A ja nieustannie się dziwię, że psychiatria się nie rozpada, funkcjonując na dwóch przeciwstawnych biegunach, ciągnąc po bruku ładunek dynamitu z zapalonym lontem. To kolejna niepoznawalna tajemnica bytu. Sama nie skruszę muru psychopatii i nienawiści.
Wypadek na sąsiednim oddziale. Kipiało, dymiło, kiedy kolejny, który usnął z papierosem w ustach, został zwęglony i nie przypominał wymodlonego cierpienia. Pchnięty palcem, zamienił się w proch.
Psychiatryczny dzień: chodzą po oddziale, jęczą., śmieją się, odbierają „głosy”, wypełniają nakazy, są zagubieni w tysiącach światów. Wykrywają podsłuchy i potajemne połączenia, kosmiczne grzyby rosnące w piwnicach i nadajniki. System urojeń zaczyna się uodparniać na fenactil. Vivat schizofrenia!!!
Po trzech miesiącach pracy tutaj przechodzę kryzys. Weszłam w to z całym zapałem po to, by mnie na każdym kroku podcinano, stopowano, powstrzymywano. Szefowa czasami nie chce słuchać, odpowiadając sobie sama na pytania.
Zabrałam się za własne leczenie i pojechałam do Warszawy. Do Profesora. Profesor spokojnie przyjął moją opowieść, przerażający życiorys, który mnie samą zaskakuje, kiedy go opowiadam. Czas pomyśleć o swoim zdrowiu. Mam mały wybór: leki i pocieszenie, że halucynacje będą. Może chociaż lepiej będę sypiać.
Panie Profesorze, jestem gotowa być posłuszną pacjentką.
Stałam się sławna w Lublińcu. Nic na to nie poradzę, muszę przez to przejść i nie dać się zwariować. Pragnę spokojnej pracy i wieczorów na pisanie.
Nasza nowa Matka Boska codziennie rodzi Wszystkie Dzieci Świata. Jej krzyk jest zadziwiająco spokojny w misji spełniania marzeń zmartwychwstania. Pozwolono jej głosić prawdę, w którą nikt nie wierzy. Oni nie wiedzą, że tracą szansę na wieczne zbawienie.
Ucisk w czaszce jest zawsze psychogenny. Tak reaguję na wzmożony stres. Źle znoszę nowe leczenie. Nie wiem dlaczego, lecz nie mogę przyjmować tych leków.
Nie mieszczę się w strukturach pojęciowych tych ludzi. Gdybym była pacjentką, salową, ba, nawet pielęgniarką, wszystko byłoby naturalne. Lecz jestem psychologiem, i to „innym”, więc nigdy mi tego nie wybaczą.
Mam stan podgorączkowy, to przez migdałki, powinnam je wyciąć i trzeba będzie to zrobić.
Niewątpliwie brakuje mi zdrowia i ciepłego pokoju. Warunki w internacie są skandaliczne, ale dyrektor ma własne ciepełko i nic go nie interesuje.
To chyba tak ma być: moje życie tak się układa, że muszę znosić inne sprawy bardziej dokuczliwie, aby mniej myśleć o tamtym.
Trapią mnie wszystkie możliwe infekcje. Przyjmuję życzenia imieninowe, choć nie powinnam tego robić. Dobrze, że chociaż „moje” dziewczyny z terapii zajęciowej są tutaj, one pomagają mi przetrwać.
Przetrzymać to wszystko, gorączkę, kaszel, siebie, pracę. Nie mam siły na nic.
Jestem na zwolnieniu, nie mogę obciążać serca. Poczytać mogę więcej, uspokoić się od wewnątrz, zaleczyć gardło.
Kiedy w końcu usypiam, śnię koszmary: postacie ludzkie w czerni osaczają mnie, a potwory wrzucają do dziur bez początku i końca. Tulę się do mego psa i czuję się znowu bezpiecznie. Mama opiekuje się mną troskliwie i nic mi więcej nie potrzeba, tylko spokoju i samotności.
Wydaje mi się, że znowu idę w niewłaściwym kierunku. Daj mi, Panie, nowe siły i mądrość, bym się nie zagubiła na ścieżkach wielkiej psychiatrii. Nie, tam się nie zgubię. Nie przewidziałam psychopatyzacji personelu.
