Cezar musiał pozostać w domu, nie uznaje innego miejsca do życia.
Muszę żyć, jeżeli było mi dane zaistnieć tyle razy. Otrzymałam życie jak tajemny dar Boga i trzeba z niego korzystać do końca. I tak nadejdzie ta Pani w najmniej spodziewanym momencie, w radosnym uniesieniu spełniając misję. Każde odchodzenie to deptanie kwiatów i powstawanie nowych odmian.
Dogoniłam siebie. Uczyniłam tak wiele, by tego dokonać i mam nagromadzoną siłę do przetrwania kryzysów, które na pewno nadejdą niczym letnie burze, zmywające kurz z rozgrzanych ulic, i będę oddychać nową nadzieją. Wypływam na mielizny.
Mieszkańcy małego miasteczka żywią się plotkami jak planktonem. Konsumują, przeżuwają i trawią w majestacie. Smakują mnie. Jak mnie przetrawią i nie zatrują się, będę mogła zaistnieć w ich świadomości jako swoja. Na razie usiłują mną manipulować, by załatwić swoje stare porachunki.
Czuję się jak wrzucona na głęboką wodę nieznanego jeziora o idealnie spokojnej powierzchni i, by utrzymać się na niej, macham rękami, robiąc zamęt.
Sparaliżowany pacjent zabił swoją żonę, tocząc się na wózku inwalidzkim, kiedy ona zabawiała się z kochankiem. Mam orzekać o jego stanie psychicznym z szefową i dyrektorem.
Andrzej ma dwadzieścia siedem lat i jest opętany przez szatana. Ma nakazy potępienia i nie je, przez co chudnie bardzo szybko i ma szansę umrzeć w całkowitej ascezie.
Spokojnie podchodzę do nieznajomego.
Dałam książkę szefowej, lepiej tak niż drogą plotki.
Ze Stasiem rozmawiam o ruchach planety nad Lublińcem i zakładaniu podsłuchów.
Oni są nieskończeni w swoich urojonych światach jak Kosmos. Wędrują po wyznaczonym odcinku czasu, zamykani przestrzenią stają się nośnikami Wielkiej Prawdy, niedostępnej psychiatrom.
Umyłam okno, zawiesiłam firankę, ale i tak pokój jest paranoiczno – depresyjny.
Zabójcę przewieziono do aresztu i umrze tam niewątpliwie, bo jest bardzo chory, ale nie pytajcie mnie o to, co dalej… To są zamki z piasku albo bańki mydlane. Tym jest tutejsza rzeczywistość.
Nie zdechnę z głodu, bo utrzymują mnie rodzice. Co robić, taki system, że po studiach trzeba być idealistą albo idiotą.
Szpital staje się dla moich pacjentów zapomnianą wyspą, otoczoną ironią zdrowych i nienawiścią rodzin. Każda próba wymarszu stąd może skończyć się otwartą wojną, dlatego ich agresja kierowanie jest do galaktyki, gdzie zanika w drodze do światła.
– Nie mogę opanować mnogości moich światów – powiedziała do mnie młoda schizofreniczka.
Uczę się psychiatrii na co dzień. Usiłuję pojąć układy małomiasteczkowe, ale to jest trudniejsze od tajemnicy schizofrenii, Nie potrafię rozszyfrować stronnictw, klik, wzajemnych podgryzań. Godziny badań, rozmowy. I totalna bezradność w działania. Kto tu rządzi?
Poznałam nowy rodzaj odmienności seksualnej – kopulacja w lewitacji.
Poczułam się jak w akademiku. Moi sąsiedzi zajmują się dwiema sprawami – albo się biją, albo kopulują. Zawsze jest to stan wskazujący na spożycie alkoholu. Najpierw rozbijają na sobie meble, a potem, kiedy są wyczerpani walką, padają w zespoleniu. Kończą nad ranem, a po południu zbijają meble i tak od początku.
Kiedy wchodzę na oddział, kilku katatoników zastyga w bezruchu, przypominając las skamieniałych drzew.
Mężczyzna w delirium po wypiciu „Bałtyckiej”. W nocy chodziły po nim szczury wielkości kotów i zapładniały jego żonę. Co za perfidne stworzenia.
Pan Staś odbiera w mózgu stacje nadawcze z USA i ZSRR. Przekazuje informacje o zagrożeniu z obu stron. Szukamy złotego środka na choroby psychiczne.
