– Zmarzły śliczności – powiedziała. – Przynieście jakiś kocyk.
Lady Durham sięgnęła nierozważnie po kocyk należący do małego księcia. Na to syn królowej też zaczął płakać.
– Herzleib, nein! – krzyknęła królowa i oddała w końcu dziecko zaniepokojonej matce, a sama wzięła w ramiona księcia. – Lordzie Randolph, proszę nam przynieść jeszcze jeden kocyk. Szybko, szybko!
Somerton zawahał się, ale w końcu puścił się biegiem w stronę pałacu. Teraz płakało już dwoje dzieci: książę i córeczka lady Durham. Żadna z kobiet nie wiedziała, co zrobić, żeby je uspokoić.
– Lord Rothgar! – zawołała Charlotte, jakby nagle pojawiło się wybawienie. – Prosimy cię tutaj, panie. Musisz uspokoić nasze dzieci.
Mały książę zamilkł na sam widok Rothgara. Nikt nie Wiedział, dlaczego. Chłopczyk tylko patrzył na niego swoimi wielkimi oczkami. Jedynie dziewczynka jeszcze płakała, ale była chyba coraz bardziej zmęczona.
A markiz odwrócił się na pięcie i odszedł.
Wszyscy patrzyli z otwartymi ustami za człowiekiem, który złamał wszelkie możliwe reguły. Diana nie była w stanie wytrzymać napięcia. Podciągnęła lekko spódnice -i ruszyła za nim w pościg. Przebiegła alejkę, a następnie skręciła na trawnik, ponieważ wydawało jej się, że tak będzie szybciej. W końcu dopadła go przy zegarze słonecznym. Zatrzymał się tak nagle, jak ruszył.
– Co… co się stało? – wydyszała. Rothgar milczał dosyć długo aż w końcu wyrzekł:
– Nie mogę znieść płaczących dzieci. Jego siostra. I matka.
– Po prostu zrobiło jej się zimno – zauważyła. Odwrócił się do niej i z ulgą stwierdziła, że wygląda normalnie, jest tylko nienaturalnie blady.
– Wiem.
– Obraziłeś królową – dodała.
– Wiem – powtórzył. – Pójdę ją przeprosić, kiedy… kiedy dziecko przestanie płakać.
Diana skinęła głową.
– Chyba straciłeś w jej oczach jako kandydat na moj go męża – rzuciła lekko.
Coś jakby cień uśmiechu pojawiło się na jego wargacl
– Przypadkowa korzyść.
Dopiero teraz dotarło do niej, że są sami w odosobnid nym miejscu. Nie było ich widać ani z okien pałacu, ani z dalszej części ogrodu. Cudowne miejsce, żeby choć na chwilę przytulić się do niego.
Nie, to zbyt niebezpieczne.
Płacz dziecka, który jeszcze przed chwilą do nich dobiegał, ustał zupełnie. Diana zaczęła się zastanawiać, co spowodowało tak gwałtowną reakcję Beya. Nie było to szaleństwo, ponieważ wyglądał zupełnie normalnie. Raczej potrzeba osłaniania słabszych, która została mu po tym, co się stało.
Ale wobec tego, ileż musiała go kosztować ta ucieczka? I czy potrafiłby wytrzymać płacz noworodka?
Dzieci mają to do siebie, że płaczą, pomyślała.
Rothgar podał jej ramię.
– Musimy wracać, lady Arradale.
Diana z ulgą wsparła się na nim. Tak pragnęła być blisko niego już zawsze. Niestety, wiedziała, że za chwilę znów bę-da musieli się rozstać.
– Jak wyjaśnisz to, że za mną pobiegłaś? – spytał ją jeszcze.
– Sama nie wiem. Chyba powiem, że myślałam, że królowa kazała mi to zrobić – improwizowała.
– Bardzo dobrze. Może nawet uwierzy, że rzeczywiście Wydała taki rozkaz – powiedział. – Król wmawia jej różne rzeczy, co?
Oboje szczerze się roześmiali. To było ich pierwsze spotkanie tylko we dwoje od czasu podróży i oboje czuli się tak, luk by witali drogiego przyjaciela po bardzo długiej rozłące.
Diana nagle posmutniała. Za chwilę mieli się znów rozłączyć.
Nieuchronnie zbliżali się do królowej i jej dworu. Wciąż Jednak byli niewidoczni. Pod wpływem nagłego impulsu pchnęła Rothgara w stronę najbliższego drzewa i pocałowała go mocno w usta.
