Żyć się chce i umierać się chce. Umiera się przelotnie, w czasie przeszłym. Co tak mnie gna w tamtą otchłań?
Kiedy wędruję po ulicach z zamiarem odwiedzenia znajomych, jakaś siła odwodzi mnie od tego i każe wracać do domu.
Nie potrafię rozmawiać z ludźmi, nie potrafię opowiedzieć im o swoim świecie. Nie umiem mówić o niczym, jestem daleko od plotek, zwykłych codziennych spraw. Po prostu taka już jestem.
To, co nierealne, stawało się w moim życiu rzeczywiste. Jerzy jest „umarłym alkoholikiem”. Kończy się kolejny rok moich śmierci. W lipcu byłam przygotowana ostatecznie, z pełnym planem, i zdławiłam zwierza.
Odważyłam się spędzić Sylwestra inaczej. Piję szampana z nimi i w zaspach śnieżnych chodzimy po lesie. Nie odczuwam niepokoju.
Zrobiłam dla nich śniadanie. I tego można w życiu dokonać.
Tak, mój Mały Przyjacielu, twoje serce znowu bije niespokojnie, kiedy mam złe myśli. Doprawdy nie wiem, jak ty to czujesz?
Czy można modlić się o sen?
Jakim kosztem przegrywam, kiedy przegrywam?
Duszność, drżenie. To cena wolności ruchów, gonienia z Cezarem za kuropatwami po łąkach. Jestem szalona, ale w tym szaleństwie jest niesamowita metoda, która trzyma wszystko w całości.
Kiedyś weszłam w głąb siebie, w pogmatwany labirynt i oślepłam na kolory życia, poznając mrok czerni i odcienie szarości. Zawsze byłam na ostatniej orbicie do odpadnięcia.
Pracuję nad pracą magisterską, zabiera mi czas przeznaczony na moje pisanie.
Mam samobójcze myśli.
Mam myśli samobójcze.
Myśli samobójcze mam.
Samobójcze myśli mam.
Samobójcze mam myśli.
Myśli mam samobójcze.
W nocy miewam halucynacje słuchowe i wzrokowe. Wiem tylko, że nie mam psychozy.
Wykład z etyki: Życie jest największą wartością człowieka.
Zaliczyłam seminarium magisterskie na pięć. Uśmiech mamy. Nic więcej nie mogłam jej powiedzieć.
Krążę po orbicie swego samobójstwa.
Znowu błąkam się po ulicach miasta, przywołując cienie. Byłam w Przychodni Zdrowia Psychicznego osaczona śmiercią. Lekarz chciał mnie skierować do szpitala, ale tam bym ją odnalazła. Nie chcę już tutaj być i nic nie mogę na to poradzić. Każdy ruch, myśl, plan związane są z jej nazwą i pragnę jej silniej niż narkotyku. Dopełnione samounicestwienie.
Przesypiam. Ktoś mnie odwiedził, ale nie pamiętam. Po lekcjach jestem jak śnięta ryba i o to chodzi. Śnięte ryby nie mogą dorżnąć się same.
Nadal śnię. Gdzie jest wyjście z tej sytuacji?
Ktoś ma do mnie żal, że nie powiedziałam, nie przyjęłam pomocy. Jestem zajęta, bardzo zajęta odchodzeniem i wracaniem tutaj. To trzeba zrobić samemu, wdrapać się na kulę zwaną życiem i starać się na niej utrzymać.
Patrzenie w sufit wydaje się bardzo ważnym zajęciem. A oni chcą, bym była tu i tam.
Byłam u psychiatry i śmialiśmy się z mojej śmierci. Pogłaskał twarz tego szaleństwa.
A jednak Sylwia Plath odeszła, zostawiając dwoje małych dzieci i siła macierzyństwa nie powstrzymała jej. Jak silny jest cios skierowany w siebie.
Pogrzeby są tańsze niż leczenie jednego ćpuna. Ile kosztuje leczenie chorego społeczeństwa?
Stan posiadania Barbary R.:
Mam psa, pisanie i prochy zalecone przez psychiatrę.
