Andrzej Mularczyk - Nie ma mocnych

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Mularczyk - Nie ma mocnych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Nie ma mocnych: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nie ma mocnych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Komedia obyczajowa, kontynuacja losów dwóch rodzin zabużańskich, osadników na Dolnym Śląsku, którzy po latach szukają męża dla swej wnuczki, by zdobyć następcę do swojego gospodarstwa. Stary Pawlak, ciężko chory, musi przekazać swą ziemię. Ale starszy syn Witia, ożeniony z Jadźką Kargulówną, więcej gruntów uprawiać nie może, młodszy zaś, Paweł, jest pracownikiem naukowym we Wrocławiu. Cała nadzieja we wnuczce, osiemnastoletniej Ani. Pawlak i Kargul postanawiają ją wydać za mąż za młodego technika mechanizacji rolnictwa Zenka. Ich przemyślna intryga doprowadza do szczęśliwego finału – młodzi pobiorą się, a ziemia zostanie w rodzinie.

Nie ma mocnych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nie ma mocnych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Był to chyba już czwarty, który zmiął w garści. Dziewczyna zza okienka, smętna jak gazeta sprzed tygodnia, najwyraźniej przygnębiona swoim losem i kolorem czarnego fartucha służbowego, patrzyła na niego z politowaniem. Zenek co chwila zerkał przez okno poczty, jakby nie chciał być w tym miejscu przyłapany ani przez Anię, ani przez swego anioła stróża. Wreszcie podpisał się pod tekstem i podsunął telegram urzędniczce.

– Dojdzie na dziś? – przekrzywił głowę, starając się ją wcisnąć w półkoliste wycięcie okienka. Urzędniczka najpierw przeczytała głośno tekst: „Kocham, kocham, kocham”! po czym spojrzała na Zenka z taką nienawiścią, jakby on był sprawcą wszelkiego zła na świecie.

– Tak się panu z tym kłamstwem spieszy?

– A skąd pani wie, że to kłamstwo? – uśmiechnął się, próbując ją olśnić pełnym garniturem swoich wilczych zębów.

– Też kiedyś dostawałam takie depesze, ale potem alimentów to już nie.

W tej chwili Zenek, spojrzawszy przez okno pocztowego urzędu na rynek, zobaczył przy furgonetce Budzyńskiego Anię w nowym uczesaniu oraz zootechnika Palimąkę, który miał taki wyraz twarzy, jakby w tej właśnie chwili był na grzybobraniu i znalazł okaz prawdziwka, nadający się do pokazania w telewizji. W dodatku otworzył drzwiczki swego seledynowego „wartburga” i zapraszającym gestem wskazał Ani miejsce.

Właśnie w tym momencie, wykorzystując fakt, że Warszawiak przestawiał z tyłu furgonetki spiętrzone skrzynki z alkoholem, magister Palimąka złożył Ani namiętnie stonowanym głosem propozycję nie do odrzucenia:

– Ślub z jednym nie przeszkadza, żeby przeżyć rozkosz z drugim – przekonywał dziewczynę, delikatnie ciągnąc palcami po jej ręce od kiści do łokcia, aż zatrzymał się przy dołku, w zgięciu ramienia.

– Zamiast ograniczać się do schematu nocy poślubnej, można pamiętać dwie noce: przedślubną i poślubną…

– O czym pan magister mówi? – Ania konsekwentnie udawała głupią.

– A co ty, maleńka, wolisz? Chleb czy tort orzechowy?

– Na co dzień to chleb.

– Ale noc, każda noc, powinna być słodka jak tort orzechowy.

– Niech pan uważa, bo nadchodzi mój narzeczony.

Magister Palimąka nawet się nie obejrzał. Ściszył tylko głos do namiętnego szeptu.

– Ja właśnie występuję w jego imieniu – zapewnił ją gorąco. – Bo wychodząc nietknięta za mąż zrobisz mu, maleńka, krzywdę, bo nie mając doświadczeń, nie potrafisz mu dać szerokiej skali emocjonalnych uniesień…

Chciał jeszcze Ani powiedzieć, że on jej tę skalę gotów jest jeszcze dziś zademonstrować, ale już nie zdążył. Poczuł na ramieniu potężną łapę, która obróciła go tyłem do Ani z takim impetem, że aż nogi pozostały zwrócone w przeciwną stronę niż głowa i zootechnik przypominał duży korkociąg.

– Zna pan adres jakiegoś chirurga?

– Nie – wystękał Palimąka, skręcony w świder.

– A dentysty?

– Grozisz?

– Ja nigdy nie grożę – uspokoił go Zenek – Ja od razu biję.

I spełnił swoją obietnicę tak skutecznie, że Palimąka rozkrzyżował ręce i jak bezwładny łachman opadł na bagażnik seledynowego „wartburga”. Ania nie zdążyła powstrzymać błyskawicznego ciosu Zenka. Tadeusz Budzyński ostrożnie zdjął magistra z bagażnika i delikatnie ułożył go na tylnym siedzeniu dwutaktu, który jeszcze przed chwilą, zgodnie z nadziejami właściciela, miał go wraz z Anią zawieźć do niezapomnianej krainy przedślubnej rozkoszy.

– Jak będziesz tak postępował, to się z tobą rozwiodę – zagroziła Ania; Zenek rozcierał pięść, której z niekłamanym podziwem przyglądał się Warszawiak.

