Toteż zaleca rozwagę i długi namysł. Atakuje Mardoniosa, że zachęca króla do wojny, i proponuje mu: my dwaj oddajmy w zastaw nasze dzieci. I jeżeli sprawa tak wypadnie dla króla, jak ty mówisz, niechaj będą zabite moje dzieci, a ja z nimi; jeśli zaś tak, jak ja przepowiadam, niech twoje dzieci zginą, a z nimi i ty, o ile powrócisz. Jeżeli jednak nie zechcesz przyjąć tego warunku, lecz powiedziesz wojsko przeciw Grekom, to ~ jak sądzę - niejeden z tych, co tu pozostaną, usłyszy, ż e Mardonios, sprawiwszy wielkie zło Persom, rozszarpany został przez psy i ptaki gdzieś w kraju Ateńczyków…
Napięcie tego spotkania rośnie, wszyscy zdają sobie sprawę, że gra toczy się o najwyższą stawkę. Kserkses wpada w gniew, nazywa Artabanosa bezdusznym tchórzem, za karę zabrania mu, żeby szedł z nim na wojnę. Tłumaczy: cofnąć się jest już niemożliwe dla obu stron, bo chodzi tu o działanie albo o bierność; chodzi o to, czy całe imperium ma ulec Grekom, czy też wszystkie ich ziemie mają należeć do Persów. Bo między naszymi wrogimi dążeniami nie ma żadnej pośredniej drogi.
I rozwiązuje naradę.
Potem przyszła noc i Kserksesa niepokoiła opinia Artabanosa. Rozważył sobie rzecz i doszedł do przekonania, że wcale nie jest dlań korzystnie wyruszać na Greków… wtedy usnął i oto ujrzał w nocy, jak opowiadają Persowie, taką marę senną. Zdawało mu się, że wielki i kształtny mąż przystąpił doń i rzekł: - Zmieniasz zatem, Persie, swój plan, tak że nie powiedziesz wojska przeciw Grekom?… raczej tę obierz drogę, na którą zdecydowałeś się wcześniej… Po tych słowach, jak się zdawało Kserksesowi, mara uleciała.
Z nastaniem dnia Kserkses ponownie zwołuje naradę: ogłasza, że zmienił zdanie i że nie będzie wojny. Słysząc to, uradowani Persowie złożyli mu hołd.
Ale w nocy, gdy Kserkses zasnął, znowu przystąpiła doń ta sama mara senna i rzekła:… jeżeli zaraz nie wyprawisz się na wojnę, wyniknie z tego, co następuje: jak w krótkim czasie stałeś się wielkim i potężnym, tak równie szybko znajdziesz się na dnie.
Kserkses, przerażony tym widzeniem sennym, wyskoczył z łoża i przez posłańca zawołał do siebie Artabanosa. Zwierza mu się z koszmarów nocnych, odkąd postanowił odwołać wyprawę na Greków: odkąd zmieniłem zdanie i powziąłem inną decyzję, zjawia mi się raz po raz widziadło senne, które bynajmniej tego nic pochwala, a teraz nawet zaczęło mi grozić, jeżeli bóg jest tym, który je zsyła, i życzy sobie, żeby wyprawa wojenna przeciw Grekom była podjęta, to i do ciebie przyjdzie ta sama mara senna i podobnie jak mnie będzie ci nakazywać.
Artabanos próbuje uspokoić Kserksesa: to, mój synu, wcale nie jest sprawą boską… zazwyczaj owe błąkające się widzenia senne głównie tych spraw dotyczą, o których ktoś za dnia myślał My zaś w ostatnich dniach przede wszystkim byliśmy zajęci ową wyprawą…
Kserkses jednak nie może się uspokoić, zjawa senna nachodzi go, każe mu iść na wojnę. Proponuje: skoro Artabanos nie wierzy mu, niechże włoży królewskie szaty, usiądzie na królewskim tronie, a potem, nocą, położy się w królewskim łożu. Artabanos tak czyni… i kiedy udał się na spoczynek, przyszła doń we śnie ta sama mara senna, która także Kserksesa nawiedziła, stanęła u głowy Artabanosa i tak rzekła: Ty więc jesteś tym, który powstrzymuje Kserksesa od wyprawy przeciw Grekom?… Wiedz, że ani w przyszłości, ani już teraz nie ujdzie ci bezkarnie, że próbujesz odwrócić przeznaczenie.
