Diana otworzyła drzwi do swego pokoju, a potem zatrzasnęła je z hukiem. Oparła się o nie plecami i stwierdziła, że jest zazdrosna. Zazdrosna o panią de Couriac, której tak szybko udało się to, na co ona czekała od ładnych paru dni.
Co za ironia, pomyślała, zdejmując swój czepek. Przecież ta kobieta jest zamężna, więc nie powinna się tak zachowywać. Tylko osoba wolna, tak jak Diana, mogła w ten sposób prowokować mężczyzn. Przypomniała sobie, jak Francuzka oblizywała palce i położyła dłoń na swoich ustach.
Nie, to nie tak. Brakowało jej czegoś uwodzicielskiego, czegoś, co jak ją kiedyś przekonywała Rosa, mają tylko kurtyzany.
Podeszła do okna i swoim zwyczajem otworzyła je na oścież. Jakiś spóźniony powóz nadjeżdżał od strony Yorku. Jak przyjemnie byłoby wyjść i cieszyć się wolnością. Niestety, zapewne wszyscy w oberży wiedzą, że przyjechała tu w towarzystwie lorda Rothgara.
Przypomniała sobie, jak przed rokiem odgrywała rolę pokojówki Rosy. Cieszyło ją to, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Służąca zawsze mogła pójść, gdzie chciała. Miała też prawo do przyjaznej pogawędki z jakimś woźnicą czy lokajem lub nawet flirtu.
Przez chwilę zastanawiała się nad Clarą, która była mniej więcej jej wzrostu. Hrabina potrafiła też naśladować jej akcent z Yorkshire. Jednak nie, bez odpowiedniego makijażu nie miała najmniejszych szans. Ktoś mógłby ją natychmiast rozpoznać.
Oczywiście Rothgar mógł wyjść, gdy tylko miał na to ochotę. Wszyscy by go poznali, ale wcale by się tym nie przejął. Diana nie wiedziała, dlaczego mężczyźni nawet w tym względzie mieli większe prawa, ale fakt pozostawał faktem. Powszechnie zakładano, że kobieta nie potrafi się bronić. A przecież wczoraj wykazała, że jest co najmniej równie dobrym strzelcem jak markiz.
Uśmiechnęła się do siebie na myśl o tym, żeby wyjść na dwór z pistoletami. Nie, musi przecież grać prawdziwą, a więc słabą i omdlewającą damę. Inaczej zamkną ją szybko w domu dla psychicznie chorych.
Diana była raz w takim miejscu i nie chciała już nigdy tam wracać. Stało się to zaraz po raporcie komisji parlamentarnej. Właśnie wtedy pojechała do Yorku, żeby sprawdzić, czy nie trzyma się tam pokrzywdzonych kobiet.
Miejsce było dobrze utrzymane, a siostry zakonne wyglądały na oddane swoim pacjentom. W zgiełku i tumulcie, jaki tam panował, trudno było ocenić, które osoby są normalne, a które nie. A jeśli ta kobieta, która wyznała jej, że jest indyjską księżniczką mówiła prawdę?! Nie, niemożliwe! Miała przecież piegi i mówiła z miejscowym akcentem. Diana nabrała wówczas przekonania, że nawet człowiek normalny, który trafi w takie miejsce, po jakimś czasie musi zwariować. Lodowate kąpiele, którymi leczono chorych, mogły jeszcze przyspieszyć ten proces.
Brr! Nagle poczuła, że zrobiło jej się zimno. Podeszła do okna, żeby je zamknąć, ale nagle zastygła z wyciągniętymi rękami. Z dołu dobiegła do niej rozmowa po francusku. Od razu zorientowała się, że ma ona dosyć burzliwy przebieg. Pan de Couriac zapewne zdecydował się wypomnieć żonie jej wiarołomność.
– Ależ próbowałam! – syknęła kobieta i rozejrzała się dokoła.
Diana nadstawiła uszu.
– Za mało. Widziałem, że mu się podobasz.
– To co mam zrobić?! Iść nago do jego sypialni?!
– Tak, jeśli tego wymaga interes kraju.
– On nie jest taki, Jean-Louis. Sam musiałby mnie poprosić. Głos mężczyzny niemal przeszedł w krzyk. Francuz zupełnie nie przejmował się tym, że ktoś może ich słyszeć.
– To zrób coś, żeby cię poprosił!
– Cii… Sama nie wiem… Aa! – Kobieta wydała pełen bólu okrzyk, a Diana wychyliła się, żeby sprawdzić, co dzieje się na dole. Pan de Couriac trzymał żonę za ramię i zapewne ścisnął ją tak mocno, że zabolało.
