Na dole powitała mnie ulica. Do matki trzeba jechać tramwajem. Ale teraz już przyszło mi na myśl: przecież nie mam pieniędzy, postanowiłem więc, że pójdę piechotą. Żeby zebrać siły, przystanąłem na minutkę na placu, przy tamtej ławce. Przede mną, tam gdzie zaraz pójdę i gdzie ulica zdaje się wydłużać, rozszerzać i ginąć w nieskończoności, nad niebieszczącymi się wzgórzami obłoki były już fioletowe, a niebo miało barwę purpury. Wokół mnie też jakby się coś zmieniło: zmalał ruch, spowolniały ludzkie kroki, ścichły głosy, złagodniały oczy, a twarze jakby zwróciły się ku sobie. To była ta szczególna godzina – nawet teraz, nawet tu – najmilsza godzina w obozie, i ogarnęło mnie jakieś ostre, bolesne uczucie daremności: tęsknota za nią. Nagle wszystko się ożywiło, wszystko tu było i spiętrzyło się we mnie, zaskakiwały mnie osobliwe nastroje, przeszywały dreszczem krótkie wspomnienia. Tak, w pewnym sensie bardziej czyste i prostsze było tam życie. Wszystko przyszło mi na myśl i myślałem o wszystkich, także o tych, którzy mnie nie obchodzili, i o tych, dzięki którym mogłem tu teraz być: o Bandim Citromie, Piętce, Bohuszu, lekarzu i tylu innych. I po raz pierwszy pomyślałem o nich z odrobiną wyrzutu, z jakimś serdecznym gniewem.
No, ale nie przesadzajmy, przecież to właśnie puenta: jestem tu i dobrze wiem, że przyjmę każdy argument za to, że mogę żyć. Tak, kiedy rozejrzałem się po tym placu o zmierzchu, po tej zniszczonej, a jednak pełnej obietnic ulicy, czułem, jak zbiera się we mnie, narasta gotowość: będę ciągnął moje życie, które nie nadaje się do tego, by ciągnąć je dalej. Czeka na mnie matka i na pewno bardzo się mną ucieszy, biedaczka. Pamiętam, że kiedyś chciała, bym został inżynierem, lekarzem czy kimś w tym rodzaju. I tak będzie, z całą pewnością, tak jak sobie tego życzy; nie ma takiego absurdu, którego nie moglibyśmy w sposób naturalny przeżyć, a na mojej drodze, już teraz to wiem, czeka na mnie, niby jakaś nieunikniona pułapka, szczęście. Przecież nawet tam, przy kominach, w przerwach między udrękami, też było coś na kształt szczęścia. Każdy pyta tylko o rzeczy trudne, o „koszmary”: choć mnie chyba to przeżycie pozostanie najbardziej w pamięci. Tak, przy najbliższej okazji, kiedy mnie znów zapytają, muszę im opowiedzieć o szczęściu obozów koncentracyjnych.
Jeśli zapytają. I jeśli sam nie zapomnę.
***
[1]Faszystowskie formacje, do których wcielano ofiary prześladowań politycznych, a więc komunistów, Żydów i członków mniejszości narodowych. Wysyłani bez broni na front, wykonywali najniebezpieczniejsze zadania, jak na przykład rozminowywanie (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki)
[2]Założona w 1921 roku organizacja młodzieżowa, skupiająca chłopców w wieku od 13 do 21 lat, którzy uczestniczyli w obowiązkowym przeszkoleniu wojskowym
[3]Incipit ballady J.W. Goethego Król olch, w polskim przekładzie Wisławy Szymborskiej: „Noc padła na las, las w mroku spał…”
[4]Właściwie – fun (jid.) – z.
[5]Właściwie kenyer (węg.).
[6]Chodzi o pozostający pod opieką ambasady Królestwa Szwecji dom dla Żydów, gdzie bezpiecznie mieszkali od marca do października 1944 roku.
[7]15 października 1944 roku ukazała się tzw. ustawa żydowska.
[8]Nad Dunajem faszyści rozstrzeliwali Żydów, ciała wrzucano do rzeki.