Tymi słowami, jak się zdawało Artabanosowi, groziła mara senna i zamierzała mu rozżarzonym żelazem wypalić oczy. Wtedy z głośnym okrzykiem wyskoczył z łoża, usiadł obok Kserksesa, opowiedział mu szczegółowo widzenie senne i stwierdził, że ponieważ jednak widzi, że działa tu siła boska, zmienia zdanie i jest za tym, aby wyprawić się na Greków…
Gdy Kserkses po tych wypadkach zdecydował się na podjęcie wyprawy, miał po raz trzeci widzenie senne, które magowie tak wyjaśnili, że odnosi się ono do całej ziemi i że wszyscy ludzie będą Kserksesowi służyć. A było ono takie: zdawało się Kserksesowi, że
jest uwieńczony gałązką oliwną, a wychodzące z tej oliwki pędy ogarniają całą ziemię, po czym jednak owa gałązka zniknęła…
– Negusi – powiedziałem rano i zacząłem się pakować. -
Wracamy do Addis Abeby.
– No problem! – odpowiedział ochoczo i uśmiechnął się,
pokazując swoje fantastycznie białe zęby
Nie od samego początku jest koniec widoczny.
Herodot
Już kiedy byliśmy znowu w Addis Abebie, scena ta, niczym owa zjawa senna z relacji Herodota, wracała do mnie dłuższy czas. Jej przesłanie jest pesymistyczne, fatalistyczne: w swoim postępowaniu człowiek nie ma wyboru. Nosi w sobie swój los, jakby to był kod genetyczny – musi iść tam i robić to, na co skazało go przeznaczenie. To ono właśnie jest Bytem Najwyższym, wszechobecną i wszystkoogarniającą Kosmiczną Siłą Sprawczą. Nikt nie stoi ponad przeznaczeniem, nawet Król Królów, ba, nawet bogowie. Toteż zjawa senna, która pokazuje się Kserksesowi, nie ma postaci boga, z nim można jeszcze paktować, można go nie posłuchać lub nawet próbować oszukać -z przeznaczeniem jest to niemożliwe. Pojawia się w postaci anonimowej, bez imienia i wyraźnych rysów, i jedynie ostrzega, wydaje polecenia lub grozi.
Kiedy to czyni?
Otóż człowiek, mający wypisany los raz na zawsze, musi tylko odczytywać ten scenariusz i wypełniać go punkt po punkcie. Jeżeli źle go odczyta lub spróbuje zmienić, wtedy właśnie pojawi się owa zjawa-przeznaczenie i najpierw pogrozi palcem, a kiedy to nie poskutkuje, sprowadzi na głowę pyszałka nieszczęście, karę.
Warunkiem przetrwania jest tedy pokora wobec przeznaczenia. Kserkses najpierw przyjmuje swoją rolę, a jest nią zemsta na Grekach za to, że znieważyli Persów i jego ojca. Wypowiada im wojnę, przysięga, że nie spocznie, dopóki nie zdobędzie i nie spali Aten. Jednak potem, słuchając głosów rozsądku, zmienia zdanie, tłumi myśli o wojnie, odkłada plany inwazji, wycofuje się. Ale wtedy właśnie ukazuje mu się zjawa senna: – Szaleńcze – zdaje się mówić – nie wahaj się! Twoim przeznaczeniem jest uderzyć na Greków!
Z początku Kserkses próbuje ten nocny incydent zignorować, uznać go za złudę, stanąć ponad nim. Ale tym jeszcze bardziej rozdrażnia i oburza zjawę, która znowu staje przy jego tronie, przy jego łożu, już teraz na dobre rozgniewana i groźna. Więc Kserkses szuka ratunku, bo nie jest pewien, czy przypadkiem nie ogarnia go obłęd spowodowany ciężarem odpowiedzialności – musi przecież podjąć decyzję, która przesądzi o losach świata, i to przesądzi, jak się później okaże, na tysiące lat, wzywa zatem swojego stryja – Artabanosa. – Pomóż! – prosi go. Ten z początku radzi, aby Kserkses sen zignorował: śnimy to, o czym myślimy za dnia, to wszystko. Słowem – sen mara, Bóg wiara – zdaje się mówić Artabanos.
Ale to króla nie przekonuje – zjawa senna nie opuszcza go, przeciwnie, ukazuje się coraz bardziej natrętna i nieprzejednana. W końcu nawet Artabanos – człowiek rozsądny i mądry, racjonalista i sceptyk – ustępuje przed zjawą, i nie tylko ustępuje – zmienia się z niedowiarka w gorliwego rzecznika, w wykonawcę nakazu zjawy-przeznaczenia: – Ruszać na Greka? Więc ruszamy. I to natychmiast! Człowiek jest we władzy rzeczy i duchów, a tu widzimy, jak władza duchów jest silniejsza niż władza rzeczy.
Читать дальше