Antoni Libera - Madame

Здесь есть возможность читать онлайн «Antoni Libera - Madame» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Madame: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Madame»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść jest ironicznym portretem artysty z czasów młodości, dojrzewającego w peerelowskiej rzeczywistości schyłku lat sześćdziesiątych. Narrator opowiada o swoich latach nauki i o fascynacji starszą od niego, piękną, tajemniczą kobietą, która uczyła go francuskiego i dała mu lekcję wolności. Jest to zarazem opowieść o potrzebie marzenia, a także rozrachunek z epoką peerelu. Tradycyjna narracja, nie pozbawiona wątku sensacyjnego, skrzy się humorem, oczarowuje i wzrusza.

Madame — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Madame», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Dobrze – powiedziała oschle. – Niech ci będzie. To powiedz nam w takim razie, co jest tematem dzisiejszej lekcji.

Królik… Anatomia królika… – zacząłem dukać, spostrzegłszy na tablicy zawieszoną planszę z wizerunkiem tego ssaka z otwartą jamą brzuszną, w której kłębiły się kolorowe wnętrzności.

– Doskonale! Świetnie! – powiedziała z ironiczną zachętą w głosie. – Ale co konkretnie? Jakie narządy? Funkcje? Jaki układ wewnętrzny?

– Rozrodczy – usłyszałem szept podpowiedzi, ale uznałem to za dowcip mający na celu dalsze rozbawienie klasy moim kosztem.

– Nie wiem, nie uważałem – poddałem się z desperacją.

– No właśnie, tak myślałam – stwierdziła z udanym smutkiem Żmija. – Nie będziesz więc miał mi za złe, że wstawię ci dzisiaj dwójkę – wpisała zamaszyście stopień do dziennika. – A teraz przyjmij łaskawie do wiadomości, że uczymy się dzisiaj o życiu płciowym królika. Temat w sam raz dla ciebie. Aż dziwne, że nie uważałeś. W każdym razie, na następną lekcję opanujesz dokładnie ten materiał i pięknie nam go tu wyłożysz, tak żeby nikt nie miał wątpliwości, że się znasz na rzeczy.

Bolesne to były słowa. I perspektywa okropna. Najgorsze jednak było co innego – coś, z czego Żmija nie zdawała sobie zresztą sprawy, gdy bezlitośnie ćwiczyła mnie przed klasą, a mianowicie stworzenie fałszywego wrażenia, że i ja czytam po kryjomu wiadomy epizod. A to posiadało tylko jedną wykładnię: Madame la Directrice i mnie złamała serce.

ROZDZIAŁ DRUGI

6. Na początku było Słowo

Na skutki fatalnej demaskacji nie musiałem długo czekać. Ledwo usiadłem wymiętoszony przez Żmiję, doszły mnie szepty połączone z ukradkowymi spojrzeniami w moją stronę. Nie miałem wątpliwości – obgadywano mnie, sycono się moim upadkiem, znajdywano małoduszne pocieszenie w tym, że i ja dzielę męczeński los adoratorów Damy z Lodu.

Było to nie do wytrzymania.

Jak zwykle w trudnych momentach życiowych, udałem się po lekcjach do pobliskiego parku (jak na ironię: imienia Żeromskiego), żeby w spokoju rozważyć powstałą sytuację i znaleźć z niej jakieś wyjście. Usiadłem na ustronnej ławce i przystąpiłem do analizy myślowej.

Wskutek nieroztropności zostałem ośmieszony. Lecz jednocześnie zmuszony do przyznania się przed samym sobą, iż Madame la Directrice zawróciła mi w głowie, że bynajmniej nie jestem wolny od trującego afektu, jak to przez cały czas, kłamliwie, utrzymywałem przed sobą.

Akt samouświadomienia nie przyniósł jednak tym razem ozdrowieńczego skutku. Przeciwnie, rozjątrzał tylko ranę i strącał w piekielną otchłań. Nie dość, że miałem cierpieć typowe w tym stanie męki, to jeszcze żyć w poczuciu straszliwej degradacji, w uwłaczającym zrównaniu z innymi ofiarami choroby. Tu właśnie przebiegała granica mojej wytrzymałości. I to mobilizowało do znalezienia remedium.

