To nie obłęd, chociaż dla niektórych tak to wygląda. To niepowtarzalny twór, niepoznawalny dla nikogo, a mimo to ludzie, obcując ze mną, mają poczucie bezpieczeństwa, które wynika z odpowiedzialności za własne szaleństwo.
Odwiedził mnie Paweł. Dlaczego wzbudza we mnie tyle emocji? Stale myślę O TYCH NAJWIĘKSZYCH CIERPIĄCYCH.
Dlaczego w psychozie nie można być pokornie dumnym? Czuwają nad tym ludzie z personelu.
Nie czuję lata, pierwszy raz w życiu o tej porze pracuję. Muszę wkładać w poruszanie się po świecie więcej trudu, układ krążenia nie radzi sobie z tym obciążeniem. W takich chwilach obiecuję, że będę żyć jak roślina delikatnie podlewana przez rodziców i chroniona przed wiatrami ścianami mego Królestwa, kiedy jednak poczułam głębszy oddech w płucach, zapomniałam o obietnicach składanych na pograniczu życia i umierania.
Noc halucynacji, iluzji i koszmarów. Przedmioty ze snów stawały się realne i na jawie odwiedzały mnie, czułam je dotykiem, węchem, który musiał być złudzeniem, bo nie ma takich zapachów na jawie. Była burza i gdy uderzył piorun, złapałam go w dłoń i uziemiłam własnym ciałem.
W ciągu dnia pracuję, słucham zagubionych dusz, ja pocieszycielka, i nie wiadomo, kto kogo przywraca rzeczywistości.
Czytam jedną książkę dziennie i wierzę, że to mnie uratuje. To oczywiste, że przychodzi Czas Narkotyku i nie ma innej rzeczywistości i nawet wizja AIDS nie ukoi nagromadzonej w podświadomości tęsknoty. Jednak powstrzymuję się i wiem, że nastąpiło wyzwolenie. Oddycham z ulgą i zaskoczeniem, że dokonałam Absolutnie Niemożliwego.
Sprawdzała mnie milicja, chyba w związku z amnestią. Zamykają stare sprawy, a ja się „wymknęłam”.
Na ile można być samotnym? Jak kawałek meteorytu poruszającego się w próżni kosmicznej przez tysiąclecia – tak nierealne bywa moje obcowanie ze światem.
Już wiem, że malutkie piranie są groźniejsze od potężnego krokodyla. Atakują grupą i rozdzierają ofiarę na setki kawałków. To mój personel.
Mój psychiatra pyta, czy czuję się lepiej.
Czuję się lepiej. Czy czułam się gorzej?
Godzinami mogę słuchać urojonego świata, ale nie jestem w stanie zmierzyć się z murem niechęci salowych, z idiotycznym regulaminem wewnątrzoddziałowym.
Smutno mi, Boże. Nie potrafię pogodzić się z tym światem.
Dlaczego klasyfikuje się choroby na lepsze i gorsze? Każda może zaatakować, losu się nie wybiera, nie widzę żadnej różnicy w cierpieniu, osamotnieniu, umieraniu. Są choroby, które wzbudzają lęk, obrzydzenie, pogardę, wyjmują spod prawa.
Umieraj przyzwoicie!!! Nie popadaj w obłęd!!! Nie rozpadaj się i nie śmierdź!!! Umieraj szybko i bez męczenia rodziny!
Narkomania jest chorobą duszy i ciała. Ciało rozpada się systematycznie, a dusza zmienia maski po każdym ataku bezsilności.
Zdumiona stwierdzam, że nie zarabiam na siebie i gdyby nie rodzice, to zęby w ścianę itd.
Szefowa poszła na urlop, powierzając mi oddział. Siostra oddziałowa poczuła się znów zagrożona. Nigdy nie miałam zamiaru wchodzić jej w drogę, ale ona profilaktycznie wysunęła pazury.
Trudno się podnosić, kiedy nadchodzi myśl, że trzeba było się powiesić mając szesnaście lat, gdy utraciłam wszystko tak boleśnie.
Pacjentka, odbierająca przekazy z TV, tuli do serca swe dzieci z uśmiechem na twarzy. Syntonia w schizofrenii. Piękny kwiat, zanim przekwitnie, zawsze wzbudza uśmiech.
Jeszcze jedną z chorób personelu jest nienasycenie. Nie potrafię chronić moich pacjentów w sytuacjach upokorzenia, bo wtedy personel występuje także przeciwko mnie.