Młoda schizofreniczka czasami delikatnie unosi się nad podłogą, płynąc we mgle oparów neuroleptycznych, i jest idealną ciszą, jeżeli potępiający głos salowej jej nie przestraszy. Każde jej spojrzenie ma inne znaczenie, które odczytują tylko wtajemniczeni.
– To wszystko jest beznadziejne – powtarza w chwilach smutku.
W pokoju jest zimno, zimniej niż na dworze, więc czekają mnie infekcje.
Nieustannie docierają do mnie plotki. Jeszcze się nie wyciszyli, długo to trwa. Intryguję ich, nie pasuję im, a nie potrafią tego odkryć i są rozdrażnieni jak małe dzieci, którym nie udaje się rozebrać zabawki na części.
Afera nie może wybuchać, a nadmiar energii krąży w obiegu. Praca mnie wchłonęła tak bardzo, że nie widzę innego świata i to także jest niedobrze, bo spalam się zbyt szybko.
Nie można żyć w radosnym napięciu.
Wczoraj było mi tak dziwnie, a dzisiaj trochę lepiej się mam, więc nie wolno się poddać. Już myślę o moich pacjentach. Tylko smutno, że Cezar musi pozostać w Częstochowie. Zabrałabym go na spacer do lasu.
Malowaliśmy nastrój na zajęciach z psychorysunku. Tam, gdzie pozornie jest schizofrenia z defektem, tkwią duże możliwości, zdrowe fantazje i pragnienia.
Tajemnica schizofrenii jest oczywista i jedna. Można ją poznać, ale trzeba nauczyć się słuchać, wsłuchiwać w delikatny świat, utkany z niewidzialnej, srebrzystej nici i złotego pyłu westchnień.
Czy istnieją niebezpieczni chorzy? Wiem na pewno, że istnieje personel niebezpieczny dla chorych, przed którym drżą nieustannie i nie potrafią się obronić.
Ten szpital może kiedyś runie, podgryzany przez dół i górę. Co za swoisty kanibalizm.
Doprawdy nie wiem, jak tu żyję, chyba emocjami. Wygłodzona wpadam do domu, pochłaniam jedzenie i wracam do Lublińca.
Gotowanie jest dla mnie stratą czasu. Wyżywienie w stołówce jest zbrodnią przeciwko ludzkości. I na tym sprawa się zamyka.
Staś – Sputnik działa, wybił szyby przy drzwiach wejściowych. Nie przyznaje się do tego, twierdząc, że to amerykańskie sputniki.
Oddaliłam się od tamtego czasu, jakby zamknięta w urojonym świecie moich pacjentów. Ale oni nie pozwolą mi zapomnieć.
Niedługo książka ukaże się w księgami i zacznie się ciche polowanie.
Coraz częściej sama prowadzę społeczność. Szefowa zaganiana, to paranoja psychiatrów. Są przeciążeni na wszelkich łączach.
Pacjenci codziennie wierzą w swoje wyzwolenie i w to, że uda im się dotrzeć do lekarza, ale dostępu bronią cerberzy i zioną nienawiścią, wyciskając nowe piętna niewoli na ich obolałych ciałach. Co ja mogę z tym zrobić?
Pojechałam z ćpunami na leczenie do Świbia. W ośrodku myśleli, że mają do czynienia z młodą psycholożką, która nie ma pojęcia o narkomanii. Usiłowali mnie podbierać, męczyli się, więc w końcu powiedziałam im, że ja to ja. Byli bardzo zaskoczeni. I od razu okazało się, że mamy wspólnych znajomych. Zanosi się, że będę znana. Książka rozchodzi się w kraju.
Objąć te sto dziesięć psychotycznych życiorysów, aktualne stany, polepszenia, pogorszenia, plany na nową działalność w urojeniach, zamysły samobójcze – to praca Tytana.
Pielęgniarka oddziałowa obawia się zagrożenia swojej władzy z mojej strony. Do tej pory była najważniejsza, gdy nie było szefowej, a teraz pokrzyżowałam jej spokojną egzystencje. Jest zaskoczona, że przeraża mnie traktowanie pacjentów przez niektóre salowe. Usiłuję ingerować, by nie dochodziło do drastycznych sytuacji, ale co z tego będzie, nie wie nawet Bóg schizofreników.
Читать дальше