Już następnego dnia Błazen obszedł Wioskę, pożartował z jej mieszkańcami i zaskarbił sobie ich względy. Początkowo wzbudzał ciekawość i onieśmielający chłód – zarówno swym strojem, jak i sposobem bycia – ale gdy ze swobodą opowiadał, czym się zajmuje, każdy mieszkaniec Wioski wybuchał śmiechem, który przełamywał lody. Tutaj bowiem, w Puszczy, najlepszym żartem Błazna okazało się wyznanie, iż w dalekim, cywilizowanym świecie są ludzie gotowi płacić za okazję do śmiechu.
Wieczorem drugiego dnia pobytu w Wiosce Błazen zaproponował, że może zacząć uczyć swych nowych przyjaciół pisać i czytać. Ze swej podróżnej sakwy wyjął grubą księgę, podobną do tych, jakie miał Ezra, choć z całkiem innymi obrazkami: były tu warowne zamki, zdobne pałace, strojni ludzie, dziwne budowle, rzeki z pływającymi długimi łodziami o nieznanych kształtach, morza i oceany, po których pływały domy.
– To księga o krajach i miejscach, które zwiedziłem – powiedział. – Gdy poświęcimy na naukę trochę czasu, już w niecały miesiąc przeczytacie podpisy pod tymi obrazkami.
Gaja wyraziła entuzjastyczną radość z propozycji Błazna.
– I będę rozumieć te znaczki malutkie jak mrówki?! – ucieszyła się.
– Tak. To wcale nie jest tak trudne, jak myślisz. Nawet dzieci potrafią posiąść tę sztukę – wyjaśnił Błazen. – Kiedyś dbano o to, by czytać umieli tylko wybrańcy i wybrano ludzi w długich sukniach. Potem jednak niektórzy z nich zrozumieli, że nauka czytania i pisania musi trafić do zwykłych ludzi, nie może być tylko sekretną umiejętnością. I oni pierwsi, zakonnicy, mnisi, kapłani, zaczęli nauczać sztuki pisania i czytania. Nie wszystkich, bo nie każdemu wydaje się ona potrzebna, są to nadal ludzie wybrani, lecz jest ich coraz więcej.
– Cywilizacja – podpowiedział Jon.
– Cywilizacja – przyznał Błazen. – Ludzie w długich sukniach niosą Cywilizację do różnych światów i chwała im za to. Dzięki nim coraz więcej ludzi umie czytać księgi, a i ksiąg wciąż przybywa. Choć… hm… nie wszystkie księgi podobają się mnichom. Są takie, które chętnie palą, by nie oglądały ich oczy zwykłych ludzi.
– Palą księgi? – zdziwił się Jon. – Na stosie? Myślałem, że palą tylko żywych ludzi…
– Księgi to też żywi ludzie. To przecież ludzie je stworzyli, oni spisywali je z mozołem i iluminowali. Gdy palisz księgę, to tak, jakbyś palił człowieka – odparł zamyślony Błazen i dodał: – Moja księga też nie wszystkim by się spodobała, bo pokazuje świat takim, jaki jest, z jego słabościami, umiłowaniem złota i uciech, to grzeszny, to znowu święty, to okrutny, to znów dobry. Dlatego będziemy ją chować przed obcymi.
Gaja od razu zaczęła oglądać obrazki w wielkiej księdze, wydając okrzyki zdumienia na widok strojnych szat kobiet i mężczyzn, rozległości oceanów – na których wielkie fale przewracały wielkie łodzie, gór, przez które przeprawiały się konie lub dwugarbne, wysokie zwierzęta z małymi główkami – i jeszcze dziwniejsze, z długą trąbą w miejscu nosa.
– Czy wszyscy ci ludzie, wyrysowani w twojej księdze, wierzą w Boga Dobroci? – zaciekawiła się kobieta.
– Tak – odparł Błazen po krótkim namyśle.
– Więc czemu kapłan Ezra miałby się zezłościć, widząc tę księgę?
– Gdyż wielu ludzi inaczej wyobraża sobie Boga niż my, inaczej Go nazywa, inaczej się do niego modli, inne Mu wznosi świątynie i całkiem inne odprawia w nich rytuały.
– Ale to jest ciągle ten sam Bóg?- spytała znów Gaja i Błazen przytaknął.