„Nie, tak być nie może. – myślałem, patrząc na drzewa mieniące się kolorami w październikowym słońcu. „Trzeba natychmiast coś zrobić. Jeżeli nie podejmę jakichś zaradczych kroków, stoczę się wkrótce na dno. Stanę się jednym z tych żałosnych pajaców, gotowych za każdą cenę, najbezwstydniejszych poniżeń, zabiegać o cień uwagi”

Zdawałem sobie sprawę, że w mojej sytuacji – osiemnastoletniego młokosa, młodszego od niej o co najmniej dwanaście lat, a do tego jeszcze będącego jej poddanym, i to najniższego rzędu – liczyć na coś więcej niż ukojenie przez słowa było głupotą, wciągającą niechybnie w bagno kompromitacji i piekło upokorzenia. Nie chodziło mi jednak o „literaturę”: o to, że – zgodnie z akcją trzeciej odsłony szekspirowskiego dramatu żywota – mógłbym o niej i dla niej składać smętne wierszydła albo, uchowaj Boże, smażyć miłosne listy. Zadośćuczynienie przez mowę, w której upatrywałem swą szansę, rozumiałem inaczej. Miało ono polegać na podjęciu pewnej gry, w której wypowiadane słowa i zdania mieniłyby się znaczeniami, a także zyskiwałyby na sile: stawałyby się czymś więcej niż tylko środkiem komunikacji, stawałyby się pewnego rodzaju faktami. Inaczej mówiąc, pewna cząstka rzeczywistości miała zostać w tej grze sprowadzona do języka. Ulotne dźwięki o umownym sensie miały być z krwi i kości.

Nieraz już w życiu przekonałem się, jak wiele mogą zdziałać słowa. Odkryłem ich czarodziejską moc. Potrafiły nie tylko zmieniać rzeczywistość, potrafiły ją tworzyć, a w szczególnych wypadkach – nawet ją zastąpić.

Czyż nie słowa odwróciły przesądzony, jak się zdawało, los w biurze organizacji Przeglądu Scen Amatorskich? I czyż nie one, później, zapanowały nad „czernią”?

Albo niezapomniana chwila po Festiwalu Chórów… Czyż, w gruncie rzeczy, nie słowa stanowiły jej źródło? Czyż do tego, by nastrój zwykłego rozprężenia przemienił się niespodzianie w radosny szał dionizyjski, nie potrzeba było dopiero magicznego „no morę”? I krzyku „What you say?” – by nastąpiła katharsis?

I czyż, wreszcie, nie słowa wygrywały z faktami nawet w „podziemnym” życiu szkoły? Spośród dziesiątków zdarzeń, które zapisywały się złotymi zgłoskami w pamięci klasowej społeczności, najwyższą lokatę zajmowało bezapelacyjnie wiadome wypracowanie Rożka. Przebijało ono nawet tak zabawną i bezkompromisową w swym wyrazie „wiedeńską” odsiecz Fąfla, która z biegiem czasu okazała się bledsza i mniej ekscytująca.

O tak, nie darmo księga, która wysuwa twierdzenie, że na początku wszystkiego było i zawsze jest Słowo, uchodzi za księgę świętą!

Obecnie z tej nauki postanowiłem zrobić użytek. Nie zdawać się na przypadek, w którym Słowo odegra swą czarodziejską rolę, lecz działać z rozmysłem w tym celu. Umyślnie torować Mu drogę, przygotowywać grunt.

Oznaczało to pewną pracę – podobnie jak w wypadku marzeń o jazzowym zespole i występach scenicznych. Tym razem stwarzanie warunków przyszłym wniebowstąpieniom miało polegać głównie na zdobywaniu wiedzy, rzetelnej i drobiazgowej, na temat życia Madame. Do sprawy należało podejść poniekąd naukowo. Skończyć z brednią fantazji, domysłów i hipotez, zacząć prowadzić badania, gromadzić informacje. I to informacje istotne, a nie jakieś tam głupstwa jak numer szminki do ust. Tylko z takimi kartami w ręku można było przystąpić do założonej przeze mnie gry. Krótko mówiąc, należało wszcząć dochodzenie.

Aby ten śmiały plan nie wydał mi się nazajutrz fanaberią umysłu zrodzoną w momencie depresji, postanowiłem czym prędzej zakotwiczyć go w rzeczywistości, czyli niezwłocznie przystąpić do działania. – Cóż mogłem zrobić od razu? – Ależ to oczywiste! Spróbować ustalić adres przez książkę telefoniczną.

Wstałem i. raźnym krokiem ruszyłem w kierunku poczty.

Było mało prawdopodobne, aby dyrektor szkoły nie miał w mieszkaniu telefonu. Nie oznaczało to jednak, że numer i nazwisko będą figurowały w spisie. Telefon mógł być zastrzeżony; zarejestrowany na kogoś innego; a jeśli założono go niedawno, mógł jeszcze nie występować w ostatnim wydaniu książki telefonicznej, którą drukowano co dwa albo trzy lata.

Wszystkie te obawy okazały się płonne. Abonentów noszących takie samo nazwisko, jakie nosiła Madame, było zaledwie trzech, każdy miał inne imię, tylko jedno z nich było imieniem żeńskim – i to było właśnie jej imię. Ponadto, po przecinku, widniał jeszcze skrót tytułu naukowego – „mgr”, który zdawał się ostatecznie przesądzać sprawę. Nie było wątpliwości, to mogła być tylko ona.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Madame»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Madame» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Madame»

Обсуждение, отзывы о книге «Madame» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x