Profesor wreszcie był ze mnie zadowolony, jakoś reaguję na leczenie. Czy odbierając sobie codzienną dawkę lęku, zubażam moje widzenie świata?
Połowa pacjentów to chronicy, będą tutaj do końca życia i powędrują na cmentarz szpitalny jako numer statystyczny. Odczłowieczenie dosięgnie ich nawet po śmierci.
Zbliża się złota jesień. Dostrzeganie piękna jest wzniosłe. Ile straciłam przez tamte lata? Rachunek jest nie do wyrównania.
Na chleb i wodę starczy. Na wino już nie, może czasami na piwko, by przefiltrować nerki, krew i mózg. To nie zarobki, to ochłapy jałmużny. Ideały nie nasycą, gdy człowiek głodny. I głodni, i w łachmanach mamy służyć człowiekowi?
Pochylam się nad każdą miłością, cudowną twórczością, poezją. Nad każdym szaleństwem, które przynosi dobre czasy i sny.
Pochylam się nad cierpieniem, każdą śmiercią, zagubieniem, utratą. Kocham Cię. I nic na to nie poradzę, nie poradzę, bo jestem Twoja, cała zatopiona na dnie oceanu. Wypłynę, jeżeli powiesz tylko jedno słowo.
Tyle we mnie mroku. Przyglądam się młodej kobiecie, która umiera w delirium po szesnastu latach brania leków. Jej powolne konanie w półśpiączce, w halucynozie, z drżeniem, w wyniszczeniu, przyprawia mnie o nieznany dreszcz, który niczym delikatny prąd przypomina mi, że i ja mogłam dojść do takiego stanu.
Każda noc przynosi rodzaj nadświadomości, gdy po dniu różnych zajęć pozwalam myślom spokojnie toczyć się i wyłapuję skojarzenia wraz z narastającymi obawami ciemności. Te niezliczone przemiany tak mnie zaciekawiają, że zapominam o lęku i pragnę iść dalej w nieznane, płynąć po niespokojnych jeziorach przytulona do dna porzuconej łodzi.
Wiem już, że kocham ten świat.
Oprócz choroby serca, napadów melancholii i halucynacji nic mnie nie toczy.
Kiedy nie pracuję, kiedy choroba przykuwa mnie do łóżka, w ciągu dnia piszę powieść, a wieczorem wiersz.
Dzisiaj zapomniałam na chwilę swe nazwisko…
Jedyną korzyścią z moich chorób jest możliwość pisania od rana, kiedy mam ciekawe skojarzenia, i nocami, kiedy są one jeszcze lepsze. Mam wielki talent do chorowania.
Moi rodzice opiekują się mną, jak tylko potrafią, szukają leków, kupują dobre rzeczy. Nie wiem, co bym bez nich zrobiła. Nie wiem. Odwrócenie porządku świata, to ja powinnam się nimi opiekować.
Powróciłam do pracy po kolejnej anginie i mam na praktyce studentów psychologii z mojej uczelni. Teraz ja im opowiadam o psychiatrii.
Nie czuje się najlepiej, to ogólne osłabienie organizmu. Jaki jest stan mego ciała? Wiecznie rozpadająca się wątroba, która się regeneruje, żołądek po prochach stale boli… Serce… to historia z innej opowieści. Nerki filtrują każdą ilość płynów i chwała im za to. Mózg: nie wiem, czy najpierw było szaleństwo, a później narkomania, czy odwrotnie, ale teraz to nie ma znaczenia. Nałożenie się dwóch spraw stworzyło całość. I to chyba tyle. O takich drobiazgach, jak wzrok, zęby czy słuch nie warto nawet wspominać. Jedna żyła na lewym przedramieniu nosi zdradziecką poświatę tamtych lat. Duszy nie warto roztrząsać – cierpi i nic tego nie zmieni.
Zalało mój pokój w internacie. W takich wypadkach staję się zupełnie bezradna. Dziwię się, że można mieć takie problemy, i zupełnie nie wiem, co mam robić. Zabiera mi to czas i powoduje rozdrażnienie, że tu wszystko się wali, kiedy sił mi brakuje i zdrowia. Jestem jak wyschnięte koryto rzeki, siadam w jednym miejscu, nie poruszam się i nie odpowiadam na pukanie do drzwi. God save my soul.
Читать дальше