– Więc czemu miałoby to im przeszkadzać? – zdziwiła się, ale Błazen położył palec na ustach:
– Cyt! Cicho, sza…
– Odpowiedz jej – uparł się Jon, więc ich nowy przyjaciel westchnął i wyjaśnił:
– Ludzie są tak stworzeni, że pożądają na własność wszystkiego co wielkie, piękne, potężne. Także Boga. Chcą nim zawładnąć i tłumaczyć w Jego imieniu, czego On chce, co myśli, kogo kocha, a kogo odrzuca, co jest dobre, a co złe. Gdy robisz interesy na drewnie, ono zawsze może zbutwieć, spróchnieć, mogą je zjeść korniki i straci swą wartość. Interes ubijany na Bogu zawsze jest dobry i w dodatku nie ma końca.
Błazen jeszcze tego wieczoru zaczął tłumaczyć Gai znaczenie liter w księdze. Ku zdumieniu żony, Jon odmówił nauki czytania.
– Chcę, by te malutkie, czarne znaczki na zawsze pozostały dla mnie Tajemnicą. Może wówczas nigdy mnie nie rozczarują?
– Rozczarują? Wydawało mi się, że one wprowadzają nas w lepszy, ciekawszy świat. Ale gdy myślę nad wielością ksiąg, które czytałem, nad tymi, które już istnieją, ale ich nie znam i nad tymi, które dopiero ktoś napisze, obawiam się, że możesz mieć rację. Myślę, że mogą znaleźć się ludzie, którzy napiszą księgi nienawiści – zamyślił się Błazen. – Ale to by znaczyło, że rozczaruje nas świat i ludzie, nie księgi. Twoja wola Jonie. Skoro nie chcesz poznać sensu czarnych znaczków, nie będę cię ich uczył.
Jon zatem nie siadał do nauki czytania, choć z zazdrością popatrywał na Gaję, która po paru lekcjach zaczęła sylabizować z grubej księgi, oszołomiona światami, które się przed nią otwierały. Były tak inne od małej Wioski, zagubionej w wielkiej Puszczy, że w przeciwieństwie do swego męża, Gaja zaczęła tęsknić za wielością światów, a nawet za niebezpieczeństwami, które one niosą. Pojmowała jednak niechęć i strach Jona, którego Droga wiodła nie tylko ku Dobru, nie tylko ku Pięknu; pewnie dlatego wolał poczucie bezpieczeństwa, jakie dawał mu maleńki świat własnego Plemienia.
Zgodnie z przewidywaniami Błazna kapłan Ezra polubił nowego gościa w Wiosce. Dowodziło to, myślał Jon, chytrości nowego przyjaciela lub jego osobistego uroku. Wystarczyło, iż Błazen pochwalił się młodemu kapłanowi, że pracował przy budowie największej w kraju świątyni i że zna każdy jej zakątek; “Ona sięgnie nieba…” – mówił Błazen. Ezra uśmiechał się zadowolony, nie czując w jego słowach żadnej pułapki. Wprawdzie niezwykły fach przybysza i brzęcząca dzwoneczkami czapka początkowo niepokoiły Ezrę, lecz świadomość, że był on też w służbie u wielmożów z Dalekiego Kraju, a nawet u najwyższych dostojników w długich sukniach, nastawiły młodego kapłana przychylnie do nieznajomego. Błazen zaoferował też pomoc w wioskowej szkółce, w której Ezra nauczał dzieci.
– Umiem czytać, pisać na pergaminach i papirusie, a nawet malować. Znam też różne praktyczne przypowieści – pochwalił się Błazen, proponując, iż wyręczy Ezrę w początkach żmudnego nauczania wioskowych dzieci; wtedy gdy chlapią one wokół inkaustem i długo nie mogą pojąć, że literki,,w”,,i”,,a”,,r”,,a”, złączone razem, tworzą słowo wiara; gdy zadają męczące pytania, na które nie powinno się odpowiadać, gdyż – wedle Ezry – ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Ezra przyjął ofertę pomocy od Błazna.
– …ale tylko ja będę decydował, które dzieci nadają się do nauki – zastrzegł. – Gdyby zbyt wielu ludzi w Wiosce posiadło sztukę czytania, szybko trafiłyby tu niepożądane księgi i różnorakie herezje, których wciąż przybywa w świecie.
– Okłamujesz go, udając kogoś, kim nie jesteś – powiedział Jon do Błazna, gdy ten opowiadał o znajomości z młodym kapłanem.
– Nie okłamuję. Przemilczam jedynie to, czego on nie lubi. Zatem sprawiam mu przyjemność. A sprawianie innym radości to dobry uczynek – uśmiechnął się Błazen.
Jona zdumiało to rozumowanie, lecz nowy przyjaciel, widząc jego zamyślenie, pokręcił tylko głową:
Читать дальше