– Skąd Wasza Królewska Mość wzięła się w grupie ochotników ratujących Księcia Theta? – zdziwiła się Królowa Kielichów, która była nie tylko piękna, ale i oryginalnie ubrana. Zazdrościłam jej zwłaszcza korony, wysadzanej lśniącymi brylantami. Moja była o wiele skromniejsza i połyskiwał w niej tylko jeden, czarny kamień. – Nigdy bym nie pomyślała, że jakakolwiek królowa zechce być ochotnikiem w tak niebezpiecznej wyprawie! W dodatku narażając się Cesarzowej… – dorzuciła tymczasem Królowa Kielichów, ściszając głos.
– Moja Królewska Mość też by tego nie pomyślała – odparłam ze złością. – Zwłaszcza iż Księcia Theta nie znam i doprawdy nie wiem, po co mam gonić piechotą po wielkim, nieznanym Cesarstwie. Wszystkiemu winien jest ten Kot. To on naraża, i mnie, i moje jedyne Dziecko.
Zdawało mi się, że słyszę, jak Kotyk szepce do ucha Alefa jedno krótkie słowo: „Gimel…” Ale chyba było to złudzenie. Przecież wiedział, że jest to imię zakazane!
– Właściwie to jak i kiedy zaginał Książę Thet? Różne słyszymy o tym opowieści… – zagadnął Król Kielichów, człowiek wesoły i tęgi od jedzenia i picia. W tym Królestwie zdaje się lubili wszystko, co było przyjemne dla ciała, i pomyślałam, że warto tu zostać dłużej, zamiast tułać się po jakichś wertepach i narażać na niebezpieczeństwa.
– Książę, który wkrótce skończyłby trzynaście lat, pół roku temu po prostu zniknął ze swej komnaty w cesarskim zaniku. Wieczorem wszedł do niej, aby ułożyć się do snu, a gdy rankiem zastukali pokojowcy, komnata była pusta. Całą noc pod drzwiami stali strażnicy i wszyscy klną się, że Książę nigdzie nie wychodził. Mimo to zniknął z zamkniętego szczelnie pokoju! – odparł Kotyk.
– Ale ty, Kocie, który ani we dnie, ani nocą nie odstępowałeś Księcia od dnia jego narodzin, byłeś niemal jego cieniem, nawet podobno sypiałeś w jego łożu, dlaczego nawet ty nie wiesz, co się stało? – spytała Królowa.
– Właśnie tej nocy, po raz pierwszy od bardzo dawna, wspiąłem się na dach zamku, aby pośpiewać do księżyca – szepnął Kotyk i przelotnie zrobiło mi się go żal. Lecz zaraz przypomniałam sobie, że koty są fałszywe. Ten zapewne też kłamał. Oczywiście! Miał pilnować swego ukochanego Księcia, a łaził po dachach!
– Właśnie dlatego, że cię nie było, jesteś pierwszym podejrzanym, chyba o tym wiesz – powiedział obojętnie Król, pochłaniając trzecie indycze udko zapieczone w miodzie. Widać było, że nieszczególnie interesuje go, kto będzie rządzić Cesarstwem, byle on miał spokój.
– Wiem o tym i czuję się winny. Wynajduję coraz to nowych ochotników, którzy próbują odnaleźć Księcia. Niestety, żadnemu z nich to się nie udało, a jeden zaginął bez wieści. Pewnie do dziś szuka Księcia – powiedział ponuro Kotyk.
– I masz nadzieję, że teraz także zaginie Nasza Królewska Mość z naszym królewskim synem – powiedziałam jadowicie. – Ale przeliczyłeś się. Przerwiemy tę beznadziejną wyprawę. Nasze Dziecko, jak widzę, dobrze się czuje w Królestwie Kielichów i nie mam zamiaru go dłużej narażać…
– Pani, całe nasze królestwo jest do twojej dyspozycji… – rzekł wdzięcznie tłusty Król.
– … i całe jedzenie – wtrącił Alef. – Masz szansę stać się równie królewska jak Jego Wysokość.
– Jak śmiesz mówić do mnie tym tonem! – zawołałam w gniewie i zwróciłam się do królewskiej pary: – Wygońcie go z zamku! Nie pojmuję, co tu robi taki zwykły Włóczęga! W moim zamku byłoby to niemożliwe.
Królowa spuściła oczy, a Król powiedział zmieszany:
– Prawa gościnności nakazują nam podejmować każdego, kto się pojawi, bez względu na pochodzenie czy strój…
– Ależ to głupie! W moim królestwie mogę wygnać wszystkich, którzy mi się nie podobają! Nie macie w takim razie żadnej władzy! – zawołałam oburzona.
