Wojciech Cejrowski - Gringo Wśród Dzikich Plemion

Здесь есть возможность читать онлайн «Wojciech Cejrowski - Gringo Wśród Dzikich Plemion» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gringo Wśród Dzikich Plemion: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gringo Wśród Dzikich Plemion»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

,,Gringo… to książka podróżnicza pełna przygód i zaskakujących zwrotów akcji. Autor – Wojciech Cejrowski, znany z niezwykłego poczucia humoru -po raz kolejny wprowadza nas w odległy, tajemniczy i całkowicie obcy współczesnemu europejczykowi świat indiańskich wierzeń i obyczajów. Na szczególną uwagę zasługują zamieszczone w książce zdjęcia ukazujące najbardziej egzotyczne zakątki świata i barwne wizerunki ich dzikich mieszkańców. Lektura tej ksiażki całkowicie pochłania czytelnika przenosząc go w ginący klimat pierwotnych kultur i plemiennych obyczajów.

Gringo Wśród Dzikich Plemion — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gringo Wśród Dzikich Plemion», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W Europie i Stanach Zjednoczonych są kolekcjonerzy gotowi płacić ciężkie pieniądze za odpowiednio spreparowane rzadkie okazy. To niezły zarobek, więc zawsze mnie ciekawiło, w jaki sposób motyle z dżungli trafiają potem do wystawienniczych gablotek? Kto je łapie? I jak to robi?

Posłuchajcie…

POLOWANIE Z SIATKĄ

Jeśli chodzi o gatunki nocne, nie stanowi to większego problemu: Na kawałku otwartej przestrzeni – a więc nad brzegiem rzeki albo na środku indiańskiej wioski lub karczowiska – rozpina się pionowo gęstą siatkę. Za siatką umieszcza się mocne źródło światła (wystarczy porządna latarka) i czeka – owady przylatują same. Wybiera się je na bieżąco, robiąc przy tym pierwszą selekcję. Każdy okaz można dokładnie obejrzeć jeszcze przed złapaniem, więc jest okazja powybrzydzać.

Bardzo pięknie, ale jak złapać motyle, które w nocy śpią?

Tradycyjna siatka na kiju raczej odpada, bo większość interesujących nas gatunków żyje wysoko w koronach drzew. Cały dzień przebywają pośród słońca, kwiatów i świeżego powietrza, czyli wiele metrów nad ziemią. Wleźć tam jest bardzo trudno.

Oczywiście robi się takie rzeczy (na przykład po to, by filmować małpy), ale do tego potrzebny jest sprzęt wspinaczkowy. No a potem co? Kamera ma teleobiektyw, więc można się za jego pomocą do małpy „przybliżyć”, ale siatka na motyle ma tylko kij. Trzeba by godzinami czatować w jednym miejscu, aż coś zechce do nas podlecieć, bo przecież człowiek nie małpa i skakać za motylem z drzewa na drzewo nie potrafi.

W tej sytuacji można by machnąć ręką na gatunki wysokościowe i skupić się na tych przyziemnych, ale przy ziemi wcale nie jest łatwiej. Dżungla to nie park miejski – jest gęsta. Za pierwszym razem człowiek ma wrażenie, że spaceruje wewnątrz żywopłotu. A jeżeli ma przy sobie siatkę na motyle, to dość szybko przestaje spacerować i tkwi zablokowany w chaszczach.

Jak więc oni je łapią? Bo przecież jakoś łapią, prawda?

Robią to w sposób… naukowy:

Najpierw trzeba zbadać (czyli np. zaobserwować przez lornetkę), co dany motyl (może być wysokościowy – obojętne) lubi. Co jada na śniadanie, czym się interesuje i jak to p a c h n i e. Bo motyle myślą powonieniem.

Następnie trzeba to wszystko odtworzyć, w postaci silnię pachnącego koncentratu. Powstaje „donośna” iluzja, którą mają zwęszyć motyle unoszące się wysoko nad naszymi głowami.

Odbierają sygnał, że gdzieś tam na dole, w piekle dżungli, otwarto motyli odpowiednik raju na ziemi. Przybywają więc, z całej okolicy. Zwiedzione zapachową fatamorganą, otumanione wizjami niebywałej uczty czy orgii. Wbrew instynktowi sfruwają na mroczne dno lasu…a my wtedy… podchodzimy po cichutku… na paluszkach… A potem… niespodziewanie… CAP JE W SIATKĘ!

Do tego miejsca, była to znana wszystkim łowcom motyli t e o r i a. Którą, mało kto potrafi zastosować w praktyce, bo praktyka jest – oględnie mówiąc – zniechęcająca:

• Najpierw godzinami… dniami… tygodniami… wisimy na linie, podwieszeni na szczycie najwyższego drzewa w okolicy, skąd, za pomocą lornetki, śledzimy ruchy interesującego nas gatunku motyla.

• Potem wspinamy się na wszystkie sąsiednie drzewa, aby pozrywać te kwiatki, lub owoce, na których delikwent siadał najczęściej.

• Następnie poddajemy nasze zbiory analizie chemicznej i zapachowej, co w warunkach dżungli nie jest łatwe.

• I wreszcie syntetyzujemy eliksir, który ma imitować wszystko, o czym motyl marzy, ale boi się do tego przyznać. Większość łowców rejteruje właśnie w tym punkcie – nie udaje im się odpowiednia synteza i całe miesiące ich żmudnej pracy idą na marne.

