Ostrożności nigdy nie za wiele! pomyślał markiz.
Kolejny automat, który podarował królowi, był już znacznie prostszy i, jak mu się zdawało, całkowicie bezpieczny. Czy to samo będzie można powiedzieć o mechanizmie D'Eona? Rothgar miał wrażenie, że krąg, który go otaczał, a pośrednio także króla, zaczął się powoli zacieśniać.
Nagle uderzyła go myśl, że to D'Eon stoi za pomysłem wydania Diany za mąż. Jak do tej pory król nie wykazywał tyle determinacji nawet w najważniejszych dla kraju sprawach. Znaczyło to, że ktoś nim manipuluje. D'Eon często bywał na dworze i Jerzy chętnie z nim rozmawiał.
Tylko po co?
Żeby zemścić się za dwóch zabitych Francuzów? Nie, niemożliwe. Sprawa była zbyt świeża. D'Eon nie mógł się domyślać, że Diana jest tak doskonałym strzelcem.
A może sam chciał się z nią ożenić?
To było już bardziej przekonujące. Należał do ludzi ambitnych, lecz pozbawionych majątku. A małżeństwo z angielską arystokratką otwierało przed nim nieograniczone możliwości szpiegowania. Było to moralnie obrzydliwe, ale Rothgar wiedział, że Francuz jest do tego zdolny.
Ale jedna sprawa była wątpliwa. Jak to już powiedział Dianie, męskość D łEona stała pod znakiem zapytania. Wiadomo było, że nie unika flirtów, ale też nie ma żadnych kochanek.
Co więcej, Francuz spędził sporo czasu na dworze carycy Rosji w… kobiecym przebraniu. Oczywiście szpiegował wtedy na rzecz króla Francji. Wielu wątpiło w prawdziwość tej historii, ale Rothgar osobiście sprawdził wszystkie fakty. Nie wiedział tylko, czy D'Eon jest mężczyzną, kobietą, czy może hermafrodytą.
Niezależnie od swojej płci, pozostawał jednym z najzręczniejszych francuskich polityków. Brakowało mu tylko poważnego sukcesu, żeby zostać prawdziwym ambasadorem. Mogła to być na przykład zgoda na pozostawienie Dunkierki w niezmienionym kształcie.
Rothgar pokiwał głową. Wiele wskazywało na to, że D'Eon traktował go jak osobistego wroga. Często rozmawiał z królem i musiał dowiedzieć się, że markiz kategorycznie domaga się zburzenia fortyfikacji.
Powóz zatrzymał się przed Malloren House. Rothgar wysiadł i przeszedł od razu do swojego gabinetu. Zrobiło się zbyt późno na jakiekolwiek odwiedziny. Będzie musiał jutro pamiętać o żonie woźnicy.
Usiadł przy biurku i podparł głowę rękami. Pojedynek z Currym był majstersztykiem. Nikt by nie powiedział, że to robota Francuzów. Ale już atak na drodze nie należał do najzręczniejszych posunięć. Być może zainicjował go sam de Couriac, poruszony tym, że zdobycz wymknęła mu się z rąk.
Skoro zamachowcy posuwają się do bandyckich napaści, czego jeszcze można się po nich spodziewać?
Strzału z tłumu? Być może. Nie powinien jednak żyć w ciągłym strachu. Musi wypełniać swoje obowiązki. Poza tym, jeśli D'Eon znowu przejął inicjatywę, może chyba oczekiwać czegoś bardziej wyrafinowanego.
Markiz na chwilę zakrył twarz rękami. Niepotrzebnie powiedział Dianie o podwójnym rządzie. Jeśli D'Eon zorientuje się, że go szpieguje, znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wystarczy, że zdradzi się ze znajomością francuskiego, żeby wzbudzić jego podejrzenia.
Diana! Co się z nią teraz dzieje?
Czy D'Eon ma jakieś plany względem jej osoby?
Rothgar nie wątpił, że Francuzi przywarują na jakiś czas. Nie mogą już sobie pozwolić na otwarty atak, a nawet na to, by połączono z ich krajem kolejną próbę zabójstwa. Wbrew pozorom, de Couriac bardzo przysłużył się markizowi. D'Eon musi teraz bardzo uważać, żeby nie popaść w niełaskę.
