Tak się rozgadał, że niemal wybuchnęłam nerwowym śmiechem.
– O co chodzi? – Mówiłam spokojnym głosem, jednak wszystko we mnie krzyczało ze strachu.
Dan sięgnął przez stół i ujął mój przegub.
– Mam wieści o twoim mężu, Dymitrze Łubieńskim.
Przed moimi oczami pojawiły się białe plamki. Zgarbiłam się na krześle. Owiał mnie gorący wiatr z podwórza, poczułam zapach szałwi i mięty. Dymitr. Mój mąż. Dymitr Łubieński. Powtarzałam bezgłośnie jego nazwisko. Łączył się z przeszłością, – nie mogłam go skojarzyć z niczym aktualnym. Jego imię pachniało brandy, miało brzmienie puzonów i perkusji z orkiestry dętej w Moskwie – Szanghaju. Przywodziło na myśl smokingi, aksamity i orientalne dywany. Nie był częścią restauracji w Sydney, w której siedziałam z Danem. Zabrakło go w upale i w błękicie australijskiego nieba.
Przed moimi oczami przelatywały rozmaite obrazki: misa z zupą z płetwy rekina, rumba na zatłoczonym parkiecie, pokój pełen ślubnych róż. Upiłam łyk wody, ledwie mogąc utrzymać szklankę w drżącej dłoni.
– Dymitr? – Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić.
Dan wyciągnął z kieszeni chusteczkę i otarł czoło.
– Nie mam pojęcia, jak ci to powiedzieć.
Mówił do mnie jak we śnie, ledwie go słyszałam. Imię Dymitra było niczym cios. Nie przygotowałam się na to. „Mieliśmy napić się kawy i zjeść ciastko. Dan przybył w interesach. Mieliśmy przez cały ranek opowiadać żarty i rozmawiać o swoim życiu”. Coś się stało. Dan i ja nie byliśmy już tymi samymi ludźmi co dziesięć minut wcześniej. W gardle czułam metaliczny posmak.
– Aniu, nieco ponad tydzień temu siedziałem przy śniadaniu, kiedy Polly przyniosła moją korespondencję i gazety. To miał być zwykły dzień, jak każdy inny, tyle że zrobiło się późno i musiałem zabrać gazetę do biura. Ubrałem się i chwyciłem ją ze stolika.
Zamarłem na widok zdjęcia z pierwszej strony. Momentalnie rozpoznałem twarz mężczyzny. Napisali, że policja stara się go zidentyfikować. Postrzelono go podczas jakiegoś nieudanego napadu, leżał nieprzytomny w szpitalu.
Miałam wilgotne ręce. Palce pozostawiły na obrusie odciski przypominające motyle. Dymitr. Napad. Ranny. Postrzelony. Usiłowałam to sobie wyobrazić, ale nie mogłam.
– Na widok fotografii natychmiast pomyślałem o tobie – ciągnął Dan. – Powinienem ci powiedzieć? Wszystko we mnie krzyczało, że nie. Byłaś szczęśliwa, a ten człowiek potraktował cię w odrażający sposób. Porzucił młodą żonę. Skąd mógł wiedzieć, czy zdołasz dostać się na statek? Gdybyś poczekała jeszcze kilka godzin, nie odpłynęłabyś, a komuniści by cię rozstrzelali.
Dan odchylił się na krześle i zmarszczył brwi. Uniósł serwetkę, rozwinął ją i znowu rzucił na kolana. Przyszło mi do głowy, że po raz pierwszy widzę jego złość.
– Wiedziałem jednak, że mam moralny obowiązek wobec policji i rządu przynajmniej zidentyfikować Dymitra – mówił. – Zadzwoniłem do sierżanta wymienionego w artykule. Spisał moje zeznanie i powiedział, że ksiądz w szpitalu także chce porozmawiać z kimś, kto znał tego człowieka. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale postanowiłem zadzwonić. Zatelefonowałem do szpitala, a duchowny powiedział mi, że Dymitr znajduje się w kiepskim stanie, jest przytomny, ale przeważnie majaczy. Postrzelono go, gdy próbował bronić siedemnastolatki. Zamarłem. „Kim jest Ania? – spytał mnie ksiądz. – Ciągle woła Anię”. Powiedziałem mu, że przylecę następnym samolotem.
W sali było niezwykle duszno. Miałam wrażenie, że upał atakuje mnie falami. Zastanawiałam się, dlaczego nie włączyli wentylatora.
Nie zrobili nic, żeby umożliwić przepływ powietrza. Bawiłam się kapeluszem. Zdjęłam go i położyłam na sąsiednim krześle. Wydał mi się teraz czymś strasznie niemądrym i frywolnym. Nic nie było już takie samo. Czułam, jak moje krzesło się unosi, a sufit zbliża, jakbym podróżowała na grzbiecie fali i w każdym momencie groziło mi wciągnięcie pod wodę.