Para królewska milczała, zapewne zastanawiając się nad moimi słusznymi uwagami, a ja kątem oka dostrzegłam, że Alef z Kotykiem coś szepczą. I znów zdawało mi się, że słyszę słowo „Gimel” i drugie słowo: „korona”. Ale zanim ponowiłam żądanie, aby wyrzucono Włóczęgę i Kota, Jonyk podpłynął do mnie z gracją tańczącego motyla i… malutką rączką zrzucił moją śliczną złotą koronę! Cenny klejnot, dźwięcząc po kamiennej posadzce, potoczył się głęboko pod stół! Najpierw w złości trzepnęłam w łapę Dziecko, które jednak nie rozpłakało się, lecz spojrzało na mnie uważnie. Z równą uwagą przyglądali mi się Kotyk z Alefem. Złość mi przeszła, za to poczułam pulsujące uderzenie krwi w skroniach.
– Tak strasznie boli mnie głowa – szepnęłam, przyciskając dłonie tam, gdzie wcześniej uciskała mnie królewska ozdoba.
Król i Królowa Kielichów przyglądali nam się ze zmieszaniem. Król, posapując, rozglądał się wokół za koroną. Królowa udawała, iż nie dostrzega, że dzielą nas jakiekolwiek konflikty.
– Skąd Wasze Dostojności mają tę koronę? – spytał Alef po chwili ciszy.
– To nie jest nasza korona – speszyła się Królowa Kielichów. – Takiego klejnotu nie ma w naszym skarbcu. Myślałam, że obecna tu królowa z Dalekiego Kraju przywiozła tę koronę ze sobą, w podróżnym bagażu.
– Korona leżała na moim łożu, w komnacie, obok tej sukni. Tylko dlatego ją włożyłam – powiedziałam, nadal czując pulsujący w skroniach ból. Miałam uczucie, że korona pozostawiła mi krwawy ślad.
– Nikt z nas nie nakazał jej tam kłaść. W skarbcu są tylko te nasze dwie korony, które wkładamy, gdy zjawiają się dostojni goście… – powiedział zdziwiony Król.
– Nie mamy nawet koron zapasowych, gdyby coś stało się z tymi – pożaliła się Królowa Kielichów.
Alef i Kotyk spojrzeli po sobie znacząco, Jonyk zaś wpłynął pod stół i wynurzył się po chwili z koroną w rączce. Mimo woli wyciągnęłam dłoń, czekając, aby mi ją podał, ale on skierował się tanecznymi ruchami ciała ku wąskim, wysokim oknom. Myślałam, że bawi się tym złotym cackiem i nie przeszkadzałam mu, czując do siebie żal, że go uderzyłam. Korona już przestała mi się wydawać aż tak godna pożądania. Lecz nagle ujrzałam, że mój synek małymi rączkami zatacza szeroki łuk i… wyrzuca piękny klejnot przez jedno z okien! Wszyscy zerwaliśmy się z miejsc i podbiegliśmy ku oknom: korona przez krótkie sekundy szybowała półkoliście, a potem jak kamień zaczęła spadać w dół, wzdłuż wysokich murów zamku. Gdy do opadnięcia na ziemię brakowało jej najwyżej parunastu metrów, nagle z wiszących nad zamkiem chmur wyłonił się wielki czarny ptak i schwycił cenną ozdobę w zakrzywiony dziób! Po chwili znów wzbił się wysoko w górę i razem z koroną zniknął z zasięgu naszego wzroku.
– Ptak… – powiedziałam pełna nadziei.
– … ale czarny ptak – szepnął złowieszczo Alef. – Duży sęp z Krainy Mroku.
– To nie ten Ptak, którego masz na myśli. Wręcz przeciwnie – wymruczał do mnie Kotyk. – Te ptaki nie są naszymi sprzymierzeńcami.
– Ale on porwał waszą własność! Taka cenna korona… – wtrąciła zmartwiona Królowa Kielichów.
– To nie nasze – powiedziało Dziecko.
– Ten klejnot też pochodzi z Krainy Mroku – szepnął Włóczęga. – Istota, która go podrzuciła, chciała wstrzymać naszą wyprawę…
– Skoro tak, to musimy szybko ruszać w dalszą wędrówkę – orzekłam bez cienia wahania…
– …w jaką wędrówkę? – spytał, śmiejąc się, mój mąż. Stał nade mną z apetycznie zastawioną tacą: kawa ze śmietanką, rogaliki, dżem. – Czy wiesz, że spałaś całe dwanaście godzin? W dodatku nigdy nie mówiłaś przez sen, a nagle zaczęłaś. To pewnie te kłopoty, które masz ze swoją nową powieścią… Wiesz, że Jonyk z Kotykiem też przez te dwanaście godzin nawet nie drgnęli w swoim łóżeczku? I wszyscy w trójkę obudziliście się prawie jednocześnie. Jakby was łączyła jakaś niewidzialna nić! Patrz, Ewo, przyniosłem ci śniadanie do łóżka. Rozpieszczam cię… Jest tu też butelka dla Jonyka.
Читать дальше