Wojciech Cejrowski - Gringo Wśród Dzikich Plemion

Здесь есть возможность читать онлайн «Wojciech Cejrowski - Gringo Wśród Dzikich Plemion» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gringo Wśród Dzikich Plemion: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gringo Wśród Dzikich Plemion»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

,,Gringo… to książka podróżnicza pełna przygód i zaskakujących zwrotów akcji. Autor – Wojciech Cejrowski, znany z niezwykłego poczucia humoru -po raz kolejny wprowadza nas w odległy, tajemniczy i całkowicie obcy współczesnemu europejczykowi świat indiańskich wierzeń i obyczajów. Na szczególną uwagę zasługują zamieszczone w książce zdjęcia ukazujące najbardziej egzotyczne zakątki świata i barwne wizerunki ich dzikich mieszkańców. Lektura tej ksiażki całkowicie pochłania czytelnika przenosząc go w ginący klimat pierwotnych kultur i plemiennych obyczajów.

Gringo Wśród Dzikich Plemion — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gringo Wśród Dzikich Plemion», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Rok później, w kolejnej edycji Katalogu motyli, pierwotną, prostą nazwę Barbara rozbudowano.

Stało się to konieczne, ponieważ ktoś [Przypis: Czytaj: zięć. Czytaj, ale bardzo proszę, dla dobra nauki, pod żadnym pozorem nie powtarzaj Mamusi, [przyp. Anonim]] pochwycił bliskich krewniaków motylka teściowej. Były to – mówiąc językiem przystępnym – inne wersje karoserii z tym samym silnikiem.

W konsekwencji pojawiły się nazwy pochodne: Barbara barbarus i Barbara barabara (miało być oczywiście Barbara barbara, ale ktoś zrobił błąd w przepisywaniu). Najgorsze było co, że skoro motylek teściowej przestał być jedynym znanym przedstawicielem swego rzędu, modyfikacji musiała ulec także i jego nazwa…

Uzupełniono ją o zwyczajowy w takich przypadkach człon vulgaris i wyszła z tego: Barbara vulgaris. (Bardzo adekwatne do tego, co powiedziała t., kiedy się o tym dowiedziała.)

Po tym niefortunnym wydarzeniu prośby o nadawanie motylom imion konkretnych osób ustały jak ręką odjął, a ich łowca mógł powrócić do dżungli. Tam łapie, czego inni złapać nie potrafią.

ŁOWCA ZAWODOWY

A czym nasz mistrz wabi motyle?

Zdradził mi tylko jeden ze swoich sekretów, co zrozumiałe, bo nie znaliśmy się wtedy prawie wcale.

On widywał moje programy w telewizji, a ja jego zobaczyłem po raz pierwszy też w TV, w jednej z porannych audycji dla nierobów (normalny człowiek o 8 rano pracuje albo się śpieszy, ale na pewno nie patrzy w ekran). Opowiadał wtedy o swojej niedawno zakończonej wyprawie do Ekwadoru i o tym, jak łapie motyle. Niestety nie skończył. Przerwano mu bowiem brutalnie – jak to zwykle bywa – w najciekawszym miejscu, bo…

…czas nas goni, ale może wrócimy jeszcze do tego tematu – jasne, jasne – a tymczasem zapraszamy Państwa na interesującą relację z otwarcia nowego wysypiska śmieci…

Odnalazłem go w ciągu kilku dni za pośrednictwem redakcji. Poprosiłem, by mi dokończył opowiadać to, co mu przerwano. Tak właśnie doszło do naszego pierwszego spotkania – u niego w domu, pod miastem.

Najpierw było gadu – gadu i ple, ple, ple, na temat tego, kto gdzie był, że on się zajmuje głównie motylami, a ja Indianami, że obaj od lat, i że żyjemy od wyprawy do wyprawy. Pokazywał mi swoje trofea, między innymi skórę ocelota (ja mu na to, że też taką mam), potem indiańskie pióropusze i inne gadżety Dzikich, aż wreszcie przeszliśmy do motyli.

* * *

Miał ich tysiące.

Zgromadzone były w specjalnym pokoju z antresolą, który wyglądał jak gabinet przyrodnika z epoki wiktoriańskiej. Cały w drewnie, ściany obudowane szafami robionymi na miarę, część szaf przeszklona – te zawierały książki, inne zaś składały się z płyciutkich szuflad, których były setki. Każda zawierała specjalną kasetę, w której pod szkłem siedziały motyle na szpilkach.

Ułożono je inaczej niż to się widuje w sklepach dla amatorów – tam gablotkę wypełnia nieusystematyzowany galimatias. Każdy owad pochodzi z innej parafii. Jest kolorowo i zmiennokształtnie, bo ma się sprzedać jako ozdoba na ścianę mieszkania.

Natomiast gablotki naukowca są nudne. Pełne monotonnych powtórzeń – ten sam gatunek w kilkudziesięciu egzemplarzach, żeby dało się prześledzić wszelkie zmienności i podobieństwa. No i nie zestawia się ze sobą motyli z żukami i pająkami. Poza tym wszystko ułożone jest w równych szeregach, a nie komponowane w ciekawe układy geometryczne.

* * *

– No więc jak pan je wabi na dno dżungli? – zapytałem w końcu. Wydawało mi się, że temat może być trochę drażliwy, ze względu na tajemnicę zawodową, ale przecież po to tu dziś przyszedłem.