– Proszę, Jean-Louis! Będę próbować.
Mężczyzna rozejrzał się dokoła. Nie spojrzał w górę, ale Diana i tak wolała wycofać się do swego pokoju. Więc to sam pan de Couriac stręczył markizowi żonę. Ale po co? Dla pieniędzy? A może po to, by go zabić? Hrabina przypomniała sobie, jak Elf opowiadała o tym, że ktoś próbował zabić jej brata w pojedynku. A może chodziło o szantaż? Nie, raczej niemożliwe. To kobieta w takich sytuacjach miała więcej do stracenia. Więc jednak pojedynek. Gdyby pan de Couriac przyłapał markiza ze swoją żoną, Rothgar musiałby dotrzymać mu pola. To prawda, że jest doskonałym szermierzem, ale na świecie na pewno są lepsi.
Pełna złych przeczuć zadzwoniła po Clarę i wyjrzała za okno. Francuzi gdzieś zniknęli.
– Claro, pójdź teraz do markiza i przekaż, że proszę o chwilę rozmowy – powiedziała Diana, kiedy pokojówka zjawiła się w jej pokoju.
Czekając, zastanawiała się, jak ostrzec Rothgara. Clara wróciła szybciej niż się spodziewała.
– Markiza nie ma w jego pokoju, pani.
Czyżby już znalazł się w ramionach madame de Couriac? Nie, to za szybko. Popełnił dużą nieostrożność wychodząc w nocy ze swojego pokoju, a może i z oberży.
– Wobec tego przekaż jego lokajowi, że chcę rozmawiać z markizem, gdy tylko wróci.
– Tak, pani.
Clara wyszła z pokoju, a Diana zaczęła ponownie analizować rozmowę Francuzów. Nagle przyszło jej do głowy, że mogą też być szpiegami. Wydawało jej się, że de Couriac wspomniał coś o dobru kraju.
Przypomniała sobie papiery, które widziała u Rothga-ra. Część z nich na pewno była tajna. Być może Francuzi chcieli je wykraść.
Diana odetchnęła z ulgą. Gdyby jej domysły okazały się słuszne, życie markiza nie byłoby w niebezpieczeństwie. Doprawdy Rothgar niepotrzebnie włóczył się po nocy.
Zaczęła chodzić po swoim wygodnym pokoju, czując się w nim jak w klatce. W końcu nie wytrzymała i narzuciwszy lekką pelerynę wyszła na zewnątrz. Ludzie zwracali na nią uwagę, ale nie budziła sensacji. Starała się trzymać tylko dobrze oświetlonych miejsc. Kiedy znalazła się przed oberżą, zauważyła, że Rothgar żegna się z zażywnym mężczyzną, wyglądającym na wiejskiego prawnika. Zaraz potem zobaczyła francuskie małżeństwo przechadzające się nieopodal. Śmiało podeszła do markiza.
– Czy mogłabym z tobą porozmawiać, panie? – spytała, rozglądając się nerwowo.
– Ależ z największą rozkoszą – odrzekł, składając jej ukłon.
Pomyślała, że mógłby sobie darować te dworskie maniery. Zaproponowała przechadzkę, a kiedy znaleźli się daleko od de Couriaców, chwyciła go za ramię.
– Podsłuchałam przypadkiem rozmowę tych Francuzów – szepnęła podniecona.
– I?
Krew nabiegła jej do policzków i zmieszana opuściła rękę.
– Em, de Couriac chciał skłonić żonę, żeby… żeby ci się, panie, oddała – wyrzuciła z siebie w końcu.
– Odniosłem wrażenie, że wcale nie trzeba jej do tego skłaniać – powiedział z niezmąconym spokojem.
– Pani de Couriac jest niebezpieczna.
– Wszystkie kobiety są niebezpieczne – stwierdził sentencjonalnie.
– Ale ja, panie, nie chcę cię zabić! – wypaliła. Rothgar uśmiechnął się lekko.
– Chciałbym mieć tę pewność – rzekł z westchnieniem. -Przecież już raz próbowałaś zabić mojego brata. Ale, ale, zbaczamy z głównego tematu. Powiedz pani, dlaczego tak mnie straszysz panią de Couriac?
Jej obawy wydały się nagle przesadzone.
– Em, wydaje mi się, że mogą być szpiegami. – Diana starała się pozbierać rozbiegane myśli. – To pewnie głupie, ale mówili coś, że to dla dobra kraju i… w ogole – zakończyła niezręcznie.
Читать дальше