– Witaj, stara panno numer dwa – mawiała za każdym razem, gdy wchodziłam do biura. – Czujesz się tak jak ja?
Gdy to mówiła, natychmiast wpadałam w przygnębienie.
Odwróciłam się i popatrzyłam na matrioszki ustawione na mojej toaletce. Było ich razem pięć, po mnie jeszcze dwie. Córka i wnuczka. Tak moja matka wyobrażała sobie nasze życie. Wierzyła kiedyś, że dożyjemy naszych dni w spokoju, w domu w Harbinie, rozbudowując ten dom, kiedy będzie się pojawiał kolejny członek rodziny.
Położyłam się na poduszkach i otarłam łzę. Aby stworzyć rodzinę, potrzebowałam męża. Jednak tak przywykłam do życia bez miłości mężczyzny, że nie wiedziałabym nawet, od czego zacząć. Minęły cztery lata, odkąd dowiedziałam się o śmierci Dymitra, siedem, odkąd mnie porzucił. Ile jeszcze lat miałam spędzić w żałobie?
Diana siedziała za biurkiem, kiedy pojawiłam się w gazecie.
Wpadłam do jej gabinetu, żeby się przywitać.
– Co robisz w piątkowy wieczór, Aniu? – zapytała, dotykając palcami kołnierza swojej sukienki w stylu Givenchy.
– Nic szczególnego – odparłam.
– Chciałabym ci kogoś przedstawić. Może wpadniesz do nas na kolację, koło siódmej? Powiem Harry’emu, żeby cię przywiózł.
– Dobrze, ale kogo mam poznać?
Diana odsłoniła w uśmiechu perłowe zęby.
– Czy to zgoda, czy odmowa?
– Zgoda, ale nadal chciałabym wiedzieć, komu zostanę przedstawiona.
– Nie ufasz mi? – zapytała. – Czarującemu młodemu człowiekowi, jeśli musisz wiedzieć. Bardzo chce cię poznać, odkąd wpadłaś mu w oko na balu po turnieju o Puchar Melbourne. Mówi, że chodził za tobą przez cały wieczór, ale nie zwracałaś na niego najmniejszej uwagi. Co, jak mogłam się przekonać, jest do ciebie podobne, Aniu. To najprzystojniejszy mężczyzna w tej gazecie, ma znakomite poczucie humoru, a ty nawet nie powiedziałaś do niego: A sio.
Oblałam się rumieńcem. Moje zakłopotanie najwyraźniej jeszcze bardziej rozbawiło Dianę. Zastanawiałam się, czy w jakiś sposób odgadła moje dzisiejsze samopoczucie i od razu wymyśliła rozwiązanie.
– Włóż tę cudowną wieczorową suknię z krepdeszynu, którą kupiłaś na wyprzedaży. Wyglądasz w niej prześlicznie.
– Dobrze – odparłam, wytrącona z równowagi tym niezwykłym zbiegiem okoliczności. Czułam się tak, jakby Diana była dobrą wróżką i spełniała moje życzenie.
– Aniu! – zawołała, kiedy już wychodziłam.
– Tak?
– Nie rób takiej przerażonej miny, skarbie. Jestem pewna, że on nie gryzie.
Nikomu nie wspomniałam ani słowem o kolacji u Diany. Byłam z siebie dumna, że przystałam na spotkanie z młodym nieznajomym, choć ta myśl nadal mnie przerażała. Powiedzenie Betty i Ruselinie o kolacji oznaczało, że nie mogłabym się z tego wykręcić, nawet gdybym postanowiła zostać w domu.
Gdy nadszedł piątek, czułam niepokój i ogarnęły mnie wątpliwości. Nie chciałam jednak obrazić Diany. Włożyłam suknię, którą zasugerowała. Sukienka miała dopasowaną górę, szerokie ramiączka i spódnicę ze wstawkami. Stopy wsunęłam w jedwabne pantofelki o szpiczastych czubkach, a włosy zaczesałam z boku i spięłam spinką inkrustowaną imitacją brylantów.
O wpół do siódmej Harry podjechał po mnie granatowym chevroletem. Otwierając mi drzwi, zmrużył oczy przed wieczornym słońcem migoczącym na plaży.
– Po tych strasznych sztormach tak tu spokojnie – zauważył.
– Czytałam w gazecie, że w Nowy Rok ratownicy wyciągnęli z wody sto pięćdziesiąt osób – powiedziałam.
Harry usiadł za kierownicą i uruchomił silnik.
– Tak, na twojej plaży było najgorzej. Podobno sztorm przyniósł tyle wodorostów, że lina jednego z ratowników się w nich zaplątała. Wciągnęło go pod wodę, zaczął tonąć. Łódź ratunkowa nie mogła do niego dopłynąć.