Stale myślę o moich pacjentach, jak im tam jest, co się z nimi dzieje. Dlaczego cierpią za miliony, jaki naprawdę jest ich świat, kim są, z czym się zmieszały resztki umownej osobowości, dokąd uleciały, jak się rozpadają?
Czym naprawdę jest defekt w schizofrenii? Przejściem w inny wymiar?
Byłam na kontroli u lekarza, mam brać zastrzyki. Ciało nie chce się leczyć i serce odpowiada innym rytmem. Nie mam odporności, jestem osłabiona.
Mała, gruba schizofreniczka jest stale przywiązywana do kaloryferów, ponieważ pasy i kaftany nie stanowią przeszkody dla jej szaleństwa. Na każdym odcinku jest nowy Chrystus ze śpiewem na spieczonych ustach.
Kiedy TO się skończy? Moi prorocy z oddziału codziennie przepowiadają apokalipsę.
Moje obsesyjne marzenia spełniają się. Dokąd płyną i gdzie są ich granice?
Lekarze dają mi niewielkie szanse, widzę to po grymasie na ich twarzach, mają w oczach pełno wątpliwości, rezygnacji. A ja na przekór żyję…
Nadal jestem na zwolnieniu. Wysiałam list do Profesora, że nie mogę stosować się do jego zaleceń.
Jestem stale rozszczepiona na dwa miejsca i stale w podróży, a to zwiększa przemęczenie i obniża nastrój.
Są na tym świecie ludzie, którzy według definicji psychiatrycznych nie cierpią na chorobę psychiczną, a bardzo trudno im pomóc. Miotają się mniej lub bardziej, w zależności od tego, na jakim etapie jest stan ich umysłu, czyli realizacją kolejnej koncepcji życiowej, która zazwyczaj upadla, bo nie wytrzymuje naporu samotności. Zdarza się też, że złapią w żagle pomyślny wiatr i wygrywają walkę. Ja nie mam dokąd iść…
Dla wielu pacjentów to dwudziesta Wigilia na oddziale, są skazani przez los i rodziny, a jednak ożywieni i cieszą się.
Powróciły wspomnienia o Marzenie.
Odnaleźć sens istnienia w sobie.
Na oddziale można zapisać tysiące lat samotności.
Staram się pogodnie wejść w życie. Szarpię się jeszcze, lecz znajomi twierdzą, że bardzo się zmieniłam i częściej się uśmiecham. I nie odczuwają tak mocno mego niepokoju. Nabieram pewności w moich wyborach.
Ciągle tutaj nie pasuję, zawadzam, bo wiedzą, że pacjenci znajdą u mnie schronienie, a ja zawierzam od nowa kolejnym ludziom.
Szefowa życzyła mi, bym w Nowym Roku walczyła o siebie bez depresji.
To chyba widać, że nie sypiam po nocach, zwłaszcza dla lekarzy jest to jasne, tutaj umieją rozpoznać takie stany. Chcę głębiej wejść w ich świat, a może to już mój świat albo to zawsze był mój świat. Szefowa prosi, bym leczyła swoją bezsenność.
Dlaczego ja mam halucynacje, kiedy nadchodzi zmrok, słyszę różne głosy i widzę wiele obrazów. Nie wiem, ile to trwa: sekundy, minuty, a może inne wymiary.
Pacjentka z depresją, która poszła na urlop, wyskoczyła z czwartego piętra. Przeżyła, lecz jest bardzo połamana. Przytłoczyło to nas w sposób szczególny.
Mam stan depersonalizacji. Odczuwam obcość we wszystkim, co robię i przeżywam.
Pojechałam na kolejne badanie do kliniki. Profesor nie zniechęcił się moim postępowaniem. Zostałam na całonocnym badaniu EEG. Miałam zasnąć i przespać tę noc, lecz nie było to możliwe.
Mam zmienione leczenie i nową nadzieję. Tak, Rosiek, kiepsko z twoją duszą.
Kilometry zapisu pracy mego mózgu z nocnego badania. Co można z tego wyczytać? Że nie śnię. Ależ ja śnię, panie Profesorze, co noc, koszmary tak realne, że przestraszyliby się ich moi schizofrenicy.
Читать дальше