– Pawlakowi to by się podobało – stwierdził z uznaniem. Będzie musiał złożyć raport o tym incydencie. Wolałby już zawieźć młodych z powrotem do Rudnik, zanim zootechnik dojdzie do siebie i zacznie jakąś awanturę, jednak do tej pory nie dokonano najważniejszego zakupu. W Domu Towarowym Ania wybrała dla Zenka okazały, ciemny garnitur i mimo jego protestów wepchnęła go do przymierzalni.

– No jak? – spytała, stojąc wraz z Budzyńskim przed kotarą.

– Sama zobacz – dobiegł zza kotary głos Zenka. Ania wślizgnęła się do kabiny. Zbyt długo trwało to przymierzanie, by Budzyński mógł uwierzyć, że sprawdzają tylko długość spodni. Odsunął kotarę i zobaczył Anię, wtuloną w ramiona Zenka. Jej ręce obejmowały pod marynarką plecy chłopca.

– Sprawdzałam czy luźna.

– Przecież to garnitur nie na dwie osoby – Budzyński nerwowo zaciągnął ekler swojej wiatrówki. – Garnitur bomba! Płacimy i spadamy stąd.

– Ja go nie wezmę – Zenek z ociąganiem zdejmował z siebie ciemną marynarkę, jakby trochę żal mu było rezygnować z tak pięknego prezentu.

– Jak to? – Ania nie rozumiała jego oporów – A ślub?

– Na ten jeden raz można by… pożyczyć.

Zenek opowiedział, jak to raz był drużbą na ślubie starszego kolegi z technikum. Też nie miał garnituru, ale za to miał szczęście: przed ślubem do pana młodego zajechał kolega z wojska, który był konwojentem w GS-ie. Tak się złożyło, że wiózł w ciężarówce sto garniturów z hurtowni do sklepów: Dwadzieścia wypożyczył po 50 złotych drużbom i gościom pana młodego. Kiedy na trzeci dzień po weselu, chciał odebrać te dwadzieścia sztuk granatowych dwurzędówek, to się okazało, że część gości leży w burakach, a inni rozpełzli się po całej gminie, szukając ukojenia dla kaca. Musiał przez tydzień biegać po okolicy i tropić tych, którym dał szansę podniesienia standardu elegancji za jedyne złotych. I właśnie Zenek mu pomagał odzyskać te garnitury, które jednak nie bardzo już nadawały się do sklepu.

– Ja bym się nie zgodziła brać ślubu z kimś, kto jest w pożyczonym ubraniu – Ania powiedziała to tak kategorycznie, że Zenek poczuł, iż nie w porę przytoczył tamto zdarzenie. Wyszedł na jeszcze większego naciągacza. Zauważył, że Budzyński przygląda mu się tak, jakby był prokuratorem przesłuchującym uczestników tamtego wesela w pożyczonych garniturach.

– Ale… ile on kosztuje? – Zenek próbował wykpić się żartem:Bo tamten tylko 50 złotych!

– Uzgodnione było, że dzisiaj za wszystko ja płacę.

Ania wyciągnęła z koszyczka portfel i zaczęła odliczać pięćsetki.

Zenek odłożył na bok garnitur, jakby wełna pół na pół z anilaną parzyła go w palce.

– Jak to wygląda? – powiedział półgłosem, patrząc z wyraźnym zawstydzeniem na ekspedientkę.

– Leży jak na miarę szyty – zapewniła ekspedientka, myśląc, że klient rozważa swój wygląd. Ania dobrze wiedziała, o co chodzi Zenkowi. Wydawało się, że już dawno przekonała go do tego, żeby nie miał żadnych obiekcji przed ślubem: kiedy dostanie posadę – spłaci długi: Ona zresztą i tak ma wobec niego największy dług: ocalone życie. Czy w obliczu ich miłości ma sens mówić o cenie garnituru? O kosztach wesela?

Obok furgonetki „nysa” było puste miejsce po „wartburgu”.

– Doszedł do siebie – stwierdził Budzyński uspokojony. – A raz, jak go byk kopnął, to tydzień w szpitalu leżał:

– A może ty wolałabyś takiego magistra z „wartburgiem”? – spytał cicho Zenek, wysuwając się z wnętrza furgonetki, gdzie z trudem znalazł dla siebie miejsce między skrzynkami piwa, wódki i oranżady. Ania, zamiast odpowiedzi, próbowała wcisnąć się pod plandekę, ale Tadeusz Budzyński wykazał się przytomnością.

– Panna młoda z przodu – otworzył drzwi szoferki i posadził Anię koło siebie. – A czego ten Palimąka od ciebie chciał?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Nie ma mocnych»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nie ma mocnych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Bursa - Killing Auntie
Andrzej Bursa
Andrzej Gumulak - Pełnia
Andrzej Gumulak
Andrzej Mularczyk - Sami Swoi
Andrzej Mularczyk
Andrzej Mularczyk - Kochaj albo rzuć
Andrzej Mularczyk
Andrzej Pilipiuk - Zaginiona
Andrzej Pilipiuk
Sandra Mularczyk - Die nackte Wahrheit
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Mein Trauma und ich
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Eine bunte Regenbogen-Welt
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Autismus und Meltdown
Sandra Mularczyk
Отзывы о книге «Nie ma mocnych»

Обсуждение, отзывы о книге «Nie ma mocnych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x