– Mój Boże, nie słyszałam o tym – westchnęłam.
– Pomógł mu jeden z kolegów. – Harry skręcił w Bondi Road. – Mówią, że płynął jak torpeda. To Rosjanin. Może go znasz?
– Pewnie nie. – Pokręciłam głową. – Ostatnio chodzę na plażę dopiero wtedy, gdy wszyscy już z niej zejdą.
Harry roześmiał się głośno.
– Diana wspominała, że ciężko pracujesz – powiedział.
Diana i Harry mieszkali w domu w stylu Tudorów, wychodzącym na Rose Bay. Kiedy wjechaliśmy na podjazd, Diana, oszałamiająca w sukni z czerwonego jedwabiu, wybiegła na powitanie.
– Chodź, Aniu. – Poprowadziła mnie do środka niczym partnerka w tangu. – Poznasz Keitha.
Wnętrze domu było przestronne, z modnymi białymi podłogami i ścianami. Wnęki w przedpokoju zabudowane były regałami, na których ustawiono fotografie Diany ze znanymi osobami oraz drobiazgi zwożone przez nią z całego świata. Przystanęłam, żeby popatrzeć na kolekcję porcelanowych świnek kupionych w Londynie i zachichotałam. Mimo światowego stylu życia Diana nie traktowała siebie zbyt poważnie.
Zaciągnęła mnie do salonu i niemal popchnęła w ramiona młodego człowieka, który siedział na rozkładanej sofie. Na nasz widok wstał, a na jego gładko ogolonej twarzy pojawił się uśmiech.
– Witam. – Wyciągnął do mnie dłoń. – Jestem Keith.
– Witam, Ania. – Potrząsnęłam jego ręką.
– No dobrze. – Diana poklepała mnie po plecach. – Idę dopilnować kolacji, a wy sobie porozmawiajcie.
Z tymi słowami opuściła pokój. Harry właśnie wchodził z butelką wina w ręce, ale Diana przejęła go i pociągnęła za sobą, jak kiepskiego aktora, który w nieodpowiednim momencie wyskakuje na scenę.
Keith odwrócił się do mnie. Był przystojnym mężczyzną, miał kobaltowe oczy, jasne włosy, kształtny nos i pełne wargi.
– Diana mówi o tobie wspaniałe rzeczy – powiedział. – Najwyraźniej przy kolacji mam usłyszeć jakąś historię o ryżu.
Zarumieniłam się. Diana nie powiedziała mi o Keicie ani słowa. Inna sprawa, że nie pytałam.
– Keith pracuje w redakcji sportowej. – Harry wszedł do pokoju z półmiskiem serów, dzięki czemu nie musiałam dłużej robić z siebie idiotki. Uświadomiłam sobie, że pewnie stał pod drzwiami i podsłuchiwał.
– Naprawdę? Cudownie. – Pomyślałam, że mówię jak Diana.
Harry mrugnął do mnie zza pleców Keitha. Diana wśliznęła się do salonu z tacą krakersów ozdobionych połówkami oliwek. Pewnie też czekała pod drzwiami.
– Tak – oznajmiła. – Dostał nagrodę za reportaż o Pucharze Melbourne.
– Cudownie – powtórzyłam, patrząc na Keitha. – Ja nie. Najwyraźniej uznali, że mój artykuł o kapeluszach jest nie dość interesujący.
Keith szeroko otworzył oczy, ale kiedy Harry i Diana wybuchnęli śmiechem, poczuł się bezpiecznie i im zawtórował.
– Dziewczyna z poczuciem humoru – stwierdził. – To lubię.
Harry wniósł stół na oszkloną werandę. Diana przykryła blat kremowym obrusem i ustawiła na nim granatową zastawę. U podstawy świecznika ułożyła gałązki fuksji. Już od dawna nie miałam do czynienia z taką niewymuszoną elegancją. Podobny efekt osiągał kiedyś mój ojciec. Potarłam rąbek płóciennego obrusu i podziwiałam stołowe srebra. Na środku stołu Diana ustawiła misę z różami stulistnymi, wdychałam ich słodki zapach. Płomień świecy zadrżał i ujrzałam w cieniu Siergieja z naręczem weselnych róż. Z ciemności napłynął ku mnie Dymitr i ujął moje ręce.
– Puść, Dymitrze. Proszę – powiedziałam bezgłośnie.
Po chwili ujrzałam jednak, że siedzi w wannie pełnej płatków róż. Czerpał wodę dłońmi złączonymi w miseczkę. Im więcej pił, tym robił się lżejszy, w końcu zaczął znikać.
Читать дальше