– Aniu, to dla ciebie okropny szok – powiedział Dan. – Napijesz się brandy?
Chyba mu ulżyło. Miał za sobą to, czego obawiał się najbardziej. Znowu mógł być silnym przyjacielem pomagającym mi pokonać jeszcze jeden kryzys.
– Nie – odparłam, a sala kołysała mi się przed oczami.
– Jeszcze wody.
Dał znać kelnerowi, aby ponownie napełnił moją szklankę.
Kelner zrobił to ze spuszczonymi oczyma, usiłując zachować dyskrecję. Było w nim coś ponurego, jego blade dłonie wyglądały trochę nieludzko, ubiór zaś kojarzył się ze starym kościołem. Bardziej przypominał właściciela domu pogrzebowego niż kelnera.
– Mów dalej – poprosiłam Dana. – Co się stało podczas twojego spotkania z Dymitrem? Nic mu nie jest?
Dan drgnął, ale nie odpowiedział na moje pytanie. Przyszło mi do głowy, że wszystko się zmieniło, wywróciło do góry nogami. Nie rozumiałam Dymitra. Człowiek, o którym opowiadał mi Dan, nie był tym samym, którego tak długo sobie wyobrażałam. Co z jego łatwym życiem? Z nocnym klubem? Z Amelią?
– Pojawiłem się w Los Angeles dzień po ukazaniu się tego artykułu w gazecie – powiedział Dan. – Poszedłem prosto do szpitala. Ksiądz już na mnie czekał. Ponieważ podałem policji nazwisko Dymitra, sprawdzili kilka faktów. Pracował dla gangstera nazwiskiem Ciatti, pomagał mu prowadzić nielegalny dom gry w śródmieściu. Tamtej nocy postrzelono go na wzgórzach, w domu pewnej szychy. Facet nie dowierzał bankom i chodziły słuchy, że w domu ukrywa stosy pieniędzy i klejnotów. Ciatti skądś się o tym dowiedział i doszedł do wniosku, że może zarobić łatwe pieniądze, zwłaszcza że hazard nie szedł najlepiej. Z dwoma opryszkami włamał się do domu. Dymitr był tylko kierowcą. Został w samochodzie. Wszystko jednak wzięło w łeb, kiedy pod drzwiami pojawiła się siedemnastoletnia wnuczka bogacza. Tego nie było w planie. Dymitr patrzył, jak wbiegła na schody, wiedział, że idzie wprost w śmiertelną pułapkę. Ciatti już do niej celował, kiedy nagle Dymitr wpadł do domu. Wybuchła awantura. Dymitr rzucił się na Ciattiego, dostał kulę w płuco i drugą w czubek głowy. Krzyki i strzały zwróciły uwagę sąsiadów, Ciatti i jego ludzie musieli uciekać.
– Ocalił ją? – spytałam. – Dymitr ocalił nieznaną sobie dziewczynę?
Dan skinął głową.
– Aniu, kiedy spotkałem się z nim w szpitalu, przez większość czasu mówił niezrozumiałe rzeczy. Kiedy jednak zapytałem go, o wydarzenia tamtej nocy, wydawał się przekonany, że ty byłaś tą ocaloną dziewczyną.
Coś ścisnęło mnie w sercu, jakby to, co leżało tam uśpione od wielu lat, właśnie się przebudziło. Potarłam twarz dłońmi, ale nie czułam palców na policzkach.
Dan mnie obserwował. Nie miałam pojęcia, jak interpretować napięcie w jego twarzy.
– Dymitr czasem miewał przebłyski świadomości – powiedział. – W tamtych chwilach opowiadał mi o dziewczynie, którą niegdyś kochał. Młodej kobiecie tańczącej z nim bolero. Zupełnie jakby rozumiał, kim jestem, i sądził, że przybyłem w twoim imieniu. „Powiesz jej, prawda? – błagał mnie. – Powiedz jej, że zawsze o niej myślałem. Uciekłem z tchórzostwa, nie dlatego, że jej nie kochałem”. „Skąd będzie wiedziała? – pytałem go. – Jak przekonam o tym Anię, skoro zostawiłeś ją na pewną śmierć”. Dymitr przez długi czas nie odpowiadał. Opadł na poduszkę, a jego wzrok błądził nieprzytomnie. Myślałem, że znowu zapadnie w śpiączkę, ale nagle popatrzył na mnie i powiedział: „Gdy tylko dotarłem do Stanów, uświadomiłem sobie, że zachowałem się jak głupiec. Tamta kobieta? Myślisz, że mnie kochała? Zostawiła mnie z dnia na dzień. Kiedy zapytałem ją o przyczynę, powiedziała, że zależało jej jedynie na pokonaniu Ani. Nigdy nie zdołam ci wyjaśnić, jaką miała nade mną władzę. Potrafiła obudzić we mnie najgorsze instynkty. Inaczej niż słodka Ania, która wyzwalała we mnie wszystko, co najlepsze.
Читать дальше