Problem w tym, że nie wystarczy zgromadzić w jednym miejscu pryzmy ulubionych przez danego motyla kwiatków – on przecież takie same kwiatki ma tam na górze, więc po cóż miałby się fatygować do nas? W tej sytuacji, nasze kwiatki muszą być w jakiś sposób lepsze od tych na górze. Muszą pachnieć mocniej, słodziej, bardziej smakowicie. To musi być kwintesencja pokusy. Nieodparta. [Przypis: Coś jak zaproszenie od dziewiętnastoletniej studentki AWF – u, która pragnie nas uszczęśliwić za wszelką cenę i bez zobowiązań, a ponadto na samym wstępie wręcza nam liścik od naszej własnej żony z życzeniami: „Baw się dobrze, kochanie.”]

Kto potrafi wyprodukować coś takiego, ten zostaje królem polowania.

KRÓL POLOWANIA

Kilka lat temu spotkałem Polaka, który zaopatruje w motyle największe światowe kolekcje – a to Sorbonę, a to British Museum – wszystko za odpowiednią cenę. [Przypis: Czytaj: horrendalną! (przyp. główna księgowa* British Museum)

* Poprzednio – przez cale lata – funkcję tę piastował mężczyzna. Pewnego dnia, niespodziewanie dla wszystkich, odszedł na przedterminową emeryturę. Chwilę wcześniej trzasnął drzwiami i powiedział, że nie godzi się wypłacać TAKICH! sum za tekturowe pudełka pełne robaków i szpilek. Dla podreperowania nerwów lekarze zalecili mu dłuższy pobyt w Szkocji]. Płaczą, ale płacą, ponieważ on jeden nigdy nie wybrzydza, nie mówi, że się nie da – zawsze dostarcza, czego tylko sobie zażyczą, a oni – zadowoleni i wściekli jednocześnie – zamawiają u niego coraz rzadsze gatunki. Albo nawet takie, o których się mówi, że już wyginęły. [Przypis: Ostatnimi laty motyle zdychają jak muchy. To od morowego powietrza, które wysyłamy im z Europy i Ameryki Północnej. Jedna kropla kwaśnego deszczu na skrzydełka i po ptokach. Na szczęście większość tych deszczów do Amazonii nie dolatuje. W ramach swoistej wymiany międzynarodowej wracają do nadawców: czeskie spadają w Polsce, polskie w Szwecji, szwedzkie w Niemczech, niemieckie w Czechach, czeskie w Polsce… i tak dalej…]. Potem zaś nie mogą wyjść z podziwu, że facet łapie to, co inni jedynie oglądają na starych rycinach albo przez bardzo długie lornetki.

A najbardziej dziwią się wtedy, gdy on przywozi to, czego jeszcze nikt nigdy nie miał okazji oglądać.

Chłop ma do tych rzeczy nadzwyczajną smykałkę i w trakcie każdej wyprawy łapie kilka motyli nieznanych nauce, W dodatku w ilościach, które pozwalają opisać i zarejestrować nowy gatunek. A odkrywca, jak wiadomo, ma prawo nadać odkrytemu przez siebie gatunkowi imię…

Pierwszym kilku nadal swoje własne.

Imię, potem nazwisko, drugie imię, imię od bierzmowania, ksywkę ze szkoły… – Co by tu jeszcze? – …imię żony, dziecka, kumpla, z którym chodzi na ryby… – A teraz, eee… już wiem! – …imię kota, psa, ulubionej drużyny piłkarskiej, gatunku piwa…

– Co mówisz, kochanie? – …TEŚCIOWEJ… – Ależ oczywiście, Żabciu. Ja po prostu planowałem, że w przypadku Mamusi to będzie jakiś… bardziej dostojny motylek, ale jeżeli trzeba już teraz, natychmiast, to naturalnie, nie ma sprawy. – …a potem, jak się pewnie Państwo domyślają, twórca stracił kontrolę nad swoim dziełem.

Już nie odkrywał nowych gatunków, lecz realizował konkretne zamówienia.

Bo o „swoje” motyle przymawiali się wszyscy, którym jakoś nie wypadało odmówić. Fala roszczeń rosła i nabrzmiewała nieprzyjemnie. Ale nie zdołała przerwać tam – przeciwnie – pewnego dnia cofnęła się w popłochu. I znikła.

A było to tak, posłuchajcie…

Najpierw, w najnowszym internetowym wydaniu Katalogu motyli pojawiła się rażąca oko niekonsekwencja: niewinny i płochy z natury amator kwietnego nektaru otrzymał imię Barbara (na cześć teściowej).

Po polsku niekonsekwencji nie widać, ale przecież motyle mają nazwy łacińskie, a w łacinie Barbara pasuje bardziej do gladiatora niż do rusałki. Kojarzy się z kimś, kto z drewnianą maczugą gania po parku w poszukiwaniu marmurowych posągów. Potem utrąca im wszystkie wystające członki i leci dalej. Oczywiście nie po to, by wąchać kwiatki, ale w celu czynienia dalszego barbarzyństwa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gringo Wśród Dzikich Plemion»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gringo Wśród Dzikich Plemion» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gringo Wśród Dzikich Plemion»

Обсуждение, отзывы о книге «Gringo Wśród Dzikich Plemion» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x