Poraziła ją intensywność doznania. Już zapomniała, jakie to uczucie.
Bey ze zdziwieniem dotknął swoich warg.
– Nie możemy. To niebezpieczne – rzucił. Przypomniała sobie jego uwagi na temat ścian, które
maja uszy, a także oczy. Być może dotyczyło to całego otoczenia pałacu.
W końcu wyszli na otwartą przestrzeń, tuż koło dworu krolowej. Nie było tu już ani lady Durham z jej maleństwem, ani monarszego syna.
Lordzie Rothgar! – wykrzyknęła Charlotte na jego widok. – Proszę tutaj!
Markiz puścił rękę Diany i podszedł skruszony do królowej.
– I lady Arradale także!
Diana również zbliżyła się i skłoniła w poczuciu winy.
– Opuściłaś nas pani bez pozwolenia! I odwróciłaś się do nas tyłem!
Hrabina skłoniła się jeszcze niżej.
– Przepraszam, Waszą Królewską Mość, ale wydawało mi się, że Wasza Królewska Mość kazała mi pobiec za lordem.
Charlotte wciąż patrzyła na nią nieufnie.
– Czy aby? A pan, lordzie? Co pana zmusiło do odejścia? Rothgar pochylił się w ukłonie.
– Przepraszam Waszą Królewską Mość, ale nie mogę znieść płaczu dzieci. Wasza Królewska Mość będzie w swej mądrości wiedziała, dlaczego.
Królowa skrzywiła się lekko, ale pokiwała głową. Przez chwilę zastanawiała się, co robić dalej, ale uznała chyba, że najlepiej będzie puścić ten incydent w niepamięć.
– Więc być może, nie powinieneś, panie, mieć dzieci -zauważyła tylko.
– Sam tak uważam, najjaśniejsza pani. Chociaż królowa nie wyciągnęła żadnych konsekwencji
wobec Rothgara, to jednak postanowiła traktować go surowo.
– Co więc cię tu przywiodło, skoro nie lubisz dzieci? Markiz nie sprostował, chociaż było to dla niego krzywdzące.
– Pomyślałem, że lady Arradale może będzie chciała uzupełnić swoją garderobę przed balem, najjaśniejsza pani – odparł. – O ile wiem, nie spodziewała się balu maskowego. Mój sekretarz przyjmie od niej zamówienie i dostarczy wszystko, czego zażąda.
– Lady Arradale? – królowa zwróciła się do niej chłodno. – Co powiesz, pani, na taką propozycję?
Diana najchętniej poszłaby do kupców z Beyem. potrzebowała żadnych pośredników. Oboje najlepiej sobie poradzili.
– Rzeczywiście brakuje mi stroju na bal, najjaśniejsza pani
Charlotte zmarszczyła brwi. 288
– Tylko po co załatwiać to przez służącego – rzekła, jakby zgadując myśli hrabiny.
W tym momencie pojawił się lord Randolph, powiewając białym kocykiem, który w końcu dostał od jednej ze flużących. Był bardzo poirytowany, kiedy okazało się, że tmly Durham już opuściła towarzystwo.
– Odnieś, panie, kocyk – poleciła mu królowa. – Albo nie zostaw go tutaj. Pójdziesz, panie, z lady Arradale i panią Haggerdorn do sklepów bławatnych. Możecie też skorzystać z usług królewskich krawców. Są przyzwyczajeni do krótkich terminów.
Rothgar stał nieporuszony. Dianie chciało się płakać. Głdyby za nim nie pobiegła, spędziliby razem jedną lub dwie godziny. A tak będzie musiała wysłuchiwać komplementów albo przechwałek Somertona.
Na pociechę przypomniała sobie ich pocałunek. Uzna-la ze było warto i że czuje się teraz silniejsza.
Natomiast nie miała najmniejszej ochoty na zakupy, chociaż londyńscy kupcy ustępowali podobno jedynie paryskim. Usłuchała jednak królowej i już po kilkunastu minutach była gotowa do wyjścia.
Pojechali otwartym koczem lorda Randolpha. Oczywi-SCIE na Bond Street, która była o tej porze potwornie za-
tloczona. Diana początkowo miała zamiar załatwić wszyst-tko szybko, ale potem stwierdziła, że jest to dobra okazja, by ostudzić nieco jego małżeńskie zapały.
– To tylko parę drobiazgów – poinformowała go, wcho-dzac do pierwszego składu.
Читать дальше