym zniecierpliwieniem.
– Prowadzę badania nad zdolnością płodu do słyszenia. To nowa dziedzina i nawet nie wiem, czy ma naukową przyszłość. Teraz nie mam czasu, ale jeśli pani…
– Nie, nie. Już idę – mruczy Ewa i myśli ze strachem: „A jak mi każe płacić za wizytę?” i dodaje ze skwapliwą rzeczowością: – Ja nic nie chcę, wpadłam ot tak. Byłam u lekarza obok.
– Pani jest w ciąży? Tu jest taka mała książeczka… Nie, proszę się nie bać, to za darmo. Rozwój płodu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu. A w ogóle, to może mu pani śpiewać. I mówić do niego. Myślę, że słowa słyszy jak melodię.
Ewa bierze broszurę. „Jeszcze chwila i każą płacić, bo czas to pieniądz”, myśli gniewnie. Recepcjonistka w poczekalni wciąż przygląda się jej podejrzliwie i niechętnie.
– Gdzie moja biedronka? – pyta dziewczyna.
– Jaka biedronka? Nie ma biedronek o tej porze.
„Nie ma biedronek? ty głupia babo…”, Ewa podnosi do góry środkowy palec i mruczy cicho w jej kierunku: „Fak ju”.
– Do widzenia – mówi obojętnie recepcjonistka, nie rozumiejąc jej gestu.
– Wyrwałaś tego zęba? – krzyczy Złotko, gdy Ewa wchodzi do domu. Tata przystaje na moment w człapiącym przemarszu z kuchni na piętro.
– Nie. Ale już nie boli. Wyrwę go w ten czwartek – oświadcza Ewa donośnie, by przekrzyczeć Presleya.
Tata zamyka drzwi swojego pokoju na górze.
Garnki w kuchni trzaskają rytmicznie, jak perkusja w symfonicznej orkiestrze, głos Elvisa faluje, aksamitny w niskich tonach i jasny w górnych; dziecinny głos Złotka brzmi jak flet, który nagle wyrywa się z orkiestry. Telewizor spiera się z Presleyem głosem Tomasza Lisa.
„Dom żyje i mówi”, odkrywa ze zdziwieniem Ewa. – a ja raz wyrywałam ząb i nic nie bolało – chwali się Złotko.
Ewa gna po schodach do pokoju. Presley ryczy w kuchni, lecz słychać go w całym domu. „Mama jest w jednym ze swych sentymentalnych nastrojów, to może lepiej”, myśli.
Ewa włącza taśmę z Chylińską.
„Nienawidzę…”, wyrzuca z siebie gwałtownie Chylińską schrypniętym głosem, a Ewa otwiera broszurę. Wydana na tanim papierze, ma na okładce radośnie uśmiechniętą dziewczynę z wielkim brzuchem.
– Pieprz się – mruczy do niej Ewa i czyta pierwsze zdania:
„Zarodek, stadium rozwojowe zapłodnionej komórki jajowej (zygoty), która przeszła kolejne podziały, czyli bruzdkowanie, pomnażając w ten sposób liczbę komórek (blastomerów). W stadium tzw. manili (12-16 blastomerów, około trzeciej doby po zapłodnieniu) jajo płodowe przedostaje się do macicy…”
– Boże, jak to nieludzko brzmi. Morula, blastomer, zygota…? – otrząsa się Ewa.
„Około trzeciej doby po zapłodnieniu jajo płodowe przedostaje się do macicy…”
– i to wszystko jest teraz we mnie? Morula, blastomer, jajo? Co za ohyda!
Wciska broszurę pod materac i schodzi na dół. Skrada się cicho w stronę kuchni i natrafia na znajomy widok. Matka, z garnkiem przy piersi, tańczy. Ma zamknięte oczy i dziwny uśmiech. „Jak morula”, myśli Ewa nienawistnie.
– Dwa tysiące pięćset – oświadcza głośno i garnek wypada matce z rąk.
– Nie łaź po mieszkaniu jak złodziej! – woła ze złością. – Człowiek, który ma czyste sumienie, nie skrada się po cichu!
– Nie skradam się. To ten twój Presley. Ryczy, więc nic nie słyszysz. Dwa tysiące pięćset.
– o czym ty mówisz? – pyta matka.
– Tyle teraz biorą.
– Więc jednak… jesteś w…
– Jestem – potwierdza Ewa ze złośliwą satysfakcją.
– To niech ten skurwysyn, który ci to zrobił, da ci forsę na skrobankę, bo ja nie mam – wybucha gniewnie matka, zamykając drzwi i ściszając głos.