Mam rodziców, którzy mnie kochają bezgranicznie.
Mam trochę przelotnych koleżanek.
Mam miłość.
Mam głupią nadzieję, że może jeszcze warto pożyć.
Samotność mam i bezsenne noce.
I szaleństwo posiadam.
Jestem taka bogata…
Dlaczego przemilczałam pierwsze lata narkomanii w Pamiętniku ? Muszę to dopisać. Bałam się sama przed sobą powrotu do tamtych lat. Bałam się tamtych wspomnień z dzieciństwa, kiedy musiałam wybierać rzeczy, które pozostawiały obrzydzenie, niechęć przyprawiającą o nieznany obłęd.
Usiłuję wpatrywać się w życie codzienne, lecz niewiele dostrzegam, nie pojmuję kręcenia się wokoło. A przecież niektórzy twierdzą, że jestem inteligentna.
Anno, wiesz. Właściwie nie wiesz. Tego nikt nie wie. Żywy nie wie, jak się umiera.
I tak na przedwiośniu przyjdzie mój czas, kiedy ciśnienie rozerwie klatkę piersiową, a serce nie nadąży za innym czasem. Co ja takiego sobie uczyniłam?
Wiosna jest zimna i ponura. Mama coś przeczuwa zmysłem macierzyństwa i osacza mnie pancerzem miłości.
Justyna przeżywa jakieś tragedie w małżeństwie. Chodzi po świecie jak skopany pies. To demon psychopatii trawi jej męża.
Język psychologiczny przydaje się, można wszystko nazwać, wytłumaczyć, przypisać etykietkę. Do diabła z psychologią. Dlaczego nie ma psychologii miłości?
Ile może być krzyku w milczeniu…
Witam, Anno. Umarłam. Tak, sadzę, że to się stało. Nie popełniłam samobójstwa. Istnieje Barbara Rosiek, ale mnie nie ma. Ona chodzi sobie po świecie, uśmiecha się do słońca, rozmawia z ludźmi i udaje, że nic się nie stało.
Boję się nadal drugiego człowieka. Najbardziej boje się ludzi normalnych.
Anna pyta, z czego leczy mnie psychiatra. Tego nie wiemy oboje. To wielka kosmiczno – matematyczna niewiadoma. To nasza tajemnica, niczym zagadka czarnych dziur we wszechświecie. Tajemnica naszego mózgu.
Miłość niesie w sobie ogromny ładunek tajemnej siły, mocy, która wynosi poświęcenie ponad majestat Boga, prawa, społeczeństwa. To za jej sprawą jesteśmy pokorni, wytrwali, silni i ulegli, upadamy i podnosimy się, żyjemy i przebaczamy.
We mnie siedzi złośliwy chochlik, który szepcze, bym uczyniła źle. Nigdy, Basiu, nie wyrzekaj się swego buntu. Nie wyrzekaj się siebie.
Zabraniam memu psu starzeć się. To oczywiście szaleństwo powierzać mu swoje tajemnice, ale dzięki jego obecności jeszcze JESTEM. Dziękuję ci mój Mały Przyjacielu.
Wiktor Hugo: Miłość to spełnienie.
Przygotowuję się do egzaminu magisterskiego. Nie potrafię uczyć się teraz psychologii, lecz kocham schizofreników.
Zamiast się uczyć, piszę nową część drugiego wydania Pamiętnika .
Skończyłam pisanie. To oczywiście w stylu mego szaleństwa, w kilka dni napisałam 100 stron. Ile zawiera dziennik, ile zostało we mnie? Nie można wszystkiego ujawnić. Trzeba zachować w sobie część tajemnicy. A może dziewięćdziesiąt procent.
Oddałam Docentowi gotową pracę i czekam na termin obrony.
Anna ma rację, że muszę żyć w specyficznym napięciu.
Dziewczyny z roku wychodzą za mąż, rodzą dzieci. Czas spełnienia kobiety. Nigdy nie pytałam, czy dane mi będzie to przeżyć.
Читать дальше