– A, to różnie… – zaczął trochę niechętnie. – Najczęściej wystawiam im kuwetę z gnijącymi owocami. Muszą być jak najbardziej słodkie. Przejrzałe.

– Przecież w dżungli nie ma owoców.

– To trzeba przytargać z zewnątrz. Ja zwykle biorę ananasy. Dosyć długo wytrzymują bez lodówki, a poza tym dla moich potrzeb to one powinny się zacząć psuć od środka. Najlepsze są, kiedy już ciekną, bo dostają wtedy fajnego zapaszku. Buch takiego zgnilaka – - fermenciaka do kuwety, trzeba go jeszcze poszatkować albo rozdeptać, dla większego efektu, potem dorzuca się kilka dodatków i już.

– Jakich dodatków?

– Nooo, tu właśnie cały sekret. Sam patent z ananasem jest powszechnie znany i opisany w literaturze fachowej, ale wszystko co poza tym, to już prywatna inwencja twórcy – przy tych słowach wypiął pierś i puknął się w nią palcem.

– Inwencja? – zdziwiłem się. – Myślałem, że to się jakoś bada naukowo i ustala wymagany skład chemiczny, a potem leci według spisu.

– Jak pan chce złapać zupełnie nowego motyla, gatunek nieznany nauce, to przecież nie ma jeszcze żadnego spisu, prawda? Polujemy na coś, czego do tej pory nikt nie miał w rękach; wtedy trzeba kombinować z sufitu. Jedni mają nosa, inni wyczucie, ale większość ludzi na zawsze pozostaje na etapie bielinka kapustnika, bo jego jest w stanie upolować każdy przeciętny motocyklista.

– Wystarczy, że ziewnie w czasie jazdy.

– No a bardziej konkretnie? Czym pan zwabił któregoś z odkrytych przez siebie motyli?

– Tajemnica.

– Przecież nie ukradnę patentu, bo się na tym nie znam. Poza składem wabika musiałbym jeszcze wiedzieć, gdzie i jak go wyłożyć, a potem umieć rozpoznać właściwego motyla, złapać go i spreparować…

– OK. Ma pan rację, to nie jest zajęcie dla amatora. Proszę słuchać… Pewnego dnia łapałem właśnie na zgniłego ananasa i w ogóle mi nie szło. Ciągle przylatywały tylko takie sztuki, których już miałem całe stosy. Trzeba było zmienić domieszki. Ale zużyłem już cały mój zapas. To była końcówka wyprawy, drugi czy trzeci miesiąc. Pogoda fantastyczna, owady się roją jak oszalałe, a ja tu nie mam czym wabić. Wszystko mi się pokończyło, zostałem bez przynęt i bez pomysłu co robić. A pogoda, jak już mówiłem wspaniała i czuję przez skórę, że w taki dzień złapałbym jakiś nieznany okaz. Miotałem się w bezsilnej złości i w końcu, właściwie bezmyślnie, na to wszystko nasikałem. I to było to!

– ??? – zapytałem brwiami.

– Mocznik! – odpowiedział tak, jakby to mogło coś wyjaśnić. – Ludzkie siuśki zawierają mocznik. Genialne – pochwalił sam siebie, chyba słusznie, skoro ja się jakoś nie kwapiłem. – Posunięcie na miarę Kasparowa! Całkowita zmiana bukietu: nagłe z owocową słodyczą miesza się cierpkość soli fizjologicznych, lekka zgnilizna, odcienie kwaskowate… po prostu cudo! – robił miny jak kiper win, kiedy dostanie w swoje ręce wyjątkowo dobry rocznik. – Cierpiałem wtedy na odwodnienie, więc to wszystko, co ze mnie wyszło, było mocno skoncentrowane, aż piekło. Sam pan wie, jak to jest w dżungli, kiedy nie ma co pić…

– Zadziałało? – pchnąłem go z powrotem w kierunku głównego wątku.

– GENIALNIE! Połapałem całe chmary. I do dziś najchętniej stosuję ananasa z siuśkami. Taki, można powiedzieć, polski sznyt. Motyle na to idą, Sorbona płaci… Gdyby oni wiedzieli, za co konkretnie…

POŻERACZ OWADÓW

Reszta wieczoru upłynęła nam na kolacji, w czasie której opowiadaliśmy sobie różne egzotyczne historie związane z owadami. Z moich Opowieści entomologicznych najbardziej interesowało go, co jak smakuje, ponieważ on, jak do tej pory, żadnego robactwa nie jadał, a ja owszem. Nawet często. Niestety.

Relacjonowałem więc, że smażona szarańcza, którą można kupić na wielu bazarach w północnym Meksyku, smakuje jak skwarki polanę karmelem (oni ją smażą tak jak frytki – na głębokim oleju – a następnie dosypują cukru albo dodają miodu), pieczone mrówki smakują starą patelnią, natomiast żywe chrupią w zębach i pieką w język, a najgorsze ze wszystkiego są świeże pędraki – ulubiona potrawa niektórych Indian. Są podobno bardzo bogate w witaminy, ale kiedy je przegryźć, to tak, jakby się człowiekowi odbiło żółcią, fuj.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gringo Wśród Dzikich Plemion»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gringo Wśród Dzikich Plemion» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gringo Wśród Dzikich Plemion»

Обсуждение, отзывы о книге «Gringo Wśród Dzikich Plemion» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x