„Przecież nie powiem jej, że było ich trzech. Nie powiem, że to był gwałt. Nie chcę zadymy, nie chcę policji, nie chcę wylądować jak te dziewczyny ze Śląska, o których pisali w gazecie. Że je zgwałcono, a przesłuchiwano tak, jakby to one gwałciły. Nie. Nie. Nie. Niech będzie jeden skurwysyn”.
– On nie jest stąd – mówi Ewa głośno.
– a skąd?
– Nie wiem.
– Poszłaś do łóżka z nieznanym facetem?
– Tak. Nawet nie wiem, jak się nazywa.
Matka najpierw milknie, potem czerwienieje i nagle krzyczy:
– Po kim ty to masz?! Ja w twoim wieku…!
– Wiem – przerywa jej Ewa.
Teresa głośno nabiera powietrza i wypuszcza je z odgłosem czkawki.
Ja w twoim wieku:
…a ja w twoim wieku prowadziłam się porządnie. Nie byłam taka głupia jak ty. Nie zadawalam się z obcymi. Byle kto mnie nie poderwał. Nie puszczałam się. Nie piłam alkoholu. Miałam godność. Wracałam do domu o właściwej porze. Bo po nocach włóczą się tylko zdziry. Słuchałam rodziców. Wiedziałam, co wypada, a co nie. Pomagałam w domu. Porządnie się uczyłam. Zrobiłam maturę i mogłam iść na studia, ale skoro cię już urodziłam, to chciałam cię wychować na uczciwego człowieka. Gdybyś była taka jak ja w twoim wieku, to teraz nie byłoby kłopotów!
„Dlaczego kłamiemy przed własnymi dziećmi?”, myśli Teresa. „Dlaczego nikt z nas nie powie: a ja w twoim wieku byłam jeszcze głupsza? Dlaczego udajemy przed nimi, że byliśmy najlepszymi uczniami świata? Wcieleniem cnót i przyzwoitości? Uosobieniem rozumu? Dlaczego, skoro to na ogół zwykłe kłamstwa?”
Ewa czeka, że matka jak zwykle trzepnie ją w twarz. Ale ona nagle ją przytula – i płacze. Ewę przeraża to bardziej, niż gdyby wyładowała na niej swą wściekłość. Obejmuje matkę i mówi:
– Tak mi przykro.
Dlaczego ona nie umie mnie przytulić ani ja jej?”, myśli; próbując objąć matkę. Ale Teresa, ku jej uldze, odsuwa się i mówi:
– Coś wymyślimy. Nie martw się. Jakoś to będzie. Włącz sobie telewizor, pooglądaj jakiś program, od razu się uspokoisz.
Ewa włącza telewizor.
„Handel żywym towarem zarzuciła rosyjskim żołnierzom w Czeczenii dziennikarka moskiewskiej gazety. W rejonie wioski Chatuni miejscowy garnizon założył targ niewolników. Czeczeńcy trzymani są tam w nieludzkich warunkach, w głębokich jamach wykopanych w ziemi”.
„Uspokajam się”, myśli Ewa.
„Uganda przekaże pod opiekę UNICEF-u sto sześćdziesięcioro troje dzieci-żołnierzy z Konga. Dzieci w wieku od dziewięciu do szesnastu lat komisja ONZ odnalazła w obozie wojskowym”.
„Uspokajam się”.
„Dario Kordić skazany został przez trybunał haski ONZ na dwadzieścia pięć lat więzienia za współudział w czystkach wśród Muzułmanów. Kordić brał udział w masakrze w wiosce Ahmici, gdzie w 1993 roku chorwackie wojska wymordowały ponad sto osób, z których większość spłonęła żywcem, w podpalonych przez żołnierzy domach”.
„Uspokajam się”.
„Siedemnastolatka z województwa warmińsko-mazurskiego wrzuciła do szamba swoje nowo narodzone dziecko. Sekcja wykazała, że niemowlę żyło w chwili…”
– Przełączmy na Big Brothera – proponuje matka. – Czy to nie dziś będą wyrzucać Alicję?
– Chcę, żeby wyrzucili Alicję! Ja też zadzwonię! – woła Złotko.
– Głupia jesteś, za to się płaci. Niestety, nic przyjemnego nie ma za darmo – stwierdza z żalem matka.
– Nienawidzę Alicji! – podekscytowana Złotko podskakuje na krześle.
„Uspokajam się”, myśli Ewa.
– Dlaczego Alicja? – odpowiada zadowolony Gulczas na pytanie Wielkiego Brata. – Bo Alicja jest fałszywa. I tyle. A co?
Читать дальше