Spojrzał na stos petycji leżących na stole. Wolał przeglądać je sam, chociaż mógł to za niego zrobić Carruthers. Między próbami wyłudzenia pieniędzy, czy prośbami prawdziwych przestępców, znajdowały się takie, którymi warto się było zająć. Na przykład ta, od pani Tulliver. Jej jedyny syn został skazany na deportację za kradzież surduta jakiegoś dżentelmena. Młodzieniec zrobił to z głupoty, po to, żeby lepiej zaprezentować się swojej dziewczynie. A surowość kary była oczywiście związana z pozycją owego dżentelmena.
Rothgar odłożył petycję na oddzielny stosik. Będzie się musiał tym zająć w ciągu najbliższych dni, zanim statek nie odpłynie do Australii. W kilku następnych znajdowały się prośby o pieniądze, jak również sprawy, które wymagały głębszego namysłu. Markiz odsunął je wszystkie.
Myślami wciąż był przy Dianie.
Przez chwilę zastanawiał się, co zrobić, żeby przynajmniej chronić ją przed D'Eonem. W końcu uśmiechnął się do siebie szatańsko. Miał pewien plan. Jako oficjalny przedstawiciel Ludwika XV, D'Eon był oczywiście nietykalny, ale można było inaczej dobrać mu się do skóry.
Natychmiast posłał po swojego drugiego sekretarza, Josepha Graingera. Carruthers pełnił wyłącznie funkcje oficjalne, natomiast młody Joseph, z wykształcenia prawnik, zajmował się takimi, które wymagały spokoju i dyskrecji.
– Witaj, Joseph. Przygotuj mi listę wierzycieli D'Eona -zadysponował. – Tę samą, którą przesłałeś mi do Arradale.
– Zaraz ją przyniosę – rzekł młodzieniec, a widząc zdziwioną minę chlebodawcy, dodał: – Przygotowałem wszystkie dokumenty związane z D'Eonem, panie. Mam jeszcze więcej materiałów.
Rothgar skinął z uznaniem głową. Nigdy dotąd nie zawiódł się na inteligencji Graingera. Po chwili na jego biurku leżały odpowiednie dokumenty lub ich kopie.
– Świetnie.- ucieszył się markiz. – Widzę, że jego finanse są w strasznym stanie. Nie ma już pieniędzy na amba-sadorskie wydatki. Jest zadłużony po uszy.
– Chcesz, panie, wykupić jego długi – domyślił się Grainger.
– Właśnie! – Energicznie wstał od biurka. – Rozpuść plotki, że jest wypłacalny.
– A nie jest? Rothgar machnął ręką.
– W tej sytuacji można powiedzieć, że ryzyko jest minimalne.
Grainger, który należał do ludzi niezwykle oszczędnych, spojrzał na niego z przyganą, ale oczywiście nic nie powiedział.
– A, i jeszcze jedno. – Markiz podniósł dłoń do skroni. -Trzeba nasilić obserwację D'Eona. Chcę wiedzieć z kim i kiedy się spotyka. I przyślij mi jeszcze Rowcupa. Idę się przebrać.
Kiedy wrócił po dziesięciu minutach do gabinetu, zastał tam grubiutkiego człowieczka rozpartego w fotelu i raczącego się jego cygarem. Parę lat temu uratował go od stryczka i od tego czasu Rowcup był mu wierny niczym pies. Od razu też wstał na powitanie.
– Wszystko gotowe, panie.
Rowcup należał do najgenialniejszych fałszerzy, jakich znał. Dla niego to zajęcie było bardziej sztuką niż przestępstwem. Rothgar zatrudniał go oficjalnie jako kopistę, ale co jakiś czas wykorzystywał w innych celach. Na dziś Rowcup przygotował zaszyfrowany list dla D'Eona od króla Francji. Markiz sam opracował jego treść, dlatego teraz pokręcił jeszcze głową.
– Chcę, żebyś do pochwał dodał parę słów – powiedział. -Że jako król rozumiem jego sytuację finansową i obiecuję pokryć wszelkie wydatki. Nawet, gdyby de Guerchy został ambasadorem.
– Zaraz to zrobię – zadeklarował Rowcup. – I tak na trudniejszy jest zawsze sam początek.
Po skończeniu listu zapieczętował go pieczęcią, którą sam zrobił i spojrzał na markiza, oczekując pochwały.
– Doskonale, Rowcup.
Pozostawało jeszcze dołączyć pismo do tajnej korespondencji, którą dostawał D'Eon. Nie było to trudne, ponieważ Rothgar znał skrzynkę kontaktową Francuzów. W końcu wyszedł z gabinetu, myśląc, że to koniec na dzisiaj, ale w korytarzu złapał go Carruthers z listem od Merlina.
Читать дальше